Pamiętam, siedzieliśmy w pubie, gdy nagle weszła Julia.
– A co to za dziwactwo? – prychnęła na jej widok Agata, moja dziewczyna. – Kwiaty we włosach są modne, ale nie nosi się ich do biznesowego kostiumu. W dodatku żywych…
Nie miałem pojęcia, co jest modne. Jednak wiedziałem, że Julia zawsze ma świeży kwiat wpięty we włosy. Nie darmo znałem ją już trzy lata. Skinęła mi głową na powitanie.
– Pracujemy w jednym biurze – mruknąłem do Agaty tytułem wyjaśnienia.
Kiedy Julia do nas dołączyła, nasza paczka potraktowała ją niezbyt przyjaźnie. Przypominam sobie, że Marek nawet rzucił pod nosem coś w stylu „Każda wariatka ma w głowie kwiatka”. (Może trochę z zawiści? Fakt, szefowie ją cenili: w pracy wprost kipiała pomysłami, co w agencji reklamowej jest ważne). Ale Julia jak zwykle dla każdego była miła.
Chciałem tylko się jej odwdzięczyć za przysługę
Ja już wiedziałem, że w dodatku można na niej polegać. Kiedyś zapomniałem o prezentacji dla klienta i gdy miotałem się jak wariat po firmie, starając się znaleźć w archiwum pomysłów coś, co mogło udawać propozycję reklamy, Julia wynurzyła się ze swojego pokoju z gotowym projektem i dała mi go bez słowa. Godzinę przed spotkaniem!
Potem chciałem jakoś spłacić jej ten dług wdzięczności.
– Mam zaproszenie do spa. Masaże, bicze wodne, sauna… Odpoczniesz sobie przez weekend – zaproponowałem. – Możesz zabrać ze sobą chłopaka.
– Nie mam chłopaka – odparła i podziękowała za wyjazd.
– To może pojedziesz z mamą? – naciskałem, ale w dobrej wierze. Twarz Julii stężała.
– No dobrze, daj je już! – rzuciła w końcu z pewną niecierpliwością i odeszła.
Przez sekundę zdążyłem zobaczyć zupełnie inną Julię. Zrozumiałem, że ta przesympatyczna dziewczyna, zawsze uśmiechnięta, skrywa jakąś tajemnicę. I ten kwiat w jej włosach niekoniecznie musi być wyrazem beztroski…
Nie lubiłem więc, gdy inni z niej szydzili, jak teraz, w pubie, moja dziewczyna.
– Że też w pracy wam pozwalają na takie idiotyczne ozdoby – pokręciła głową. – U nas to nie do pomyślenia.
– A u nas patrzą na to, co mamy w głowie, nie na głowie – odciąłem się.
– No, no… Nie wiedziałam, że mam rywalkę – oczy Agaty nagle błysnęły złym blaskiem.
Zbagatelizowałem tę uwagę, stawiając Agacie kolejne piwo, ale wracając do domu, zastanowiłem się nad jej słowami. Fakt, Julia mi się podobała. Tylko że nigdy dotąd nie myślałem o niej w tych kategoriach. Poza tym już miałem dziewczynę, a Julia nieco mnie onieśmielała.
Dlatego ucieszyłem się na wieść o szkoleniu. To była świetna okazja, by się lepiej poznać. Jednak już po dwóch dniach wiedziałem, że nic z tego nie będzie. Julia bowiem wyraźnie nie należała do osób nazbyt towarzyskich. Kiedy po całym dniu wykładów wszyscy pili w barze, ona szła do swojego pokoju. Widząc, że nic nie wskóram za pomocą drinka, wymyśliłem inny sposób.
– Słyszałem, że niedaleko stąd jest zabytkowy cmentarz. Podobno piękny. Miałabyś ochotę tam zajrzeć? – zagadnąłem ją w przerwie obiadowej, wiedząc, że na to popołudnie organizatorzy szkolenia zaplanowali czas wolny.
Julia zamarła. Już raz widziałem u niej ten dziwny wyraz twarzy, gdy wspomniałem o jej matce. Jednak i tym razem szybko się pozbierała i stwierdziła:
– Dziękuję, ale nie przepadam za cmentarzami. Zresztą, mam inne plany.
Moje drugie zaproszenie – i znowu kulą w płot!
Tak oto dostałem klasycznego kosza. Snułem się potem jak niepyszny, wyrzucając sobie, że tylko idiota zaprasza dziewczynę na randkę na cmentarz! „I co ja mam teraz zrobić? Ubzdryngolić się czy faktycznie pójść na spacer?”.
W końcu wybrałem to drugie. „Wprawdzie Julia nie chce ze mną iść, ale to jeszcze nie powód, żebym zrezygnował z obejrzenia tego miejsca” – pomyślałem. Miałem słabość do zabytkowych nekropolii. Lubiłem ich spokój. Lubiłem też oglądać pomniki, z których wiele było prawdziwymi dziełami sztuki. Z przyjemnością obejrzałbym je właśnie z moją Kwiatową Panienką, jak w myślach nazwałem Julię, ale skoro mi odmówiła, to zrobię to sam.
