Urodziłam się na wsi. Już w podstawówce wiedziałam, że gdy tylko dorosnę, to ucieknę do miasta. Ciągnęło mnie do wielkiego świata. Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Po maturze wyjechałam do Warszawy na studia.
Nie było mi łatwo…
Mimo że znalazłam pracę w supermarkecie i dorabiałam sobie sprzątaniem, trzy razy oglądałam każdą złotówkę, zanim ją wydałam. Uczyłam się zaocznie na prywatnej uczelni, a to, jak wiadomo, kosztuje majątek. No i musiałam gdzieś mieszkać.
By ograniczyć wydatki, wynajęłam dwupokojowe mieszkanko z przyjaciółką. Solidarnie płaciłyśmy wszystkie rachunki, dzieliłyśmy się obowiązkami, szanowałyśmy swoją prywatność i przyzwyczajenia. Słowem, mieszkało nam się całkiem spokojnie i miło. Byłam przekonana, że dotrwamy tak przynajmniej do końca studiów.
Niedługo przed rozpoczęciem kolejnego roku akademickiego przyjaciółka oświadczyła, że pod koniec miesiąca wyprowadza do swojego narzeczonego. Było mi przykro się nią rozstawać, ale cóż… Wiedziałam, że sama nie dam rady płacić czynszu, więc musiałam szybciutko znaleźć współlokatorkę.
Nie lubię pośpiechu w takich sprawach, bo można trafić na kogoś wrednego i nieodpowiedzialnego, ale nie miałam innego wyjścia. Czas naglił. Już miałam wrzucić ogłoszenie na portale internetowe dla studentów, gdy zadzwoniła do mnie ciotka Beata, siostra mojego taty.
Byłam zdziwiona, bo po ślubie przeprowadziła się z mężem do innej miejscowości i rzadko kontaktowała się z rodziną. Spotykałyśmy się właściwie tylko z okazji ważnych uroczystości rodzinnych.
– Wczoraj rozmawiałam przez telefon z twoim ojcem. No i przypadkowo dowiedziałam się, że poszukujesz współlokatorki… – zaczęła.
– Rzeczywiście… Czyżbyś miała dla mnie jakąś kandydatkę?
– A żebyś wiedziała. To moja Martunia. Wkrótce zaczyna studia w Warszawie, a nie znalazła jeszcze żadnego porządnego lokum. Może więc przyjmiesz ją do siebie? – zaproponowała.
W pierwszym momencie się zawahałam
Prawie nie znałam siostry ciotecznej i nie miałam pojęcia, czy się dogadamy. Ale po chwili się zgodziłam. Raz, że głupio mi było odmówić ciotce, dwa – pomyślałam, że lepiej mieszkać z kimś z rodziny, niż z przypadkową osobą z ogłoszenia. Kiedy więc przyjaciółka wywiozła swoje rzeczy do narzeczonego, pozwoliłam wprowadzić się Marcie. Ciotka była mi za to bardzo wdzięczna.
– Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Martunia jest jeszcze taka młodziutka, niedoświadczona. Będę spokojniejsza, gdy trafi pod twoje opiekuńcze skrzydła!
Nie ustalałam z Martą szczegółów wspólnego mieszkania. Wydawało mi się, że sprawa jest jasna: czynsz i opłaty dzielimy po połowie, lodówkę zapełniamy według potrzeb, sprzątamy na bieżąco po sobie, a grubsze porządki robimy na zmianę. Nic wielkiego, normalne zasady obowiązujące współlokatorów.
Zwłaszcza że ciotka zapewniła, że jej córka, mimo młodego wieku i braku doświadczenia jest bardzo odpowiedzialna i sumienna. Niestety, już po kilku dniach życia pod wspólnym dachem przekonałam się, że siostra ani myśli stosować się do reguł. Pierwszego dnia dała mi pieniądze na czynsz i opłaty, i na tym jej zaangażowanie się skończyło.
Tylko ja kupowałam jedzenie i środki czystości. Ona wiecznie o tym „zapominała” i bez zmrużenia oka korzystała z moich rzeczy. Nawet nie pytała, czy może. Po prostu sobie brała.
Impreza, sen, bałagan. I tak w kółko
Na sprzątnie też nie miała czasu, bo ostro imprezowała. W przeciwieństwie do mnie nie musiała pracować, bo rodzice sponsorowali jej studia i utrzymanie, więc wolny czas spędzała ze znajomymi. Wracała późno, rzucała ubrania gdzie popadnie i waliła się do łóżka. Rano wstawała i szła na wykłady. A potem znowu na imprezę… I tak każdego dnia.
