„Bałem się, że po odsiadce w więzieniu nie zechce mnie żadna kobieta. Przekreśliłem życie dla kilku groszy zarobionych na lewo”

Bałem się, że po więzieniu nigdy nie znajdę kobiety fot. Adobe Stock, murika
„Wylądowaliśmy na kanapie i całowaliśmy się jak wariaci. Sprawy toczyły się tak szybko, że nie wiem, do czego by doszło, gdyby Kasia nie odsunęła się pierwsza. Popatrzyła na mnie wielkimi, lekko wilgotnymi oczami. Zobaczyłem w nich coś, co mnie zdumiało – poczucie winy. – Jestem mężatką – oświadczyła. Zaśmiałem się, myślałem, że żartuje”.
/ 24.10.2022 18:30
Bałem się, że po więzieniu nigdy nie znajdę kobiety fot. Adobe Stock, murika

Tamtego dnia po pracy pojechałem po zakupy. Moja lodówka świeciła pustkami, brakowało mi też wielu artykułów chemicznych – nic niezwykłego w gospodarstwie domowym samotnego faceta. No ale ja nie miałem czasu na związki. Po pobycie za granicą (gdzie zarabiałem dobrze, ale chwytałem się dość przypadkowych zajęć) musiałem nadrobić straty na ścieżce kariery.

Nigdy nie miałem szczęścia do kobiet…

Wpakowałem do koszyka mleko, jajka, ser. Papier toaletowy – towar pierwszej potrzeby. Na dłuższy czas zatrzymałem się przy środkach czystości. Nie rozumiałem, czym właściwie się różnią, więc wybór zawsze zajmował mi najwięcej czasu. Tkwiłem tam jak palant, czytając kolorowe etykiety, kiedy ktoś z impetem wyrżnął w mój wózek.

Przepraszam! – usłyszałem wysoki głos.

Winowajczyni stała przede mną, odrzucając z okularów grzywę miedzianych włosów. Miała na twarzy maseczkę, ale i tak rozpoznałem te niebieskie oczy.

– Kasia? – rzuciłem.

– Adrian! – zaśmiała się. – Kopę lat!

Już za moment była obok mnie. Zarzuciła mi ramiona na szyję i mocno przytuliła. Poczułem zapach słodkich perfum, długie, bardzo puszyste włosy połaskotały mnie w nos. Minęło ponad dziesięć lat, a ona ani trochę się nie postarzała – nadal była śliczna i nieco zbyt ekspresyjna. Mówiła głośno, śmiała się dużo i zachowywała impulsywnie. Najwyraźniej nie przeszkadzał jej w tym nawet obowiązujący dystans społeczny.

– Opowiadaj, co u ciebie? – zapytała.

– No, jako tako. Powolutku i do przodu.

– Podobno wyjechałeś z Polski.

– Tak, na pewien czas – przyznałem. – Po moich przygodach z polskim prawem musiałem zmienić środowisko.

– No… No tak, racja… – posmutniała, gdy zrozumiała, czego dotyczyła ta aluzja. – Ale już wszystko w porządku, prawda?

Tym razem ja się zaśmiałem

– Owszem, nie mam nic na sumieniu – odpowiedziałem. – Jestem czyściutki jak łza, zupełnie nowy człowiek.

Katarzyna popatrzyła na mnie poważnie, oceniająco, zanim ponownie uśmiechnęła się całą sobą. Nawet maseczka tego nie mogła ukryć.

– Cieszę się, naprawdę – stwierdziła. – Może masz chwilę, żeby pogadać? Tutaj obok jest kawiarenka i chyba nawet można w niej usiąść. Co ty na to?

