„Brat miał zostać ojcem, ale jego dziewczyna coś kombinowała. Nie sądziłam, że to dziecko ma być na sprzedaż”

zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, contrastwerkstatt
„– Nie znam tej dziewuchy i nie mam pojęcia, czego można się po niej spodziewać, ale Piotrek? Jak mógł w ogóle o tym pomyśleć?! – cała się trzęsłam. – Pewnie niewiele miał do gadania – zauważył Radek. – Ta siksa go zmanipulowała. Piotrek wprawdzie aniołem nie jest, ale w gruncie rzeczy to dobry chłopak”.
Listy od Czytelniczek / 30.11.2023 09:05
zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, contrastwerkstatt

Kiedy dowiedziałam się, że mój niespełna dwudziestoletni brat zostanie ojcem, ścięło mnie z nóg. Nie wyobrażałam sobie, by Piotrek miał wziąć odpowiedzialność za kogoś innego, na dokładkę tak bezbronnego i zależnego od dorosłych.

To się stało za szybko

Sama nie miałam dzieci, bo ciągle odsuwałam w czasie tę ważną i wpływającą na całe dalsze życie decyzję. Tym bardziej nie rozumiałam Piotrka. Co gorsza, czułam się współodpowiedzialna. Byłam od niego starsza, od śmierci rodziców mu matkowałam, no i zawiodłam.

– Nawet nie zdążyłeś przedstawić mi Patrycji… Nie sądzisz, że to wszystko dzieje się za szybko?

Na usta cisnęło mi się: „A nie mówiłam?”. Ostrzegałam go przecież, powtarzałam, żeby się nie spieszył, żeby uważał. Związek z tą całą Patrycją od początku mi się nie podobał. Wydawał mi się zbyt intensywny. Jakby panna rzuciła na niego urok. Po kilku tygodniach znajomości Piotr wyprowadził się z naszego mieszkania odziedziczonego po rodzicach i wynajął kawalerkę.

– Agata, daj spokój, zrozum. Przecież nie mogę wiecznie siedzieć wam na głowie. Już czas, żebym założył własną rodzinę – tłumaczył się mętnie.

– Bzdura. Tutaj zawsze będzie twój dom, miejsca jest aż nadto. Poza tym to nie czas na zakładanie rodziny. Piotrek, zastanów się – apelowałam do jego rozsądku.

Wzruszył tylko ramionami.

– Teraz już za późno na takie rozważania. Podpisałem umowę, wpłaciłem kaucję…

Zaczął prawdziwe dorosłe życie

Sięgnął do tylnej kieszeni dżinsów po paczkę papierosów. Nie lubiłam, kiedy palił w mieszkaniu, ale tym razem mu pozwoliłam. Więcej, sama wyciągnęłam rękę po papierosa, choć rzuciłam palenie lata temu. Piotrek się uśmiechnął, a w jego oczach zalśniły łzy.

– Dzięki za wszystko – mruknął.

– Czyli za co?

– Zawsze się o mnie troszczysz, nawet gdy robię głupoty…

– Jestem twoją starszą siostrą – wypuściłam ustami kółko dymu. – I zawsze będę, pamiętaj o tym.

Podczas tej rozmowy nie przypuszczałam nawet, jak trudne okażą się kolejne miesiące. Piotrek podjął dodatkową pracę, żeby utrzymać siebie, bezrobotną dziewczynę, na dokładkę w ciąży, i mieszkanie. Zaczęłam się obawiać, że porzuci studia.

Ukradkiem podsuwałam mu pieniądze, naiwnie myśląc, że mój mąż się nie zorientuje.

– Nie możesz ich utrzymywać, to dorośli ludzie – wytknął mi wreszcie.

– Są w trudnej sytuacji, dobrze wiesz…

– Na własne życzenie – odburknął.

Usiadłam na krześle, czując zaciskające się na żołądku kleszcze niepokoju, wręcz strachu. Wiedziałam, że Radek ma rację, choć nie przyznałam tego głośno.

