„Przyjaciółka nie widzi nic złego w tym, że uwiodła żonatego faceta. Dla własnej wygody zrujnowała szczęśliwą rodzinę”

Kobieta, która wdała się w romans fot. Adobe Stock, New Africa
„On egoista i drań, bez skrupułów rzucający żonę dla 25-latki, ona manipulantka i wyrachowana lafirynda. Oboje byli siebie warci. A związek tak płytkich ludzi nie może się udać. Niech sobie Izka wierzy, tę>>miłość<<, ale ja wiem jedno – na cudzym nieszczęściu własnego szczęścia się nie zbuduje”.
/ 11.08.2022 12:30
Kobieta, która wdała się w romans fot. Adobe Stock, New Africa

Kiedy wróciłam z kilkutygodniowego zagranicznego stażu, moja współlokatorka przygotowała dla mnie powitalną kolację. Nie powiem, byłam pod wrażeniem, bo naprawdę się postarała – jakaś indyjska potrawa, świece i niewielki bukiecik kolorowych różyczek. Wyglądało to bardziej na romantyczną niespodziankę od faceta niż od koleżanki, ale spokojnie, nic z tych rzeczy. Iza chyba po prostu się za mną stęskniła.

Czekało mnie niemiłe zaskoczenie

– No mów, jak się bawiłaś w tym Heidelbergu! – zachęciła mnie, kiedy czekałyśmy na główne danie, bo hinduskie cudo w egzotycznym sosie musiało się jeszcze chwilę poddusić.

– No wiesz, byłam skupiona głównie na pracy, ale parę miłych chwil udało mi się zaliczyć – uśmiechnęłam się wymownie, i Izka od razu wyciągnęła ze mnie historię krótkiego romansu z poznanym w Niemczech, świeżo rozwiedzionym chemikiem.

– Ty to masz szczęście. Ale u mnie też nieźle– uśmiechnęła się Izabela, i zanim podała główne danie, oznajmiła, że jest zakochana.

– Znowu? – roześmiałam się, nalewając nam do kieliszków wina.

Cóż, właściwie nie powinno mnie to dziwić – Izka zawsze była kochliwa. Przez te trzy lata, odkąd razem mieszkałyśmy, przez nasze niewielkie mieszkanie przewinęło się chyba z piętnastu facetów, i w każdym z nich Iza była zakochana do szaleństwa. Gościłyśmy już pod naszym dachem amatora starych motocykli, fizyka kwantowego, hydraulika, cukiernika, prawnika, a nawet masarza. Kiedy przed wyjazdem odwoziła mnie na lotnisko, paplała tylko o jakimś Maćku, a teraz ponoć do gry wchodził zielonooki Krzysztof.

– Co to za jeden? – spytałam.

– Jest naprawdę boski… – rozmarzyła się Iza. – I żonaty – dodała mniej entuzjastycznym tonem.

Jak to żonaty? Czyli co? Macie romans? – zdziwiłam się, bo takiej historii jeszcze od niej nie słyszałam. – Wybacz, ale nie brzmi to zbyt dobrze – dodałam, bo lubię być szczera.

Zaśmiała się tylko, jakbym powiedziała dobry żart, i machnęła ręką.

W tym momencie niemal ją znienawidziłam

– Oj, tam. Ty jak zawsze wszystko widzisz w ciemnych barwach. Krzysiek jest z żoną nieszczęśliwy, to widać gołym okiem. Zresztą, żebyś ty widziała tę babę… Stara, zaniedbana. Po prostu okropna!

– Stara? – zdziwiłam się.

– No, tak koło czterdziestki. Ale wygląda na jakąś pięćdziesiątkę. I w dodatku ma siwe odrosty! Zgroza! – wzdrygnęła się Iza.

– Też będziesz kiedyś takie miała.  – powiedziałam złośliwie, bo nagle straciłam ochotę na wysłuchiwanie tych jej żenujących zwierzeń.

Nie pochwalam takich związków, sama nigdy nie związałabym się z żonatym facetem. To nieuczciwe. Tymczasem moja przyjaciółka wyglądała na bardzo z siebie zadowoloną.

