„Przyjaciółka najpierw zaciągnęła mojego męża do łóżka, a teraz chciała zniszczyć mi karierę. Za co płacę tak wysoką cenę?”

Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, stokkete
„Twarz Łukasza w jednej chwili zmieniła kolor, prawie zlewając się z zieloną tapetą wyściełającą kuchenną ścianę. Potem stała się czerwona, jakby go ktoś oblał wrzątkiem. Nie mogłam uwierzyć, że to prawda. On i moja najlepsza przyjaciółka? To brzmi jak scena z telenoweli”.
/ 28.04.2022 18:11
Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, stokkete

Zaczęło się od mejla, w którym skarżyłam się na męża. Przez głupią pomyłkę zamiast do przyjaciółki wysłałam go do biurowych kolegów i koleżanek. Żeby to były jeszcze jakieś drobiazgi w stylu: „Nie pomaga w domu” albo „Zapomniał dać mi kwiaty na imieniny”. Nie! Ja zdałam Agacie dokładną relację z moich bezskutecznych starań zaciągnięcia Łukasza do łóżka…

Opowiedziałam jej, jak to przedniego wieczoru, ubrana tylko w skąpą halkę, odtańczyłam przed nim erotyczny taniec: Wiłam się jak glista na patelni, a ten głupek patrzył na mnie zdumiony, by na koniec zaproponować, żebym coś włożyła, bo zmarznę!

Jakim cudem zamiast wpisać jako adresatkę Agatę, wcisnęłam ikonkę „wyślij wszystkim”?!

Agata doradziła mi większą ostrożność

Nie dotarło do mnie, co zrobiłam. Dopiero dziwne uśmieszki i dwuznaczne uwagi współpracowników mnie zaniepokoiły.

– Gdzie ty masz głowę? – strofowała mnie Agata, która natychmiast przybiegła do mojego pokoju.– Jak można było zrobić coś tak głupiego?!

– Nie wiem… – szlochałam jej w rękaw. – Kliknęłam tam, gdzie powinnam… Widocznie coś mi się poprzestawiało w komputerze.

Zajrzała mi przez ramię.

– Fakt, jest inaczej, niż było – oznajmiła, a potem popatrzyła na mnie, marszcząc brwi, i dodała: – Samo się nie poprzestawiało.

– Co masz na myśli? – spytałam, pociągając nosem.

– Zastanów się. Najpierw oddajesz projekt z błędem, którego, jak twierdzisz, wcześniej nie było. Potem gubisz dokumenty…

– Ktoś musiał mi je zabrać z biurka – wtrąciłam.

– A teraz wysyłasz prywatny list do wszystkich w biurze. Coś dużo tych sytuacji stawiających cię w niekorzystnym świetle.

– Do czego zmierzasz? – spytałam, patrząc na nią badawczo.

– Nie sądzisz, że ktoś cię nie lubi? – odpowiedziała pytaniem.

– Dlaczego? – zdziwiłam się.

– Nie wiem – wzruszyła ramionami. – Ale na twoim miejscu miałabym się na baczności.

A więc nie miałam racji – nie zaczęło się od tamtego mejla.

Zaczęło się wcześniej…

Od tego dnia uważnie przyglądałam się współpracownikom. Może Joanna chce mi zaszkodzić? Koleżanka z działu. Gdybym straciła pracę, przejęłaby moich klientów, co wiązałoby się z podwyżką.

Albo Renata, asystentka prezesa: podejrzanie często wpadała do mnie na pogaduszki. Albo Grażyna, rozczarowana, że rok temu to ja dostałam awans na szefową działu… Niejedna osoba mogła mnie nie lubić, ale czy któraś z nich byłaby zdolna kopać pode mną dołki?

Wcześniej nie wspominałam mężowi o kłopotach w pracy. Teraz uznałam, że nadszedł czas, żeby się o wszystkim dowiedział. Wprawdzie ostatnio nie układało się między nami najlepiej, tym niemniej był jedynym człowiekiem, któremu całkowicie ufam.

– Sądzisz, że ktoś próbuje ci zaszkodzić? – spytał, gdy opowiedziałam mu o tych wszystkich dziwnych przypadkach.

