Moja przyjaciółka wyszła za mąż po dwóch miesiącach znajomości. Prosiłam, żeby poczekała; przekonywałam, że co nagle, to po diable… Nie słuchała. Po ostatniej obdukcji uciekła do mnie. Zmieniłam zamki. Zmusiłam ją do założenia Niebieskiej Karty w komendzie policji, uprzedziłam dzielnicowego… Byłam pewna, że w końcu Daria zmądrzeje. Jednak znowu po powrocie z pracy zastałam puste mieszkanie i kartkę na lodówce: Wybacz. Nie chcę cię narażać. On mnie i tak znajdzie.
Przyjaźnimy się od dzieciństwa. Daria wcześnie straciła matkę, więc przylgnęła do mojej rodziny. Ja ją kocham jak siostrę, o której zawsze marzyłam. Jest bardzo ładna. Zawsze pod naszym blokiem wystawało paru kolesiów, żeby ją tylko zobaczyć, kiedy szła do szkoły albo do biblioteki. Jasne, że ją zaczepiali, ale sympatycznie, bez chamstwa, na poziomie. Wiedzieli, że jest prymuską, że wygrywa olimpiady przedmiotowe, że piszą o niej w gazetach.
Normalnie kujonów się niszczy, ale ona była inna! Zawsze miła, chętna do pomocy, uśmiechnięta, życzliwa dla każdego. Wszyscy lubili moją Darię, największe osiedlowe zakapiory okazywały jej szacunek. Mogła wracać sama i nie wiem jak późno – nikt by jej nie ruszył palcem, bo jakby spróbował, toby mu na drugi dzień kumple solidarnie obcięli całą łapę. To dlatego, że byli z Darii dumni. Jako jedyna ze zwyczajnego blokowiska zaszła tak wysoko. A kiedy jeszcze się okazało, że w dodatku pięknie śpiewa i zdobywa nagrody na międzynarodowych konkursach wokalnych, stała się prawdziwą gwiazdą, oczkiem w głowie całej dzielnicy. Mogliśmy się chwalić, że jest jedną z nas. Że ją znamy.
Czy byłam zazdrosna? Może trochę...
Kochał się w niej największy łobuz z okolicy… Miał na imię Szymon, dwa metry wzrostu i wytatuowaną na lewym bicepsie czerwoną różę z wplecioną między płatki literą „D”. Ledwo skończył szkołę mechaniczną, ale nie pracował w zawodzie. Właściwie nie było wiadomo, z czego żyje. Dopiero kiedy dostał wyrok za przemyt samochodów, pojęliśmy, skąd miał dobrą furę i markowe ciuchy.
Szymek mieszkał z babcią, która go wychowała, bo jego rodzice pili i wcześnie oboje umarli. Ich M-3 sąsiadowało z kawalerką Darii, którą odziedziczyła po swojej matce chrzestnej. Daria robiła tam remont, zdzierała tynki, wymieniała, co się dało…
Kiedyś Szymek, mijając ją na schodach, zapytał:
– Czego ty się tak sama szarpiesz? Powiedz tylko jedno słowo, a we wszystkim pomogę!
Zawarli układ, że on zajmie się hydrauliką i wycyklinuje parkiet.
– Ściany też pomaluję, ty tylko elektryka załatw – powiedział. – Z prądem sobie nie poradzę. Ale przypilnuję gościa, żeby nie odwalił fuszerki.
W zamian ona miała doglądać jego babci, kiedy ta będzie sama.
– Sporo wyjeżdżam – uprzedzał Szymek. – Babcia jest chorowita. Będę spokojniejszy, kiedy rzucisz na nią okiem czasem…
Bardzo się zaprzyjaźnili. Mówiła, że jest fajny, opiekuńczy, inteligentny, chociaż nie ma żadnego dyplomu. On patrzył na nią jak w hipnozie. Zaczęłam się bać.
– Wyluzuj – tłumaczyłam. – To nie jest facet dla ciebie!
– Czemu go skreślasz? – pytała. – Że nie ma studiów?
– Oczywiście, że nie o to chodzi! Po prostu nie pasujecie do siebie! Ty tego nie widzisz?
– To ci powiem, że nikt mnie tak dobrze nie rozumie jak on.
Poczułam ukłucie zazdrości. Jak to – nikt? A ja?! Jej najlepsza przyjaciółka? I od tej pory jeszcze bardziej Szymka znielubiłam. Dlatego ucieszyłam się, kiedy poznała Roberta. Przystojny, po studiach uniwersyteckich, miły, czarujący. Tak, to był mężczyzna dla Darii! Obsypywał ją kwiatami, adorował, zapraszał na wytworne kolacje, kupował prezenty. Szybko jej zawrócił w głowie.