Zgodziłem się. Mogło minąć dziesięć lat, dwadzieścia, trzydzieści… A ja nadal nie mógłbym jej niczego odmówić. Nikogo nie kochałem tak bardzo jak tej dziewczyny. To w zasadzie banalna historia. Kasia i ja jakimś cudem trafiliśmy do tego samego liceum. Mnie w ogóle nie powinno tam być, ojciec twierdził, że szkoda zachodu i byłoby lepiej, gdybym poszedł do roboty. Katarzyna była jednym z tych kochanych, dobrze zaopiekowanych i zadbanych dzieciaków, które całe aż błyszczą. Ja miałem jedną parę spodni, a w zimie często chodziłem w trampkach, bo ojciec przepijał wszystko, co zarobił. Jako nastolatek byłem nieszczęśliwym i zgorzkniałym mrukiem, trzymałem ludzi na dystans, bo nie chciałem, żeby dowiedzieli się, w jakim piekle żyję. W normalnym świecie koledzy wpadają do siebie nawzajem, razem się uczą, spędzają czas – ja przecież nigdy nie mógłbym nikogo do siebie zaprosić. Wolałem wszystkich zawczasu odstraszyć. Na Kasię to jednak nie działało. Zawsze się do mnie uśmiechała. Czasem przyłączała się do mnie w drodze ze szkoły – nasze ścieżki do pewnego momentu się pokrywały, tylko że jej skręcała później w stronę ładnego osiedla domków, a moja prowadziła za tory, do slumsów.

Zacząłem podejrzewać, że specjalnie się na mnie czai. Widać grzeczne dziewczynki naprawdę lubią złych chłopców.

– Dlaczego nigdy się nie zgłaszasz do odpowiedzi? – pytała. – Widziałam, że rozwiązujesz zadania w zeszycie…

Wzruszyłem ramionami. Była taka naiwna, dziecinna, nie zauważała, że się różnimy, że dla mnie to wszystko nie ma sensu: nie pójdę na studia, nie będę się rozwijać, może nawet nie skończę szkoły. Ale Kasia tego nie rozumiała, tak samo jak obca jej była idea przestrzeni osobistej. Gdy szła obok mnie, była za blisko. Czułem zapach jej perfum, ciepło jej ciała tuż obok i z tego powodu coraz bardziej mieszało mi się w głowie. To jednak ja okazałem się bardziej niewinny z naszej dwójki. Nie rozumiałem, dlaczego Katarzyna tak się mną interesuje, aż pewnego pięknego dnia zdobyła się na odwagę i mnie pocałowała. Na środku ulicy przytrzymała mnie za ramię, stanęła na palcach i… Nie tyle poczułem na ustach jej usta, co włosy – wiał wiatr i miedziane loki fruwały wszędzie wokół nas.

– Co? Jak? – jąkałem się skołowany.

– Zakochałam się w tobie, kretynie – rzuciła, zawsze była szczera i bezpośrednia.

Nie umiała kłamać ani udawać

Pomyślałem, że słowo „miłość” idealnie określa to, co do niej czułem, chociaż sam nie umiałem tego nazwać. Byłem dziwnym, wyobcowanym nastolatkiem. A skoro nagle miałem dziewczynę, teraz potrzebowałem pieniędzy – przynajmniej taki ciąg myślowy pojawił się w moim prostym wszechświecie. Uznałem, że muszę wziąć się w karby, zorganizować sobie jakąś przyszłość, może zarobić na te nieszczęsne studia. Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego nie pomyślałem o uczciwej robocie, tylko poszedłem z moim problemem do brata i poprosiłem, żeby wciągnął mnie do „biznesu”. On i jego kumple kradli radia samochodowe, telefony i inne drobne sprzęty. Byłem idiotą, kompletnym idiotą. Gdy do nich dołączyłem, wpadliśmy dość szybko.

Skończyłem już osiemnaście lat, byłem dorosły, a dodatkowo miałem w życiu pecha. Chociaż ludziom często uchodzą na sucho poważniejsze przestępstwa, ja dostałem rok odsiadki. Kasia była dokładnie taka, jak ją zapamiętałem. Wesoła, żywiołowa, z poczuciem humoru. Została przedszkolanką, co bardzo pasowało do takiej delikatnej, wrażliwej kobiety. Jej oczy ciągle się śmiały, gdy na mnie patrzyła. Wypiliśmy kawę, wymieniliśmy się numerami… Nie wierzyłem w swoje szczęście.

„Cześć, miłego dnia” – napisała do mnie z samego rana, robiąc pierwszy krok.

