Tak dalej być nie może! Przyjaźń to nie miłość, tu musi być wzajemność. Dajesz i bierzesz…
Telefon obudził mnie z błogiego snu
Zerknęłam na zegar. Druga w nocy. Ki diabeł? Sięgnęłam po komórkę. Spojrzałam na wyświetlacz. No jasne…
– Czego? – mruknęłam.
– Jak dobrze, że jeszcze nie śpisz! – zaćwierkał mi w ucho pełen ulgi głos.
– Majka, nie śpię, bo mnie obudziłaś! Co ci odbiło? – cedziłam, kierując się do kuchni.
Nie chciałam przez kolejny wielki problem mojej koleżanki postawić na nogi całej rodziny. Szli do szkoły i pracy. Ja… no cóż, ja mogę być niewyspana.
– To naprawdę ważna sprawa! – zapewniała Majka i niemal słyszałam, jak bije się w piersi. – Mam problem, potrzebuję rady.
A to mi nowina!
Zwykle szukała cierpliwego ucha, nie porad. Kolekcjonuję ludzkie typy, tak jak inni zbierają znaczki albo motyle. Dlatego tolerowałam Maję. Z ciekawości. Więcej, uchodziłam w jej oczach za przyjaciółkę. Jedyną pośród całej rzeszy znajomych.
Nie dziwota. Maja była egocentryczna i próżna, jak tylko piękna kobieta być potrafi. Równie irytujący, co fascynujący okaz. Poznałam ją na urodzinowej balandze Magdy. Plotkowałyśmy właśnie w kuchni, gdy nagle nam przerwano.
– Czy ja jestem ładna? – pytanie zaliczało się do kategorii retorycznych.
Młoda kobieta, choć ciut wstawiona, była bardzo atrakcyjna.
– Bo skoro jestem – kontynuowała – to czemu powiedział, że z tego podrywania nic nie wyjdzie? Wreszcie spotykam faceta, który jest inteligentny i nie gapi się cały czas na mój biust, a on co? Daje mi kosza, bo kocha żonę? Kim jest ta jego żona? Boginią?!
Magda parsknęła śmiechem
Opis wiernego małżonka pasował bowiem jak ulał do Macieja, czyli mojego męża.
– Rozczaruję cię, Maju, jest zwykłą śmiertelniczką – wskazała mnie kciukiem. – Imię też ma zwyczajne: Dorota.
Uśmiechnęłam się przepraszająco. Fakt, do bogini było mi daleko.
– To ty? Niesamowite – jej zszokowane spojrzenie niezbyt mi pochlebiało. – I nie jesteś zazdrosna? Nie masz ochoty wydrapać mi oczu? Boże, gdzieś ty była przez całe moje życie? Przyjaciółko! – rzuciła się na mnie z wyciągniętymi łapami i… zawisła mi na szyi.
Tuliła się i zarzucała mnie opowieściami ze swojego życia. Gdybym pozwoliła, to by mi na kolanach usiadła. Myślałby kto, że jakaś biedna sierotka spragniona miłości matczynej. Ale sama opowiadała mi o swojej nadopiekuńczej mamusi, a seksapilem pyliła wokół jak wierzba na wiosnę. I to nie celem uwodzenia kobiet, ale facetów, bez względu ich wiek i stan cywilny.
Trzeba było być Maciejem, by się oprzeć
I mną, by potraktować jej zachowanie ulgowo, a ją samą z pewną protekcjonalną wyrozumiałością. I mnie pokarało. Nie wolno lekceważyć dzieci i egocentryczek.
Minęło parę lat, a Maja nie zmieniła zdania co do łączącej nas więzi. Oczywiście przyjaźń rozumiała po swojemu. Jednostronnie. Dzwoniła, gdy była w dołku i musiała się wyżalić. Głównie na podłych facetów, taksujących ją niczym towar na wystawie; i w ogóle na wredny męski świat, w którym ładne kobiety wciąż muszą udowadniać, że uroda nie jest ich jedynym atutem.
Na to, by chodzić skromniej ubraną, nie wpadła. A ja jej tego pomysłu nie podsunęłam. Po co? Ona nie chciała niczego zmieniać, ona chciała, by inni dopasowywali się do niej. Nie działało, więc marudziła i żaliła mi się o różnych porach dnia i nocy.
– Przecież mam też wnętrze. Czemu go nie dostrzegają? Jak ja bym chciała spotkać kogoś takiego jak twój Maciej. Od ponad dwudziestu lat świata poza tobą nie widzi. To przecież jasne, że kocha cię za to, kim jesteś, a nie za to, jak wyglądasz! Tak brzmiały komplementy w stylu Majki.
– Czy ty mnie słuchasz? Produkuję się od kwadransa, a ty nic! Ziewnęłam. – Poproszę telegraficzny skrót wydarzeń. O drugiej w nocy kiepsko kontaktuję.
– Facet. Ideał. Przystojny, bystry, dowcipny. Chyba się w nim zakochałam, a on mnie ignoruje! Znaczy, rozmawiamy, żartujemy, ale… nie dostrzega mnie. Rozumiesz?
Doskonale. Spacer w towarzystwie Majki uczył pokory. Szła ubrana w byle kieckę, a przed nią i za nią ścielił się dywan z męskich spojrzeń. Mnie omijały, jakbym nie istniała. W takich sytuacjach pomagało poczucie humoru i samokrytycyzm. Majce chyba ich zabrakło.
– Nie ma żony ani dziewczyny. Sprawdziłam. Więc czemu mnie odpycha?
Zawahałam się. Szczerość wykluczała uprzejmość
Trudno. Miałam dosyć jej biadolenia, egoizmu… Nawet moja cierpliwość kolekcjonera w końcu się wyczerpała.
– Może spojrzał głębiej, jak zawsze pragnęłaś, i nie spodobało mu się to, co zobaczył – zasugerowałam.
– Jak możesz? – obruszyła się. – Jak możesz mówić, że jestem… niefajna? Przecież się przyjaźnimy!
– Sorry Majka, ale nie sądzę. Można kochać bez wzajemności. W przyjaźni to nie przejdzie. Znam cię od trzech lat. A ty mnie? Co wiesz o moich problemach, frustracjach? Nic. Guzik cię obchodzą. Nie patrzysz dalej niż czubek własnego nosa. Chciałaś rady, służę. Jak starsza koleżanka. Zmień się albo żaden wartościowy facet się tobą nie zainteresuje. Tobą, nie twoją urodą. Przemyśl to sobie. Wtedy zadzwoń. Cześć!
Odłożyłam słuchawkę...
Byłam ostra dla jej własnego dobra. Jeżeli zaraz zadzwoni, nic nie zrozumiała. Minął tydzień i nic. Milczenie dobrze wróżyło. Miała sporo do przemyślenia. Z głębi zawistnego kobiecego serca życzyłam temu pięknemu, samolubnemu, ale i samotnemu motylowi jak najlepiej…
Czytaj także:
„Mąż mnie obraża i kontroluje, a ja… nie umiem odejść. Płaczę w poduszkę, a potem znowu wstaję i robię mu śniadanie”
„Nowa pracownica robiła błędy, jak dziecko z podstawówki. Długo mi zajęło nim odkryłam, że to nieoszlifowany diament”
„Gdy siostra dowiedziała się, że nie jest córką naszego ojca, zaczęła traktować go jak obcego. Mściła się, gdy mnie faworyzował”