„Przyjaciółka na starość zupełnie straciła głowę i chce ciągać mnie po jakichś sektach. Czy ta baba zapomniała, ile mamy lat?”

Szcześliwe przyjaciółki fot. Adobe Stock, shurkin_son
„Myślałam, że na spotkanie w domu kultury nikt nie przyjdzie. Ludzie obiecali na odczepnego, żeby Krystyna dała im spokój. A i tak zostaną przed telewizorami. Sama się zastanawiałam, czy to nie strata czasu, ale w końcu się zdecydowałam. Nie chciałam robić przykrości przyjaciółce. Weszłam do głównej sali i oniemiałam".
/ 25.12.2022 19:15
Szcześliwe przyjaciółki fot. Adobe Stock, shurkin_son

Dochodziła osiemnasta. Właśnie włączyłam telewizor, bo za chwilę miał rozpocząć się kolejny odcinek mojego ulubionego serialu, gdy zadzwonił dzwonek u drzwi. W progu stała Krystyna.

– Słuchaj, Romka, mam ekstrapomysł. Musimy o tym koniecznie porozmawiać – oświadczyła i wtarabaniła się do środka.

– Akurat teraz? Jestem troszkę zajęta – jęknęłam, gdy już rozsiadła się wygodnie na kanapie.

– A co masz do zrobienia?

– W zasadzie nic konkretnego. Ale myślałam, że pooglądam trochę telewizję – przyznałam.

– O Boże, a ty znowu o tej telewizji – wzniosła oczy do góry. – Przecież nieraz ci powtarzałam, że od tego to człowiek tylko głupieje i choruje. Oczy siadają, brzuch rośnie, serce słabnie. No, Romka, naprawdę…

– Wiem, wiem, mów lepiej, o co chodzi – przerwałam jej.

Miałam nadzieję, że jeśli szybko skończymy rozmowę, to obejrzę choćby połowę odcinka.

– No więc chcę, żebyśmy założyły nasz własny uniwersytet trzeciego wieku! – wypaliła.

– Ale po co? Przecież w naszym mieście jest kilka takich uniwersytetów. Sama wyciągasz mnie w kółko na wykłady – zdziwiłam się.

– No tak, bo kiedyś mi się nawet podobały. Ale teraz doszłam do wniosku, że to, czego tam uczą jest, że tak powiem, nieżyciowe.

– Nieżyciowe?

– No tak. Zaraz ci to wytłumaczę! Tylko wyłączę to ustrojstwo, bo przeszkadza – chwyciła za pilota.

– No dobrze, chętnie posłucham. Ale może najpierw zrobię herbatę? – zaproponowałam i nie czekając na odpowiedź podekscytowanej koleżanki, podreptałam do kuchni.

Czułam, że zapowiada się na dłuższą pogawędkę, i o serialu mogę zapomnieć. No trudno. Włączyłam czajnik i przysiadłam na krzesełku. Ach, ta Krystyna… Jest moją przyjaciółką od wielu, wielu lat. Poznałyśmy się w szkole i nasza znajomość przetrwała do dziś. Kiedyś nie miałyśmy zbyt wiele czasu na spotkania.

Wiadomo, jak to jest, praca, codzienne obowiązki, dzieci, potem malutkie wnuki. Człowiek nie wiedział, w co ręce włożyć. Ale odkąd przeszłyśmy na emeryturę, widywałyśmy się bardzo często. Nigdy nie były to jednak zwykłe spotkania, ploteczki przy kawce i szarlotce, bo Krysia takich nie uznawała. Zawsze powtarzała, że emeryt powinien prowadzić aktywne życie, a nie strzępić język po próżnicy, siedzieć przed telewizorem lub na ławce przed blokiem i użalać się nad swoim zdrowiem. Dlatego prawie zawsze gdzieś mnie wyciągała, na coś namawiała. A to na partyjkę scrabbli, wieczorki taneczne, wycieczki rowerowe, spacery z psami ze schroniska lub kijkami po lesie, i wreszcie na jakieś wykłady uniwersytetu trzeciego wieku.