– Nie wiem – wzruszyłam ramionami. – A ty jak myślisz?

Łukasz długo patrzył w milczeniu, a potem westchnął i rzucił:

– Nie powinnaś nikomu wierzyć – mówiąc to, zaakcentował „nikomu”, ale głowę bym dała, że miał na myśli kogoś konkretnego.

Po namyśle uznałam, że jednak  jestem przewrażliwiona… Od mojego największego życiowego upokorzenia upłynęło trochę czasu i wydawało się, że pech mnie opuścił. W każdym razie tak sobie tłumaczyłam brak kolejnych  – nieważne, czy zawinionych, czy niezawinionych – wpadek.

Koledzy chyba zapomnieli już o żenującym mejlu, który do nich rozesłałam, bo skończyły się ich głupie uwagi. Niestety, nie zmieniły się moje relacje z mężem. Niby były poprawne, ale brakowało w nich dawnej czułości.

Agata, z którą często na ten temat rozmawiałam, kilka razy zasugerowała, że może Łukasz ma kogoś na boku. Choć w to nie wierzyłam, ziarnko niepokoju, które we mnie zasiała, zaczęło kiełkować.

Z nerwów spierzchły mi usta, bolała głowa

Zaczęłam baczniej niż dotąd obserwować męża i w końcu zauważyłam, że zdarza mu się chować przede mną komórkę. Czyżby było w niej coś, czego nie powinnam wiedzieć, na przykład jakieś tajemnicze numery telefonów? Postanowiłam przy najbliższej okazji to sprawdzić.

Ale zanim taka okazja się nadarzyła, w biurze znów doszło do trzęsienia ziemi. Otóż od kilku tygodni przygotowywałam ważny projekt. Kiedy praca nad nim zbliżała się ku końcowi, nieoczekiwanie padł mi komputer. Wezwani fachowcy bez trudu poradzili sobie z awarią, okazało się jednak, że dokument z projektem szlag trafił.

Nie mogłam w to uwierzyć. Tyle pracy miałoby pójść na marne?! Doskonale wiedziałam, co to oznacza. Prezes mnie lubił i tylko dlatego dotychczasowe wpadki uchodziły mi płazem, lecz tego mógł już nie zdzierżyć. Wyszłam z pracy roztrzęsiona. Przez kilka godzin włóczyłam się po mieście, rozmyślając. O pracy, o swoim małżeństwie.

„Co się dzieje? I co ja mam robić?” – pytałam samą siebie.

Zaczęło padać i mocno wiać, więc skryłam się w galerii handlowej. Byłam zmęczona, paliła mnie twarz, piekły spierzchnięte usta. Sięgnęłam do torebki, wyjęłam z niej szminkę nawilżającą i przejechałam nią po wargach.

Choć nie miałam ochoty na zakupy, dobrze wiedziałam, że nic nie poprawi mi tak nastroju jak nowa kiecka. A niczego teraz bardziej nie pragnęłam niż poczuć się lepiej. Choć przez chwilę. Weszłam do swojego ulubionego sklepu i zaczęłam przeglądać wiszące na wieszakach sukienki.

Kątem oka zauważyłam, że rozmawiające w pobliżu ekspedientki dziwnie na mnie patrzą. Uśmiechnęłam się do nich nieszczerze, a wtedy obie zamarły. Chwyciłam pierwszą z brzegu sukienkę i zniknęłam w przymierzalni. Dopiero tam spojrzałam w lustro i… o mało nie dostałam zawału serca. Przypominałam cyrkowego klowna. Moje usta otaczał wielki czerwony kleks!

Szminka, którą się umalowałam, wcale nie była bezbarwna. A że zrobiłam to (jak zwykle) bez lustra… Głowę bym dała, że rano do torebki wrzuciłam nawilżającą! W tym momencie mój żal i poczucie wstydu osiągnęły szczyt. Opadłam na krzesło stojące w przymierzalni i bezgłośnie chlipiąc, przysięgałam sobie, że nigdzie się stamtąd nie ruszę.