– Naprawdę wierzysz, że on zostawi dla ciebie żonę? – spytałam.

– To akurat jest pewne – wzruszyła ramionami. – Już ja mu otworzę oczy! Przecież ta baba kompletnie do niego nie pasuje! On przystojny, zadbany, wysportowany. Ona jakaś taka nijaka, żeby nie powiedzieć brzydka…

– A dzieci? Mają dzieci? – zapytałam, a Iza od razu się skrzywiła.

– Niestety tak… Dwunastoletniego syna i dziesięcioletnią córkę. Ale co to za problem? Smarkacze zostaną z matką, nie? – odparła Iza, a ja w tym momencie niemal ją znienawidziłam.

Mój ojciec odszedł od nas, kiedy miałam jedenaście lat. Kobieta, która nam go odebrała była od niego sporo młodsza i z całą pewnością miała bardzo podobne poglądy do tych, które prezentowała w tej chwili Izka.

Straciłam do niej jakikolwiek szacunek

– Serio ci ich nie żal? – chciałam wiedzieć.

– Kogo? Dzieci? – zdziwiła się. – Krzywdy im przecież nie zrobię? Rozwód rodziców jakoś przeżyją. Ja przeżyłam – powiedziała lekkim tonem. – Zresztą, jak to mówią, w miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone.

– Nie rozumiem cię – mruknęłam.

– Szkoda. Tak czy inaczej, Krzysiek wpadnie do nas jutro, więc się poznacie – oznajmiła Iza, po czym dodała, że zapewne zostanie na noc.

Jak zdążyłam się zorientować w ciągu najbliższych kilku tygodni, moja współlokatorka kompletnie oszalała na punkcie Krzysztofa. Owszem, musiałam przyznać, że gość był przystojny, ale czy to wystarczający powód, by rozbijać cudzą rodzinę?

– Zakończ ten romans, Iza. To nie w porządku – prosiłam ją niejeden raz, jednak nie słuchała.

– Daj sobie spokój, Sylwia, zrzędzisz gorzej niż moja babka! – odpowiadała mi w końcu.

– Tak? A swojej babci też się pochwaliłaś, że sypiasz z żonatym? – dokuczyłam jej, bo jak tak można?

Nie odpowiedziała. Trzasnęła drzwiami i zaszyła się u siebie. Tej samej nocy Krzysztof znowu u nas nocował, a zza ściany chyba do trzeciej nad ranem dochodziły odgłosy ich miłosnych figli. Rano wpadłam na niego w kuchni. Iza jeszcze spała, tymczasem on słodkim i przymilnym głosem zapewniał przez telefon żonę, że wszystko jest w porządku, ale sprawy służbowe go zatrzymały i z delegacji wróci późno.

– Ona naprawdę wierzy w te bajeczki, które od miesięcy jej serwujesz? – spytałam, kiedy się rozłączył.

Odłożył na stół komórkę i spojrzał na mnie z kpiącym uśmiechem.

– Kogo to obchodzi, czy wierzy, czy nie? – wzruszył tylko ramionami. – Większość znanych mi małżeństw postępuje dokładnie tak samo.

– Tak? Za to większość znanych mi małżeństw nie robi sobie takich świństw – powiedziałam dobitnie.

– Cóż, wygląda na to, że żyjemy w dwóch różnych światach – rzucił, po czym nie pytając mnie o pozwolenie, wyjął z naszej lodówki jogurt, który akurat dziwnym trafem był mój.

– Wybacz, to jest moje – powiedziałam i wyjęłam mu go z ręki. Z czystej złośliwości. Komu innemu bym nie żałowała, ale jemu?

Tego samego wieczoru Iza oznajmiła, że jej kochanek zamierza wreszcie definitywnie rozstać się ze swoją żoną.

Nowe lokum od razu mi się spodobało

– Miałam dosyć ukrywania się. Powiedziałam mu wprost – albo ona, albo ja – uśmiechnęła się złośliwie. – I w związku z tym mam pytanie do ciebie. Nie przeszkadza ci, że Krzysiek przez jakiś czas tu pomieszka?