Jednak ledwie wysiadłem z PKS-u i wszedłem za kutą bramę, kiedy zobaczyłem Julię stojącą przy jednym z grobów w nowszej części cmentarza. Już chciałem do niej podejść i zagadnąć, że cieszę się, iż jednak zdecydowała się tutaj przyjechać, lecz coś mnie powstrzymało. Jej wygięte w łuk plecy lekko drżały. Płakała?
Szybko ukryłem się za jednym z pomników. Nie chciałem, aby mnie zobaczyła i pomyślała sobie, że ją śledzę. Po dłuższej chwili otarła twarz, przeżegnała się, po czym wyjęła z włosów kwiat i położyła go na grobie. Delikatnie pogłaskała marmur, jakby dotykała czyjejś twarzy, i odeszła. Nie miałem odwagi ruszyć się z miejsca, rozmyślając nad tym, co zobaczyłem. Wreszcie, gdy nabrałem pewności, że ona już nie wróci, podszedłem do grobu.
„Natalia Tolak, 1960–2003” – przeczytałem. Pod spodem były wyryte wzruszające słowa pożegnania od kochającego męża i córki. „To jej mama! – zrozumiałem. – Julia miała tylko 17 lat, kiedy odeszła. A ja, głupek, zaproponowałem, żeby zabrała swoją matkę do spa! No ale, z drugiej strony, skąd mogłem wiedzieć?”. Po tym odkryciu odeszła mi ochota na zwiedzanie. Wróciłem do ośrodka. Julię zobaczyłem dopiero przy kolacji. Nie miała kwiatka we włosach.
Musiałem się na nią intensywnie gapić, bo w końcu uniosła głowę i spojrzała na mnie. – Już nie wpinam kwiatów we włosy. Dorosłam – powiedziała, przechodząc obok, a mnie serce stanęło. „Kocham ją” – pomyślałem, zaskoczony pewnością tego uczucia. Kiedy wróciliśmy, wszyscy w firmie dziwili się, że nasza koleżanka już nie nosi kwiatów we włosach. Niektórzy nawet namawiali, by wróciła do tego zwyczaju, lecz ona nie dała się przekonać.
– Dorosłam – odpowiadała wszystkim.
To nieoczekiwane wyznanie bardzo mnie wzruszyło
Nie zdradziłem się ani słowem, że widziałem ją tamtego dnia na cmentarzu, ale ze wszystkich sił starałem się zdobyć jej zaufanie. Byłem zawsze blisko niej, zawsze pomocny, oswajając ją powoli ze sobą tak, jak oswaja się dzikie zwierzątko. Nadszedł dzień, gdy poczułem, że zaczyna mnie traktować inaczej niż pozostałych kolegów z firmy.
Po kilku tygodniach opowiedziałem Julii, że urodziłem się w niewielkiej wiosce na Suwalszczyźnie, a jej wymsknęło się, że pochodzi z miejscowości z zabytkowym cmentarzem. Wtedy postanowiłem już nie ukrywać przed nią prawdy. Wyznałem, że wtedy, na szkoleniu, widziałem ją przy jednym z grobów.
– Tam leży moja mama – stwierdziła i spojrzała na mnie ze smutkiem. – W dniu, kiedy umarła, byłam u niej w szpitalu. Przyniosłam kwiaty, które tak kochała. A ona urwała jeden i wplotła mi w warkocz… Gdy odeszła, pomyślałam sobie, że jeśli będę nosiła we włosach kwiat, to będę się zawsze czuła tak, jakby mama nadal była przy mnie. Robiłam to przez wiele lat. Nie obchodziło mnie, co ludzie mówią…
– Dlaczego więc przestałaś? – zapytałem poruszony tym nieoczekiwanym wyznaniem Julii.
– Bo wtedy na cmentarzu zrozumiałam, że w ten sposób uciekam od dorosłości. Teraz chcę się pogodzić z odejściem mamy i jej także pozwolić odejść. Wiem, że zawsze będzie nade mną czuwała, ale nie muszę przypominać sobie o tym kwiatami. Mam ją przecież w sercu. A i ona wie, że o niej nie zapomniałam, bez względu na to, czy wpinam różę we włosy, czy nie – uśmiechnęła się.
– Moja mądra dziewczyna… – powiedziałem wzruszony. – Myślę, że twoja mama doskonale wie, co czujesz. Przytuliłem ją do siebie, a ona poddała się mojemu uściskowi. Łapczywie chłonąłem zapach jej włosów, nim złożyłem na jej ustach pierwszy pocałunek. „Odtąd to ja się będę tobą opiekował” – złożyłem jej w myślach wieczystą przysięgę.
Czytaj także:
Nie dawałam sobie rady z jednym dzieckiem, a gdy urodziłam drugie, zaczął się obóz przetrwania
Zazdrościłem Jackowi, że jest kawalerem - u mnie tylko kupki i zupki...
Podczas pandemii najgorsza jest samotność. Chciałabym wyjść do ludzi. Ale może wcześniej umrę