„Po urodzeniu dziecka przyjaciółka mnie odstawiła na boczny tor. Znalazła sobie taką, kto ją zrozumie lepiej, niż bezdzietna”

zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, pololia
„– Głupia jesteś? – śmiała się. – Chcesz ze mną rozmawiać o kolorach kupek? Lubię Monikę, nie przeczę, ale głównie dlatego, że jest chodzącą encyklopedią macierzyństwa. Chyba że masz dla mnie radę, jakiego rodzaju smoczka powinnam używać, by zgryzu Marcelkowi nie zepsuć? Fakt, nie miałam o tym pojęcia”.
/ 02.12.2023 20:19
zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, pololia

Aneta była moją przyjaciółką od zerówki. Z nikim innym nie rozumiałam się tak dobrze jak z nią. Trzymałyśmy się razem, jakbyśmy były sklejone. Wybrałyśmy to samo liceum, studiowałyśmy na jednej uczelni. Pracę też obie znalazłyśmy w naszym rodzinnym mieście.

Ale gdy Aneta spotkała swoją miłość, ucieszyłam się i zmartwiłam jednocześnie. Bałam się, że ukochany każe jej wybierać między nami. Wtedy byłaby wojna. Na szczęście, Darek nigdy nie był zazdrosny o naszą relację. Sam miał dwóch bliskich kumpli i rozumiał, że miłość i przyjaźń nie muszą wchodzić w sobie w drogę, za to mogą się pięknie uzupełniać. Pobrali się i żyliśmy sobie zgodnie, dopóki Aneta nie zaszła w ciążę.

Cieszyłam się, że jest w ciąży

Obie nie mogłyśmy się doczekać, kiedy maleństwo pojawi się na świecie. Ja, singielka z wyboru, unikająca poważnych zobowiązań i emocjonalnych komplikacji, po prostu szalałam z radości na myśl, że zostanę ciocią i matką chrzestną. Zamierzałam rozpieszczać swojego przybranego siostrzeńca lub siostrzenicę.

Zaczęłam szukać maleńkich ubrań i bucików, tak uroczych, że oczy same się do nich śmiały. Razem z Anetą kupowałyśmy wyprawkę na tony – kocyki, beciki, kosmetyki, laktatory, podgrzewacze, zabawki, grzechotki, pozytywki, lampeczki, uch… No i wózek. W życiu bym nie pomyślała, że jest tyle rodzajów wózków! Jak się w tym połapać? Przechodziłyśmy jednak tę drogę razem, więc było nam łatwiej, wszak co dwie głowy, to nie jedna.

Nasze kontakty się poluzowały

Aneta trafiła do szpitala kilka tygodni przed terminem. Dostała mocnych skurczów, groził jej przedwczesny poród, więc lekarze wysłali ją na oddział patologii ciąży. Rzadko się wtedy widywałyśmy.
Na dokładkę po porodzie mały dostał żółtaczki i zatrzymali ich na kolejnych dziesięć dni, a lekarz zakazał odwiedzin wszystkich oprócz męża. Mogłyśmy rozmawiać tylko przez telefon.

Kiedy Aneta wreszcie opuściła szpital, zamierzałam nadrobić z zapasem każdą straconą godzinę. I tu nastąpił pierwszy nieprzyjemny zgrzyt.

– Wybacz, Lizka, ale jestem wykończona – usłyszałam od Anety, gdy zadzwoniłam. – Muszę odespać. Darek będzie mi tylko przystawiał małego na karmienie.

Drugi zgrzyt, dużo poważniejszy, polegał na tym, że moja  przyjaciółka wolała rozmawiać o problemach młodej matki z Moniką, którą poznała w szpitalu. Babka urodziła właśnie trzecie dziecko, więc w oczach Anety była wyrocznią. OK, w porządku… Dałam Anecie czas, by oswoiła się z nową dla niej sytuacją.

– Dzwoń, gdybyś potrzebowała pomocy. Przybiegnę w podskokach. No to pa i czekam na znak!

Czekałam nadaremnie

Aneta miała czas, by co kilka dni napisać mi, że u niej wszystko w porządku, ale nie miała chwili, by ze mną pogadać, a co dopiero się spotkać. Gdy próbowałam do niej zadzwonić, jej telefon ciągle był zajęty.

W końcu się ogarnęła, okrzepła w roli matki Polki i wróciłyśmy do naszych spotkań, choć już nie tak częstych jak kiedyś. Wiadomo, jej życie było teraz uzależnione od małego królewicza. O to nie miałam pretensji, nie byłam aż tak zaborcza. Ale ta Monika…

Co za natrętna baba! Non stop dzwoniła do Anety. I ciągała ją na spacery. Jej najstarszy syn był już nastolatkiem, średnia córka chodziła do podstawówki, a ona była na macierzyńskim z trzecim, więc w ciągu dnia miała sporo wolnego czasu, który spędzała z moją przyjaciółką. Serio? Mogła sobie znaleźć własną, zamiast kraść cudzą!

Starałam się przypominać Anecie, że nadal tu jestem i tylko czekam na sygnał, ale coś się między nami zmieniło. Już za mną nie tęskniła, a bez Moniki nie mogła przeżyć jednego dnia. Nagle nie miała o czym ze mną rozmawiać, za to nie zbywało jej tematów do przegadania z Moniką. Nie potrafiła znaleźć kwadransa, by napić się ze mną kawy, ale z Moniką włóczyły się z wózkami po mieście całymi godzinami.

Miałam dość

Aneta była dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Nawet z rodzicami nie wytworzyłam takiej więzi, a żaden z moich byłych nawet się nie otarł o ten rodzaj emocjonalnej bliskości. Więc teraz czułam się jak odcięta siostra syjamska. Bagatelizowała moje żale, gdy się skarżyłam, że traktuje mnie jak obcą, że teraz tylko Monika i Monika, że chłonie jej słowa jak prawdy objawione.

