– I wtedy… wtedy… – Mariola szlochała już na całego, nie zwracając uwagi na to, że kelner z kawiarni Motylek przygląda nam się spod oka – wtedy Marek powiedział, że mnie już nie kocha, więc nie może ze mną być!
– Nie! – byłam naprawdę zaszokowana. – Co ty mówisz, to przecież niemożliwe! Byliście razem pięć lat, planowaliście ślub!
– No dokładnie to samo mu powiedziałam: co ty mówisz, przecież to niemożliwe, jesteśmy razem pięć lat! Ślub miał być w sierpniu!
– I co on na to?
– Że nic nie poradzi, serce nie sługa i musi odejść. Aha, ale że chciałby móc korzystać z mojego miejsca parkingowego, jak przyjeżdża do pracy – no bo przecież pracuje obok mnie.
– Co za bezczelny cham! No, ale chyba mu odmówiłaś?
– Nie…
– Mariolka! On z dnia na dzień wywraca ci życie do góry nogami, a ty mu udostępniasz miejsce?!
– I tak nie mam samochodu – zaszlochała Mariolka.
– Co z tego, tu chodzi o zasadę!
– Kaśka, ale on za to miejsce płaci, a ja i tak mam mało kasy, spłacam ostatnie wakacje.
– Na które cię namówił. Co za łoś! Nie mogę tego słuchać. No dobra, rób, jak uważasz. Może przynajmniej wysypiesz na to miejsce parkingowe trochę gwoździ i potłuczonego szkła?!
Ale Mariola tylko bardziej się rozszlochała.
Kelner podsunął nam pewien pomysł...
W tym momencie kelner, który cały czas bacznie nas obserwował, podszedł do naszego stolika z dwiema gigantycznymi eklerkami, które wprost eksplodowały bitą śmietaną.
– Proszę – postawił przed nami ciastka. – To na koszt firmy. Niech się panie nie gniewają, że się wtrącę, ale kelner bywa takim trochę fryzjerem, czyli spowiednikiem… I chciałem tylko paniom powiedzieć, że gdy facet zawiedzie, to trzeba klin klinem… Najlepszy sposób na mężczyznę to pokazać mu, że się wam podoba inny mężczyzna. A potem skłonił się lekko i dyskretnie usunął za kontuar.
Minął tydzień, a Mariola nie przestawała płakać. Czasem nie odbierała ode mnie telefonu, chociaż wiedziałam, że siedzi w domu i się zamartwia.
– Musisz się ruszyć, do czego to podobne, ty się jeszcze z tego zmartwienia rozchorujesz!
– Nie chce mi się nigdzie wychodzić! W dodatku nie mogę pokazać się światu, z tego zmartwienia przytyłam trzy kilo!
– No to tym bardziej się rusz, bo jak tak dalej pójdzie, trzeba cię będzie wyciągać z domu za pomocą dźwigu! Oglądałam taki film w telewizji, babka ważyła pięćset kilo i wyciągał ją specjalny podnośnik! Poza tym nie będziesz mogła sobie sama pomalować paznokci u nóg, a wiesz, ile kosztuje manikiurzystka?!
– Chrzanię to! Poza tym, dla kogo mam teraz malować te paznokcie?!
– Jak to, głupia, dla siebie!
– Po co, powiedz mi, po co?!
I wtedy wpadłam na szatański pomysł.
– Mariolka, a jak on wróci? Jak jednak pójdzie po rozum do głowy, zrozumie, że to był taki atak pomroczności jasnej, zastuka do twych drzwi, a otworzysz mu ty... w takim stanie. Weź ty się, dziewczyno, zastanów!
Po drugiej stronie słuchawki zaległa cisza. Widać było, że Mariola kombinuje.
– Wiesz, że masz rację… Idziemy na basen! A potem na siłownię! A potem na jogging!
– Zuch dziewczyna! To co, widzimy się jutro?
Następnego dnia spotkałyśmy się pod pływalnią. Mariola przyszła, lekko utykając.
– Co się stało?!
– A nic, wiesz, przewróciłam się…
– Co ty, upiłaś się, czy co?!
– Nie, to wszystko przez Krystynę Jandę
– Mariola wyglądała na zawstydzoną.
– Podstawiła ci nogę?
– Nie, ale wiesz, jak wstałam rano, zaglądam w lustro, a tam patrzy na mnie jakaś stara baba. Strasznie się przestraszyłam – worki pod oczami, ziemista cera. I wtedy przypomniało mi się, że czytałam felieton Jandy, która napisała, że młodość trwa, dopóki zakładasz rajstopy na stojąco. W związku z tym prawie się zabiłam.
Nie mogłam wytrzymać i parsknęłam śmiechem, a potem rżałyśmy już obie.
– Wiesz, co myślę, strasznie się zapuściłyśmy przy tych naszych biurkach. Nam jest po prostu potrzebny indywidualny trening, żeby ktoś nas starannie obejrzał i dobrał nam ćwiczenia, które zrobią z nas prawdziwe szprychy.
