Nagle, podczas jednego wieczoru, straciłam samą siebie. Już nie wiem, kim jestem. Dlaczego ten pamiętnik trafił do mnie? Czy tak musiało być? Właśnie rozstawiłam deskę do prasowania, gdy zadzwonił telefon. Jakaś kobieta zapytała, czy może rozmawiać z Jadwigą P.
– To ja – powiedziałam. – Słucham.
– Nazywam się Honorata P., byłam przyjaciółką pani mamy – wyjaśniła. – Znałyśmy się z dziecięcych lat…
Kojarzyłam to nazwisko
– Mama pani coś mi kiedyś zostawiła – powiedziała kobieta. – Myślę, że to powinno trafić do pani. Czuję, że odchodzę i mam wyrzuty sumienia, muszę to oddać. Nie wiem, czy dobrze robię, ale nie mogę przestać o tym myśleć.
Nie bardzo ją rozumiałam, a ona nie chciała wyjaśniać przez telefon, o co chodzi. Mówiła tylko, że to jakieś zapiski. Podałam jej adres, a ona powiedziała, że jutro wyśle paczkę. Wróciłam do prasowania i zaczęłam rozmyślać. Co to mogło być?
Z mamą nie miałam serdecznych kontaktów. Kochała mnie bardzo, ale ja nie potrafiłam jej wybaczyć, że była niedobra dla ojca. Chyba go nie kochała. Gdy zmarł, obwiniałam ją, że to przez jej brak uczuć. Wtedy byłam już nastolatką, niedługo potem wyprowadziłam się. Widywałyśmy się, spędzałyśmy święta. Ale nie były to ciepłe, żywe więzi.
Po kilku dniach dostałam przesyłkę. W szary papier zawinięty był gruby kajet w sztywnej okładce. Pamiętnik mojej mamy. Zaczęłam go czytać i z każdą linijką czułam się coraz gorzej. Mama opisywała swoje wojenne przeżycia. Miała niespełna 20 lat. Mieszkała z rodzicami w dworku koło Krakowa…
Z przerażeniem i bólem poznawałam przeszłość
„Muszę to z siebie wyrzucić, a opowiedzieć nikomu nie mogę, boję się – przeczytałam pod datą 12 kwietnia 1944 roku. – Nikomu nie mogę powierzyć swojego sekretu. Ostatnio dokwaterowali do nas nowych Niemców. Z tym się już oswoiliśmy, bo od początku wojny jacyś u nas mieszkali. Przewijali się przez dom różni, różnej rangi. Ale tym razem… Heinrich jest inny. On nie traktuje nas jak kuchty i służące.
Nawet przeprosił, że musi nam zabierać dom. Mama i tak burczała – bo od początku wojny mieszkaliśmy w domku ogrodnika, a nie u siebie. Tata mówił, że to i tak cud, że nas nie wyrzucili, bo gdzie byśmy się podziali? Ja się Niemców bałam i schodziłam im z drogi. Ale wczoraj, w ogrodzie… Heinrich stał przy naszych różach. Chyba go zaskoczyłam, bo odwrócił się przestraszony, gdy usłyszał moje kroki. Potem uśmiechnął się do mnie.
– Witam – powiedział. – Kocham róże. U mnie w domu też były takie krzewy. Czerwone i białe. Nad dróżką do domu zrobiona była taka pergola, szło się jak różaną aleją.
– Tęskni pan? – Odważyłam się odezwać. – Dawno pan wyjechał?
– Dawno – przyznał. – I tęsknię. Ale co zrobić – uśmiechnął się smutno.
Następnego dnia znowu spotkaliśmy się przypadkiem w ogrodzie. Poprosił, żebym usiadła, porozmawiała z nim chwilę. Trochę się bałam – gdyby mnie ktoś zobaczył, jak się śmiejemy razem… Ale z drugiej strony podobał mi się. Niewiele starszy ode mnie i szalenie przystojny. I taki serdeczny…”.
Kolejny wpis był o 2 tygodnie późniejszy
Z zapisków przebijała euforia, radość i jednocześnie strach.
„Nie mogę przestać o nim myśleć – pisała mama. – Heinrich jest cudowny. Czyżbym się zakochała? Nie mogę, to Niemiec. Ale jak mam go unikać? Lubię patrzeć, jak się uśmiecha, jak patrzy na mnie szarymi oczami, jak wiatr rozwiewa mu jasne włosy. Boże, co ja mam zrobić? Jak zachować rozsądek?”
Czytałam wyznania nastolatki, zakochanej pierwszym wielkim uczuciem. Naiwnym i szczerym, ale pełnym wyrzutów sumienia, że kocha wroga, i smutku, że to uczucie bez przyszłości.
„Dziś się całowaliśmy – pod majową datą widniało szczere wyznanie. – A potem… Boże, co ja robię? Heinrich też jest smutny, wie, że będzie musiał wyjechać. Powiedział, że gdy to wszystko się skończy, on wróci do mnie. Ale kto wie, co będzie potem? ”
Przez kilka dni mama nie pisała. Potem pojawiła się pełna rozpaczy notatka. Heinrich musiał wyjechać. Dostał wezwanie, nie było odwrotu. A potem, kolejny wpis za miesiąc:
„To pewne, byłam u lekarza. Co mam zrobić? Kocham to dziecko. Moje i Heinricha. Ale nikt nigdy nie może się dowiedzieć, czyje jest naprawdę.”
Zrobiło mi się niedobrze. Musiałam przerwać lekturę. Mama nie miała innych dzieci, nie mam rodzeństwa. A to oznacza, że… Obmyłam twarz zimną wodą, zaparzyłam sobie herbatę.
Kochałam obcego człowieka
„Rodzice najbardziej są źli, że nie chcę się przyznać, kto jest ojcem. Nikomu tego nie powiem. Nie chcę, żeby ludzie zbrukali moją miłość. Bo ona była piękna. Heinrich nie był wrogiem, nie mogę tak o nim myśleć. Tata wczoraj powiedział, że rozmawiał z sąsiadami. Mam wyjść za ich syna, Pawła, który od dawna mnie podrywał. I to jak najszybciej. Mama powiedziała, żebym nic mu nie mówiła o ciąży, może się uda.
Nie wiem, dlaczego się zgodziłam. Jestem taka bezwolna, tak mi wszystko jedno. Boję się tylko, że jak wyjdę za mąż, a Heinrich wróci… Ucieknę z nim wtedy. A teraz zrobię tak, jak każą rodzice. Nie kocham Pawła, ale to dobry chłopak. Może nam się uda. Na razie muszę zapomnieć o Heinrichu. Chociaż tego pewnie nigdy nie zrobię. I muszę gdzieś schować ten pamiętnik, żeby go nikt nie znalazł, nie przeczytał.”
Mam 67 lat i właśnie się dowiedziałam, że nie znam ojca. Że kochałam obcego człowieka, płakałam po jego śmierci. A mój prawdziwy tata? Nie znam nawet nazwiska. Kim jestem? Dlaczego odebrano mi tożsamość, dzieciństwo, tatę? Nienawidzę mamy…
Czytaj także:
„Mój facet zdradzał mnie z długonogą smarkulą. Kiedy zrozumiałam, że był ze mną z braku lepszej opcji – załamałam się"
„Mąż roztrwania pieniądze na wirtualne lafiryndy, a mnie traktuje jak sopel lodu. Nawet mu nie wstyd, bo on >>tylko patrzy<<”
„Byłem samotnym ojcem i wreszcie poznałem kobietę swych marzeń. Chciałem oddać jej serce, a ona zwyczajnie zmieszała mnie z błotem"