„Przyjaciółka porzuciła męża dla bogatego kochanka. Myślała, że wyciśnie z obu trochę grosza, ale srogo się przeliczyła”

zamyślona kobieta blondynka fot. Getty Images, dikushin
„Koleżanka odwiedzała mnie co jakiś czas tylko po to, by się wyżalić. Zazwyczaj o tym, że wciąż ma za mało kasy. Później przepadała jak kamień w wodę. Kompletnie nie obchodziło jej, co u mnie słychać”.
/ 16.04.2024 22:00
zamyślona kobieta blondynka fot. Getty Images, dikushin

Od kiedy pamiętam, moja przyjaciółka budziła we mnie uczucie zazdrości. Podziwiałam jej wygląd, pozytywną energię i pewność siebie. Już w szkole średniej, gdy się poznałyśmy, była obiektem zainteresowania wielu kolegów, podczas gdy ja pozostawałam niezauważona.

Po ukończeniu nauki Kasia objęła kierownicze stanowisko w uznanej agencji reklamowej, a ja ledwo znalazłam pracę w osiedlowej bibliotece. Przyjaciółka nosiła markowe ubrania, natomiast ja polowałam na przecenione ciuchy w lokalnych sklepach.

Różniłyśmy się jak ogień i woda

Początkowo chyba właśnie te kontrasty w naszych charakterach powodowały, że tak dobrze się dogadywałyśmy. Ona ciągle gdzieś pędziła, szukając w życiu nieustannych wrażeń i blasku. Ja z kolei preferowałam spokojniejsze tempo, podchodziłam do świata z pewnym dystansem i cieszyłam się drobnymi, codziennymi osiągnięciami.

Długo myślałam, że łączy nas prawdziwa przyjaźń – taka, w której można powiedzieć sobie o każdej sprawie, ufać sobie bezgranicznie i wspierać się nawzajem w ciężkich momentach. Jednak pewien mężczyzna sprawił, że nagle zaczęłam postrzegać naszą relację w zupełnie innym świetle. Doszłam do przekonania, że ciężko tu tak naprawdę mówić o przyjaźni.

Kasia odwiedzała mnie jednak tylko wtedy, gdy chciała się przed kimś wyżalić. Kiedy w jej życiu układało się dobrze, czasem nie kontaktowałyśmy się nawet przez kilka miesięcy. Jej męża i teściów ledwo znałam. Moje cztery kąty stanowiły dla niej spokojną przystań, a ja byłam osobą, której mogła się zwierzyć i która zawsze przytaknie jej postanowieniom, choć nierzadko były one błędne.

Któregoś zimowego popołudnia usłyszałam pukanie. Po otwarciu zobaczyłam Kasię stojącą na wycieraczce. Momentalnie zauważyłam, że wydarzyło się coś niezwykłego. Jej spojrzenie lśniło blaskiem, a na ustach gościł szeroki, przepełniony szczęściem uśmiech. Każdy gest zdradzał, że aż kipi od emocji. Ostatni raz widziałam ją tak podekscytowaną na ślubnym kobiercu z ukochanym Robertem.

Manipulowała mężem na każdym kroku

Już od ich pierwszego spotkania na uczelni jej mąż za nią szalał. Nie wyróżniał się wyglądem, przebojowością ani wyszukanym strojem. Jednak pochodził z zamożnej rodziny, co od razu zwróciło uwagę Kasi. Pobrali się z wielką pompą na trzecim roku studiów. Przy tej okazji przyjaciółka wtajemniczyła mnie w swoje podejście do życia.

Kasia doskonale wiedziała, jak wpływać na swojego małżonka. Umiała nim zręcznie sterować.

– Widzę to tak, że każda z dziewczyn to produkt – stwierdziła. – Niektóre są bardziej atrakcyjne i lepiej się prezentują. Inne trochę mniej rzucają się w oczy. Do sklepu zaglądają mężczyźni. Część może sobie pozwolić na droższe rzeczy, a inni muszą się zadowolić tymi tańszymi. Jestem produktem z górnej półki i nie mam zamiaru za darmo się komuś oddawać. Czekałam na kogoś takiego jak Robert. Jego rodzinka ma sporo szmalu.

