Kiedy się poznaliśmy, Kasia była początkującą autorką książek dla dzieci, a ja niedokończonym grafikiem. Potem ona została redaktorką w wydawnictwie, kierowniczką, aż wreszcie zaproponowano jej przejście do innej firmy i fotel pani prezes. Ja zostałem tym, kim byłem. Nikim. Ale to właśnie ja wiedziałem o nawrocie jej choroby, a nie jej mąż. Nie, nigdy nie byliśmy kochankami…
Pani prezes – dla mnie po prostu Kasia – to bardzo miła osoba. Zawsze była uśmiechnięta, bezpośrednia, życzliwa. Często podejmowała ryzykowne decyzje. W pracy od świtu do ciemnej nocy. Czasem tylko znikała na jakiś czas, potem gorzej wyglądała. Chodziły słuchy, że pije. W Polsce, jak ktoś jest nierówny w robocie, to od razu mówi się, że alkoholik. Lecz Kasia nie piła. Ona pomału… umierała.
Jej rodzina o tym jednak nie wiedziała. Dlaczego Kasia im nie powiedziała? Czemu unikała bywania w domu? Zasłaniała się pracą, kłamała o delegacjach. Nie żaliła się ani matce, ani mężowi. Czasem jej tłumaczyłem, że powinna spokojnie wszystko mu powiedzieć, pojechać do rodziców, trochę z nimi pobyć.
– Nie, nie masz racji, Poldek – mówiła wtedy Kasia, odgarniając włosy charakterystycznym dla niej, zamaszystym ruchem. – Oni we mnie wierzą. Jestem ich opoką, ich żywicielem. Nie mogę im tego zrobić i nagle zacząć jęczeć. Wierzą, że pokonałam to świństwo, i lepiej, żeby nie wiedzieli, że znów jestem chora. Nic im nie mówię, bo nie chcę, żeby się martwili. Kiedyś się dowiedzą, jak będę już całkiem zdrowa.
– Jednak przecież choroba robi nawroty. Nie wiesz, kiedy cię złapie. A jeśli nagle przy matce dostaniesz boleści?
– Głupoty gadasz. Jestem twarda, wszyscy o tym wiedzą i ty też. Wytrzymam nagły ból i taksówką pojadę do szpitala.
Okazało się, że ma drugi nawrót choroby
Rozmawialiśmy tak w moim dwupokojowym mieszkaniu. Pijąc wino, czekaliśmy na naszego wspólnego kolegę, Karola. To on dwa lata temu podczas przypadkowego spotkania w jednej z knajpek na Powiślu zapytał mnie, czy pamiętam Kasię, i czy chciałbym z nią współpracować. Siedziałem wtedy w dołku finansowym, nie miałem stałej pracy, zgodziłem się więc, nie wnikając w szczegóły. Kim dla Kasi był Karol – tego nie wiem do dziś.
Ponieważ pani prezes osobiście wprowadziła mnie do wydawnictwa, była ze mną po imieniu i liczyła się z moim zdaniem – wszyscy pracownicy od początku uznali, że po pierwsze jestem jej człowiekiem, po drugie – donoszę, a po trzecie, że pewnie ze sobą śpimy. Tylko ta pierwsza teza była prawdziwa.
Pani prezes w nowym przedsiębiorstwie miała dokonać cudownych zmian. Wyprowadzić z kryzysu, zwiększyć dochody i uporządkować wewnętrzny bałagan. Kasia nie miała jednak za sobą wszystkich członków rady nadzorczej: cały czas panowie rozważali, czyby jednak nie ściągnąć do najtrudniejszych zadań jakiegoś menadżera z zagranicy. Musiała więc walczyć o swoją pozycję każdego dnia…
O tym, że jest chora, dowiedziałem się przypadkiem. Podczas spotkania w męskim gronie na moment zostaliśmy z Karolem sami i wtedy on spytał, jak mi się pracuje z Kasią. Powiedziałem, że dobrze, i wydaje mi się, że jesteśmy w przyjaźni.
– Świetnie! – ucieszył się Karol i otarł pot z czoła, bo wlał już w siebie sporo piwa. – To może powiedziała ci o chorobie?
– Nie. Dlaczego miałaby mnie wprowadzać w sprawy osobiste?
– Racja. O nawrocie nie powiedziała przecież nawet swojemu mężowi. Kaśka jest ciężko chora. Poprzednio jak jej się pogorszyło, to ze szpitala poszła do wynajętego mieszkania, bo nie chciała wracać w złym stanie do domu. Bliskim naściemniała, że jest na szkoleniu. Do mnie nie mogła pójść, bo ja mieszkam z rodziną.
Wszystko to było dziwne, więc o nic nie pytałem.
Niedługo potem, jeszcze latem, po dniu ciężkiej pracy całego naszego działu, Kasia zaproponowała, żeby dokończyć dyskusję w restauracji. Wszyscy przyklasnęli temu pomysłowi. W modnej knajpie obok jedzenie było przepyszne, obsługa doskonała…
W pewnej chwili pani prezes podniosła się gwałtownie i oznajmiła, że natychmiast musi wyjść. My też długo tam nie zabawiliśmy. Koledzy poszli dalej w miasto, a ja już miałem wskoczyć do autobusu, gdy przypomniałem sobie, że zostawiłem w pracy teczkę z kluczami do domu. Biurowiec stał ciemny i cichy. Czułem się nieswojo, gdy z cichym szmerem otworzyły się drzwi windy i spojrzałem w czarną czeluść korytarza. Szybko namacałem włącznik światła. Gdy już wracałem ze swojego pokoju, zauważyłem poblask sączący się spod drzwi gabinetu prezeski. Zajrzałem… Kasia skurczona na fotelu cicho pojękiwała. Gdy usłyszała moje chrząknięcie, wstrzymała oddech.
