Z uwagą przeglądałam karty potencjalnych pacjentów. W publicznej przychodni terapeutycznej nie jest łatwo dostać się do psychologa. Czeka się w kolejce miesiącami. Ale właśnie dowiedziałam się, że przydzielono mi dwa dodatkowe miejsca na indywidualnej terapii i że mogę wybrać pacjentów, których leczenia chcę się podjąć. Nie biorę każdego przypadku. Jestem psychoterapeutą dopiero od pięciu lat. Mam za mało doświadczenia, by udźwignąć wyjątkowo skomplikowane zaburzenia.
W pewnym momencie mój wzrok padł na kartę tego chłopaka. Ciekawy przypadek… Przerabiałam już podobne. Poleciłam Ani z administracji, by umówiła go na terapię.
Z Kariną, moją najlepszą przyjaciółką znamy się jeszcze z liceum. Razem z nią i trzema innymi dziewczynami stanowiłyśmy najbardziej zgraną paczkę w całej szkole. W ciągu tych czterech lat spędziłyśmy najpiękniejsze chwile naszego życia. Wyjazdy, imprezy, babskie wieczory i nocne uczenie się do klasówek. Jedna za drugą skoczyłaby w ogień. Dlatego tak bardzo martwiłyśmy się o Karinę, gdy do szaleństwa zakochała się w Pawle.
Chłopak nawet nieźle się zapowiadał. Przystojny, czarujący, zabawny. Chodził do sąsiadującego z naszą szkołą technikum. Potrafił rozbawić całe towarzystwo przed szkołą, gdy na długiej przerwie zjawiał się, żeby choć przez chwilę zobaczyć Karinę, przynieść jej kwiaty, przytulić ją. Nie powiem, na początku trochę zazdrościłyśmy jej takiego faceta. To było półtora roku przed maturą i żadna z nas nie miała jeszcze wtedy chłopaka. A ten Paweł był od nas o dwa lata starszy i do tego taki przystojny…
Czułam, że ten chłopak coś przed nami ukrywa
Szybko zorientowałyśmy się jednak, że coś jest z nim nie tak. To ja pierwsza zaczęłam mu się uważniej przyglądać i zobaczyłam, że pod maską czarującego dżentelmena ukryty jest nadpobudliwy agresor.
– Ty chyba musisz zostać psychologiem albo przynajmniej kryminalistycznym profilerem – żartowała Agata, jedna z przyjaciółek z naszej paczki.
Dziewczyny na początku śmiały się, ale ja swoje wiedziałam. Wystarczyły mi dwie sytuacje, by wyrobić sobie zdanie o Pawle. Raz, niby dla żartów, szarpnął Karinę za włosy tak, że aż się popłakała. To miała być zabawa. On kilka razy prosił ją, żeby już wyszli z imprezy, a ona strasznie się ociągała. Paweł uważał, że to był żart, ale przerodził się w żenującą sytuację towarzyską, bo ludzie nie wiedzieli, jak zareagować, gdy Karina wybiegła z płaczem do łazienki. Już wtedy wiedziałam, że ten chłopak kogoś przed nami gra i wcale nie jest takim niewiniątkiem.
I druga sytuacja. Tuż przed naszą maturą Paweł poznał na jakimś koncercie w Warszawie Konrada. Chłopak podzielał jego największą fascynację – wspinaczkę skałkową i nagle najważniejszy dla Pawła okazał się wyjazd w góry z nowym przyjacielem. W jednej chwili jakiś niemal obcy człowiek zdetronizował Karinę, jej stresy związane z maturą i nawet pierwszą sesję Pawła na studiach. Tak się napalił na ten wyjazd, że przełożył wszystkie swoje egzaminy na sesję wrześniową.
– Kompletnie mu odwaliło – mówiła zawiedziona Karina. – Tak bardzo go teraz potrzebuję, przecież to mój chłopak, najbliższa mi osoba. A okazuje się, że ważniejszy okazał się głupi wyjazd na skałki.
Nie chciałam już dokładać Karinie, ale też uważałam, że Paweł to drań i że powinna jak najszybciej zakończyć tę znajomość. Ale stało się inaczej. Chłopak wrócił po tygodniu z podkulonym ogonem.
– Ten Konrad to jakiś idiota – skwitował krótko do Kariny. – O wszystko się wykłócał, a zamiast iść na skałki wolał pić piwo przez pół dnia. Przepraszam, kochanie, że tak mi odbiło przez niego – kajał się. – Ale sama rozumiesz, tak rzadko spotykam kogoś, kto podziela moją pasję.
No i oczywiście Karina mu wybaczyła. A nas zapewniała, że odkąd wszystko sobie z Pawłem wyjaśnili, układa się między nimi wspaniale.
Na studia Karina zdawała do Krakowa, bo tam uczył się Paweł. Dostała się, zamieszkali razem, a pół roku później ukochany wręczył jej pierścionek.
– Nie za wcześnie? – dziwiłyśmy się z dziewczynami, gdy odwiedziłyśmy Karinę w Krakowie. – Przecież jesteś dopiero na pierwszym roku. Tak ci się śpieszy do garów?
– Przecież i tak już gotuję, piorę i sprzątam – powiedziała z kwaśną miną Karina. – Mieszkamy razem, a Paweł oprócz studiowania też pracuje, więc ja prowadzę dom – przyznała.