– No właśnie, o co jej chodzi z tym uniwersytetem. Przecież jeszcze tak niedawno biegała zachwycona na wszystkie możliwe wykłady. A teraz twierdzi, że nieżyciowe? – mruknęłam do siebie, nalewając esencję i wodę do filiżanek.

Ty wiesz, to jest świetny pomysł

Gdy weszłam do salonu, przyjaciółka siedziała na kanapie i przeglądała lokalne wydanie gazety.

– Zobacz, znowu oszukali jakąś staruszkę! Mężczyzna podał się za policjanta, naopowiadał jej bzdur, że jest w trakcie tajnej akcji, i musi prowadzić z jego mieszkania obserwację. A jak babcia poszła do toalety, to okradł ją ze wszystkich pieniędzy i zniknął – krzyknęła oburzona.

– Rzeczywiście, to bardzo smutne. Wielu starszych ludzi ciągle jeszcze nabiera się na takie numery. Wpuszczają do domu każdego, bo nie wiedzą, jakie to niebezpieczne. A potem płaczą – westchnęłam.

– No właśnie! Nie wiedzą, bo nikt im tego nie mówi! A jak nawet w końcu powie czy napisze, to już jest musztarda po obiedzie, bo oszuści wymyślili jakiś nowy sposób i nadal działają bezkarnie.

– No i?

– No i pomyślałam, że trzeba jakoś temu zaradzić.

– Ale jak?

– Właśnie założyć uniwersytet. Nazwijmy go na przykład: Uniwersytet Wiedzy Niezbędnej.

– Niezbędnej?

– O rany, wykłady na uniwersytetach trzeciego wieku, owszem, bywają bardzo przyjemne i ciekawe. Można posłuchać o kulturze, sztuce, języku. Nauczyć się malować, szydełkować, robić piękne ozdoby z papieru… Ale o pułapkach codziennego życia nikt tam nie mówi ani słowa. No, jest tak czy nie? – Krysia patrzyła na mnie z krzywym uśmiechem.

– Jest – skinęłam głową.

– No właśnie. A przecież takich pułapek jest całe mnóstwo. Akwizytorzy, przedstawiciele handlowi. Nachodzą, dzwonią, namawiają. Przekonują, że towar czy usługa, którą proponują, jest najlepsza na świecie. Ludzie kupują, podpisują umowy bez czytania. A jak w końcu się zorientują, że coś jest nie tak, to zaczynają się kłopoty – ciągnęła.

– Fakt. Sama się kiedyś dałam nabrać na tańszy prąd. Syn dobrze się musiał nachodzić, żeby to wszystko odkręcić. A ostatnio poszłam na darmowe badania, ponoć finansowane przez Unię Europejską. Jak dotarłam na miejsce, to się okazało, że to pokaz jakichś lamp uzdrawiających. Ja nie dałam się nabrać, ale niektórzy ludzie kupowali – przyznałam.

– Sama widzisz. A przecież nie o oszustwa tylko chodzi. Są jeszcze inne ważne sprawy…

– Jakie?

– A choćby obsługa komputera. Albo telefonu. Większość naszych rówieśników nie ma pojęcia, jak korzystać z komórki. Potrafią zadzwonić i nic więcej. A przecież różne aplikacje na zniżki można sobie ściągnąć, drogę znaleźć.

– Masz rację – podchwyciłam.

– Gdyby nie wnuk, to do dziś bym nie wiedziała, jak połączyć się z internetem albo zdjęcie wysłać.

Nie wierzyłam, że coś z tego wyjdzie

– O! I nie każdy ma przecież wnuka. A nawet jak ma, to ten wnuk zwykle nie ma czasu albo cierpliwości. A panie i panowie w salonach sprzedaży też nie są skłonni do pomocy. Traktują starszych ludzi jak idiotów. Dlatego przydałyby się spotkania z kimś, kto by cierpliwie i spokojnie wytłumaczył, co i jak.

