– Uważaj, jak idziesz, nie rób wiochy – warknięcie było ciche, usłyszałam je wyłącznie dlatego, że skupiłam uwagę na kobiecie wchodzącej do gabinetu.
Poślizgnęła się na podłodze, pojechała na obcasie jak na łyżwie, w ostatniej chwili łapiąc równowagę. Mąż jej nie pomógł, tylko zbeształ, ale nie zapomniał, że patrzę.
– Już w porządku, żona się pozbierała. Straszna z niej niezdara – błysnął uśmiechem w moją stronę.
Odpowiedziała mu spojrzeniem, które mogłoby zabijać. Usiadła na kozetce, układając długie nogi skośnie, tak by prezentowały się jak najlepiej. Doskonale wyglądała, ładna, zadbana, świetnie ubrana.
Ile mogła mieć lat?
Wyjątkowo nie miałam ściągawki, kwestionariusz z danymi powinien leżeć na biurku, ale od kiedy w rejestracji pracowała nowa dziewczyna, niczego nie można było się doprosić. Mąż był równie atrakcyjny jak ona. Siwiejące skronie, szczupła, lekko umięśniona sylwetka, sportowa marynarka o idealnym kroju. Byłabym pod wrażeniem, gdybym nie miała dobrego słuchu, nie lubię gburów zwracających się do kobiet po chamsku. Musiałam jednak przyznać, że tak pięknej pary dawno nie gościłam w gabinecie, wyglądali, jakby mieli wszystko, a jednak szukali porady u mnie.
– To jest moja żona Iwona, ja mam na imię Marek – przestawił się mężczyzna.
– Przyszłam na terapię, bo taki zawarłam układ z mężem, ale wiem czego chcę i nie uda się mnie przekonać. Żądam rozwodu – przerwała mu żona. – Wszystko przemyślałam, wiem, że to jedyne wyjście.
– Mylisz się, kochanie, nie będę po tylu latach robił z siebie idioty, niszczył tego, co zbudowałem. Małżeństwo jest na zawsze – wycedził Marek.
Iwona zwróciła się do mnie o pomoc.
– Widzi pani? – westchnęła. – Nie mogę się z nim dogadać, on nic nie rozumie. Rozwód leży też w jego interesie, mógłby uratować naszą rodzinę.
– W jaki sposób? – zdziwiłam się.
– Dzieci nas znienawidziły, codziennie patrzyły na fikcję naszego związku, zgotowaliśmy im piekło, pokazaliśmy, jak oszukiwać wszystkich wokół – wybuchnęła Iwona. – Co innego w domu, co innego na zewnątrz, jak cię widzą, tak cię piszą. Jesteśmy aktorami, gramy jak na scenie. Wszyscy wokół uważają nas za szczęśliwych małżonków z długim stażem, mało kto się domyśla, że w rzeczywistości jesteśmy dwojgiem niecierpiących się ludzi. Ale przedstawienie musi trwać, prawda? Marek tak twierdzi, a i ja nie widziałam innego rozwiązania.
Myślałam, że dobrze robię, podtrzymując małżeństwo, tego wszyscy ode mnie oczekiwali, dzieci muszą mieć mamę i tatę. Udawałam dla ich dobra, chciałam, żeby miały stabilny dom, ale Ola nie doceniła tego, wyprowadziła się zaraz po maturze, zamieszkała w Poznaniu u mojej siostry. Wiem, że ma do nas żal. Rzadko przyjeżdża, nie ma ochoty nas widzieć, znajduje mnóstwo pretekstów, by nie bywać w domu. Boję się, że ją utraciłam. Został jeszcze Szymon, ma piętnaście lat, oczywiście nadal mieszka z nami, ale czy nie pójdzie w ślady siostry, jak tylko stanie się pełnoletni? Nie wiem, okazało się, że nie znam własnych dzieci. Zostałam z Markiem dla ich dobra, a tymczasem strasznie je skrzywdziłam.
