– Ty, Kaziu, powinnaś się zapisać do feministek! – mówi moja koleżanka. – Chłopów nie lubisz, masz gębę od ucha do ucha i ciągle gadasz o tej niby równości, co powinna być, a jej nie ma. W sam raz!
Nawet mi się nie chce jej tłumaczyć, że gadając takie głupoty, jest jak ślepy, co to ględzi o kolorach.
Pojęcia o niczym nie ma, a udaje znawczynię
To mnie najbardziej wkurza! Jestem przed sześćdziesiątką. Ponieważ w moim zakładzie nie było dla mnie etatu, po reorganizacji poszłam na wcześniejszą emeryturę. Co miałam robić? Wprawdzie pana Leszka nie zwolnili, ale on, po pierwsze, jest facetem, a po drugie, ma kogoś w zarządzie, więc choć jesteśmy w tym samym wieku, a on pracował w naszej firmie krócej niż ja, to mnie się pozbyli, a jego zostawili. No i czy to jest sprawiedliwe? Mnie wiele nie potrzeba, więc na początku, kiedy jeszcze miałam oszczędności, jakoś wiązałam koniec z końcem. Dopiero po paru miesiącach zorientowałam się, że dalej tak nie można. Konto robi się pustawe, a ja nie mam na kogo liczyć, bo kto by się przejmował bezdzietną wdową? Niech sobie radzi sama! Więc zaczęłam kombinować, jak i gdzie dorobić chociaż na opłaty i zimowe ogrzewanie.
Szukałam ogłoszeń o pracy w gazetach i nawet przez internet, ale nigdzie nie spełniałam wymagań: nie byłam młoda, ładna, szczególnie wykształcona, nie znałam języków obcych, nie miałam prawa jazdy, a i z kreatywnością też nie było u mnie najlepiej, bo do tej pory raczej wykonywałam cudze polecenia i nie miałam okazji sprawdzić, czy potrafię coś wymyślić sama. Przez ponad trzydzieści lat pracowałam jako urzędniczka w księgowości. Oczywiście, że mogłam po drodze skończyć studia, nauczyć się czegoś nowego, przekwalifikować się i zdobyć konkretny zawód, ale nie czas żałować róż… Kiedy zostałam na lodzie, miałam tylko wykształcenie średnie ogólne i wysługę lat. Psu na budę się to nie przyda w dzisiejszych czasach! Zaczęłam najgorze, jak było można: od zaciskania pasa. Tak mnie nauczyli w domu: „Nie masz pieniędzy – oszczędzaj”. A powinni byli uczyć inaczej: „Nie masz – zarób. Zastanów się, do czego się jeszcze nadajesz, i próbuj… No i – nie święci garnki lepią!”.
Chciałam sobie godnie poradzić
Muszę przyznać, że najtrudniej było znieść te taksujące i ironiczne spojrzenia młodych, kiedy przychodziłam pytać, czy nie znajdzie się dla mnie jakieś zajęcie.
„Dla paaaniii?!” – pytali zdziwieni, jakby nie mogli uwierzyć, że nie tylko jeszcze żyję, ale w dodatku chcę być aktywna zawodowo. Robili miny, jakby zobaczyli dinozaura! Drugie pytanie brzmiało: „A co mogłaby pani u nas robić?”. Chyba chcieli powiedzieć: pani się nie nadaje, nie spełnia wymagań, nie pasuje do naszych standardów, nie rokuje… Rozmowa się kończyła, a ja się czułam, jakby ktoś mnie publicznie poniżył! Wreszcie zrozumiałam, że w ten sposób nic nie osiągnę. Kręciłam się jak chomik w kołowrotku, coraz bardziej zmęczona i nieszczęśliwa. Nie posuwałam się do przodu. Wtedy wpadła mi w ręce gazeta z ogłoszeniem o pracy w charakterze opiekunki za granicą. Chodziło o pomoc osobom starszym, schorowanym, czasami w demencji albo przykutym do łóżka. Pensje były spore, warunki zapewniano nie najgorsze, więc postanowiłam zaryzykować.
To była najlepsza decyzja, jaką podjęłam w swoim życiu! Choć czasami bywało bardzo trudno, bo pacjenci są różni, niekiedy wyjątkowo trudni i wymagający, to jednak nigdy nie żałowałam, że się zdobyłam na odwagę i pojechałam do obcego kraju. Dzisiaj, po kilku latach, już nieźle znam język, mam oszczędności na czarną godzinę i wiem, że gdyby stało się coś, co mnie zmusi do bezrobocia, to nie umrę z głodu i nie będę musiała żebrać o pomoc. Mam stałych podopiecznych, ale niestety zdarza się, że oni odchodzą, więc zgłaszają się następni, bo jeśli opiekunka wyrobi sobie markę i ma opinię osoby godnej zaufania, to na pewno znajdzie następny dom, gdzie ją zatrudnią, czasem na lepszych warunkach. Ale najważniejsze, że jestem samowystarczalna i od nikogo nie zależę.
Ta moja koleżanka wygadująca idiotyzmy o feministkach musi męża prosić o każdą złotówkę. A ile się przy tym naskacze i nawdzięczy! On ma wysoką emeryturę i to on jest w domu panisko, więc ona, chociaż całe życie przepracowała zawodowo, ze swoją renciną jest jak uboga krewna jaśnie pana! Znosi jego docinki i głupie żarciki, nie rozumiejąc, że gdyby państwo sprawiedliwie traktowało mężczyzn i kobiety, nie byłoby takich sytuacji.
Współczuję takim kobietom
– Rzuć to wszystko i jedź ze mną. Zobaczysz, jak się odnajdziesz i jak zaraz twój Tadek przycichnie, kiedy zobaczy, że doskonale radzisz sobie sama – zaproponowałam jej ostatnio.
Ale mnie wyśmiała…
– Nie będę obcym podcierała tyłków! – stwierdziła. – Wolę suchy chleb!
Nie to nie. Tylko po co chciała jeszcze na koniec pożyczać ode mnie pieniądze?
– Przecież masz – powiedziała. – Nie ubędzie ci. Dobrze zarabiasz, co to dla ciebie?
Nie pożyczyłam. Trudno, niech sobie myśli o mnie, co chce. Feministki mają swój rozum i nie dają się wykorzystywać, a ona do wszystkich mówi o mnie: Kazia feministka. Więc niech już tak zostanie. Nie mam nic przeciwko temu. Nawet mi się to podoba…
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”