Próbowałem sobie nie robić nadziei, w końcu byłem już dużym chłopcem, który dostał solidną nauczkę od życia. Czy jednak było możliwe, że nikt nie sprzątnął mi jej sprzed nosa? Że przez tyle lat na mnie czekała i nadal była do wzięcia? To było zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe… A jednak odpisałem na esemesa, a później napisałem kolejnego. W ciągu kolejnych tygodni widywaliśmy się podczas piątkowych zakupów – już z daleka rozpoznawałem jej ogniste włosy – umówiliśmy się na kawę, na spacer i na piwo. Rozmawialiśmy prawie codziennie, a ja coraz bardziej traciłem głowę. W końcu zaprosiłem Kasię do siebie na kolację. Zgodziła się. Gdy otworzyłem drzwi, uśmiechnęła się szeroko, podając mi wino.

– Ładnie się tu urządziłeś – oceniła.

– To wynajęte mieszkanie – przyznałem od razu. – Na własne jeszcze oszczędzam i dopiero się rozglądam.

Ponownie to ona pocałowała mnie pierwsza, jeszcze zanim zdążyłem się pochwalić, że udało mi się samodzielnie upiec zapiekankę makaronową, a nawet przygotować deser. Wylądowaliśmy na kanapie i całowaliśmy się jak wariaci. Jak zawsze jej puszyste włosy były wszędzie, podobnie jak kwiatowy zapach perfum, który ją otaczał. Sprawy toczyły się tak szybko, że nie wiem, do czego by doszło, gdyby Kasia nie odsunęła się pierwsza. Popatrzyła na mnie wielkimi, lekko wilgotnymi oczami. Zobaczyłem w nich coś, co mnie zdumiało – poczucie winy.

– Jestem mężatką – oświadczyła.

Zaśmiałem się, myślałem, że żartuje

– Dwa lata temu wyszłam za mąż, poznałam go jeszcze na studiach – wyjaśniła całkiem poważnie. – Jest ode mnie starszy.

– Co?! – krzyknąłem zszokowany.

Odruchowo zerknąłem na jej dłonie. Nie byłem pewien, na której powinna znajdować się obrączka, ale ona nie nosiła jej na żadnej. W ogóle nie miała biżuterii. Zarumieniła się, gdy podążyła za moim wzrokiem.

– Taaak… Nie planowałam tego ukrywać. Po prostu ostatnio sporo schudłam i obrączka przestała pasować – wyjaśniła. – Miałam oddać ją do poprawki, ale później, gdy się spotkaliśmy… – spojrzała mi wymownie prosto w oczy. – Nie chciałam tego robić. To był taki wygodny pretekst, żeby wciąż odwlekać moment, kiedy będę musiała wyznać ci prawdę.

– Więc dlaczego… – zacząłem i urwałem. – Dlaczego udawałaś? Myślisz, że to zabawne?! Ja… Przez chwilę myślałem, że…

Nie wiedziałem, jak ubrać swoje uczucia w słowa. Czy byłem naiwny? Czy okazałem się kompletnym, romantycznym durniem, wyobrażając sobie, że może być jeszcze dla nas jakaś szansa? Że bratnie dusze po tylu latach rozłąki mogą się jeszcze połączyć jak w jakimś kiczowatym romansidle? Miałem ochotę sam sobie dać w pysk.

– Jak mogłaś mi to zrobić? – zapytałem. – Czy to jakaś gra?

– Nie… Ja tylko… – plątała się ze łzami w oczach.

Nic więcej nie powiedziała. Zerwała się z miejsca, chwyciła torebkę i wypadła z mojego mieszkania. Uznałem, że to koniec. Kierowana starym sentymentem, znudzona mężatka po prostu się mną zabawiła. Trudno, nigdy nie miałem szczęścia do kobiet. I pewnie wkrótce wyrzuciłbym Katarzynę z myśli – w końcu już raz jakoś mi się udało – gdyby nie kolejny przypadek. Mój starszy brat odwiedzał mnie od czasu do czasu. On też wyszedł na ludzi, choć trochę dłużej to trwało. Odziedziczył po ojcu smaka na alkohol, więc jeszcze z tym musiał sobie poradzić. Pomógł mu dopiero odwyk z prawdziwego zdarzenia. Przyjechał, pokręciliśmy się trochę po mieście… Pod wpływem chwili opowiedziałem mu o Kasi.