Może gdyby Szymona właśnie nie zapuszkowali, byłoby inaczej, ale Daria ciężko przeżyła aresztowanie swojego kumpla, rozczarowała się, nawet trochę wstydziła się tej przyjaźni. Robert był dla niej księciem z bajki.
Mnie tylko jedna rzecz trochę przeszkadzała… Wkurzałam się, kiedy Robert mówił do niej w większym towarzystwie, jakby mu zależało, żeby ktoś słyszał:
– Kochanie, to nie na twój rozumek! Głuptasku, nie wysilaj główki, bo cię rozboli! Dziecinko, zostaw ten problem mądrzejszym od ciebie… – i tak dalej.
Szlag mnie trafiał, bo przecież Daria jest bardzo mądra, wykształcona, inteligentna, a temu jej Robertowi jakby zależało, żeby pomniejszyć jej znaczenie. Nawet zwróciłam jej na to uwagę, ale ona na to parsknęła:
– Znowu się czepiasz! Szymon był niedobry, Robert też ci się nie podoba. Może jesteś zazdrosna?
Więc dałam spokój. Tylko przed ślubem ją przestrzegałam.
– Poczekaj trochę, po co się tak śpieszysz? Jesteś w ciąży?
– Nie jestem – denerwowała się. – Po prostu Robert tak chce.
– Ty też chcesz?
– Wolałabym poczekać, ale on tak wszystko zaplanował i obmyślił, że już mu nie chcę psuć humoru. Niech już będzie!
Czemu nie zostawi tego popaprańca?!
Ślub był piękny, wesele huczne, Daria wyglądała prześlicznie. Tylko miała dziwną minę, jakby jej się chciało płakać…
– Czemu ci się tak oczy szklą? – zapytałam. – Ryczałaś?
– Wydaje ci się. Jestem szczęśliwa. Bardzo szczęśliwa. Naprawdę! – zapewniała z taką mocą, jakby chciała o tym szczęściu przekonać samą siebie.
Nie widziałyśmy się potem kilka tygodni. Oni byli w podróży poślubnej, potem ja wyjechałam służbowo, wreszcie kiedyś umówiłyśmy się na plotki i zakupy. W eleganckim butiku Daria chciała sobie kupić dżinsy. Zauważyłam, że strasznie schudła, wszystkie spodnie z niej leciały, więc poszłam po mniejszy rozmiar. Kiedy wróciłam i otworzyłam drzwi przymierzalni, zobaczyłam, że całe lewe udo w fioletowozielonych siniakach!
– Co ci się stało? – krzyknęłam z przerażeniem. – Wyglądasz, jakby cię koń kopnął!
Wtedy uwierzyłam, że to wypadek na rowerze.
– Robert mi kupił najnowszy model i nie do końca go jeszcze opanowałam. Nic mi nie jest!
Wkrótce się pokapowałam, że Daria jest bita. Od jej koleżanek z pracy się dowiedziałam, że często bierze zwolnienia lekarskie, mocno się maluje, jakby chciała ukryć siniaki, a czasem nosi duże przyciemnione okulary, tłumacząc to zapaleniem spojówek. Wściekłam się! Pojechałam do nich. Daria była sama. Chuda, z podbitym okiem i szramą nad brwią siedziała skulona w kącie kanapy.
– Zawiadomię policję – oznajmiłam. – Ten bydlak nie będzie się nad tobą znęcał.
– Błagam cię, nic nie rób! – szlochała. – On ma wszędzie kolegów, w prokuraturze, sądzie, w komisariatach… Wszystkich zna. Jeszcze ty się narazisz!
– Co ty gadasz? – zdumiałam się. – Zahipnotyzował cię? Zastraszył? Ja się nie boję! Zbieraj manatki, jedziemy do mnie!
Wtedy mnie uprosiła, żebym nie robiła draki. Przysięgała, że sama z tym skończy. Tłumaczyła Roberta…
– On jest taki nerwowy – szeptała. – Byle co wyprowadza go z równowagi. Potem przeprasza. Żałuje, klęczy przede mną. Razem płaczemy!
– Przestań. Nie mogę słuchać tych głupot. On cię zmanipulował! Zrobił z ciebie ofiarę. Za chwilę powiesz, że to twoja wina!
– Tak trochę jest… Nie umiem być taka, jak on chce!
– Znaczy jaka?