Martwiłam się 

Bałam się o przyszłość mojego brata i maleńkiego bratanka, które jeszcze nawet nie przyszedł na świat.

– Też powinniśmy pomyśleć w końcu o dziecku, nie możemy tego odkładać w nieskończoność. – podjął Radek, wyrywając mnie z zamyślenia.

– Wiem, biologia kobietom nie sprzyja, tylko… – spuściłam wzrok.

– Chyba nie masz zamiaru łożyć na tego dzieciaka? Mamy swoje wydatki! – mój mąż podniósł głos.

– Radek, proszę… – poczułam zbierające się pod powiekami łzy. – Nie każ mi wybierać pomiędzy Piotrkiem a tobą.

– Nie każę, tylko ostrzegam. Przecież nawet nie znasz tej dziewczyny. Boże, nawet nie wiesz, czy naprawdę jest w ciąży.

Piotrek cały czas się wykręcał

Mijały kolejne tygodnie, a ja nie miałam pojęcia, kim jest potencjalna matka mojego bratanka. Kiedy próbowałam umówić się z nimi na spotkanie, Piotrek wciąż się wykręcał.

– Patrycja źle się czuje, zrozum.

Rozumiałam, choć było mi coraz trudniej zaakceptować tę dziwaczną sytuację. Ja nie mogłam odwiedzić własnego brata, on z kolei wpadał do nas coraz rzadziej, i to tylko po pieniądze.

– Wszystko ci oddam – obiecywał.

Już to widzę… Teraz nie miał z czego oddać, a jak dziecko przyjdzie na świat, sytuacja nie ulegnie poprawie. Przeciwnie. Narażałam się mężowi, żeby wspierać brata i jego tajemniczą wybrankę, a w zamian dostawałam prztyczka w nos. Nawet nie wiedziałam, gdzie Piotrek mieszka, bo na pytania o adres odpowiadał wymijająco albo zmieniał temat.

Śledziłam go

Analizując sprawę, doszłam do oczywistego wniosku, że coś musi być nie tak – z tą dziewczyną, z ich związkiem albo z dzieckiem. Może w ogóle go nie ma? Dość tego. Muszę poznać prawdę. Nie dam się dłużej naciągać jak ostatnia naiwna.

Pewnego popołudnia Piotrek wpadł pożyczyć wiertarkę. Kiedy wyszedł, szybko narzuciłam na siebie bluzę z obszernym kapturem i ruszyłam za nim. Nie mogłam uwierzyć, że bawię się w szpiega, żeby dowiedzieć się, gdzie mieszka mój młodszy brat. No ale sam mnie do tego zmusił.

Piotrek nie miał samochodu, więc przemierzaliśmy labirynty ulic i uliczek na piechotę. W końcu dotarliśmy do obskurnej kamienicy na peryferiach miasta. Na wyłożonym kocimi łbami podwórku stała rozklekotana ławeczka, a na niej siedziało dwóch dziadków. Sączyli piwo. Piotrek skinął im tylko głową, a potem zniknął w półmroku klatki schodowej.

Obserwowałam to zza rogu sklepu monopolowego, obcinana spojrzeniami klientów. Gdy Piotrek zniknął mi z oczu, wpadłam na podwórko i – starając się być cicho – wsunęłam się za nim na klatkę schodową.

Uderzył mnie silny odór stęchlizny, aż zrobiło mi się niedobrze. Gdzieś na górze trzasnęły drzwi i rozległy się podniesione, choć stłumione głosy.

To mnie zszokowało

Ostrożnie weszłam po skrzypiących schodach na piętro, zbliżając się do źródła dźwięków.

– Obiecałeś, że załatwisz dwie stówy! – krzyczała kobieta.

Przylgnęłam do lepkiej ściany.

– Dałem ciała – odburknął zza niej inny głos.

Przytknęłam dłonie do ust, żeby zdusić jęk zaskoczenia. To był głos Piotra.