– O tak – przypomniał sobie. – Zupełnie zapomniałem, że to twoja dawna dziewczyna. Pamiętam ślub. Ale nie trafiła dobrze…

– Nie? – zainteresowałem się. – Co masz na myśli?

– Pamiętasz, że ona jeszcze w liceum kolegowała się z Martą, moją dziewczyną? – przypomniał.

Tak dawno opuściłem nasze miasto, tak bardzo chciałem zapomnieć, że trochę pogubiłem się w relacjach towarzyskich. Dla świętego spokoju kiwnąłem jednak głową.

– No więc ta Kasia kiedyś przyjechała do matki w środku nocy zapłakana. Ten jej mąż to jakiś pan dyrektor czy inny ważniak. No i zdradzał ją z sekretarką. Podobno jakoś się pogodzili, ale dalej się nie klei. On nie chce mieć dzieci ani nic. Tylko siedzi w tej robocie, a ona nie jest szczęśliwa. Przynajmniej według Marty…

Gdy brat wyjechał, miałem wiele do przemyślenia

Po bezsennej nocy już wiedziałem, co powinienem zrobić. W końcu byłem romantycznym kretynem. Rozpoznałem ją po włosach. Szła szybko, walcząc z wiatrem i fruwającym szalikiem. Jak to dobrze, że narzeczona mojego brata wiedziała, gdzie Katarzyna pracuje. Inaczej musiałbym sterczeć z bukietem czerwonych róż po kolei przed każdym przedszkolem w mieście. Kiedy mnie zobaczyła, dosłownie ją zamurowało.

– Kasiu – odezwałem się miękko.

– Co ty tutaj robisz? – zdziwiła się.

– A jak myślisz?

Popatrzyła na mnie uważnie i uśmiechnęła się. Widziałem w jej oczach, że różne odpowiedzi przychodziły jej do głowy, a jednak się nie odezwała.

– Kasiu, przyszedłem cię porwać – oświadczyłem wprost.

Cofnęła się o krok.

– Jak to?

– Nie przyznałaś się, że jesteś mężatką, bo nie jesteś szczęśliwa – nie zapytałem, tylko stwierdziłem. – I nadal nie nosisz obrączki, mam rację?

Kiwnęła głową.

– Wiem, że być może to szaleństwo, ale… Kocham cię, Kasiu – wyznałem. – Od bardzo, bardzo dawna. Za pierwszym razem nam nie wyszło… Byliśmy młodzi i głupi, szczególnie ja, i dlatego nasza historia jest taka szalona, jednak… Nic nie jest na zawsze, nawet mąż. Jeśli tylko chcesz, możemy spróbować drugi raz… – wyciągnąłem w jej stronę rękę. – I tak już mam kryminalną kartotekę, możemy dodać do kompletu jeszcze „porywacza żon”. Co ty na to?

Nie sądziłem, że od razu się zgodzi. Mimo wszystko spodziewałem się oporu, przecież z jakiegoś powodu wróciła wcześniej do męża, który najwyraźniej był skończonym draniem. Nie pytałem jednak o to ani nie przyznałem się, że cokolwiek wiem. Mieliśmy na to dość czasu… Później. Katarzyna odrzuciła do tyłu długie włosy, które pchały się jej do oczu i wybuchła śmiechem. Śmiała się jeszcze, gdy chwyciła moją rękę, żeby przyciągnąć mnie do siebie.

– Tak! – odpowiedziała. – Porwij mnie. Przecież kocham cię od dziesięciu lat!

Objąłem ją i znowu przypomniałem sobie, jak smakują jej usta… Nadal czeka nas mnóstwo spraw do rozwiązania, ale trudno – jakoś damy radę. W końcu każda romantyczna komedia, nawet ta najgłupsza, musi mieć szczęśliwe zakończenie. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA