„Przyjaciółka potraktowała mnie jak paczkę chusteczek. Wypłakała się, wysmarkała w mój rękaw, a potem porzuciła w kąt”

Wykorzystana przyjciółka fot. Adobe Stock, Graphicroyalty
„Zrozumiałam, że przyjaciółka nigdzie nie wyjechała. Wyprawiła urodziny w modnym klubie, tak jak planowała. Tyle tylko, że mnie na nie nie zaprosiła. Potwornie mnie to zabolało. Aż się popłakałam. >>Zawsze byłam wobec niej lojalna, serdeczna. A ona? Znowu o mnie zapominała<<”.
/ 12.08.2022 13:15
Wykorzystana przyjciółka fot. Adobe Stock, Graphicroyalty

Znajomi mówią, że nie powinnam jej pomagać. Przecież mnie wykorzystywała, zawiodła. Ale ich nie posłucham. Będę wspierać Dagmarę. Niezależnie od tego, czy to doceni. Jestem jej przyjaciółką.

Dagmara od razu mi zaimponowała. Była taka pewna siebie, przebojowa… Świetnie wyglądała, potrafiła znaleźć się w każdej sytuacji. Na przerwach zawsze otaczał ją wianuszek koleżanek wpatrzonych w nią jak w obrazek, gotowych spełnić każde jej życzenie.

A ja? Ja byłam zwykłą szarą myszką. Nieśmiałą, zakompleksioną, niezbyt ładną. Zawsze stałam gdzieś z boku, nie pchałam się na pierwszy plan. Dagmara mnie tolerowała, ale rzadko zwracała na mnie uwagę. Nie miałam do niej o to pretensji. Cieszyłam się, że w ogóle dopuściła mnie do siebie.

Po maturze fanklub Dagmary się rozpadł. Każda z dziewczyn poszła w swoją stronę. Niektóre powychodziły za mąż, inne poszły na studia i znalazły nowych przyjaciół. Ja byłam wyjątkiem. Trwałam przy niej niezmiennie, tak jak w szkole. Z ostatniego miejsca w szeregu awansowałam na pierwsze. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.

Wysoka pensja, służbowy samochód. A ja?

To do mnie przychodziła ze swoimi problemami, to mnie zwierzała się z nieszczęśliwych miłości. Wystarczyło, że zadzwoniła i poprosiła o pomoc, a już byłam przy niej. Cieszyłam się, że taka dziewczyna prosi o wsparcie właśnie mnie.

– Wiesz, jesteś naprawdę kochana. Potrafisz cierpliwie wysłuchać, w razie potrzeby także doradzić… Jak prawdziwa przyjaciółka – mówiła, gdy wyciągałam ją z kolejnego kryzysu.
Miałam cichą nadzieję, że odwzajemni mi się tym samym. Niestety, kiedy złe chwile mijały, znikała z mojego życia. Nieraz dzwoniłam do niej, prosiłam o spotkanie, radę.

– Wiesz, jestem strasznie zajęta, może jutro? – wykręcała się.

A następnego dnia znowu znajdowała wymówkę. W tamtych chwilach było mi potwornie przykro, ale jakoś to wytrzymywałam. „Przecież ona żyje zupełnie inaczej niż ja, na pewno nie ma czasu” – tłumaczyłam sobie.

Rzeczywiście, Dagmara parła przez życie jak czołg podczas bitwy pod Kurskiem. Skończyła studia i szybko znalazła świetną pracę w marketingu. Zaczęła otaczać się ludźmi sukcesu. Wysoka pensja, eleganckie przyjęcia, stroje, służbowy samochód. A ja?

Pochodzę z biednej rodziny i z powodów materialnych musiałam zrezygnować z dalszej nauki. Zaczęłam pracować w sklepie, po kilku latach awansowałam na kierowniczkę zmiany. Cóż jednak z tego, skoro daleko mi było do stylu życia mojej przyjaciółki.

Ubrania kupowałam głównie w lumpeksach, a do pracy jeździłam autobusem… Dzieliła nas przepaść. Mimo to nie czułam się gorsza. Byłam dumna z tego, co udało mi się osiągnąć.
Zbliżały się trzydzieste urodziny Dagmary. Wiedziałam, że planuje wielką imprezę w znanym klubie.

