„Przyjaciółka odbiła mi faceta, a potem płakała w rękaw, że im się nie układa. Myślała, że będę jej współczuć?!”

Kłótnia przyjaciółek fot. Adobe Stock, New Africa
„– Ty przynajmniej skończyłaś studia. Ja jestem tylko żoną przy mężu, który ma mnie gdzieś. Taka prawda. Wiesz... Może on mnie zdradza? Co sądzisz? Ale tak szczerze – Ewa jak zwykle była skupiona tylko na sobie. No, tutaj już przegięła! Liczyła, że będę ją pocieszać?! – Szczerze? Masz to jak w banku, zawsze był z niego pozer i krętacz!”.
/ 04.07.2022 13:15
Kłótnia przyjaciółek fot. Adobe Stock, New Africa

Wcale nie miałam ochoty się z nimi spotykać, jednak Ewka się uparła... Robiło mi się słabo na myśl o tym dniu. No i przyjechali: moja była przyjaciółka i mój były facet – jej mąż.

Tak, moja przyjaciółka wyszła za mojego eks

List od Ewy mnie zaskoczył, toteż otworzyłam go od razu, ledwo wyszłam z poczty, a potem czytałam, wracając do domu przez łąkę.

„Droga Lilko – pisała Ewa między innymi. – Było miło spotkać się tak znów po latach. Nie nagadałyśmy się, nie uważasz? W sierpniu wyjeżdżam nad morze, pomyślałam więc, że może wpadłabym do ciebie po drodze? Posiedziałybyśmy, powspominały… Mój Edi wciąż w rozjazdach, wpada do domu jak po ogień, i gęby nie ma do kogo otworzyć”.

Diabli mnie ponieśli w styczniu na to klasowe spotkanie na drugi koniec Polski! Czemu zimą zawsze robię głupie rzeczy? Człowiek powinien po prostu przesypiać tę porę jak jakiś borsuk albo inny niedźwiedź, tylu kłopotów by sobie oszczędził!

– Nie masz nic przeciwko temu? – zapytałam z nadzieją męża, gdy już podzieliłam się z nim nowiną.

– No co ty, przecież to twoja przyjaciółka. Mnie to nawet odpowiada – przyznał się. – Akurat chciałem wyskoczyć do wuja Mietka, więc teraz pojadę bez wyrzutów sumienia, że zostajesz sama.

Przyjaciółka? Kiedyś na pewno, ale to już dawno i nieprawda… Myślałam, że to, co wydarzyło się między nami, nie ma już żadnego znaczenia. Jednak gdy tylko Ewa podeszła na tym spotkaniu klasowym i rzuciła mi się w ramiona, uraza wróciła jak bumerang.

– Słuchaj, Lilka, możesz przecież odmówić, skoro nie masz ochoty – mąż zauważył moje rozterki.

– Nie chodzi o ochotę, tylko o czas – wrzuciłam z hukiem garnki do zlewu. – Ogród, przetwory, grzyby w lesie… Kiedy w końcu mam przyjemności w zasięgu ręki, zwalają się goście!

W końcu jednak odpisałam, że dobrze, zapraszam. Skoro Ewa postanowiła zwizytować moje obecne życie, i tak dopnie swego, zawsze taka była.

„Lepiej mieć to za sobą” – pomyślałam.

Leszek dzień przed planowanym przyjazdem mojej koleżanki z samego rana prysnął do wuja, ja wysprzątałam chałupę i nawet z rozpędu upiekłam sernik. A tu wieczorem Ewa zadzwoniła, że zdarzyło się coś niebywale wspaniałego: Edek wrócił wcześniej z Danii i jedzie razem z nią na wczasy. W końcu, pierwszy raz od tylu lat, czy to nie cudowne? I w związku z tym nazajutrz odwiedzą mnie oboje…

Nie mam chyba nic przeciwko temu?

Ależ to będzie spotkanie, jak za dawnych czasów! Jednego nie mogłam zrozumieć – dlaczego po prostu nie powiedziałam jej, żeby poszła w diabły, tylko jak to głupie cielę potakiwałam przez cały czas?! Leżałam potem w łóżku i niczym film wyświetlały mi się przed oczami obrazy z ostatniego roku w liceum…

Ja i Ewa – papużki nierozłączki. Razem w ławce, razem w drużynie siatkówki, w końcu obie wpatrzone w Ediego, ucznia, który pojawił się w szkole dopiero w klasie maturalnej, kiedy jego matka wróciła do rodzinnego miasta. Nigdy, przenigdy nie żałowałam, że wyszłam za Leszka, ale jeszcze teraz na wspomnienie Ediego, jego pocałunków i rąk na moim ciele, robiło mi się gorąco. Zakochałam się, a Ewa, jak przystało na dobrą przyjaciółkę, ułatwiała nam spotkania, kryjąc mnie przed rodzicami. W czerwcu rozchorowała się babcia i mama poprosiła, żebym się nią zajęła, zanim sama dostanie urlop.