Na początku cierpliwie to znosiłam. Myślałam, że Marta zachłysnęła się wolnością i musi się wyszaleć. Sama balowałam przez kilka dni, gdy po raz pierwszy przyjechałam do Warszawy. Byłam jednak przekonana, że wkrótce moja kuzynka przypomni sobie o zasadach. Zrozumie, że nie może wszystkiego zostawiać na mojej głowie i częstować się non stop moim jedzeniem.
Zwłaszcza, że wiedziała, że mi się nie przelewa. Nic z tego! Kiedy więc któregoś dnia znowu zastałam pustą lodówkę, nie wytrzymałam. Gdy Marta wróciła z imprezy, nie pozwoliłam się jej położyć, tylko zaciągnęłam na rozmowę do kuchni.
– Słuchaj, długo byłam cierpliwa, ale dość tego! Nie zamierzam być twoją służącą i sponsorką – zaczęłam.
– O co ci chodzi? Przecież nie dalej jak wczoraj dałam ci pieniądze na wynajem za kolejny miesiąc. Dokładnie tyle, ile się należało – popatrzyła na mnie zdumiona.
– I uważasz, że to wystarczy?
– A nie?
– Oczywiście że nie! Opłaty to nie wszystko. Są jeszcze obowiązki. Od jutra masz kupować sobie jedzenie, a nie wyjadać moje z lodówki, sprzątać… – zaczęłam wyliczać, ale natychmiast mi przerwała.
– O rany, a możemy pogadać o tym rano? Jestem potwornie zmęczona i nie mam ochoty na dyskusje o takich pierdołach – prychnęła i zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, odwróciła się na pięcie i poszła do swojego pokoju. Po chwili smacznie już chrapała.
Ze złości i bezsilności chciało mi się płakać…
Obiecałam sobie, że następnego dnia postawię jej twarde warunki: albo stosuje się do zasad, albo niech szuka innego mieszkania. Do drugiej rozmowy nie doszło. Ani następnego dnia, ani kolejnego. Marta ciągle mnie zbywała lub ignorowała.
Gdy tylko zaczynałam coś wspominać o zasadach, wzdychała, wznosiła oczy do nieba, mówiła, że boli ją głowa, chce się położyć, musi się pouczyć… I zamykała się na klucz w swoim pokoju. Doprowadzało mnie to do białej gorączki. Zwłaszcza że w jej zachowaniu nic się nie zmieniło.
Nadal bałaganiła na potęgę i właściwie nie robiła zakupów. No może raz czy dwa przyniosła kilka plasterków wędliny i szampon do włosów, ale na tym koniec. Gdyby była obcą osobą, dawno wystawiłabym jej rzeczy za drzwi. Ale przecież byłyśmy kuzynkami. Nie miałam serca pozbywać się jej w ten sposób.
Poza tym czułam, że nie powinnam tego zrobić ze względu na ciotkę. Czara goryczy przelała się w połowie listopada. To właśnie wtedy Marta oświadczyła, że za kilka dni zamierza sprowadzić do naszego mieszkania swojego chłopaka. Powiedziała to takim tonem, jakby chodziło o jakąś błahostkę.
– Kocham go i nie chcę się z nim rozstawać nawet na chwilę. Poza tym tak będzie taniej. Po co ma płacić za pokój, skoro może zamieszkać ze mną – szczebiotała.
– Czy mogłabyś powtórzyć, bo chyba się przesłyszałam – spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
– O rany, znowu ci się coś nie podoba? Marcin to fajny, wesoły facet. Wprowadzi trochę życia do tego smutnego domu. I nie mów mi, że to nie wypada, bo jestem za młoda, za krótko go znam i cnotę powinnam trzymać do ślubu. Zapewniam cię, że ten pierwszy raz mam już dawno za sobą…
– Nie o to chodzi… Twoje życie intymne w ogóle mnie nie interesuje.
– To o co?
– Nie uważasz, że powinnaś najpierw zapytać mnie o zgodę?
– A niby dlaczego? Płacę za wynajem tyle samo, co ty. A Marcin będzie mieszkał w moim, a nie w twoim pokoju. Nie masz więc nic do gadania. Ciesz się, że w ogóle cię uprzedziłam, bo mogłam postawić się przed faktem dokonanym – prychnęła.
Po rozmowie z tatą nie mogłam dojść do siebie
Aż mi się ciemno ze złości przed oczami zrobiło, gdy to usłyszałam. Nie mogłam uwierzyć, że Marta jest aż tak bezczelna! Nie dość, że mnie wykorzystywała przez prawie dwa miesiące, to jeszcze teraz twierdzi, że może robić sobie w mieszkaniu co chce. Bo płaci.
Tego było już za wiele. Kiedy więc już nieco ochłonęłam, nabrałam powietrza w płuca i wykrzyczałam jej prosto w twarz, co o niej myślę. Wrzeszczałam, że jest pieprzoną egoistką, która z nikim się nie liczy, że mam serdecznie dość jej towarzystwa i żałuję, że przyjęłam ją pod swój dach. A ostatniego dnia miesiąca ma się wyprowadzić.
