„Przyjaciółka sądziła, że na faceta trzeba bata, by chodził jak w zegarku. Właśnie dlatego jej mąż znalazł ciepło w mojej sypialni”

Kobieta ukradła męża przyjaciółce fot. Adobe Stock, oneinchpunch
„Pierwszy raz pocałowaliśmy się w aucie i to było jak trzęsienie ziemi. Pojechaliśmy do mnie. Karinka spała u babci, więc mogliśmy się kochać przez całą noc, chociaż nasze komórki dzwoniły bez przerwy, a po jakimś czasie ktoś zaczął nawet łomotać w drzwi”.
/ 26.10.2022 08:30
Kobieta ukradła męża przyjaciółce fot. Adobe Stock, oneinchpunch

– Może mnie ktoś przeklął? – rozmyślałam na głos. – Miałam taką ciotkę, którą cała rodzina uważała za wiedźmę. Nie znosiła dzieci, a ja wsadziłam jej kiedyś wielką, kosmatą liszkę za dekolt. Wściekła się!

– I dlatego wszyscy twoi faceci to dranie? – powątpiewała Wiesia. 

– Cztery związki i cztery porażki! – przypomniałam jej. – W tym musi coś być!

– Za dobra jesteś. Zagłaskujesz tych chłopów i ci uciekają. Z nimi trzeba twardo!

Wiesia trzymała swojego męża krótko i chłopina chodził jak w zegarku.

– Gdybym słuchała Grześka, miałabym dziś kupę dzieciaków i nadwagę! Ale ja nie dałam się wrobić. Najpierw zbuduj mi dom, a potem każ się rozmnażać – powiedziałam!

– Rzeczywiście, dom macie piękny.

– Dzięki mnie, kochana, tylko dzięki mnie, bo jestem twarda i walczę o swoje…

Wiesia zdecydowała, że mnie wyswata

– Znajdę ci kogoś odpowiedniego. W końcu i Karinka musi mieć ojca! Niedługo pójdzie do szkoły i dzieciaki będą się z niej śmiały!

Karinka to moja córka z trzeciego związku. Jej tata nie czekał, aż się mała urodzi. Tyle dobrego, że płaci na małą regularnie. Myśli, że pieniądze wszystko załatwią… Moja przyjaciółka wzięła się do roboty i po paru tygodniach oznajmiła mi z triumfem:

Przychodzisz do nas na kolację. Natychmiast umawiaj się do fryzjera i kosmetyczki, kup sobie jakąś seksowną kieckę i postaraj się zrobić dobre wrażenie.

– Na kim? – zapytałam przerażona.

– Zobaczysz – zbyła mnie tajemniczo. – Nie jest może najprzystojniejszy ani najmłodszy, ale ma forsy jak lodu i lubi dzieci.

– To czemu nie ma swoich?

– Jest trochę nieśmiały po prostu.

Zauważyłam, że Grzesiek, czyli mąż Wiesi ma dziwną minę, kiedy więc ona wyszła na chwilę, zapytałam go wprost:

– Ty znasz tego kolesia?

– Znam, ale nie za dobrze. Więc nie pytaj, czy jest w porządku, bo ci nie odpowiem.

– Nie kręć! Mów, co o nim wiesz!

– Sama zobaczysz. Faktycznie jest bogaty.

Nic więcej z niego nie wyciągnęłam

W umówiony wieczór przyjechałam do Wiesi. On już był! Chudziutki, niski blondyn w okularach wyglądał na starszego ode mnie o dwadzieścia lat. Miał strasznie spocone ręce. Aż mnie otrząsnęło, kiedy się witaliśmy.

„Niedobrze – uznałam. – Pierwszy kontakt fizyczny, a ja już mam dosyć!”

Przyjaciółka posadziła mnie obok niego, sama usiadła z drugiej strony stołu, tak że ją i jej męża miałam vis-a-vis. Kolacja była pyszna, wystawna, z dobrym alkoholem. Nie mogłam nie docenić starań przyjaciółki. Po pierwszym toaście poczułam, że moją łydkę próbuje opleść chuda męska noga.

„Nieśmiały, akurat! – pomyślałam. – Jeszcze trochę i wsadzi mi łapę pod spódnicę!”

Wcale długo nie czekałam! Wzdłuż uda zaczęła mi pełznąć spocona, zimna ręka, więc się zerwałam, przewracając kieliszek napełniony czerwonym winem i robiąc niezmywalną plamę na obrusie.

– Co ty wyprawiasz?! – Wiesia była wściekła. – Nie spiorę tego żadnym detergentem!

Nie wiedziałam, co robić. Łysol siedział grzeczniutko i cichutko, jakby nie wiedział, co jest grane. Wyglądał jak stary aniołek.

– Muszę odetchnąć, wyjdę na taras…

– Na taras?! Przecież zimno jak diabli! – wrzasnęła moja przyjaciółka.

Trzęsłam się ze złości i zimna, z upokorzenia, wstydu i obrzydzenia. Dopiero kiedy usłyszałam spokojny głos Grzegorza, trochę się opanowałam.

– Odwiozę cię do domu, jeśli chcesz.

– Chcę, bardzo chcę – zaszczękałam zębami. – Co to za palant?! Obrzydliwiec jeden!

– Mam mu dać w ucho?

Stał tuż obok mnie. Ładnie pachniał

Miał piękne oczy i cudny uśmiech. Dlaczego do tej pory nie dostrzegłam, jaki jest miły i przystojny? I że mnie do niego strasznie ciągnie! Pewnie dlatego, że był mężem mojej najlepszej przyjaciółki…

– Przyniosłem twoją torebkę i płaszcz. Wyjdziemy przez ogród. Mam samochód przed domem. Chyba że chcesz do nich wrócić?

– Za żadne skarby!

Pierwszy raz pocałowaliśmy się w aucie i to było jak trzęsienie ziemi. Pojechaliśmy do mnie. Karinka spała u babci, więc mogliśmy się kochać przez całą noc, chociaż nasze komórki dzwoniły bez przerwy, a po jakimś czasie ktoś zaczął nawet łomotać w drzwi. Nie otworzyliśmy. Nad ranem Grześ powiedział:

– Czuję się, jakbym zdjął ciasne buty, niewygodną koszulę, krawat i bokserki za małe o dwa numery… Jestem na luzie, nic mnie nie uwiera, jestem szczęśliwy. Nie pamiętam, kiedy czułem się tak ostatni raz. Chyba cię kocham, Lideczko. Mogę tu zostać?

– Ja też jestem szczęśliwa. Ale nie mogę zrobić takiego świństwa Wiesi.

– A mnie i sobie możesz?

– Też nie! Tylko że to nie ma sensu… Zaraz cię zagłaszczę i mi uciekniesz!

– Boże, Lidziu, jak ja potrzebuję głaskania! I miękkiej ręki. Mam dosyć bata! Prawdziwi mężczyźni uwielbiają słodycze, a ty jesteś jak słoik pachnącego miodu. No to raz jeszcze pytam: mogę z tobą zostać?

– Możesz…

Czytaj także:
„W młodości zrobiłam coś głupiego dla kasy i do dziś za to płacę. Boję się, że syn odkryje moją tajemnicę i stracę w jego oczach”
„Ktoś włamał się do mojego domu, ale okazało się, że nie taki diabeł straszny... Kto wie, może nawet się zaprzyjaźnimy?”
„Bałem się, że po odsiadce w więzieniu nie zechce mnie żadna kobieta. Przekreśliłem życie dla kilku groszy zarobionych na lewo”

Redakcja poleca

REKLAMA