– Przepraszam – Marek podniósł w górę rękę w uspokajającym geście. – Żona jak zwykle histeryzuje, pani pozwoli, że wyjaśnię, jak jest naprawdę. Iwona żyje emocjami, nie można jej wierzyć, właśnie pokazała, na co ją stać. Odniosła pani wrażenie, że jestem domowym katem? Tak właśnie myślałem. Iwonko, powiedz pani, że to nieprawda.
– Oczywiście, że nieprawda, nie o to chodzi – w oczach kobiety pojawiły się łzy – Dlaczego nikt mnie nie rozumie?
– Bo sama nie wiesz, o co ci chodzi – odpowiedział jej Marek. – Iwonka potrafi wszystko zagmatwać, opowiem, jak jest naprawdę. Jesteśmy małżeństwem od 24 lat, to kawał czasu. Szanuję drogę, jaką przebyliśmy. Nawet jeśli coś się popsuło, to uważam, że trzeba to naprawić, dlatego namówiłem żonę na terapię.
– Zaszantażowałeś mnie! – Iwona wyraźnie nie mogła się uspokoić. – Powiedziałeś, że dopiero jeśli terapia się nie powiedzie, zgodzisz się na rozwód.
– Uspokój się, kochanie, daj mi dokończyć – Marek w przeciwieństwie do Iwony był spokojny, robił na jej tle doskonałe wrażenie. – Prawie ćwierć wieku temu podjęliśmy oboje zobowiązanie, przypieczętowane przez urzędnika stanu cywilnego, obiecaliśmy sobie, że będziemy razem na dobre i na złe. Zamierzam dotrzymać umowy i nie pozwolę ci tego zepsuć. Małżeństwo jest na zawsze.
– O, Boże… – jęknęła Iwona i schowała twarz w dłoniach.
– A jeśli chodzi o dzieci, to sprawy mają się tak, że żona bardzo przeżyła wyjazd Oli i nie przestaje wymyślać powodów, dla których córka to zrobiła. Rzeczywiście podjęła dziwną decyzję, bez konsultacji z nami złożyła papiery na kierunek studiów dostępny tylko na poznańskiej uczelni. Na szczęście mieszka tam szwagierka, Ola zakotwiczyła u niej, mam nadzieję, że chwilowo. Zrozumie, że powinna studiować prawo i wróci, to tylko kwestia czasu.
– Nie wróci – pokręciła głową Iwona. – Siostra otworzyła mi oczy, Ola zwierzyła się jej, że latami patrzyła na to, co się między nami dzieje, i doszła do wniosku, że nie chce i nie musi tak żyć. Dlatego uciekła. Dzieci wszystko widzą i rozumieją, nie można niczego przed nimi ukryć.
– Co niby tak wstrząsnęło Olą? – spytał Marek zaczepnym tonem.
– Wie, że masz kochankę, że właściwie żyjemy w trójkącie, bo ja cierpliwie znoszę tę sytuację, godząc się na rolę tej trzeciej.
Nagle Marek stracił zimną krew
– Kto jej to powiedział? Ty?! – wrzasnął.
– Widziała was w restauracji na mieście – odparła spokojnie Iwona. – Wie także, że od czasu do czasu śpimy ze sobą i tego już całkowicie nie rozumie. Ja zresztą też nie.
– Ach, te cienkie ściany, całkiem pozbawiły nas prywatności – westchnął pobłażliwie Marek. – Co Ola robiła w restauracji? Będę musiał z nią o tym porozmawiać, skoro zaniedbałaś jej wychowanie. A co do reszty, to Ola jest już dorosła, powinna rozumieć, że małżeństwo to także seks.
– Ona pyta, dlaczego żyjemy w kłamstwie, dlaczego godzę się na upokarzającą rolę. Nie rozumie, co mną kieruje, że patrzę przez palce na to, jak układasz sobie życie na boku. I jak mnie traktujesz.
– Nie jej sprawa, jak żyjemy – warknął wyprowadzony z równowagi Marek.
