„Przyjaciółka przestała ze mną rozmawiać, kiedy odniosłam sukces. Ona niczego w życiu nie osiągnęła i mi zazdrości”

Kobieta rozczarowana przyjaciółką fot. Adobe Stock
Podobno prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Nieprawda, poznajesz ich wtedy, gdy odniesiesz sukces. Uwierzcie mi.
/ 23.03.2021 13:26
Kobieta rozczarowana przyjaciółką fot. Adobe Stock

Z Natalią znamy się od podstawówki. Siedziałyśmy w jednej ławce, wszędzie chodziłyśmy razem i nawet nauczyciele śmiali się, że jak jedna z nas coś przeskrobała, to od razu trzeba ukarać też tę drugą, bo pewnie miała udział w przewinieniu. Nauka zawsze przychodziła mi lekko, dlatego często dawałam Natalii spisać pracę domową, a w sytuacjach kryzysowych pozwalałam ściągać na klasówkach.

W gimnazjum też byłyśmy nierozłączne i z trwogą myślałam o rozłące, która zbliżała się wielkimi krokami.
– Chodź ze mną do ogólniaka! – namawiałam ją. – Pomogę ci, dasz sobie radę.
– Daj spokój, w gimnazjum ledwo przechodziłam z klasy do klasy – bąknęła pod nosem, uważając temat za zakończony. Rzeczywiście, Natalia nigdy nie należała do orłów, a jej zmorą były przedmioty ścisłe. Sama byłam humanistką, ale bez większych problemów radziłam sobie też z matematyką czy fizyką – z tych przedmiotów miałam czwórki.
Rozumiałam obiekcje Natalii związane z pójściem do liceum, ale nie wyobrażałam sobie rozstania.
– Przecież dalej będziemy się widywać, możemy spędzać ze sobą popołudnia, weekendy… – przypomniała mi Natalia. – Hej, mieszkamy na tym samym osiedlu!

Nasza przyjaźń kwitła

Na szczęście przymusowa rozłąka nie rozluźniła łączących nas więzów, a wręcz przeciwnie – miałam wrażenie, że nasza przyjaźń jeszcze się wzmocniła. Miałyśmy więcej tematów do rozmów, Natalia opowiadała mi o szkole, ja jej o swojej. To właśnie ona jako pierwsza dowiedziała się o chłopaku, który wpadł mi w oko, i to właśnie jej przyznałam się do pierwszej randki i pocałunku.
– No, wszystko pięknie, ale teraz zapomnisz o starej kumpeli – powiedziała ni to żartem, ni serio.
– No co ty! Mało tego, wpadłam na pomysł, że umówię cię z kumplem Adriana! Takie spotkanie w czwórkę, okej?

Natalia przez jakiś czas spotykała się z kolegą mojego chłopaka, potem ja się rozstałam, a chwilę później ona. Byli też inni faceci, którzy przychodzili i odchodzili, a my nadal byłyśmy razem. Wierzyłam, że znalazłam przyjaźń na całe życie. Mimo że Natalia skończyła zawodówkę i pracowała w osiedlowym sklepie, a ja po liceum poszłam na studia, nie było między nami rywalizacji, zazdrości.

A przynajmniej tak mi się wydawało. Zawsze lubiłam i chciałam pisać. Marzyłam o pracy dziennikarki, dlatego poszłam na polonistykę. Myślałam, że po ukończeniu studiów czeka mnie obiecująca kariera, ale szybko przekonałam się, że bez znajomości wiele nie zdziałam.
– A co ty myślałaś? Nie znasz realiów? Ja już dawno pogodziłam się z tym, że świata nie zawojuję – skomentowała Natalia. Jej uwaga wydała mi się co najmniej dziwna, ale nie wdawałam się w dyskusję. Cóż, z marzeń wyżyć się nie da, dlatego musiałam zapomnieć o ambicjach i zacząć pracować w szkole, gdzie uczyłam polskiego dzieciaki od czwartej do szóstej klasy. Nie była to może praca moich marzeń, ale szybko odnalazłam się w tej rzeczywistości.

Nie umiała się ze mną cieszyć

Cały czas wysyłałam jednak swoje felietony do różnych czasopism. Kiedy od jednego ze znanych magazynów otrzymałam propozycję współpracy, przecierałam oczy ze zdumienia.
– Podobają im się moje teksty! – jeszcze tego samego dnia byłam u Natalii. – Chcą wydrukować jeden na próbę, a jeśli to chwyci, stworzą dla mnie rubrykę, w której będę dzielić się przemyśleniami na temat polskiej szkoły! – ekscytowałam się.
Na razie się tak nie ciesz, szkoda, żebyś później się rozczarowała – uspokoiła mnie przyjaciółka. – Wiesz, ludzie chętnie czytają artykuły napisane przez celebrytów, a nie felietony podpisane przez nikomu nieznaną nauczycielkę…

Okazało się, że Natalia nie miała racji. Czytelnicy chcieli poznać spojrzenie na polskie szkolnictwo od tej drugiej, wewnętrznej strony, a do redakcji zaczęły spływać listy z pytaniami i prośbami o radę. Naczelna postanowiła dopasować rubrykę do potrzeb czytelników i od tej pory wstępem do felietonu miał być list nadesłany do redakcji, a w tekście z założenia miałam dogłębnie omówić dany temat. Nie spodziewałam się aż takiego zainteresowania! Okazało się, że przemyślenia prowincjonalnej nauczycielki przyciągają uwagę tysięcy rodziców, zaniepokojonych sytuacją w edukacji!