Kasia i Robert stanęli na ślubnym kobiercu. Mąż był w swojej wybrance bezgranicznie zakochany, a ona dokładała wszelkich starań, by sprostać roli idealnej małżonki. Niedługo potem na świat przyszła ich pociecha – córeczka Ewelina. Wtedy też moja kumpela podzieliła się ze mną kolejną życiową mądrością.

– Gdy pojawia się szkrab, to faceta masz w garści. Nawet gdyby mnie zostawił, zostanie z niczym. Będzie łożył na mnie i nasze maleństwo. Poza tym Robert na bank nie będzie zerkał na inne. On nie jest taki. Mój mąż jest totalnie pod moim pantoflem.

Co za bezczelna kłamczucha!

Wszystkie te wspomnienia napłynęły do mnie, kiedy Kasia rozsiadała się w swoim ulubionym fotelu.

Spotykam się z kimś – powiedziała nagle.

– Słucham? A co z twoim małżonkiem? – zapytałam, nie kryjąc zaskoczenia. Kasia tylko niedbale machnęła ręką.

– To nudny pantoflarz. Całymi dniami przesiadywałby w mieszkaniu, spacerował z córeczką i czytał swoje durne kryminały. Wyobraź sobie, że potrafi pochłonąć całą powieść w jeden wieczór!

– Nie uważasz, że to dobrze? – zapytałam zaskoczona.

– To okropne! On wpatruje się w te książki, jakby mnie w ogóle nie dostrzegał. Od kiedy zamieszkaliśmy razem, panuje między nami śmiertelna nuda.

– Kiedyś ci to nie przeszkadzało.

– Kiedyś rodzice mojego męża prowadzili kwitnący interes, a dziś ten biznes ledwo zipie i nie wiadomo, czy firma przetrwa.

– No to wszystko jasne...

Kasia przytaknęła.

– Od dziś będzie inaczej. Romka spotkałam w biurze. Zjawił się u nas z koncepcją na reklamówkę dla swojego przedsiębiorstwa. Przystojny, wysoki, idealnie wystylizowany… A do tego te maniery! Jestem pewna, że nawet arystokrata poczułby się przy nim jak lokaj.

Pomyślałam, że Kaśka nigdy wcześniej nie spotkała żadnego arystokraty, więc nie zna zasad panujących w kręgach wyższych sfer.

– Chciałabym cię o coś poprosić – Kaśka od razu przeszła do rzeczy. – Zostawiłam Robcia. Nasza córcia jest u jego rodziców. Dasz mi dziś u siebie przenocować?

– No pewnie, ale… Co Robert na to wszystko?

– Jest zupełnie bezsilny – parsknęła ironicznie.

– W kółko gada tylko: „I jak ja sobie poradzę bez ciebie?”. Szczerze powiedziawszy, mam to gdzieś. Mam dość jego i całej jego rodzinki. Wyobraź sobie, że moja teściowa zwróciła się do nas po kasę?!

– Wcześniej oni wspierali was finansowo. Z tego, co opowiadałaś, były to dość pokaźne kwoty… Nie oddaliście im tych pieniędzy?

– Robert oddał, bez konsultacji ze mną – odpowiedziała gniewnie. – Sądziłam, że dostanę na miejscu białej gorączki. Te pieniądze miały być przeznaczone na futro z lisów. No więc wyprowadziłam się i nie mam dachu nad głową.

– A co z twoim facetem? – zapytałam.

– Akurat przygotowuje dla nas lokum. Chyba nie sądzisz, że wprowadzę się do mieszkania, gdzie jacyś obcy goście montują meble!

Zamieszkała u mnie

Jeden nocleg przerodził się w siedem dni, a następnie w dwa tygodnie. A gdy w końcu się wyniosła, przy wejściu ponownie zadźwięczał dzwonek. To był Robert. Wyglądał na zmęczonego i smutnego.

– Cześć Robert – odezwałam się, gdy stanął w progu mojego mieszkania.

– Słuchaj, Kasia to moja żona, a twoja najbliższa przyjaciółka. Znacie się jak łyse konie, a ona ci ufa. Błagam cię, pomóż mi ją odzyskać – w jego oczach było widać desperację.