– To także jej dom, wszystko, co robimy, odbija się na dzieciach. Widziała, jak się kłócimy, nie rozmawiamy ze sobą tygodniami, jak nie mówisz, dokąd idziesz i kiedy wrócisz, jak nie mam na nic wpływu. Widziała też, jak płaczę po awanturze, a potem myję twarz, robię staranny makijaż, wkładam wieczorową suknię i towarzyszę ci w oficjalnym wyjściu. Uśmiecham się, jakby nic nie zaszło, ty podajesz mi płaszcz, oboje udajemy doskonałą parę, którą nie jesteśmy.
– Małżeństwo to także obowiązki – Marek poprawił się na kozetce.
– Tobie potrzebna jest żona, bo dobrze wygląda, jak mężczyzna ma uregulowane życie osobiste, ja bałam się odejść. Ale teraz zmieniłam się, będę walczyć o szacunek dzieci. Może jeszcze nie jest za późno, by odzyskać ich miłość.
– Ola i Szymon dorastają, nie zostaną z tobą na zawsze – uświadomił jej. – Odejdą, a ty zostaniesz sama, z bardzo ograniczonymi środkami do życia, o co osobiście zadbam. Chcesz tego? Nie myśl, że będziesz nadal żyła na takiej stopie, jaką ci zapewniam.
– Nieważne, proszę, zgódź się na rozwód.
Słuchałam ich rozmowy i zastanawiałam się, co mogłabym dla nich zrobić. Niewiele. Ich małżeństwo było fikcją, przyzwyczaili się do niej, trwali w niej latami, dopóki Iwona nie zrozumiała, jak to wpłynęło na dzieci.
Chciała to naprawić, o ile nie było za późno
Markowi z kolei było wygodnie, nie widział nic złego w układzie, jaki stworzyli. Jak wielu mężczyzn uważał, że pieniądze, które zarabia, i odrobina seksu całkowicie wystarczą kobiecie, z którą żył. Najważniejsze były pozory, utrzymanie obrazu idealnego stadła w oczach innych. Iwona była reprezentacyjna, dobrze wyglądała u jego boku, mieli dwójkę udanych dzieci, którymi można było się pochwalić. Reszta była mniej istotna, drobiazgami się nie przejmował, nie zauważał, co się tak naprawdę dzieje. Według niego córka nie uciekła, tylko chwilowo wyjechała, ale wróci, jak się opamięta. Z synem wszystko było w porządku, przechodził z klasy do klasy i spał w swoim pokoju. To wystarczyło…
Marek nie miał sobie nic do zarzucenia, domowe obowiązki wypełniał, a szczęścia szukał na boku, w ramionach innej kobiety. Zdarza się, że dzieci wychowane w takich rodzinach, widząc rozkład związku rodziców, obwiniają ich o wieczory spędzone na nasłuchiwaniu, czy tata wrócił do domu, o strach, że tym razem odszedł na dobre, porzucił ich dla innej kobiety. Udają brak zainteresowania, ale widzą i wiedzą absolutnie wszystko, i ta wiedza ich powoli niszczy. Kiedy zdają sobie z tego sprawę, czują złość. Pytają: „dlaczego mi to zrobiliście”, „dlaczego nie odeszłaś od ojca”. Buntują się, nie czekają na odpowiedź, tylko opuszczają dom, jeśli mają odpowiednio dużo siły.
Iwona zadzwoniła do mnie po kilku dniach, powiedziała, że przerywa terapię. Zgodziła się na nią wbrew sobie, zrozumiała, że brnie w kolejne kłamstwo dla zachowania pozorów.
– Ja już podjęłam decyzję, odchodzę od Marka. Przyznałam się do tego Szymonowi, nie zdziwił się, powiedział, że dla niego w porządku. Zrozumiałam, że myśli podobnie jak Ola, jemu też doskwierała sytuacja, jaką stworzyliśmy z jego ojcem. Jest jeszcze czas, by to naprawić, będzie mnie to sporo kosztowało, ale muszę to zrobić, dla dzieci, dla siebie i – także – dla Marka, chociaż on ciągle nie rozumie, co się dzieje. Żeby mnie ukarać i powstrzymać, zablokował konto, na które wpływała również moja pensja, odkręciłam to, ale już wiem, na co go stać. Będzie walczył wszelkimi sposobami.