– Nie mogę dłużej zwodzić Agaty, bo…

Nie dosłyszałam dalszej części wypowiedzi, może weszli w głąb mieszkania. Na chwilę za odrapanymi drzwiami zapadła cisza, więc cofnęłam się o dwa stopnie, by czym prędzej czmychnąć, gdyby ktoś wyszedł z mieszkania.

– Po co w ogóle jej o tym mówiłeś? – podjęła poirytowanym tonem dziewczyna.

Nie słyszałam całej wymiany zdań. Głosy to się oddalały, to przybliżały.

– …nie dałaby mi kasy. Nie martw się. Coś wymyślę, jakoś to załatwię, zanim…

– Wykonamy plan, jak ustaliliśmy – mówiła dziewczyna. – Nie możemy, daj spokój… Dostaniemy kasę i zaczniemy od nowa, ale bez tego…

Dalszy ciąg zagłuszyło trzaśnięcie sąsiednich drzwi.

Zbiegłam po schodach na sam dół. Wypadłam na zewnątrz i wciągnęłam w płuca haust świeżego powietrza. Było mi niedobrze od tych duszących zapachów. Chciałam stamtąd jak najszybciej uciec.

Nie mogłam w to uwierzyć

Nie mogłam uwierzyć, że mój brat, który jeszcze kilka tygodni wcześniej zajmował schludny pokój w naszym wspólnym przecież domu, gnieździ się teraz w tej obskurnej kamienicy. Na dodatek z dziewczyną, którą ledwo zna. Kręciło mi się w głowie, kiedy tą samą trasą wracałam do domu.

Musiałam sobie to wszystko poukładać i opracować plan działania. Na razie bez wiedzy męża, bo znałam jego stosunek do całej sytuacji. Jedno było pewne. Nie pozwolę, żeby Piotrek zmarnował sobie życie.
Omal nie wpadłam pod samochód, kiedy zajęta myślami przecinałam ulicę naszego osiedla.

Wciąż byłam na zapyziałej klatce schodowej starej kamienicy. Analizowałam w głowie słowa, które docierały zza odrapanych drzwi. O jakiej kasie mówiła ta dziewczyna i za co mieliby ją dostać?

– Mój Boże… – zatoczyłam się i osunęłam na stojącą pod blokiem ławkę, bo do głowy przyszła mi przerażająca myśl.

Zachowanie sekretu przed mężem przestało być aktualne. Musiał mi pomóc! Do mieszkania wparowałam cała spocona z nerwów. Rzuciłam klucze na komodę i poszłam prosto do gabinetu męża.

– Radek! Oni chcą sprzedać to dziecko! – wyrzuciłam z siebie i zalałam się łzami.

Nie mogłam się opanować. Zdążyłam przywyknąć do myśli, że zostanę ciocią. Zamierzałam wspierać Piotrka i dopingować go w nowej życiowej roli. Początkowo nie byłam zadowolona, że to dziecko w ogóle się pojawi, ale skoro już do tego doszło, poradzimy sobie, wszystko da się ułożyć. Tymczasem…

Mąż też był w szoku

– Nie znam tej dziewuchy i nie mam pojęcia, czego można się po niej spodziewać, ale Piotrek? Jak mógł w ogóle o tym pomyśleć?! – cała się trzęsłam.

– Pewnie niewiele miał do gadania – zauważył Radek.

– Ta siksa go zmanipulowała. Piotrek wprawdzie aniołem nie jest, ale w gruncie rzeczy to dobry chłopak.

– No właśnie, przecież go znamy – przytaknęłam. – Myślisz, że może im się to udać?

– Jak się uprą – zmarszczył brwi.

Widziałam, że sam również zaczął się martwić. W końcu mówiliśmy tu o handlu dziećmi!

– Musimy ich powstrzymać! – zerwałam się z fotela i zaczęłam nerwowo krążyć po pokoju, ale nie doszłam do żadnego sensownego wniosku.