Siedziałam na wsi ledwo miesiąc, a gdy wróciłam, było już pozamiatane: Ewa i Edi stanowili parę, a kiedy ja zaczynałam studia, oni ze względu na wpadkę, brali szybki ślub.

Byłam kompletnie załamana!

Pierwszy raz w życiu zostałam zdradzona! Co gorsza, od razu przez dwie najbliższe osoby: przyjaciółkę i ukochanego. Znalazłam się jednak w nowym środowisku, musiałam sobie radzić na uczelni, pozbierałam się więc szybciej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. A potem poznałam Leszka i tamta sprawa przestała się liczyć – tyle się działo! Zamieszkaliśmy na wsi, kierowaliśmy wiejską szkołą, w końcu urodził nam się syn.

Och, napytałam sobie biedy przyjęciem zaproszenia na to 25-lecie matury! Jeśli już tak strasznie mi się nudziło, trzeba było do jakiegoś SPA się wybrać, albo odwiedzić naszego Maćka we Francji, dokąd wyjechał zaraz po szkole! Albo – i to byłoby chyba najlepsze – udać się na jakiś kurs asertywności. Może choć na stare lata przestałabym się pakować w beznadziejne sytuacje. Miotałam się całą noc, spanikowana i spocona jak mysz, a nad ranem przyśnił mi się Edi, taki jak kiedyś, w swoim nieśmiertelnym zielonym szaliku, piszący na topniejącym śniegu nasze imiona. Kiedy się obudziłam, przez chwilę znów byłam tą pełną marzeń dziewczyną, która tak kiedyś wyczekiwała spotkań z nim… Przyjechali, ledwo zdążyłam wypić poranną kawę. Benek szczekał na nieznany samochód, koty uciekły na dach drewutni i stamtąd obserwowały, jak wychodzę na ganek i witam przybyłych.

– Przyjechaliśmy zobaczyć twoje królestwo, Lileczko! – Ewa wysunęła z dżipa szczupłą nogę w szpilce. – Ależ wysoko, Edi, że też uparłeś się, żeby jechać tym autem! – zaszczebiotała.

Sama mówiłaś, że to wiocha – przypomniał jej mój były, a potem, kiedy mnie dostrzegł, natychmiast się zreflektował: – Och, cudowne okolice, Lila, te lasy, te jeziora… Marzenie!

Potrafił się znaleźć jak zwykle, nie na darmo był prawnikiem polsko-duńskiej firmy.

Zresztą zawsze był złotousty

Podał mi rękę, tak inną od spracowanej, szorstkiej dłoni Leszka, a potem przyciągnął mnie do siebie.

– Tyle lat! – krzyknął, ściskając mnie. – A ty wciąż wyglądasz jak kiedyś! Prawda, Ewa? Nic nam się Lilka nie zmieniła.

Wypadałoby teraz stwierdzić, że i ich nie nadgryzł ząb czasu… Cóż, na takie pochlebstwa byłam zdecydowanie za mało światowa. A może miałam za dobrą pamięć? Kiedyś Edi był szczupłym, romantycznym chłopakiem. Czy ktokolwiek mógłby tak pomyśleć, patrząc teraz na łysiejącego pana w średnim wieku roztaczającego wokół aurę władzy? Z kłopotliwej sytuacji wybawił mnie dzwonek telefonu gościa. Edi przeprosił i oddalił się, żeby go odebrać.

– I tak jest przez cały czas – poskarżyła się Ewa. – Ciągle interesy i ważne sprawy! Raz na ruski rok jesteśmy razem, i on nie może nawet na chwilę wyłączyć komórki!

Pomogłam jej wynieść torbę i w asyście Benka ruszyłyśmy do domu.

– Wyobrażasz sobie? – utyskiwała dalej. – Założę się, że twój mąż tak nie postępuje! A właśnie, gdzie on jest?

Wyjaśniłam Ewce, że Leszek wyjechał do wuja, i mina wyraźnie jej zrzedła.

„Czyżby planowała roztaczać swój czar przed każdym moim facetem?” – pomyślałam złośliwie, ale zaraz zganiłam się za te podejrzenia.

Nie warto się angażować, po co? Przyjechali, za kilka godzin wyjadą.

Od nadmiaru tlenu Ewkę rozbolała głowa

Edi przyszedł po kilku minutach, pogłaskał psa, zachwycił się rustykalnym wyglądem kuchni. Był nienaganny, jakby cały czas obserwowało go oko kamery.

– Nie obraź się, Lileczko – oświadczyła Ewa po chwili. – Ale chyba łapię migrenę od długiej jazdy samochodem. Czy mogłabym się na chwilę położyć?

Zaprowadziłam ją do sypialni Maćka i wróciłam do kuchni. Edi stał przy oknie, patrzył na las po drugiej stronie drogi.