Moje mieszkanie było bezpieczną przystanią
– Dobrze, że to ty – spojrzała na mnie spod grzywki. – Zadzwoń do Karola.
Zadzwoniłem.
Karol rozkazującym tonem powiedział, żebyśmy jechali do mnie, a on dojedzie później. Wtedy wyznała mi, że ma drugi nawrót choroby nowotworowej.
To była pierwsza noc Kasi w moim mieszkanku. Położyła się w sypialni i – jak się zorientowałem po równym oddechu – zasnęła. Karol nie pojawił się. Gdy się obudziłem, Kasi już nie było.
Po przyjściu do pracy dowiedziałem się, że pani prezes pojechała służbowo do Lublina. Nie było jej w pracy tydzień. Wszystko kontrolowała przez telefon. Zastanawiałem się, czy jest w delegacji, czy może leży w szpitalu. Gdy wróciła, od razu zauważyłem, że ma mniej siły, a pewne sprawy jej umykają, jakby o nich całkowicie zapomniała. I nadal ukrywała chorobę przed rodziną. Starała się też wracać jak najpóźniej do domu, widocznie chciała uniknąć rozmów z mężem.
Z Karolem i Kasią zacząłem spędzać wieczory. Wszystkie u mnie w domu. Coraz częściej zdarzało się, że Karol w ostatniej chwili odwoływał wizytę i wtedy zostawaliśmy tylko we dwoje: oglądaliśmy filmy, rozmawialiśmy o dawnych znajomych.
Jesienią okazało się, że sprzedaż firmy znacząco wzrosła. Kasia odbierała gratulacje, udzielała wywiadów, nawet w miesięczniku dla kobiet zamieszczono jej biografię jako przykład sukcesu kobiety w świecie biznesu… I wtedy wszystko się załamało.
Tamtego zimowego dnia wróciłem z miasta wyjątkowo późno. Nie mogłem otworzyć drzwi, zamek był zablokowany. W końcu zrozumiałem, że ktoś jest w środku. Dobijałem się dłuższą chwilę, w końcu klamka drgnęła. W przedpokoju stała Kasia. Jej widok mnie nie zaskoczył, bo już jakiś czas temu dałem jej klucze.
– Dobrze, że jesteś – oparła się barkiem o ścianę. – Już nie mogę wytrzymać. Zadzwoń po Karola.
– Dlaczego sama tego nie zrobiłaś? – spytałem, wyciągając nerwowo komórkę z kieszeni.
– Dzwoniłam z tysiąc razy – westchnęła. – Nie odbiera.
Wciąż zadaję sobie to pytanie
Ode mnie odebrał od razu.
– Nie przyjadę – rzekł twardo. – Powiedz jej, żeby wezwała pogotowie i zawiadomiła męża – powiedział i się rozłączył.
Spojrzałem na Kasię. Wszystko słyszała. Odwróciła się z trudem. Zrozumiałem, że chce pójść do pokoju i się położyć.
– Kasiu, może chociaż lekarza, naprawdę trzeba…
– Nie! – rzuciła.
Pomogłem jej wejść do łóżka, przykryłem ją i wyszedłem. Ona leżała w jednym pokoju, ja w drugim piłem kawę za kawą, czekając, aż minie ta upiorna noc. Musiałem jednak drzemać, bo głos Kasi poderwał mnie na równe nogi:
– Poldek! Poldek… Weź mnie za rękę – wyszeptała.
Jej dłoń była taka drobna! Siedziałem w milczeniu na podłodze. Kasia zaczęła spokojniej, głębiej oddychać. Mijały sekundy, minuty. Obudziłem się zdrętwiały, z dłońmi złożonymi pod policzkiem. Zerknąłem na łóżko. Kasia leżała spokojnie. Za spokojnie. Nie oddychała.
Umarła u mnie. U kolegi. To niepojęte! Miała rodzinę. Miała Karola. Właśnie do niego w pierwszym odruchu chciałem zatelefonować, ale się rozmyśliłem. Wystukałem numer alarmowy. Przyjęto zgłoszenie. Potem wziąłem komórkę Kasi. Wyszukałem w kontaktach hasło: mama.
Często myślę o tym, co mi się przydarzyło. Szukam odpowiedzi na pytanie, czemu tak bardzo przejęła mnie śmierć nieomal obcej osoby. Czemu ona, Kasia, nie chciała być z bliskimi w swej chorobie, lęku, cierpieniu. Znajoma psycholog twierdzi, że nie mówiąc bliskim o chorobie, Kasia udawała przed samą sobą, że nic jej nie jest. Koleżanka mówi mi, że Kasia miała kłopot z bliskością, z budowaniem więzi, i dlatego wolała być sama ze swoim problemem. Może. Jednak ze mną zbudowała więź, umierając na moim tapczanie…
Czytaj także:
„Wszyscy mieli Julię za dziwaczkę. Tylko ja wiedziałem, że ta niezwykła kobieta skrywa tajemnicę”
„Kochałem swoją żonę jak nikogo na świecie, a ona perfidnie mnie oszukała. Od początku nosiła w sercu pewną tajemnicę...”
„Po każdej wspólnej nocy Wojtek od razu uciekał. Ukrywał żonę? Rodzinę? Prawda stopiła moje serce...”