– Po rozwodzie będzie lepiej – starałam się dodać jej otuchy.
Roześmiała się głośno
– Pani Wando, aż taka naiwna to ja nie jestem, naprawdę… Jeśli pani pozwoli, zadzwonię, jak już będzie po wszystkim, i opowiem, jak mi się dostało. Jestem pewna, że oberwę, w oczach świadków nasze małżeństwo było doskonałe, nikt nie zna prawdy, latami się o to staraliśmy. O tym jak było, wiedzą tylko dzieci, a ich nie pozwolę wciągać w brudne małżeńskie rozgrywki rozwodowe.
Minął rok, zdążyłam zapomnieć o Iwonie i Marku, kiedy zadzwoniła, nie do końca wiedziałam, z kim rozmawiam.
– Już po wszystkim, rozwód został orzeczony. Jestem winna rozpadu małżeństwa, które mój mąż chciał ratować za wszelką cenę, on jest bohaterem, ja czarnym charakterem – powiedziała. – Sąd doszedł do wniosku, że mimo jego wysiłków, małżeństwa nie da się uratować, moja postawa zdegustowała sędzinę.
Wtedy moja pamięć ruszyła z kopyta, podsuwając ukryte w zakamarkach mózgu szczegóły. Iwona!
– Batalia była długa, Marek zatrudnił adwokata, który nie pozostawił na mnie suchej nitki. Świadkowie, nasi przyjaciele i znajomi, zeznawali na moją niekorzyść, w ich oczach byłam niewdzięczną kobietą, która nie doceniła szczęścia, jakie na nią spłynęło. Mąż dał mi wszystko, nazwisko, ludzki szacunek, dzieci, dom i siebie, a ja tym pogardziłam i odeszłam, zniszczyłam cudowne małżeństwo. Żaden ze świadków nie rozumiał, co mnie opętało, nie spodziewaliby się po mnie, że opuszczę męża, byliśmy taka kochającą się parą. Sąd dał im wiarę, orzekł rozwód z mojej winy.
– Niezbyt to sprawiedliwe – westchnęłam trochę wbrew zasadom.
– Niczego innego się nie spodziewałam, nasze nieczyste sprawki zamiataliśmy pod dywan, stworzyliśmy doskonałą fikcję idealnego związku, nic dziwnego, że znajomi wyskoczyli z butów ze zdziwienia na wieść, że odeszłam. Bardzo współczuli Markowi. Ola chciała zeznawać, powiedzieć, jak było naprawdę, ale zabroniłam, nie chciałam, żeby wpłynęło to na jej stosunki z ojcem. Najważniejsze, że jestem wolna, mogę zacząć od początku, uczciwie i bez udawania. Jeszcze nie wiem, co zrobię, na razie szukam mieszkania, chcę wyprowadzić się od Marka. Jestem pewna, że nie upłynie dużo czasu, a powtórnie się ożeni, musi mieć u boku ładnie wyglądającą połowicę i nie może to być kochanka, bo nie wiadomo, jak ją ludziom przedstawiać. „Moja żona” brzmi klarownie, wiadomo, o co chodzi, zwrot „moja, hm, znajoma” nie ma takiej mocy i dla żon innych panów brzmi co najmniej podejrzanie.
Iwona roześmiała się wesoło, chyba wychodziła na prostą.
– Teraz częściej rozmawiamy z Olą, zbliżamy się do siebie. Ona opowiedziała mi, jak widziała nasze małżeństwo i jak to na nią wpłynęło. Nie spodziewałam się, że dzieci tak mocno przeżywają niesnaski między rodzicami. Nigdy nie zdołam jej wynagrodzić straconych lat, ale cieszę się, że przerwałam krąg kłamstw. Dla Oli już za późno, ale jest jeszcze Szymon, zrobiłam to dla niego. I dla siebie – dodała.
Nasza znajomość z Iwoną ciągnie się już któryś rok. Widzę, jak rozkwita jako kobieta i jako matka. I cudownie się to ogląda!
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”