– Zobaczysz, poszalejemy do białego rana – mówiła podekscytowana.

Szykowałam się na to jak na wesele

Za wszystkie oszczędności kupiłam jej drogi prezent, a sobie ekstra kreację. W butiku, a nie w lumpeksie. Nie chciałam wyglądać jak Kopciuszek. Cieszyłam się, że wreszcie poznam jej znajomych, choć przez chwilę otrę się o ten wielki świat.

Ale dzień imprezy zbliżał się wielkimi krokami, a Dagmara jakoś mnie nie zapraszała. W dniu urodzin nawet nie odebrała ode mnie telefonu. „Może w ostatniej chwili zmieniła plany i wyjechała gdzieś za granicę? Jeśli tak, to po powrocie zadzwoni i o wszystkim mi opowie” – myślałam, chowając elegancką kreację i prezent do szafy. Życzenia wysłałam jej esemesem.

Dzień później przypadkowo zajrzałam na Facebooka. Od razu rzuciły mi się w oczy zdjęcia z imprezy. Dagmara z kieliszkiem szampana i kawałkiem tortu, Dagmara na parkiecie, Dagmara w otoczeniu roześmianych, młodych ludzi. I podpis: „Moje urodziny, zabawa była super!”.

Zrozumiałam, że przyjaciółka nigdzie nie wyjechała. Wyprawiła urodziny w modnym klubie, tak jak planowała. Tyle tylko, że mnie na nie nie zaprosiła. Potwornie mnie to zabolało. Aż się popłakałam. „Zawsze byłam wobec niej lojalna, serdeczna. A ona? Znowu o mnie zapominała” – myślałam, chlipiąc w poduszkę. Postanowiłam do niej zadzwonić. Chciałam, żeby wiedziała, jaką sprawiła mi przykrość. Miałam nadzieję, że będzie się tłumaczyć, przepraszać. Ale nie…

– Nie zaprosiłam cię dla twojego dobra. Na pewno byś się czuła głupio w towarzystwie ludzi, z którymi się bawiłam. No wiesz, jesteś trochę z innego świata. Myślałam, że to rozumiesz – usłyszałam, i pierwszy raz poczułam jak wzbiera we mnie złość.

– Wiesz co, mam dość. Nie mam już więcej siły się z tobą przyjaźnić. To koniec – powiedziałam z mocą.

Taka przyjaciółka jak ja nie była jej potrzebna

Minęło półtora roku. W moim życiu niewiele się zmieniło. Nadal pracowałam w sklepie i zmagałam się z szarą rzeczywistością. Dagmara się do mnie nie odzywała, ja też do niej nie dzwoniłam. Wtedy, po tych trzydziestych urodzinach coś we mnie pękło.

Postanowiłam więcej nie zabiegać o jej przyjaźń. Czasem tylko zastanawiałam się, jak wysoko zawędrowała w tym swoim kolorowym świecie. Myślałam, że jest już na szczycie lub bardzo blisko niego. Wkrótce miałam się przekonać, że jest zupełnie inaczej.

To było w ubiegły wtorek. Wracałam akurat z pracy, gdy zobaczyłam na ulicy mamę Dagmary. Ledwie ją poznałam. Zawsze była energiczną i pełną życia kobietą. A teraz? Szła wolno, przygarbiona, jakby dźwigała na plecach jakiś ogromny ciężar.

– Dzień dobry, pani Haniu – zaczepiłam ją z wesołym uśmiechem.

– A, to ty, Majka? Dzień dobry, dzień dobry… – odparła, patrząc na mnie półprzytomnym wzrokiem.

– Coś się stało? – zaniepokoiłam się.

– No tak, przecież ty nic nie wiesz. Dagmara jest w szpitalu – odparła.

Na chwilę zaniemówiłam. Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Jak to w szpitalu? Przecież jeszcze niedawno była zdrowa, pełna życia…

– Musi mi pani wszystko opowiedzieć – zaciągnęłam ją do pobliskiej kawiarni, a ona nawet nie protestowała, chciała zrzucić z siebie ten ciężar.