Nie chciałam pokazywać się ekspedientkom, które musiały mnie uznać za babę niespełna rozumu. Nie chciałam wracać do domu, gdzie niewierny mąż pewnie wcale nie czekał na mój powrót. Ani iść jutro do pracy!

Postanowiłam resztę swojego nędznego żywota spędzić w tym maleńkim pomieszczeniu z wielkim wyszczuplającym lustrem… Załkałam rozpaczliwie, lecz słysząc, że ktoś wchodzi do sąsiedniej przymierzalni, machinalnie zasłoniłam usta dłonią. Obok coś zaszeleściło, a potem usłyszałam dzwonek telefonu komórkowego i kobiecy głos:

– Wiedziałam, że oddzwonisz!

Głos wydał mi się znajomy.

– Tak, wiem, że sobie nie życzysz, ale chciałam ci tylko opowiedzieć o kolejnych kłopotach twojej kochanej żonki…

Zamarłam.

– …Nie krzycz, bardzo cię proszę, bo wiesz, co się stanie, jak z nią szczerze porozmawiam…

– Wszystko w porządku? Jak rozmiar? – dotarło do mnie pytanie ekspedientki, widocznie zaniepokojonej moją przedłużającą się wizytą w przymierzalni.

Nie chciałam się odzywać, więc tylko rozsunęłam kotarę i skinęłam głową. Nie wiem, czy ją to uspokoiło – tak czy owak dała mi spokój. Mogłam do końca wysłuchać rozmowy prowadzonej za kartonową ścianką.

Nie do końca rozumiałam, czego byłam świadkiem. Mimo wszystko postanowiłam zagrać va banque. Po powrocie do domu spytałam męża wprost:

– Co cię łączy z Agatą?

Twarz Łukasza w jednej chwili zmieniła kolor, prawie zlewając się z zieloną tapetą wyściełającą kuchenną ścianę. Potem stała się czerwona, jakby go ktoś oblał wrzątkiem. Wreszcie wykrztusił:

– To nie tak jak myślisz…

Rzeczywiście, nie całkiem tak było. Nie mieli romansu, łączyła ich jedynie przelotna przygoda, którą on, dręczony poczuciem winy, jakiś czas temu zakończył. Agata jednak, jak się okazało, nie należała do kobiet, które łatwo się porzuca. Szantażowała Łukasza, grożąc na zmianę to zniszczeniem jego opinii, to narobieniem mi kłopotów w pracy, to znów wyznaniem mi prawdy.

W ciągu dwóch dni wyleciała z hukiem

Dwie pierwsze groźby udało się jej zrealizować. Moje przygody były niczym w porównaniu z tym, co zafundowała Łukaszowi. Podobno wysłała kompromitujący go anonim do jego szefa, za co
o mało nie wyleciał z pracy. Nic mi nie powiedział, bo się bał…

I słusznie. Pracy ostatecznie nie stracił, ale mnie – tak. Agata też wylądowała na bruku, zaraz po tym jak szczerze opowiedziałam o jej intrygach naszemu prezesowi. O grzebaniu w moim komputerze, zmienianiu adresów w poczcie mailowej, przechwytywaniu dokumentów.

Natomiast ja dostałam sporą premię za projekt, który – o czym moja „kochana przyjaciółka” nie wiedziała – na bieżąco kopiowałam i ukrywałam w sobie tylko znanym miejscu. Zabezpieczyłam się na wszystkich frontach.

Zapomniałam tylko o pomadce… Jednak kto mógł przypuszczać, że Agata zniży się tak głupiego kawału! Tak czy inaczej, chociaż wyszłam na wariatkę w oczach sprzedawczyń, to udało mi się odkryć prawdę.

Czytaj także:
„On nazwał mnie jędzą, a ja jego starym burakiem i skończyliśmy w łóżku. Miłość i nienawiść dzieli cienka linia”
„Była żona zabrania mi kontaktów z córką. Nie widziałem mojej księżniczki już 3 lata. Nigdy sobie tego nie wybaczę”
„Mąż katował mnie i odżyłam dopiero po jego śmierci. Wtedy straciłam głowę dla Stasia, który był sanatoryjnym lowelasem”

Redakcja poleca

REKLAMA