– Co nagle, to po diable – stwierdził w końcu Radek. – Do rozwiązania zostało jeszcze trochę czasu, prawda?

– Z tego, co wiem, tak…

– Będziemy trzymać rękę na pulsie – pogłaskał mnie po ramieniu. – Zresztą może przeinaczyłaś tę rozmowę? Takie rzeczy się zdarzają, ale Piotrek nie jest taki…

– Chciałabym, żeby nie był – ucięłam.

Nie miałam ochoty dłużej o tym dyskutować. Okropnie rozbolała mnie głowa, a żołądek ścisnął mi się w supeł. Czułam się odpowiedzialna za brata, mimo że już osiągnął pełnoletność. Nie mogłam pozwolić, żeby jemu lub temu niewinnemu dziecku stało się coś złego.

Bałam się, że jak postawię sprawę na ostrzu noża, dziewczyna zniknie albo zrobi coś nieodwracalnego. Sądziłam, że po porodzie będzie dość czasu na ogarnięcie sytuacji. Gdzieś w głębi serca wierzyłam też, że jak maleństwo pojawi się na świecie, młodzi rodzice otrzeźwieją i za nic nie zechcą go oddać, a tym bardziej sprzedać… 

Nie było na co czekać

I tak trwaliśmy w zawieszeniu, oszukując się nawzajem. Mijały tygodnie, Piotrek odwiedzał nas dość często. Wspierałam go finansowo. Mówił, że Patrycja potrzebuje pieniędzy na wizyty lekarskie i witaminy, w co akurat byłam skłonna uwierzyć. Poza tym, gdybym zakręciła kurek, Piotrek tak prędko by się u nas nie pojawił.
Radek także o tym wiedział, więc przymykał oko na znikające z konta kwoty.

Zaniepokoiłam się dopiero, kiedy Piotrek od dwóch dni nie odbierał telefonu. Zazwyczaj przynajmniej raz dziennie wymienialiśmy się krótkimi wiadomościami, żebym wiedziała, że wszystko u niego w porządku. Tak się umówiliśmy, to był mój warunek jako „sponsorki”.

– Znasz przecież adres, możemy tam podjechać – zaproponował w końcu Radek.

– Ale…

– Daj spokój, czas to zakończyć – Radek chwycił kluczyki od samochodu. – No i Piotrkowi mogło się coś stać.

Już nie musiał mnie poganiać.

Zaparkowaliśmy przed bramą na podwórze i ruszyliśmy po kocich łbach do klatki schodowej. Było tam równie nieprzyjemnie jak poprzednio. Przystanęłam pod odrapanymi drzwiami i wzięłam kilka głębokich oddechów, nim zapukałam.

Zemdlała na naszych oczach

Po długiej chwili drzwi się otworzyły i ujrzeliśmy dziewczynę w zaawansowanej ciąży. Miała wypieki na twarzy, a koszulka lepiła się do jej spoconego ciała.

– Cześć. Jest Piotrek?

Dziewczyna nie zdążyła odpowiedzieć. Z głuchym łoskotem osunęła się na wytarte deski podłogi.

– Co ci jest? – rzuciłam się na kolana i zaczęłam ją cucić. – Słyszysz mnie?

Była przeraźliwie blada, jej skóra lśniła od potu. Spanikowana spojrzałam na Radka.

– Dzwonię po karetkę – powiedział, wyciągając komórkę.

Dziewczyna uniosła powieki.

– Wszystko będzie dobrze, wezwiemy pomoc…

– Nie! – chwyciła mnie mocno za nadgarstek, aż syknęłam z bólu. – Jeszcze nie czas, to za wcześnie! – sekundę później znów straciła przytomność.

Zanim przyjechała karetka, wrócił Piotrek. Był równie blady jak jego zemdlona dziewczyna.

– Boże drogi… – jęczał. – Zostały jeszcze dwa miesiące!