Choć byli małżeństwem od dobrych kilku lat, najwyraźniej facet nie miał bladego pojęcia, jaka jego wybranka jest naprawdę. Naiwnie sądził, że Kaśka komukolwiek zaufa i da sobie w kaszę dmuchać. Na pewno nie mnie. Mimo wszystko wpuściłam go do środka i zaparzyłam mu herbatę. Zaczęliśmy gadać. Opowiadał mi, jak bardzo jest w niej zakochany. Był w stanie wybaczyć jej dosłownie wszystko, byleby tylko zdecydowała się do niego wrócić.

Strasznie mi go było szkoda, bo wyglądał na totalnie załamanego. Co gorsza, kompletnie nie widział, że związał się z kobietą, dla której najważniejsze są pieniądze… Ale przecież nie mogłam powiedzieć mu całej prawdy prosto w oczy – że ona wróci, jak tylko firma jego rodziców znowu zacznie świetnie prosperować i zarabiać krocie. Próbowałam jakoś podnieść Roberta na duchu, bo zdawałam sobie sprawę, że nic więcej nie jestem w stanie dla niego zrobić.

Zaczęliśmy się widywać częściej. Dawałam mu przestrzeń, aby mógł się wygadać do woli. Gdzieś słyszałam, że gadanie bez opamiętania o tym, co nas gnębi i z powodu czego czujemy się skrzywdzeni, może być dobrym sposobem na rozładowanie stresu. Podobno dzięki temu w naszych umysłach powoli zaczynają kiełkować pozytywne myśli, aż w końcu docieramy do źródeł naszych problemów.

Czyżby los się od niej odwrócił?

Sześć miesięcy później Robert przestał być żałosną, załamaną postacią, a stał się mężczyzną, który na spokojnie przeanalizował dzieje swojego małżeństwa. Wciąż odczuwał ból po stracie, ale zaczął powoli dostrzegać, że od samego początku ich związku partnerka kierowała się nie miłością, lecz wyrachowaniem. Minęły blisko dwa lata. Pewnego dnia w drzwiach mojego domu znów pojawiła się Kasia. Nie sprawiała już wrażenia takiej radosnej...

– Wyobraź sobie, że ten dupek nagle mnie zostawił! – wypaliła z furią, zamiast się przywitać.

– O kim mówisz? – spytałam zdezorientowana.

– O tym moim wymarzonym arystokracie. Myślałam, że to prawdziwy książę, a okazało się, że to zwyczajny prostak. A mój ślubny też nie lepszy. Wiesz, że łoży jedynie na nasze dziecko? A ja to niby kto?!

Po chwili jej wzrok spoczął na pozostawionych na siedzeniu męskich ciuchach. Z łazienki dobiegał szum wody płynącej z prysznica.

– No co ty, chyba masz tu jakiegoś faceta, tak?! – zapytała zaskoczona, jakby ten pomysł był totalnie z kosmosu. – To niby gdzie ja mam spać?!

– Pojęcia nie mam – odpowiedziałam. – Wybacz, ale mam swoje sprawy, chyba rozumiesz...

Z nadąsaną miną opuściła mieszkanie. Mężczyzna, który brał prysznic, to nie był Robert, jak można by przypuszczać, tylko jego kumpel. Poznałam go w kafejce, gdy Robert żalił mi się na swój los. Jeżeli natomiast mowa o Kasi, to jeszcze długo po rozwodzie usiłowała wyrwać od byłego męża trochę pieniędzy. Bez powodzenia. Parę tygodni temu chciała wyciągnąć ode mnie pożyczkę.

– No wiesz, muszę polecieć na wczasy do Grecji – mówiła bez zażenowania.

Zanim się rozłączyłam, powiedziałam jej bez ogródek, żeby nigdy więcej do mnie nie dzwoniła.

Czytaj także:
„Wszyscy myślą, że jesteśmy bogaci, a tak naprawdę nie mamy kasy. Usta mnie bolą od fałszywego uśmiechu”
„Przyjaciółka ukradła mi faceta. Chciałam zemsty, ale byłam w szoku, gdy moje złorzeczenia same się spełniły”
„Chciałam poszaleć na imprezie pracowniczej, ale trochę przegięłam. W hotelowym pokoju zintegrowałam się z żonatym kolegą”

Redakcja poleca

REKLAMA