– Otwarta. Śmiała w seksie. Wyzwolona. Bezpruderyjna. Gotowa na wszystko…
Od słowa do słowa przyznała się, że nie chce seksu grupowego, nie godzi się na kluby, gdzie każdy może z każdym, nie umie mu dać pełnej satysfakcji.
– Potem on się złości. Mówi, że go tłamszę, że on jest jak bomba testosteronu i dlatego wybucha. Nie wiem, co robić. W ogóle to traktuje mnie jak królewnę, mam wszystko, czego zapragnę, nosi mnie na rękach prawie, tylko nigdy nie wiem, kiedy będzie wybuch… Ciągle się boję.
Byłam chora po tej rozmowie. Chciałam jej powiedzieć: „Zostaw tego zboka”, ale uznałam, że to ona musi chcieć zmienić swoje życie. Obiecałam tylko, że moje drzwi są dla niej zawsze otwarte i jej pomogę, kiedy tylko zechce.
Siniak na policzku mówił sam za siebie
Mijały tygodnie. Daria dwa razy uciekała do mnie i dwa razy wracała do męża. Rzuciła pracę. Przestała śpiewać… Nie pozwalała sobie pomóc.
Kiedyś, przeglądając gazetę, zobaczyłam nekrolog – zmarła babcia Szymona, o terminie i miejscu pogrzebu zawiadamiał wnuk. Od razu zadzwoniłam do Darii i zapytałam, czy ona też będzie na cmentarzu. Powiedziała, że przyjdzie…
Spóźniła się. Z daleka zobaczyłam, że ma ogromne, czarne okulary zasłaniające pół twarzy. Stanęła dalej, z boku, ale Szymon ją dostrzegł i przyprowadził za rękę blisko mogiły. Grudniowy, porywisty wiatr niósł drobiny śniegu i lodu, przenikał chłodem do kości. Daria miała na sobie cienki, szary płaszczyk kompletnie nieodpowiedni na tę porę roku i wycięte balerinki. Domyśliłam się, że chwyciła, co miała pod ręką, żeby tylko wyjść z domu. Strasznie marzła. Trzęsła się z zimna.
Szymon najpierw zdjął swój wełniany, ciepły szal i owinął nim szyję Darii. Popatrywał na nią z ukosa wyraźnie zmartwiony, wreszcie zdjął swoją kurtkę.
– Owiń się – powiedział. – Bo dostaniesz zapalenia płuc.
Protestowała, ale nie słuchał. Stał potem w samym swetrze, bardzo wysoki, krótko ostrzyżony, inny niż kiedyś, bardziej dorosły i poważny, osłaniając sobą Darię od wichury. Kiedy wszyscy się rozeszli, Szymon powiedział, że ma przerwę w odsiadce i szansę na umorzenie reszty kary. I że zdążył się jeszcze z babcią pożegnać…
Było wczesne popołudnie, ale jak zwykle pod koniec grudnia zmierzch zapadał szybko, do bramy cmentarza wracaliśmy już w półmroku, więc te czarne okulary Darii wyglądały dziwnie. No i w pewnej chwili Szymon przystanął, potem delikatnie odwrócił Darię do siebie i zdjął jej te wielkie, ciemne szkła. Fioletowy siniak rozlewał się jej aż na policzek. Zamiast oka miała wąską szparkę.
Na cmentarzach nikogo płacz nie dziwi, ale ona szlochała tak głośno, że ludzie się oglądali.
– Nie płacz – powiedział Szymon spokojnie i czule. – Od teraz już nikt i nigdy cię nie uderzy! Odwiozę was, dziewczyny – dodał. – Załatwię parę spraw i przyjadę. Czekajcie na mnie…
– Szymek, nie rób głupstw! – zaniepokoiłam się. – Jesteś na warunkowym. Nie szalej!
– Czy ja wyglądam na idiotę? – uśmiechnął się, a potem zarządził: – Zaaplikuj Darii jakiś środek na przeziębienie i uspokojenie. Masz w domu mleko?
– Nie mam.
– To nic, przywiozę… Babcia zawsze dawała mi mleko z miodem i masłem. Pomagało.
Daria nie powiedziała ani słowa. W taksówce nadal płakała. Myśmy z Szymkiem milczeli, bo co można było powiedzieć. W domu dałam jej wełniane skarpety, lekarstwa, po czym zapakowałam ją pod koc. Zanim zasnęła, opowiedziała, jak Robert dostał szału, kiedy powiedziała mu, że się wybiera na pogrzeb babci dawnego przyjaciela. Zdemolował jej pokój. Schował ubranie wyjściowe, kozaki. Uciekła, kiedy na chwilę wszedł do łazienki…
Dzień wcześniej też była straszna awantura, bo Daria zaprotestowała, kiedy jej przedstawił plany na sylwestra.