Mariola przyznała mi rację.
Złość motywowała ją do działania
Pan Adam obejrzał nas bardzo krytycznie, kazał przebiec, ukucnąć, zmierzył czas tych wszystkich operacji, nasze tętno, wymiary w udzie i bicepsie, a potem potwierdził nasze najgorsze przypuszczenia.
– Mają panie wymiary i kondycję, jakby cały dzień siedziały za biurkiem i lubiły ciastka.
– Zgroza – powiedziała potem Mariolka. – Jak on mógł coś takiego powiedzieć!
– No ale przecież dokładnie tak jest! – stwierdziłam uczciwie, choć nie mniej przerażona niż moja przyjaciółka. Na szczęście pan Adaś rozpisał nam szczegółowy plan działań. Co, ile, w jakim tempie i z jaką dietą.
Stałyśmy się stałym gośćmi w siłowni. Podobnie jak na basenie. Codziennie rozmawiałyśmy też o Marku. Muszę przyznać, że moja przyjaciółka, początkowo zrozpaczona, teraz stawała się coraz bardziej wkurzona i z jeszcze większym zapałem zasuwała na orbitreku i na rowerku treningowym. Na basenie ja robiłam jedną długość, a ta w tym czasie dwie. Widać było, że złość ją nakręca. I dobrze! Po miesiącu zniknęła gdzieś delikatna, że tak powiem, opływowość jej kształtów, a mnie zmniejszył się nieco brzuszek. A jak kapitalnie się czułyśmy!
– Wyobraź to sobie… – rozmarzyła się Mariola pewnego dnia po treningu. – On dzwoni do drzwi, a ja otwieram w czarnej obcisłej sukience, w butach na obcasach i mówię mu, taka zaskoczona, ale też trochę obojętna: O, nie spodziewałam się ciebie… Chcesz wejść na herbatę? A potem on wchodzi, pada na kolana, błaga mnie o przebaczenie, a ja… – tu umilkła.
– No właśnie, ciekawa jestem, co ty?
– No, pewnie robię zadumaną minę, mówię mu, że się muszę zastanowić, i tak dalej…
– Ufff, bo już myślałam, że się mu rzucasz na szyję.
– Pewnie to bym najbardziej chciała, ale wiesz – nie wolno.
– Stanowczo nie wolno! – potwierdziłam.
Jednak tygodnie mijały, a Marek nie stawał w drzwiach. Za to nam całkiem poprawiła się kondycja, ja wbijałam się w moje dżinsy z liceum, Mariolka nawet dopięła sukienkę z balu maturalnego.
– Niesamowite, że mi się kiedyś ta kiecka podobała…
– Faktycznie, trochę obciachowa, no ale kiedyś taka była moda.
– Ja chyba muszę sobie kupić trochę ciuchów, wiesz, nigdy nic nie wiadomo…
– No pewnie!
I poszłyśmy do galerii handlowej.
Byłyśmy już nieźle objuczone pakunkami, gdy Mariola zobaczyła tę swoją wymarzoną małą czarną na wystawie. Cena, muszę przyznać, była powalająca.
– Chociaż ją przymierzę – powiedziała.
– Dobra – zgodziłam się ochoczo, myśląc sobie, że może potem przymierzę ją i ja.
Chwilę później Mariolka stała przed lustrem, podziwiając nowo nabytą figurę w niebotycznie drogiej, obcisłej sukience. Każdy to musiał przyznać: wyglądała jak anioł. Sprzedawczyni wlepiała w nią wzrok, zazdrosne klientki również, nawet ktoś się zatrzymał przed wystawą i wgapiał w moją przyjaciółkę przez szybę. Zerknęłam w tamtą stronę.
– Mariola… – szepnęłam. – Nie odwracaj się, ale przed wystawą stoi Marek!
– Jezus Maria – przyjaciółka wpadła w popłoch. – I co robi?!
– Nic, gapi się na ciebie, więc trzymaj klasę, dziewczyno, nie odwracaj się i odrzuć zalotnie włosy.
W jednej chwili moja przyjaciółka zmieniła się w znudzoną hrabinę. Przybrała nonszalancki wyraz twarzy i spytała sprzedawczynię:
– Ile kosztuje ta sukienka? – jakby nie pamiętała, co było napisane na metce.
A potem leniwym, płynnym ruchem kocicy wyjęła kartę z portfela i podała ją kasjerce.
– Oszalałaś – syknęłam. – Z czego będziesz żyć w tym miesiącu?!
– Będę się stołować u ciebie! Nie mogę jej tak po prostu oddać, jak on się tam gapi.
– Chyba czeka, aż wyjdziemy…
– O Boże, ja tego nie wytrzymam!
– Nie martw się, w razie czego ci pomogę!
– Błagam, nie zostawiaj mnie – jęczała przerażona Mariolka.
W życiu! Przecież to moja przyjaciółka!