To, co potem usłyszałam mnie przeraziło

Okazało się, że ponad pół roku temu Dagmara miała ciężki wypadek. Wracała w nocy z delegacji. Padał deszcz. Jej samochód wpadł w poślizg, straciła panowanie nad kierownicą i uderzyła w drzewo. Do szpitala trafiła potłuczona, połamana. Ledwo ją odratowano. Przeszła wiele operacji, teraz czekała ją następna.

– Nie poznałabyś jej – opowiadała pani Hania, popijając kawę. – To nie jest ta sama dziewczyna. Zupełnie się załamała, straciła chęć do życia. Z nikim nie chce rozmawiać. Czasem mam wrażenie, że chciałaby umrzeć.

– Ale dlaczego? Przecież ma w pracy wielu przyjaciół. Na pewno ją wspierają, odwiedzają. Byli przecież taką zgraną paczką – snułam domysły, ale mama Dagmary tylko machnęła ręką.

– Jakich przyjaciół? – prychnęła. Nikt nie ma dla niej czasu… Na początku do nich dzwoniła, miała nadzieję, że ktoś ją odwiedzi. Obiecywali i oczywiście nie przychodzili. Potem w ogóle przestali odbierać telefony. Na dodatek dowiedziała się ostatnio, że na jej miejsce firma przyjęła już kogoś innego. To ją dobiło. Zrozumiała, że nikt tam na nią nie czeka.

Pomyślałam, że Dagmara wreszcie przekonała się na własnej skórze, co to znaczy samotność i odtrącenie. „Nie potrafiła docenić prawdziwej przyjaźni, no to ma, co chciała” – stwierdziłam w myślach. Po chwili jednak zrobiło mi się potwornie głupio. „Prawdziwej przyjaciółce nie przyszłoby to do głowy. Rzuciłaby wszystko i ruszyłaby na pomoc” – zbeształam się. A potem uśmiechnęłam się do pani Hani.

– No to może razem pójdziemy do tego szpitala? – zaproponowałam. – Nieraz w przeszłości wspierałam Dagmarę w trudnych chwilach i wyciągałam z różnego rodzaju opresji. Może więc i teraz mi się uda.

Poczułam dziwną satysfakcję

Spojrzała na mnie z wdzięcznością.

– Wiesz, przyznam ci się, że nawet myślałam, żeby do ciebie zadzwonić, poprosić o pomoc. Ale Dagmara mi zabroniła. Bała się, że odłożysz słuchawkę – westchnęła starsza pani.

Dopiłyśmy kawę i poszłyśmy do szpitala. Dagmara wyglądała strasznie. Blada, wychudzona, podłączona do jakiś rurek i przewodów. Leżała na łóżku i bezmyślnie gapiła się w sufit.

– Kochanie, mam dla ciebie niespodziankę – powiedziała pani Hania.

Nawet nie spojrzała w jej stronę.

– Jak zwykle wyniosła! Może jednak łaskawie raczyłabyś spojrzeć w moją stronę chociaż jednym okiem! – powiedziałam, starając się nadać swojemu głosowi surowy ton.
Spojrzała na mnie zaskoczona.

– Maja, to naprawdę ty? – szepnęła.

– No pewnie, że ja! Widzę, że z tobą nie najlepiej. Ale nie martw się, postawimy cię z twoją mamą na nogi – odparłam z uśmiechem. Zobaczyłam jak łzy napływają jej do oczu.

– Nie zasługuję na ciebie, naprawdę nie zasługuję – wykrztusiła.

Od tej chwili jestem przy niej. Odwiedzam ją, dzwonię. Pomyślnie przeszła operację. Mam nadzieję, że wkrótce poczuje się lepiej i wróci do domu. A ja dalej będę ją wspierać, jak na
prawdziwą przyjaciółkę przystało.

Czytaj także:
„Narzeczona widziała we mnie tylko portfel. Kiedy przestałem jej wystarczać, zamieniła mnie na ustawionego dyrektorka”
„Kolega z pracy wyświadczył mi drobną przysługę. Jego była żona zrobiła z tego aferę, a mnie wzięła za jego kochankę”
„Zaszłam w ciążę z młodszym o 7 lat przystojniakiem. Obiecał mi ślub, ale wyglądało na to, że nie mnie jednej”

Redakcja poleca

REKLAMA