– Głupia jesteś? – śmiała się. – Chcesz ze mną rozmawiać o kolorach kupek? Lubię Monikę, nie przeczę, ale głównie dlatego, że jest chodzącą encyklopedią macierzyństwa. Chyba że masz dla mnie radę, jakiego rodzaju smoczka powinnam używać, by zgryzu Marcelkowi nie zepsuć?

Fakt, nie miałam o tym pojęcia. Przegrałam tę bitwę, ale nie mogłam przegrać wojny. Postanowiłam usunąć agresora i odzyskać straconą pozycję. Planowałam zdyskredytować Monikę w oczach Anety.

Szukałam haka na Monikę

Niestety, ciężko było coś znaleźć. Media społecznościowe pokazywały ładną, pogodną kobietę, wciąż zgrabną mimo trzech ciąż, dobrą żonę i matkę, z pięknym uśmiechem. Specjalnie wzięłam krótki urlop, by ją śledzić i znaleźć jakiegoś haka. I nic, porażka.

Monika żyła zwyczajnie, bez ekscesów. Zajmowała się dziećmi, robiła zakupy, gotowała przy otwartym oknie, segregowała śmieci… Ani zdrady, ani niezdrowych ciągot lub nałogów, tym bardziej obsesji czy zboczeń, żadnej przemocy w rodzinie czy dziwnych kontaktów, no, niczego podejrzanego. Musiałam więc pozbyć się jej inaczej, bardziej radykalnie.

Monika dwa razy w tygodniu chodziła na spacery do lasu. Sama. Pewnie by naładować akumulatory w ciszy i samotności, wyrwać się z domowego kieratu. Zostawiała dzieci z mężem i spacerowała między drzewami, bez względu na pogodę. Gdyby coś jej się stało, nikt by nie wiedział, nie domyślił się, że to ja…

To byłoby takie proste, wjechać samochodem od strony drogi i… A potem szybko odjechać. Małe poturbowanie wystarczy, by zniknęła Anecie z horyzontu. Wtedy okaże się, że wcale nie była taka niezbędna, że z pomocą internetu ja też mogę stać się wyrocznią w kwestii kupek, smoczków i ulewania. Wtedy odzyskam moją przyjaciółką, moją mentalną bliźniaczkę, z nikim nie będę się musiała nią dzielić. Poza synem i mężem, ale oni się nie liczyli, ich relacja była inna. Oni zapełniali w życiu i sercu Anety miejsca, do jakich ja nigdy nie byłabym w stanie dotrzeć. Ale Monika…

Chciałam odzyskać przyjaciółkę

Co dokładnie chciałam zrobić? Nie wiedziałam. Zamierzałam pójść na żywioł. Przyjechałam i zaparkowałam w miejscu, którego ze ścieżki nie było widać. Monika zjawi się około piątej po południu, kiedy jej mąż wróci z pracy. Z każdą minutą adrenalina szybciej krążyła w moich żyłach. Ekscytacja mieszała się ze strachem. Tak, bałam się tego, co chcę zrobić, co może się stać, ale nie mogłam się wycofać. Nie, nie. Muszę się jej pozbyć, usunąć ją z naszej drogi. Zaraz tu będzie, może już wyszła z domu…

Na wyciszonej komórce wyświetliło się imię Anety. Nie mogłam teraz odebrać, nie mogłam się rozpraszać. Nagrała się na pocztę głosową. Co takiego ważnego musiała mi powiedzieć? Odsłuchałam.

„Cześć, kochana! Właśnie myślałam o tobie i musiałam natychmiast zadzwonić – trajkotała radośnie. – Lizka, kochanie, przepraszam, że ostatnio cię zaniedbuję, ale to prawda, że młode matki nie piją ciepłej kawy i nie mają kiedy się wysikać. Może nie okazywałam ci tego, ale bardzo mi cię brakuje. Nadrobimy to, obiecuję, niech tylko Marcel oderwie się od mojego cycka. Zostawię go z Darkiem i wyskoczymy gdzieś tylko we dwie. Nie bądź zazdrosna o Monikę. Cieszę się, że ją poznałam, ale ona nigdy nie będzie tobą, nigdy cię nie zastąpi. Choć byłoby miło, gdyście się polubiły, wiesz, solidarność jajników, te sprawy. Nie musiałabym wybierać – roześmiała się. – Pamiętaj, kocham…”. Tu nagranie się urywało.

Boże, zadzwoniła w samą porę, jakby wiedziała, że jestem o krok od niewybaczalnego błędu. Dotarło do mnie, co chciałam zrobić. Z chorej zazdrości, z zaborczości. To nie była przyjaźń, tylko jakiś obłęd! Przesiedziałam dwie godziny w aucie, otępiała. Co mnie opętało? Gdybym skrzywdziła Monikę, zamiast odzyskać Anetę, straciłabym samą siebie.

Odsunęłam się. Dałam przyjaciółce przestrzeń, której potrzebowała na zbudowanie relacji w rodzinie i z innymi ludźmi. Ja zaś zyskałam czas na terapię, żeby odkryć, co ze mną jest nie tak.

Czytaj także: „Mój mąż ma węża w kieszeni. Spowiadam mu się z każdych zakupów, a paragony recytuję jak pacierz”
„Brat miał zostać ojcem, ale jego dziewczyna coś kombinowała. Nie sądziłam, że to dziecko ma być na sprzedaż”
„Teściowa miała mnie za wieśniaczkę, a siebie za szlachciankę. Gdy teść zbankrutował, do mnie przychodziła po kieszonkowe”

 

Redakcja poleca

REKLAMA