– No, no, widzę, że masz bardzo szerokie plany – pokręciłam głową.

– Pewnie. Wszystko sobie dokładnie przemyślałam. Teraz trzeba tylko zacząć działać! – zatarła ręce.

– I oczywiście chcesz, żebym się do tego włączyła – domyśliłam się.

– No pewnie. A co, może mój pomysł ci się nie podoba?

Nie, naprawdę jest świetny. Lepszego dawno nie słyszałam. Ale wybacz, kochana, we dwie niczego nie zorganizujemy. Nie damy rady – westchnęłam.

– A kto powiedział, że we dwie? Ja już skrzyknęłam grupkę obrotnych osób z naszej okolicy – odparła Krysia.

– Emerytów?

– Tak, emerytów. A co, coś nie tak?

– Nie, wszystko w porządku – odparłam pośpiesznie.

– Aha. No więc spotykamy się jutro o 16 w domu kultury, żeby ustalić, co kto może zrobić i w czym pomóc. A więc jak, przyjdziesz?

– Przyjdę, przyjdę – obiecałam, bo wiedziałam, że moja uparta przyjaciółka i tak się nie odczepi.

Myślałam, że na spotkanie w domu kultury nikt nie przyjdzie. Ludzie obiecali na odczepnego, żeby Krystyna dała im spokój. A i tak zostaną przed telewizorami. Sama się zastanawiałam, czy to nie strata czasu, ale w końcu się zdecydowałam. Nie chciałam robić przykrości przyjaciółce. Weszłam do głównej sali i oniemiałam. W środku było ze trzydzieści starszych osób. Z ich min wynikało, że pomysł Krystyny bardzo się im podoba, i są gotowi zrobić wszystko, by wypalił.

Trzymajcie kciuki! 

Atmosfera była bardzo gorąca. Ludzie mówili jeden przez drugiego. Ale to nie było bicie piany, tylko rzeczowa dyskusja. Nagle okazało się, że jak my, emeryci, zbierzemy się do kupy, to możemy wiele zdziałać. Były policjant obiecał, że załatwi wykłady ze specjalistami od wszelkiego rodzaju oszustw, ktoś inny, że przyprowadzi informatyka, jeszcze inny prawnika. I tak dalej, i tak dalej. Gdy w końcu rozeszliśmy się do domów, zaczęłam wierzyć, że Uniwersytet Wiedzy Niezbędnej rzeczywiście powstanie.

Od tamtego dnia minął miesiąc. Wszyscy wokół mnie szykują się do wyjazdu na wakacje, ale ja nawet o tym nie myślę. Nie mam czasu. Obiecałam na spotkaniu, że wezmę na siebie wszystkie urzędowe sprawy. Pozwolenia, zgłoszenia, bo w naszym kraju nawet jak się społecznie chce coś zrobić, to trzeba zapytać o zgodę. Przez lata pracowałam w gminie i wiem, jak się do tego zabrać, do kogo pójść, żeby sprawa została załatwiona pozytywnie.

Pierwszy, ale za to ważny sukces już mam. Kierowniczka domu kultury dała słowo, że jak już wszystko będzie ustalone, to udostępni nam największą salę, nawet dwa razy w tygodniu. A więc w październiku zaczynamy. Trzymajcie kciuki! 

Czytaj także:
„Ojciec to zadufany w sobie dupek bez honoru. Gdy byłam w potrzebie, pozbył się mnie i męża, a teraz na starość chce pomocnej ręki”
„Na starość odkryłam, że całe życie trwałam w kłamstwie. Matka prawie zabrała do grobu tajemnicę, kto jest moim ojcem"
„Mieliśmy wszystko. Emeryturę, czas i święty spokój, ale kumplowi było za mało. Na starość zachciało mu się uganiać za babami”

Redakcja poleca

REKLAMA