Zostawił ją niemalże tuż przed ślubem
Byłyśmy z dziewczynami w szoku. Rozejrzałyśmy się po mieszkaniu. Rzeczywiście wszystko lśniło, a na kuchence gotował się obiad dla Pawła. Nie mogłyśmy uwierzyć, jak bardzo ten chłopak ją zmanipulował, skoro Karina w wieku dwudziestu lat, zaczynając dopiero studia, dała się wmanewrować w bycie kurą domową i usługiwanie narzeczonemu. „Przecież ona nie zazna życia studenckiego”, martwiłyśmy się z dziewczynami.
Karina jednak wyglądała na szczęśliwą. Cały ten kierat i poświęcanie się dla Pawła, który niby pracował, ale tak naprawdę nie wiadomo gdzie bywał, bo do domu wpadał dopiero po dwudziestej drugiej, Karina przetłumaczyła sobie jako dobry fundament pod szczęśliwe małżeństwo. Mieli wziąć ślub w październiku, zaraz po rozpoczęciu nowego roku akademickiego. Choć ten związek od początku wydawał się nam dziwny, uznałyśmy z dziewczynami, że skoro taki jest wybór Kariny, nam nie pozostaje nic innego, jak zorganizować jej szalony wieczór panieński i świetnie się bawić na jej weselu.
Tylko że do wesela nie doszło… A zamiast wieczoru panieńskiego, miałyśmy kolejny babski wieczór pełen łez Kariny, z którą kilka tygodni wcześniej zerwał Paweł. Niespodziewanie, bez powodu. Nawet się nie pokłócili. Karina jak zwykle grzecznie podała kolację, kiedy narzeczony wrócił z pracy, a on prosto z mostu powiedział, że nie chce ślubu, że wszystko przemyślał i ich związek po prostu się nie uda.
– Nie chciał nic wyjaśniać, tylko od razu zaczął się pakować – płakała Karina. – Uznał, że nie zasługuję nawet na chwilę szczerej rozmowy.
Karina nigdy nie poznała prawdziwego powodu odejścia Pawła. Przez kolejny rok próbowała się z nim skontaktować, ale nie znała jego adresu, a on nie tylko zmienił numer telefonu, ale też zrezygnował ze studiów i podobno wyjechał za granicę. Myślę, że łatwiej byłoby jej przeboleć tę stratę i upokorzenie, gdyby znała odpowiedź na pytanie, które zadawała sobie każdego dnia: „Z jakiego powodu Paweł mnie zostawił? Co zrobiłam źle?”.
Tylko ja wiem, dlaczego Paweł dał nogę…
Nie umiałyśmy jej wtedy pomóc. Po prostu byłyśmy z Kariną. Choć żadna z nas nie mieszkała w Krakowie, starałyśmy się z dziewczynami na zmianę jeździć do niej w każdy weekend. W końcu, po prawie roku, udało się ją postawić jako tako na nogi. Ale żadna z nas nie umiała rozwiązać zagadki, co tak naprawdę kryło się za tą dramatyczną decyzją Pawła.
Odpowiedź poznałam 10 lat później, kiedy on sam trafił do mojego gabinetu. Na karcie nie było nazwiska pacjenta, tylko PESEL, więc nie miałam szans zorientować się wcześniej, że na terapię przyjdzie do mnie były narzeczony przyjaciółki. Odmówiłam współpracy.
– To byłoby nieprofesjonalne – wyjaśniłam mu moją decyzję.
– Ale ja jestem w desperacji! – krzyknął Paweł. – Potrzebuję pomocy psychologa! Przepisz mnie do kogoś innego – zażądał.
Ten człowiek nie potrafił przeprowadzić nawet krótkiej rozmowy bez złości. W jego karcie napisane było: niekontrolowana agresja, napady histerii, myśli samobójcze. A na końcu adnotacja pacjenta: jestem homoseksualistą i właśnie odszedł ode mnie kolejny partner z powodu moich wybuchów złości i potrzeby kontrolowania drugiego człowieka.
Zrozumiałam wtedy, skąd u Pawła wzięła się tamta fascynacja Konradem, kolegą od wspinaczki, przed Kariny maturą. Nagle stało się jasne, dlaczego Pawła nigdy nie było w domu. I w końcu, dlaczego przed samym ślubem dał nogę. Po prostu cały czas walczył ze swoją homoseksualną orientacją, ale na ostatniej prostej wystraszył się, że żeniąc się z Kariną, będzie zawsze żył w kłamstwie.
Kiedy patrzyłam na niego, takiego nieszczęśliwego i znerwicowanego, zrobiło mi się go szkoda. Karina dawno już wyszła za mąż, ma synka, szczęśliwy dom, a on ciągle się miota. Tak patrząc po ludzku, kusiło mnie, żeby wyjawić przyjaciółce ten sekret, odpowiedzieć na pytanie, na które nigdy nie znalazła odpowiedzi, ale powstrzymałam się. To byłoby wbrew etyce. A poza tym kto wie taka wiadomość mogłaby otworzyć zabliźnioną już ranę w jej sercu.
Czytaj także:
„Narzeczony porzucił mnie 4 miesiące przed ślubem, bo jego kochanka była w ciąży. To ona powiedziała mi o wszystkim”
„Nie przeszkadzało mi, że utrzymuję swojego narzeczonego. Zniknął tuż przed ślubem i okazał się oszustem”
„Nie wiedziałem, dlaczego porzucono mnie przed ołtarzem. Byłem w szoku, gdy dowiedziałem się, że stał za tym mój przyjaciel”