– Zwariowałaś?! A niby dokąd mam pójść?! Nie uda mi się tak szybko znaleźć pokoju. Marcin ze swojego zrezygnował – naburmuszyła się.
– Na pewno sobie poradzisz. I uprzedzam, jeśli się nie wyprowadzisz, to sama wystawię twoje rzeczy za drzwi. I jeszcze do twojej matki zadzwonię i opowiem, co z ciebie za ziółko. Biedaczka sądzi, że jesteś święta, myślisz tylko o nauce. Gdy pozna prawdę, raczej nie będzie zachwycona. Ojciec pewnie też nie. Może nawet odetną cię od kasy. Będziesz wtedy musiała pójść do pracy. No i skończy się imprezowanie, bo zabraknie czasu.
– Naprawdę zrobisz mi takie świństwo?
– Jak nie wierzysz, to mnie sprawdź. Zastanów się tylko, czy warto. Możesz wiele stracić – odparłam, patrząc jej prosto w oczy. Odpowiedziała wzrokiem pełnym nienawiści.
– W porządku, wyprowadzę się. Z największą przyjemnością. Mam już dość wiecznych pretensji, czepiania się o głupie zakupy czy sprzątnie – wycedziła przez zaciśnięte zęby. Słysząc to, zastanawiałam się, czy naprawdę jest tak zepsuta i niczego nie rozumie, czy tylko próbuje zachować twarz.
Marta wyprowadziła się trzy dni później. Gdy wróciłam z pracy, już jej nie było. Zostawiła oczywiście bałagan, ale tym razem nawet się nie przejęłam. Cieszyłam się, że mam ją z głowy. Miałam nadzieję, że długo o niej nie usłyszę. Nie minęły jednak nawet dwa dni, gdy odezwał się do mnie tata.
Zrobiła ze mnie potwora bez sumienia i serca
– Beata do mnie dzwoniła. Była zła jak osa. Krzyczała, że się na tobie zawiodła, że jesteś wredna, że nie masz serca ani sumienia. Dlatego nie chce cię więcej znać.
– Słucham? O czym ty mówisz? – przerwałam mu.
– No tak. Podobno wyrzuciłaś jej Martę z mieszkania. Praktycznie z dnia na dzień, bez żadnego powodu. Marta błagała, żebyś pozwoliła jeszcze trochę zostać, ale byłaś nieugięta. Mimo że wiedziałaś, że nie ma się gdzie podziać.
– Naprawdę tak powiedziała?
– Przysięgam. Na dodatek obdzwoniła już z tą rewelacją pół rodziny. Wiem, bo kilka osób już się do mnie odezwało w tej sprawie i pytało, czy to prawda. Ja oczywiście broniłem cię jak lew, bo myślę, że jakiś powód był, ale…
– Nie jeden, ale milion powodów! Dnia by nie wystarczyło, by o tym wszystkim opowiedzieć.
– Wiem, ale Beata, jak wiesz, ma duży dar przekonywania. I obdzwoni pewnie pozostałe pół rodziny. Dlatego powinnaś jakoś zareagować. Nie chcę, żeby ktoś z bliskich myślał, że rzeczywiście jesteś potworem – westchnął.
Po rozmowie z tatą długo nie mogłam dojść do siebie. Chodziłam z kąta w kąt i zastanawiałam się, jak wybrnąć z tej sytuacji. No i w końcu wymyśliłam. Postanowiłam, że jak pojadę do rodziców na święta, to opowiem wszystkim gościom, jak było naprawdę.
Odwiedzę też ciotkę Beatę, nie bacząc na to, że nie chce mnie widzieć. Co prawda jestem wściekła, że rozsiewa na mój temat takie złośliwe plotki, ale w sumie ją rozumiem. Na jej miejscu też bym pewnie ujęła się za córką, gdybym nie znała faktów.
Czas najwyższy, by je poznała. Teraz żałuję, że byłam zbyt dyskretna i nie chciałam Marcie psuć układów z matką. Ale teraz dziewucha musi dostać za swoje. No bo nie dość, że mnie perfidnie wykorzystała, to jeszcze zrobiła ze mnie potwora bez sumienia i serca.
Czytaj także:
„Po kolejnym paskudnym związku, przestałam szukać księcia z bajki. Do gry wkroczyła mama, ze swoją zabawą w swatkę”
„Przypadkowe spotkanie w pociągu uświadomiło mi, że żyłam w kłamstwie. Los postawił mi na drodze... biologicznego ojca”
„Kiedy mąż oddał się ogrodnictwu, stałam się dla niego nieważna. Rozwiodę się z nim, jeśli tego nie rzuci!”