„Przyjaciółka miała nadzianego męża i dom jak pałac, a i tak marudziła. Dopiero po latach odkryłam, ile ją to kosztowało”

kobieta pociesza przyjaciółkę fot. Adobe Stock, nenetus
„Coraz bardziej żałowałam, że zgodziłam się na to spotkanie. Nie do końca wiedziałam, czemu ma służyć ta pogawędka, którą sprowokowała Ilona. Liczyłam na miłą przyjacielską rozmowę, tymczasem słuchałam monologu na temat jej fantastycznego życia i tego, co udało jej się osiągnąć. Czułam, jak minuta po minucie uchodzi ze mnie powietrze”.
/ 30.11.2022 13:15
kobieta pociesza przyjaciółkę fot. Adobe Stock, nenetus

Szczerze mówiąc, byłam bardzo zdziwiona, słysząc jej głos po tylu latach. Zadzwoniła tak po prostu, żeby dowiedzieć się co u mnie. Byłam zaskoczona, bo nie miałyśmy kontaktu od bardzo długiego czasu, a dokładnie od chwili, kiedy skończyłyśmy szkołę. Chodziłyśmy razem do technikum ekonomicznego i planowałyśmy kiedyś, w bliżej nieokreślonej przyszłości, założyć wspólnie biuro podatkowe.

Te plany jednak szybko okazały się nierealne. W ostatniej  klasie Ilona, jadąc do ciotki do Warszawy, w pociągu pośpiesznym poznała Zbyszka, o parę lat starszego adwokata, i po kilku miesiącach wyszła za niego za mąż. Odtąd, jako żona znanego męża, miała za zadanie jedynie wyglądać pięknie i pachnieć.

Przez telefon wydała mi się jakaś smutna

W naszym miasteczku mówiło się, że to była miłość jak z bajki. Bogaty Zbyszek podjeżdżał pod dom Ilony luksusowymi samochodami, zabierał ją do wykwintnych restauracji, uwodził i zdobywał. Ona ujęła go ponoć swoją delikatną urodą, no i figurą modelki, której wszystkie już wtedy jej zazdrościłyśmy. Podobnie jak chwilę później męża. Żadna z nas nie mogła liczyć na taki życiowy awans jak ona.

Ja wyszłam za mąż siedem lat później. Dostałam pracę w pobliskim zakładzie jako główna księgowa i nie narzekałam. Miałam dobrego męża, udane życie, pracę, która dawała mi satysfakcję, i całkiem niezłe – jak na miejscowe warunki – zarobki.

„Czy mogłabym chcieć czegoś więcej?” – myślałam, ale nic nie przychodziło mi do głowy…

– Może wpadłabyś na kawę? – zapytała tak po prostu Ilona.

Zgodziłam się chętnie, bo byłam bardzo ciekawa, co słychać u mojej starej przyjaciółki.
Telefony zniekształcają nieco głos, lecz rozmawiając z Iloną tego wieczoru, odniosłam wrażenie, że tym razem to nie sprawa techniki. Moja koleżanka ze średniej szkoły – zawsze uśmiechnięta i optymistycznie nastawiona do świata – była jakaś smutna.

Kiedy jednak po paru dniach przekroczyłam próg jej domu, wrażenie, jakie zrobiła na mnie przez telefon, gdzieś się ulotniło. Prezentowała się niesamowicie! Stanęłyśmy naprzeciwko siebie i wtedy zdałam sobie sprawę z tego, jaki niesprawiedliwy bywa los. Ilona była szczupłą kobietą
o wciąż gładkiej twarzy, która jakby nie poddawała się czasowi.

A ja? Nie dość, że po dziecku utyłam, to jeszcze moje włosy domagały się już wizyty u fryzjera,
a twarz choć odrobiny makijażu. No ale cóż, ja nigdy nie miałam dość czasu, żeby o siebie zadbać.
A może raczej to nie było dla mnie ważne? Ważniejsze było, żeby po pracy pojechać z Przemkiem i naszym synkiem na rower czy basen albo całą rodziną wybrać się do kina. Teraz, patrząc na Ilonę, wyraźnie czułam, jak bardzo się zaniedbałam. Zazdrościłam jej, bo mimo 30 lat wyglądała świetnie.

Przyjaciółka podała kawę i małe kruche ciasteczka. Kiedy usiadła i zaczęła mówić, odniosłam wrażenie, że rozmawiam z zupełnie obcą mi osobą. Nie mogłam pojąć, co stało się z tą wesołą dziewczyną, zawsze skorą do żartów, z którą rozumiałam się w pół słowa. Zastanawiałam się nad tym, patrząc na wystudiowane ruchy Ilony, i lustrując jej szykowną, prawdopodobnie bajecznie drogą garderobę: jedwabną bluzkę z frędzelkami na ramionach, spodnie podkreślające jej idealną sylwetkę i pantofle na wysokim obcasie, w których ku mojemu zdziwieniu chodziła po domu.

Nagle jakby spadła maska z jej twarzy

Coraz bardziej żałowałam, że zgodziłam się na to spotkanie. Nie do końca wiedziałam, czemu ma służyć ta pogawędka, którą sprowokowała Ilona. Liczyłam na miłą przyjacielską rozmowę, tymczasem słuchałam monologu na temat jej fantastycznego życia i tego, co udało jej się osiągnąć. Czułam, jak minuta po minucie uchodzi ze mnie powietrze.

Mimo wszystko słuchałam uważnie tego, co mówiła. Przypatrywałam się jej dyskretnie, ale badawczo. Trudno było mnie zmylić. Wyczułam, że pod płaszczykiem pewnej siebie kobiety kryje się coś, co Ilona niechętnie pokazuje światu. W końcu miałam trochę życiowego doświadczenia – wiedziałam, że taka diametralna zmiana nie zachodzi w człowieku bez powodu…

Wprawdzie z wykształcenia jestem tylko ekonomistką, ale zawsze uważałam się za dobrego psychologa. Potrafię słuchać ludzi i odbierać ich emocje. Teraz czułam wyraźnie, że Ilona ma jakiś kłopot, z którym sama nie potrafi już sobie poradzić. To najwidoczniej sprawiło, że zadzwoniła do mnie. Potraktowała mnie jak powiernika albo ostatnią deskę ratunku.

Patrząc tak na nią, odkryłam ze zdziwieniem, że jej świetny, perfekcyjny wygląd to najwidoczniej nie sprawa dobrych genów, tylko dużych pieniędzy i talentu chirurgów plastyków! Kiedy mówiła, jej twarz pozostawała nieruchoma, czoło się nie marszczyło, a kiedy się uśmiechała, pod oczami nie drżał ani jeden mięsień. Tego nie dało się nie zauważyć! To jeszcze bardziej dało mi do myślenia. Ilona zrobiła sobie operację plastyczną, i to nie jedną, a kilka! Musiała zauważyć, że się jej badawczo przyglądam, bo nagle jakby straciła cały rezon i nieoczekiwanie oznajmiła:

– Zbyszek się wyprowadził. Kilka dni temu spakował się i jak gdyby nigdy nic wyniósł z domu.

Jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Ilona zmieniła się – z zapłakanymi oczami
i lekko rozmazaną szminką stała się na powrót dziewczyną, którą znałam i tak bardzo lubiłam.
Okazało się, że jej życie z bogatym adwokatem wcale nie było usłane różami, jak przypuszczałyśmy z dziewczynami z klasy. Przystojny Zbyszek był nie tylko despotą, ale też bardzo wymagającym mężczyzną, który zawsze osiągał to, co zaplanował.

– Chciał mieć reprezentacyjną kobietę – powiedziała Ilona ze wzrokiem wbitym w podłogę. –  To głównie dla niego katowałam się dietami i wielogodzinnymi zajęciami na siłowni, zgadzałam się na botoks, liftingi i wiele innych zabiegów.

– Przecież zawsze byłaś śliczna! – zdziwiłam się. – Nie musiałaś sobie niczego poprawiać!

– Dla Zbyszka nigdy nie byłam idealna – odparła z goryczą. – Robiłam wszystko, żeby był ze mnie zadowolony, ale jak widać, na niewiele się to zdało. Znalazł sobie młodszą i zgrabniejszą.

W tym momencie zrobiło mi się jej strasznie żal. Maska luksusowej ślicznotki opadła, zobaczyłam przed sobą opuszczoną i bardzo nieszczęśliwą kobietę.

Teraz bardziej cenię to, co mam

Pocieszając ją, pomyślałam, że chociaż ja ani w połowie nie wyglądam jak ona ani nie mam tak pięknych ubrań, to jestem prawdziwą szczęściarą. Mam wokół siebie ludzi, którzy kochają mnie bezwarunkowo. Mój Przemek nigdy nie wpadłby na to, żeby kazać mi się zmieniać.

– Nawet nie wiesz, jak zazdrościłyśmy ci z dziewczynami takiego życia i męża – przyznałam szczerze, a Ilona tylko się smutno uśmiechnęła.

– Jak, widzisz, nie było czego – stwierdziła. – Miałam być tylko ozdobą, niczym więcej.

Tego dnia wróciłam do domu późnym wieczorem, Przemek leżał już w łóżku. Przytuliłam się do jego pleców i szepnęłam do ucha coś, czego nie mówiłam mu od bardzo dawna:

– Jestem z tobą bardzo szczęśliwa, wiesz? Kocham cię!

Czytaj także:
„Koleżanka siostry z małej dziewczynki wyrosła na piękną kobietę. Zakochałem się, ale smarkula potraktowała mnie jak zabawkę”
„Były nie dość że jest zdrajcą i babiarzem, to uczy kłamstwa córkę. Nie pozwolę, by patrzyła, jak obściskuje się z kochanką”
„Moja mama niczego nie wyrzuca, bo wszystko się może przydać. Tak zagraciła mieszkanie, że nie widać już skrawka podłogi”

Redakcja poleca

REKLAMA