Zmotywowana przez znajomą z pracy, której córka od kilku lat z powodzeniem prowadziła bloga w sieci, i ja postanowiłam założyć bloga. To był strzał w dziesiątkę. Starałam się nie dostrzegać nagłej zmiany w zachowaniu Natalii, która coraz rzadziej miała dla mnie czas. Zrzuciłam to na karb jej nowego związku, który zapowiadał się dość poważnie. Dbałam o to, aby nie zasypywać przyjaciółki szczegółami z mojego życia zawodowego, które nagle zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Nie chciałam, by poczuła się tymi wszystkimi informacjami przygnieciona.

To chyba normalne, że przyjaciele rozmawiają nie tylko o porażkach, ale i o sukcesach. Tymczasem miałam dziwne wrażenie, że Natalia najchętniej dyskutowałaby ze mną o tych pierwszych…
– No fajnie, że ci się udało, ale wiesz, jak to jest w wielkim świecie. Dziś jesteś, jutro cię nie ma – zachichotała nerwowo.
– W jakim wielkim świecie? Halo, ja nadal mieszkam na prowincji i nigdzie się nie wybieram! – uspokoiłam ją.
– Ale publikujesz w gazetach, w internecie. Nie zachłyśnij się tym tylko, bo ten świat bywa zdradliwy. Już miałam na końcu języka uwagę o tym, że zbyt wiele na ten temat to ona wiedzieć nie może, ale się powstrzymałam. Wolałam myśleć, że te jej komentarze wynikają nie z zazdrości, a z troski, chociaż nie byłam tego taka pewna.

Natalia się zmieniła i nawet głupi zorientowałby się, że ta metamorfoza nastąpiła tuż po tym, jak zaczęłam publikować. Kilka tygodni później gruchnęła wiadomość o planowanych zmianach w szkolnictwie. Jakież było moje zdumienie, kiedy tego samego dnia odebrałam telefon z jednej z największych prywatnych polskich stacji telewizyjnych! Miałam wystąpić w telewizji śniadaniowej i przedstawić swoją opinię. Zapomniałam już o dziwnej rozmowie, jaką przeprowadziłam z Natalią, i pognałam prosto do niej.

Akurat była w pracy, więc grzecznie odczekałam w kolejce, a kiedy wszyscy wyszli, podskoczyłam z radości i krzyknęłam:
– Będę w telewizji, wyobrażasz to sobie?! Na twarzy Natalii pojawił się jakiś dziwny skurcz.
– W telewizji? Ale jak to? Co tam będziesz robić? Przecież ty się nie nadajesz, przed kamerą zeżre cię stres!
– No, o tym nie pomyślałam… Rzeczywiście, nigdy nie byłam przebojowa. Tak się ucieszyłam propozycją, że zapomniałam o wrodzonej nieśmiałości!
– Fajnie, że będziesz w telewizji, ale uważaj, żebyś się nie zbłaźniła. Wiesz, ile osób ogląda takie programy?

Natalia zepsuła mi całą frajdę i do Warszawy, owszem, pojechałam, ale z podkrążonymi z niewyspania oczami, przez co nie mogłam się skupić. Początek wypadł kiepsko, ale potem się rozkręciłam i poczułam pewnie – w końcu mówiłam o tym, na czym znałam się najlepiej. Po wyjściu ze studia włączyłam swój telefon. Dostałam mnóstwo esemesów z gratulacjami od znajomych. Natalia nawet się nie odezwała… Uznałam, że może rzeczywiście nie powinnam się tak przed nią chwalić, chociaż wcale nie uważałam, żebym to robiła.

Natalia zawsze była mniej zdolna i miała do szkoły pod górkę, mimo to nie uśmiechała jej się praca w spożywczaku. Tymczasem przyjaciółka ruszyła na podbój telewizji… Na pewno czuła się nieswojo, dlatego już nigdy nie poruszałam przy niej tego tematu. Zaczęło spływać do mnie coraz więcej zleceń i propozycji współpracy od innych redakcji. Liczba obserwatorów mojego bloga rosła z dnia na dzień, co chyba zawdzięczałam występowi w telewizji.

Przyszedł w końcu taki moment, że moje marzenie miało się spełnić. Miałam żyć z tego, co kocham. Nauczyłam moją mamę prawidłowo wymawiać słowo „freelancerka” i wytłumaczyłam, że to taki wolny strzelec, czyli osoba nie pracująca na etacie, która realizuje różne projekty na zlecenie. Po co jej to tłumaczyłam? Cóż, teraz i ja miałam stać się freelancerką! Zdecydowałam się.
– Głupota – skomentowała Natalia. – Porzucasz bezpieczną pracę na etacie po to, żeby żyć mrzonkami…
Te mrzonki zapewniały mi o wiele wyższy pułap życia niż dotychczas. Zarabiałam prawie trzykrotnie więcej niż w szkole, chociaż, rzecz jasna, nigdy nie mogłam być pewna, ile w danym miesiącu dostanę. O zlecenia mogłam być spokojna. Zaczęłam pisać też inne teksty, nie tylko o szkole. Dostawałam coraz więcej listów od czytelniczek, że tak trafnie komentuję rzeczywistość i może napisałabym książkę? Kto wie…

Niestety, moja przyjaźń z Natalią tego nie przetrwała. Zagościł między nami nieznośny chłód. Próbowałam jeszcze ratować tę znajomość, ale Natalia konsekwentnie mnie unikała. Nawet nie zaprosiła na własny ślub… To boli. Kiedyś byłyśmy nierozłączne. Dziś już wiem, że ktoś się pomylił, stwierdzając, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Nie. Ich poznaje się wtedy, gdy odniesie się sukces.

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Nie bawi mnie bycie babcią. Nie dla mnie niańczenie 4-latki
Mój 13-letni syn ma konto na portalu erotycznym
Gdy mój mąż umierał, odkryłam że ma romans

Redakcja poleca

REKLAMA