Piotr wsiadł do karetki razem z Patrycją, a ja i Radek pojechaliśmy za nimi do szpitala. Czułam się, jakbym śniła koszmarny sen, kiedy wbiegałam na izbę przyjęć. Spędziliśmy kilka godzin, siedząc na niewygodnych krzesełkach na szpitalnym korytarzu.

Dziecko zmarło

W końcu otworzyły się drzwi… Wyszedł zza nich Piotrek, blady jak ściana, ubrany w jednorazowy fartuch upstrzony plamkami krwi. Bez słowa usiadł na jednym z krzeseł i ukrył twarz w dłoniach.

Spojrzeliśmy na siebie z Radkiem. Wstałam i ostrożnie dotknęłam dłonią drżących pleców brata. Piotrek chwycił moją dłoń i przyłożył sobie do rozgrzanego policzka. Z trudem powstrzymałam wybuch płaczu.

– Nie przeżył… – wyjąkał. – Był taki malutki…

– Przykro mi – przymknęłam powieki, spod których spłynęły łzy. – Powiesz mi prawdę? Chyba najwyższy czas.

Długą chwilę milczał, płacząc bezgłośnie.

– Odchodzę od Patrycji, nie musisz się tym już martwić – odparł wreszcie, podnosząc głowę.

Oczy miał opuchnięte i zaczerwienione.

– Nie zależało jej na tym dziecku, nie chciała go… Nie wiem nawet, czy było moje. Ale miało prawo żyć…

– Oczywiście – głaskałam go po ramieniu.

– Gdyby nie te nerwy, może by żył. Boże… nie chciałem go skrzywdzić, naprawdę – zapewniał mnie gorączkowo.

Musiałam go ochrzanić

– Musisz mi uwierzyć, ja… ja byłem głupi. Patrycja chciała go oddać… za pieniądze. Podobno miał iść do adopcji, tak mówili ci ludzie…

Ludzie? Czy handlarze dziećmi to w ogóle ludzie? Nie chciałam dodatkowo ranić Piotrka, już i tak był załamany, ale nie mogłam się powstrzymać.

– Jak zamierzałeś mi to wytłumaczyć? Było dziecko i nie ma? Nagle wyparowało?

– Nie wiem! Ja… Nie wiem, co we mnie wstąpiło! – załkał Piotrek.

Ja też nie miałam pojęcia, co go opętało. Oczami wyobraźni widziałam kwilące maleństwo, zabierane nie wiadomo dokąd przez jakichś chorych, pozbawionych sumienia ludzi. Tak się jednak nie stało.
Chłopczyk urodził się przedwcześnie i zmarł, zanim ktokolwiek zdążył go skrzywdzić.

Patrycja doszła do siebie, ale Piotrek nie chciał mieć już z nią nic wspólnego. Wiele tygodni zajęło mu wyleczenie się z tej chorej miłości. Do tej pory zastaję go pogrążonego w myślach i wiem, jak bardzo żałuje tego, co się wydarzyło. I co mogło się wydarzyć, gdyby…

Gdyby mi zaufał, może dałoby się uratować to dziecko. Może to my z Radkiem byśmy je adoptowali, dali tej Patrycji jakąś kasę, żeby zniknęła… Bo jeśli ktoś miał wziąć tego chłopca na wychowanie, to my, jego rodzina. A tak za moim bratem już zawsze będzie podążał cień dziecka, które nie dostało szansy na życie i szczęście.

Agata, 32 lata

Czytaj także: „Córka wolała być zakonnicą, niż urodzić nam gromadkę wnuków. Przez nią żona zmarła, a ja zostałem sam jak palec”
 „Matka to kobieta z piekła rodem. Była zazdrosna o moją dziewczynę i chciała się jej pozbyć” „Babcia obiecała, że odda nam dom w zamian za opiekę. Przeprowadziliśmy się na wieś, a ona nas wykiwała”

 

Redakcja poleca

REKLAMA