Przybiegł do niej z bukietem róż
– Cześć Mariola, fajna sukienka – powiedział Marek. – Dobrze, że cię spotykam, bo chciałem pogadać o tym miejscu parkingowym.
Mariola uniosła brwi. Widać było, że cały czas próbuje trzymać pozę znudzonej hrabiny, ale wystarczy drobiazg, żeby pękła. Tak mi się przynajmniej zdawało. A jednak nie doceniłam mojej przyjaciółki. Uśmiechnęła się bowiem lekko i wypaliła.
– Ja też się cieszę, że cię widzę! Bo wiesz, posiałam gdzieś telefon Edwina, pamiętasz, tego chłopaka, z którym kiedyś pracowałeś. Był u nas na imprezie. A jest mi akurat potrzebny.
– Po co ci Edwin i jego telefon? – zdziwił się dość nieprzyjemnie Marek.
Mariolka tylko się uśmiechnęła i uniosła brwi.
– No tak… – Marek nagle się speszył. – Oczywiście, już ci go daję.
I dał. A potem sobie poszedł, zapominając o tym miejscu parkingowym. Głośno wypuściłam powietrze.
– Wiesz Mariola, to było niezłe, wyraźnie mu zabiłaś ćwieka.
– Tak – ucieszyła się przyjaciółka. – Miałam natchnienie, chyba Duch Święty na mnie spłynął. Nagle mi się przypomniało to, co powiedział tamten kelner, no wiesz, że trzeba się umówić z kolegą faceta.
– Umówisz się z Edwinem?
– To taki nieszkodliwy nudziarz, pewnie, że się umówię, a potem wrzucę fotkę na Facebooka czy coś… Gwarantuję ci, że moment, gdy Marek stanie u mych drzwi, jest bliski!
No i faktycznie, Mariola się z Edwinem umówiła. Nie żeby od razu na randkę. Znalazła jakiś pretekst. Okazało się, że Edwin jest zapalonym biegaczem, Mariolka opowiedziała mu o naszych treningach w siłowni.
– Musicie spróbować slow joggingu – doradził Edwin. – To dopiero rzeźbi ciało, a przy tym zupełnie nie męczy! No a potem zaproponował, że pokaże, jak się tym slow joggingiem biega. I pokazał.
A potem Mariola powiedziała, że ma ochotę iść do kina na „coś tam”. Edwin powiedział, że co za zbieg okoliczności, on też właśnie zamierzał, więc poszli razem. I tak się złożyło szczęśliwie, że kupili jakiś los na loterii czy coś – i wygrali oboje kolację w luksusowej restauracji. Czarna sukienka przydała się jak znalazł.
Kolacja była tak udana, że potem powtórzyliśmy ją we czworo, z moim chłopakiem, a potem oni jeszcze raz sami, a potem znów poszli do kina i na jogging. W końcu ustaliło się, że Mariola co drugi dzień ćwiczyła ze mną, a co drugi biegała z Edwinem. To nawet dobrze, bo ja też już miałam ochotę pospotykać się z moim narzeczonym. Wszystko szło dokładnie zgodnie z planem. A nawet lepiej, bo któregoś dnia siedzieli sobie z Edwinem i grali w chińczyka, gdy zadzwonił dzwonek. W drzwiach stał Marek i trzymał bukiet czerwonych róż.
– To ty – zdziwiła się Mariolka. – Nie spodziewałam się ciebie!
A na to Marek – bach! – na kolana i mówi, jak strasznie się pomylił, że nie może bez niej żyć i że chce zacząć wszystko od początku. Mariolka uśmiechnęła się.
– Kurczę… – powiedziała. – Gdybym wiedziała, że przyjdziesz, włożyłabym tę czarną sukienkę.
Słoneczka nadziei rozbłysły w oczach Marka. Ale szybko zgasły, bo Mariola powiedziała:
– Niestety, nie możesz wejść, jestem zajęta.
– A kiedy będziesz wolna?
– Już nie będę wolna dla ciebie – Mariola nagle spoważniała. – Czekałam, żebyś wrócił, płakałam i tęskniłam za tobą. Ale to minęło. Po prostu już cię nie kocham.
I Marek poszedł, jak niepyszny, róże oddał dozorczyni, a potem odjechał swoim żółtym citroenem i już więcej nie parkował na miejscu Marioli. A to bardzo dobrze, bo Edwin też musiał gdzieś zostawiać swój wóz, prawda?
Czytaj także:
„Mój mąż zdradził mnie z sąsiadką, a ja mu wybaczyłam. Nie dziwię się, że wskoczył do łóżka innej. Byłam soplem lodu"
„Małżeństwo przyjaciół było dla mnie wzorem cnót. To był jednak śliczny obrazek, pod którym kryła się przykra prawda”
„Szybko pożałowałam, że zamieszkałam z kuzynką. Gówniara mościła się jak na swoim, czyściła lodówkę i miała mnie za służbę”