„Przyjaciółka obraziła się, bo nie jadę z nią do Paryża. Ma bogatego męża, to może szaleć, mnie nie stać na takie atrakcje”

kobieta, która pokłóciła się z przyjaciółką fot. Adobe Stock, PheelingsMedia
„– Tego się po tobie nie spodziewałam! – usłyszałam. – Taka z ciebie przyjaciółka, że wolisz jakiś brudny pensjonat w zapyziałych Dziadach Dolnych, zamiast Paryża ze mną? To sobie jedź! Krzyż ci na drogę! Ale wiedz, że nie chcę cię znać, jak mnie wystawisz”.
/ 10.01.2023 11:15
kobieta, która pokłóciła się z przyjaciółką fot. Adobe Stock, PheelingsMedia

O wczasach all inclusive mogłam w tym roku zapomnieć. Sąsiad zalał mi łazienkę i trzeba było zrobić mały remont. A ubezpieczyciel nie kwapił się z wypłatą odszkodowania. W firmie coś tąpnęło i zabrakło na wakacyjne premie. Trzeba więc było zacisnąć zęby i pokombinować. Efekt: udało mi się coś odłożyć. Małe coś. Na pewno nie stać mnie było na wakacje za granicą, choć wiele osób twierdzi, że są tańsze niż w Polsce. Może, ale tam zawsze pojawiają się jakieś ekstra wydatki, a na naszej swojskiej ziemi umiem się trzymać w ryzach. Odpadają też koszty za ubezpieczenie, nadbagaż albo ekscesy typu szalona noc z drinkami na plaży pod palmami.

Zarezerwowałam malutki pokój w pensjonacie w Bieszczadach. Stwierdziłam, że skoro robię sobie śniadania i kolacje przez cały rok, to i na wakacjach mogę machnąć te kanapeczki, zaś od jedzenia przez tydzień gorących kubków i chińskich zupek na obiad przecież się zaraz nie pochoruję. A tydzień w górach to zawsze tydzień w górach. Zmienię środowisko, przewietrzę głowę, przypomnę sobie o pokorze wobec przyrody. Spotkanie z niedźwiedziem czy wilkiem na szlaku zapewni mi emocje nie mniejsze niż lot paralotnią w Rio de Janeiro. Zarezerwowałam też bilet na autobus, co wychodziło taniej niż paliwo. No i nie będzie mnie kusiło, żeby robić dalsze wypady, bo benzyna drożała w oczach.

Po tym, jak wszystko podsumowałam, byłam z siebie dumna. Jeśli zadowolę się wycieczkami po górach, zamiast wizytami w spa, nie tylko zmieszczę się w budżecie, ale też powinno mi wystarczyć na jakieś małe szaleństwo. Będzie jak za studenckich czasów, uśmiechnęłam się do siebie. Wtedy każdą złotówkę oglądało się pięć razy przed wydaniem, jadło konserwę z puszki, nocowało byle gdzie, choćby w śpiworze na podłodze bacówki… Ale za to jakie zyskiwało się wspomnienia!

No, moje wakacje będą takie w klimacie student plus, bo jednak po trzydziestce kręgosłup nie wytrzymuje już takich ekstrawagancji jak spanie „na drągu w przeciągu”. Ale co sobie zafunduję powrót do przeszłości, to moje.

Nie chciałam pożyczać od niej pieniędzy

I wszystko byłoby super, gdyby nie moja przyjaciółka Irka. Poznałyśmy się na studiach i od tamtej pory trzymałyśmy się razem. Rodzice Irki nie byli najzamożniejsi, zresztą tak samo jak moi, może dlatego tak dobrze się rozumiałyśmy. Kombinowałyśmy, żeby nie wyglądać po taniości i z przeceny, bawić się jak reszta, czasem gdzieś wyskoczyć. Łapałyśmy się dorywczych prac, pożyczałyśmy sobie kasę, gdy jedna była przy forsie, i ciągnęłyśmy się za uszy, żeby przejść przez kolejne egzaminy.

Tyle że potem Irce bardziej się poszczęściło niż mnie. Zakochała się z wzajemnością i wyszła za mąż. Za właściciela dobrze prosperującej firmy. I już nie musiała liczyć się z pieniędzmi, w przeciwieństwie do mnie – pracownicy budżetówki. Nie zazdrościłam jej, życzyłam jak najlepiej, ale niewątpliwie teraz ciężko mi było dotrzymać jej kroku w szaleństwach.

– Baśka, mam pomysł na te wakacje! Paryż! – zapiszczała do słuchawki.

– Jaki Paryż? – spytałam półprzytomnie, bo było tuż po siódmej, a ja jeszcze nie wypiłam kawy.

– Słuchaj, jedziemy na tydzień do Paryża. Co ty na to? Janek wybywa na jakieś targi, chciał mnie wziąć ze sobą, ale nie ma głupich. On się będzie targował, a ja zgniję z nudów w hotelu. Też mi wakacje… Jedziemy więc do Paryża! Tam nas jeszcze, o dziwo, nie było!

– Iruś… Paryż latem będzie gorący i wcale niefajny. A poza tym nie stać mnie. Zarezerwowałam Bieszczady, w tym roku wersja pensjonat w stylu „komuno, wróć” i mielonka turystyczna jedzona prosto z puszki – zaśmiałam się. – Jedź ze mną.

– Boże, Baśka… – obrzydzenie w głosie Irki można było kroić. – Trzeba się szanować i trzymać jakiś poziom, kobieto.

– Szanuję się, ale to nie zmienia faktu, że mój poziom finansowy szoruje po dnie.

– Przecież ci pożyczę! Sfinansuję nam ten wyjazd, ty weźmiesz tylko grosze na rogaliki. No, zgódź się!

Kusiło. Nie powiem, kusiło. Paryż albo Włochy, na które pewnie bym ją namówiła. My dwie, piękne miasto, drinki, plaże, zabytki… Tyle że nie chciałam pożyczać kasy, nie mając pewności, jak szybko będę mogła oddać, a nigdy w życiu nie zgodziłabym się, by ktoś płacił za mnie.

Miałam swój honor, może głupi, ale miałam. Jeśli na coś nie było mnie stać, nie kupowałam tego i tyle. Czy chodziło o modny ciuch, nowy telefon czy wyjazd, nie zamierzałam bez sensu powiększać debetu na karcie. Szybko nauczyłam się szacunku do pieniędzy, które sama zarabiałam. Nie chciałam żyć na pokaz, jadąc na wakacje za pożyczkę, którą potem przez cały rok musiałabym spłacać. Nie miałam też samochodu, którym imponowałabym nie wiadomo komu.

Co się z nią porobiło?

Tymczasem Irka nie ustawała w wysiłkach, by mnie przekonać, że ona zafunduje nam ten Paryż albo inny Mediolan, bo wiedziała, że Włochy były moim marzeniem od kilku lat. Ale im bardziej mnie namawiała, tym większe miałam opory, by się zgodzić. Zawsze taka byłam. Im bardziej ktoś na mnie naciskał, przypierał do muru i zmuszał do zrobienia czegoś, tym mocniej się buntowałam i stawałam okoniem.

Cholerka, Irka powinna to wiedzieć, znała mnie przecież już na tyle dobrze, i odpuścić. Jasne, mogłam skorzystać z hojnej propozycji przyjaciółki i urlopować się za jej kasę – a dokładniej za pieniądze jej męża – ale straciłabym do siebie szacunek. Czemu nie chciała tego zrozumieć? Czyżby to ona tak mało mnie szanowała i nie miała cienia respektu dla moich zasad? Najwyraźniej.

– Tego się po tobie nie spodziewałam! – usłyszałam. – Taka z ciebie przyjaciółka, że wolisz jakiś brudny pensjonat w zapyziałych Dziadach Dolnych, zamiast Paryża ze mną? To sobie jedź! Krzyż ci na drogę! Ale wiedz, że nie chcę cię znać, jak mnie wystawisz!