– Będzie seksparty – zapowiadał. – Znalazłem w necie chętne pary. Pójdziemy na całość. Nawet nie próbuj marudzić!
– Zrób sam, co tylko chcesz – błagała. – Nie będę miała pretensji. Wyniosę się z domu…
To będzie dobry i szczęśliwy rok
Wtedy wkurzył się bardziej.
– Chciałabyś?! – wrzeszczał.
– Sam, sam… Ja chcę z tobą. Tylko tak mnie kręci!
Dostała pięścią w twarz, ale ktoś zadzwonił i przerwał jego napad furii. Dopiero w dzień pogrzebu Robert się rozkręcił.
Szymon przyjechał, kiedy Daria jeszcze spała. Usiedliśmy w kuchni, opowiedziałam mu, co się dzieje. Słuchał, nie przerywał, nie zadawał żadnych pytań.
– Będzie dobrze, nie martw się – stwierdził na koniec. – To tchórz.
– Skąd wiesz?
– Gadałem z nim. Odpuści. Dostał ultimatum…
– Zgodzi się na rozwód?
– Robi łaskę? – parsknął. – Zgodzi się. Zna warunki.
– Oskarży cię o groźby karalne! – przeraziłam się.
– Ja mu nie groziłem. Pojechałem z dwoma kumplami, obaj wyżsi ode mnie, prawdziwe góry mięśni. Kazałem mu się dokładnie nam przyjrzeć. Byliśmy bardzo grzeczni, mam to nagrane… Tylko tyle. Był biały ze strachu.
– Coś wymyśli. To padalec!
– Nie sądzę. Dokładnie zrozumiał, co go czeka, jeśli ją dotknie chociaż końcem paznokcia. Albo jeśli namówi jakiegoś oprycha, żeby to zrobił za niego. Jeśli jej pryszcz na nosie wyskoczy, ja uznam, że to jego wina. Ma taką świadomość. Da jej spokój.
Nie zauważyliśmy, że Daria wstała i oparta o drzwi słuchała naszej rozmowy.
– Dzięki, Szymon – wyszeptała. – To moja wina. Uciekałam przed tobą i wpadłam w szambo. Dzięki, że mnie z tego wyciągasz.
Nagle okna rozświetliły się blaskiem fajerwerków, przecinając czarne niebo milionem kolorowych ogni. Kompletnie zapomnieliśmy, że to koniec roku, że to sylwester! Brakowało jeszcze kilku minut do dwunastej.
– To bardzo dobry znak – powiedział Szymon. – Coś się kończy, coś zaczyna… Czas poukładać życie na nowo!
– Tylko mnie nie poganiaj – Daria znowu płakała, ale to były inne łzy. – Muszę sama spróbować! Nie chcę wisieć na tobie.
– Pewnie, chociaż ja nie mam nic przeciwko temu, żebyś wisiała – Szymon jak dawniej patrzył na nią z zachwytem i czułością. – Za mądra jesteś, żeby się ktoś wcinał w twoje plany. Za silna!
Z każdym jego słowem Daria jakby się prostowała.
– Myślisz, że dam radę? Straciłam pracę, nie ma mowy o śpiewaniu… Gardło mi wyschło!
– Ja w ciebie wierzę!
– A ty? Co z tobą?
– Też zaczynam od zera. Z tamtym życiem koniec. Wiem to na pewno! Już załatwiłem sobie pracę, startuję w pierwszym tygodniu nowego roku.
– Trzeba wznieść toast za powodzenie waszych planów, ale nie mamy szampana! – zawołałam. – Co robimy?
– Wznosimy noworoczny toast mlekiem i miodem! Będzie jak w bajce: żyli długo i szczęśliwie! – powiedział Szymon.
– Jakbyśmy się na nowo urodzili i odnaleźli w nowym, szczęśliwszym roku – dorzuciła Daria.
Czytaj także:
„Sąsiadka idealizowała męża-przemocowca. Bił ją, groził jej, a ona ciągle powtarzała, że nie może bez niego żyć”
„Mąż znęcał się nad żoną i dwójką swoich dzieci. Tragedii udało się uniknąć tylko dzięki mnie i... moim przeczuciom”
„Sąsiedzi urządzają awantury i znęcają się nad dziećmi. W całym bloku ja jedna zareagowałam, a reszta udaje głupich”