Przeszkadza, ale nie przejmujcie się. Zaczęłam już sobie szukać nowego lokum – uspokoiłam ją.

– Serio? – zdziwiła się. – Dlaczego? Myślałam, że się przyjaźnimy.

– Przyjaźniłyśmy się, Iza – odparłam grobowym tonem. – Zanim nie zaczęłaś tego idiotycznego romansu.

– Nie będziesz dłużej moją przyjaciółką, bo sypiam z żonatym gościem?! – zawołała zdumiona.

– Brzydzę się tobą – nie zamierzałam już uważać na słowa. – Zabrałaś tym dzieciom ojca i nawet nie czujesz, że zrobiłaś coś złego.

Kilka dni później udało mi się znaleźć nowe mieszkanie. Kolega z instytutu, w którym teraz pracuję, znał akurat kogoś, kto jak najszybciej chciał wynająć swoją kawalerkę, bo pilnie potrzebował pieniędzy.

Było co prawda maleńkie, ale dla mnie wystarczające. Poza tym miało całkiem duży balkon z widokiem na przepięknie utrzymany park, pełen starych, rozłożystych drzew.

– Jeśli tylko uda ci się zorganizować przeprowadzkę, możesz się wprowadzić choćby dzisiaj – zapewnił mnie właściciel, który miał gdzie mieszkać.

Z dotychczas wynajmowanego mieszkania wyprowadziłam się bez żalu. Izabela była na mnie wściekła, jednak miałam to gdzieś. Nie obchodziły mnie jej fochy – może rzeczywiście jestem konserwatywna, jednak nie zamierzałam mieszkać pod jednym dachem z nią i z tym jej, pożal się Boże, ukochanym.

Ukradła tym dzieciom ojca!

Przez następne miesiące moja była już przyjaciółka w ogóle się do mnie nie odzywała. Nie miałyśmy wspólnych znajomych, więc nie spotykałyśmy się na żadnych imprezach. Zadzwoniła dopiero po jakimś roku. Nie rozpoznałam jej numeru – dawno wykasowałam go z kontaktów w moim telefonie – i pewnie tylko dlatego w ogóle odebrałam.

– No cześć, Sylwia! Co tam słychać dobrego? – powitała mnie tymczasem ona i lekkim tonem oznajmiła, że Krzysztof właśnie dostał rozwód i poprosił ją o rękę. – Pomyślałam, że wpadniesz na ślub, mamy już datę.

– Wybacz, ale właśnie na dłużej wyjeżdżam z kraju – skłamałam.

– Nie żartuj! To fatalnie! Byłam pewna, że pojawisz się na naszym weselu – Iza wyraźnie się zmartwiła, zupełnie jakby między nami nigdy nie doszło do żadnych niesnasek.

– Przykro mi – ucięłam tę bezsensowną dyskusję, chociaż tak naprawdę, wcale nie czułam się z tym źle.

Moja była przyjaciółka brała ślub z facetem, którego ukradła innej kobiecie. Nie miałam zamiaru brylować w tłumie weselników, i z przyklejonym do twarzy sztucznym uśmiechem gratulować im szczęścia.

Zresztą dawałam im góra dwa, trzy lata. On egoista i drań, bez skrupułów rzucający żonę dla dwudziestoparolatki, ona manipulantka i wyrachowana zdzira. Oboje byli siebie warci. A związek tak płytkich ludzi nie może się udać. Niech sobie Izka wierzy, że w miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone, ale ja wiem jedno – na cudzym nieszczęściu własnego szczęścia się nie zbuduje.

Czytaj także:
„Gdy słyszę opowieści sąsiadek o wnukach i dzieciach, łzy cisną mi się do oczu. Jestem samotna, dla mnie nikt nie ma czasu”
„25 lat temu pozwoliłam sobie na chwilę słabości. Dziś prawda o tamtych wydarzeniach, może zniszczyć życie mojej rodziny”
„Dla rodziny moja przeprowadzka to szansa na darmowe wakacje all inclusive. Walą drzwiami i oknami bez żadnej zapowiedzi”

Redakcja poleca

REKLAMA