Nigdy nie widziałam Irki w takim stanie. Nawet jeśli się o coś sprzeczałyśmy, to zwykle o jakieś głupstwa i za chwilę się godziłyśmy. Nigdy jednak nie postawiła mi ultimatum. Byłam w szoku. Co się z nią porobiło? Tak przywykła, że ukochany spełnia każdą jej zachciankę? Woda sodowa do główki uderzyła i nie umie pogodzić się z odmową? Rany… chyba mała przerwa dobrze nam zrobi. Niech ochłonie i przemyśli sprawę. Jestem jej przyjaciółką, a nie płatną damą do towarzystwa. Przynajmniej tak sądziłam…

Pojechałam na moje wakacje. Było lepiej, niż mogłam sobie wyobrazić. Ja, góry i cisza. Niczym niezakłócana cisza. Nie szukałam rozrywek, które pochłaniały czas i pieniądze. Oddychałam i odpoczywałam. Po prostu. Zamiast ganiać za atrakcjami, siadałam na trawie i chłonęłam. Widoki, zapachy, dźwięki… Istna symfonia, której wcześniej nie mogłam usłyszeć, bo rozpraszały mnie inne rzeczy, których nie potrzebowałam.

No cóż, muszę to przyjąć na klatę

Pensjonat wcale nie był brudny, choć przydałoby mu się odświeżenie. Za to gospodyni była wspaniała i co rano robiła swoim gościom kanapki na drogę. Jeszcze nigdy tak dobrze nie wypoczęłam. W najlepszych hotelach z najlepszą obsługą nie wysypiałam się tak jak tam, w wykrochmalonej na sztywno pościeli na wąskim łóżku. Jedzenie kupowane od lokalnych gospodarzy nie ustępowało włoskim frykasom. A widoki… Miałam wrażenie, że oślepnę od tego piękna. I trzeba było po prostu przyjechać tam z mniejszą kasą, żeby te cuda dostrzec.

Chciałam się podzielić wrażeniami z Irką, ale ona naprawdę przestała się do mnie odzywać. Nie odbierała telefonów, nie odpisywała na wiadomości, zablokowała mnie na Facebooku… Nie mogłam uwierzyć, że zrobiła to tylko z powodu głupiego wyjazdu, ale tak właśnie było. W końcu zadzwoniłam do jej męża. Może on coś wskóra?

– Basiu, przepraszam cię, ale Irenka jest tak obrażona, że nie wiem, jak mógłbym to naprawić. Na dźwięk twojego imienia wpada w szał. Mówi, że nie zna żadnej Baśki, że nie ma takiej przyjaciółki. Może rzeczywiście jakaś przerwa pomoże… Może jak za tobą zatęskni, zrozumie, że wylewa dziecko z kąpielą…

No może, chociaż na razie się na to nie zanosi. Mój wyjazd w Bieszczady miał zatem jeszcze jeden aspekt: edukacyjno-weryfikujący. Irka zerwała ze mną kontakt, a kiedy do niej pojechałam, udawała, że mnie nie zna i nie wpuściła do mieszkania. Zabolało. Bardzo. Niemniej musiałam odetchnąć i wziąć to na klatę. Nie na wszystko mamy wpływ. Część decyzji nas dotyczących podejmą inni ludzie. Tak bywa. Pozostało mi się z tym pogodzić i uszanować decyzję Ireny.

Ja też powzięłam ważkie postanowienie. Moje urlopy będą od teraz wyglądać trochę inaczej. Wolniej. Mniej szastania kasą. Więcej otwarcia na naturę i ludzi, którzy mnie otaczają. Już nie chcę tylko gdzieś pojechać. Ja chcę tam być. Być całą sobą. Mam nadzieję, że uda mi się za rok odkryć inne miejsce, w którym się zanurzę jak w ciepłym morzu i uniosę na falach, pozwalając, żeby mnie kołysały…

Czytaj także:
„Przyjaciółka obraziła się na mnie, bo zdradziłam jej sekret. Nie czuję się winna, bo trzeba było zburzyć jej idealny wizerunek”
„Ogarnianie życia przyjaciółki było moim drugim etatem. Najpierw robiła, a potem myślała, jak nieodpowiedzialne dziecko”
„Przyjaciółka wysłała męża za kasą i sama zachłysnęła się bogactwem. Materialistka łzy tęsknoty wyciera banknotami”

Redakcja poleca

REKLAMA