– Jak taka pełna życia dziewczyna jak ty może mieszkać w takiej głuszy? – rzucił. – Musisz się tu strasznie nudzić!

– Raczej nie… – mruknęłam.

Są sprawy, których nie da się wytłumaczyć, już to wiem. Powiem mu o ogrodzie, a on wyjedzie z kinem, którego u nas nie ma; wspomnę o sarnach podchodzących pod dom, on zapyta o premiery teatralne. Szkoda zachodu. Nie będę go przekonywać do czegoś, czego on nie czuje.

– No wiesz – powiedziałam tylko. – Ludzie inteligentni nigdy się nie nudzą.

– Ewa by tu umarła! – roześmiał się.

– Chyba już dogorywa – zażartowałam.

Czyżbym zaczynała z nim flirtować? Edi stwierdził, że jego żona po prostu lubi grać rolę księżniczki. Stwierdził nawet, że wspólne wczasy to orka na ugorze, i on na pewno by się wymigał, gdyby nie fakt, że miała zajechać tutaj.

– Często o tobie myślę, Lila – spojrzał mi głęboko w oczy. – Bardzo często.

Spłoszyłam się; co on wyprawia? Udając, że słyszę jakiś hałas, pobiegłam na górę. Ewa właśnie wyszła z pokoju i zapytała, czy nie mam aspiryny. Wykorzystałam okazję, żeby ściągnąć ją do kuchni. Parzyłam herbatę i pytałam ich o dzieci, o rodziców, o pracę… O wszystko, byle tylko rozmowa się kleiła. Zanim dobrnęliśmy do obiadu, czułam się jak koń węglarza po całej dniówce w upale. Z jednym Ewa miała rację: telefon Ediego faktycznie dzwonił często, znosiłam to dzielnie tylko dlatego, że uwalniał mnie od jego deprymującej obecności. Był też minus – za każdym razem, gdy jej mąż wychodził, Ewa zaczynała narzekać na swój ciężki los.

Mówiła, że czuje starość za progiem, potrzebuje wsparcia, a od męża trudno się go spodziewać – wciąż pracuje i odkąd dzieci poszły na swoje, jest w domu gościem.

– Szkoda, że mieszkasz tak daleko, mogłybyśmy spędzać razem czas, chodzić na zakupy, rozmawiać – westchnęła rozdzierająco. – Tak jak kiedyś.

– Ale ja pracuję – wyjaśniłam. – Teraz po prostu mam wakacje.

– Ty przynajmniej skończyłaś studia – stwierdziła Ewka. – Ja nie mam nic. Jestem tylko żoną przy mężu, który ma mnie gdzieś. Taka prawda…

Kiedy wspomniałam, że przecież nawet teraz mogłaby się uczyć, tylko parsknęła śmiechem:

– Po co?

Im dłużej to trwało, tym bardziej pragnęłam, żeby zniknęli z mojego życia, przynajmniej na kolejne 25 lat. I chciałam, żeby Leszek wrócił, wyjął swój zbiór monet i jak co dnia usiadł z nimi pod lampą przy kuchennym stole. Jak w ogóle mogło mi się choć przez moment wydawać, że cokolwiek straciłam? Skłamałam, że mam coś pilnego do zrobienia na dworze, i wyszłam do ogrodu, żeby odetchnąć.

Przykro mi, że tak ci się ułożyło, Lilka – Edi wyrósł przy mnie jak spod ziemi. – Gdyby Ewa nie złapała mnie na dziecko, gdybyś nie wyszła za pierwszego lepszego… Ale wciąż możemy… – złapał moją rękę i przyciągnął mnie do siebie. Wyrwałam się ze złością.

Co on za wenezuelskie telenowele mi tu kręci?

– To mnie jest przykro, że tobie tak się ułożyło – wypaliłam. – Ale jak sobie pościeliłeś, tak sobie śpij!

Zostawiłam go z rozdziawioną gębą i wróciłam do domu. Złapałam za torbę Ewy i oświadczyłam, że na nich już pora, bo nie dojadą przed nocą do pensjonatu.

– Wiesz, Liluś… – Ewa jak zwykle była skupiona tylko na sobie. – Może on mnie zdradza? Jak sądzisz? Ale tak szczerze.

No, tutaj już przegięła!

– Szczerze? Masz to jak w banku, zawsze był z niego pozer i krętacz.

Aż ją zamurowało. Spojrzała na mnie z nienawiścią, a potem stwierdziła, że zawsze jej zazdrościłam. Wszystkiego: urody, zdolności, potem zaś i zamożności.

– Edi! – zawołała na podwórze. – Wyjeżdżamy! Natychmiast!

Dawno nic tak mnie nie cieszyło, jak widok ich samochodu niknącego u wylotu drogi. Teraz niech już tylko Leszek wróci i wszystko będzie dobrze.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA