„Przyjaciółka ciągle papla o swoich romansach. Ja nie mam czasu na facetów, bo haruję jak wół, żeby spłacić kredyt”

kobieta zanudza przyjaciółkę fot. Adobe Stock, Antonioguillem
„– E tam, przesadzasz... Ludzie tak żyją i dają radę, Miśka – sarknęła. – Masz przynajmniej swój kąt, a ja muszę znosić babsko, które przynajmniej raz w tygodniu robi afery o głośną muzykę. Ty, słuchaj… A może ja się wprowadzę do ciebie i zamiast płacić tej klępie, wzbogacę twój fundusz? Tak, to jest świetny pomysł! – zapaliła się”.
/ 25.12.2022 13:15
kobieta zanudza przyjaciółkę fot. Adobe Stock, Antonioguillem

Dziękowałam Bogu, że wyciszyłam telefon przed spotkaniem z szefem, choć nieustanne wibracje w kieszeni wytrącały mnie z równowagi. Jak tu się zaprezentować jako pracownica roku, skoro za każdym razem przez głowę przelatują człowiekowi myśli, że może zapomniał wyłączyć żelazka i właśnie płonie mu mieszkanie? Albo że mama/brat/siostra mieli wypadek i trzeba kogoś zidentyfikować w kostnicy?

W końcu byłam wolna i pierwsze, co zrobiłam, to wyjęłam komórkę. Julka?! Noż, cholera jasna, przecież mówiłam jej sto razy, jaki dziś mam ważny dzień! Zaraz jednak opanowały mnie wyrzuty sumienia: w końcu to przyjaciółka, nie dzwoniłaby z byle bzdurą, gdy ważą się życiowe kwestie.

Z facetami wyrabiała normę za nas dwie

– Co jest? – zapytałam, gdy już udało mi się znaleźć spokojne miejsce.

– Jezu, Miśka – westchnęła. – Prędzej bym się z diabłem połączyła…

– Pewnie tak – burknęłam. – On raczej nie ma szefa, od którego zależy jego dalsza kariera. Mam nadzieję, że chodziło o coś ważnego.

– Jasne – nadęła się.– Umówiłam się z Krzyśkiem, jutro. Super, nie?

– Naprawdę, ta rewelacja mogła zaczekać – ręce mi opadły. – Wiesz, jaki ważny jest dla mnie awans? Ja mam kredyt, potrzebuję kasy!

– Dobra, już dobra – niemal widziałam, jak wzrusza ramionami. – Kiedyś nie byłaś taka wyrachowana. Pamiętasz, jak w liceum…

– Do brzegu, Julka, do brzegu – przerwałam. – Jestem w pracy. Jeszcze coś niecierpiącego zwłoki?

– Pożyczysz mi tę bordową bluzkę z koronki? – wypaliła.

– Tylko mi jej nie zniszcz, bo zabiję – zapowiedziałam. – Wiesz, że to mój najlepszy ciuch.

Plułam sobie potem w brodę przez resztę dniówki, że się zgodziłam. Po przepalonej papierosem spódnicy obiecałam sobie przecież unikać takich sytuacji, ale Julka znów sprytnie mnie podeszła.

A może faktycznie robię się wyrachowana? – pomyślałam. – W końcu to cud, że w obcym mieście, gdzie nie mam jeszcze wielu znajomych, spotkałam przyjaciółkę ze szkolnej ławy. Jest wreszcie z kim wyskoczyć do kina czy na zakupy. Przecież mi nie ubędzie, jak jej coś pożyczę raz czy drugi. Tym bardziej że finansowo stoję lepiej, przynajmniej teoretycznie, bo spłata kredytu pożera mi jednak sporą cześć zarobków.

– Sama chciałaś – na Julce takie rozterki nie robiły wrażenia. – Mogłaś wynajmować jak ja, ale zachciało ci się swojego.

Własny kąt po latach błąkania się po akademikach to dla mnie priorytet, właśnie dlatego wpakowałam spadek po ojcu w kapitał własny. Czasem się nawet zastanawiam, czy mój brak zapału w poszukiwaniu drugiej połówki nie wynika ze świadomości, że wcześniej czy później musielibyśmy razem zamieszkać. Julka za to działa za nas dwie, zmienia facetów jak rękawiczki i w każdym zakochana jest na zabój.

– Wcale nie w każdym – skorygowała, gdy wpadła odebrać bluzkę. – Ale Krzysiek jest naprawdę wyjątkowy. Facet jeszcze nie ma trzydziestu pięciu lat, a już kręci firmą, która zdobywa rynek!

– I to ja niby jestem wyrachowana? – zaśmiałam się.

– Jakbym powiedziała, że mi się cholernie podoba, posądziłabyś mnie o powierzchowność  – Julka wzruszyła ramionami. – A ja po prostu myślę o przyszłości. Chciałabym mieć dziecko, rodzinę, ale nie z byle kim… Nie zamierzam jak moja matka użerać się całe życie o alimenty. Mam swoje priorytety.

Nagle Julka wpadła na genialny pomysł

Zrobiło mi się głupio, gdy przypomniałam sobie, jak Julka donaszała w dzieciństwie ciuchy po starszym bracie. Kimże ja jestem, by ją oceniać?

– Powodzenia – powiedziałam zatem na pożegnanie.

– Zadzwonię i powiem, jak poszło – obiecała.

Dla Julki opowiedzieć, jak poszło, oznacza analizowanie zdarzeń w czasie rzeczywistym plus interpretacja – już po pierwszej relacji byłam wyczerpana ilością szczegółów. Na mój rozum, wyciągała zbyt daleko idące wnioski, a z każdym kolejnym telefonem było ich więcej i nie wiedziałam już, jak się zachować – pozwolić jej snuć marzenia czy wylać kubeł zimnej wody na głowę.

– Myślisz, że wypada napisać do niego? – pytała, po czym informowała, że już to zrobiła. I odpowiedział, czyli nie jest mu obojętna!

We wtorek okazało się, że awans przeszedł mi koło nosa, dostał go gość z sąsiedniego działu.

Trochę się załamałam.

– Nie martw się, co się odwlecze, to nie uciecze – stwierdziła Julka, gdy się jej pożaliłam. – Oddałabym ci już tę bluzkę, ale Krzyśkowi tak się w niej podobam… – wróciła do tematu, który rajcował ją najbardziej. – Zaczekasz jeszcze, co?

– Nie mam teraz głowy do ciuchów i romansów – zdenerwowałam się. – Życie z dnia na dzień mnie wykańcza. Mam już dość serków topionych na granicy przydatności do spożycia.

– E tam, przesadzasz... Ludzie tak żyją i dają radę, Miśka – sarknęła. – Masz przynajmniej swój kąt, a ja muszę znosić babsko, które przynajmniej raz w tygodniu robi afery o głośną muzykę. Ty, słuchaj… A może ja się wprowadzę do ciebie i zamiast płacić tej klępie, wzbogacę twój fundusz? Tak, to jest świetny pomysł! – zapaliła się. – Dla mnie to finansowo żadna różnica, a ty będziesz do przodu z kasą. Ma się ten łeb, co?

Właśnie straciłam przyjaciółkę

– Ha ha – zaśmiałam się. – Świetny kawał, naprawdę.

– Ej, ale ja mówię poważnie – oburzyła się i poczułam, że ziemia usuwa mi się spod nóg.

Z Julką w jednym mieszkaniu?! Zero prywatności, romansowe historie od rana do nocy, podbieranie rzeczy, żarcia… I do tego jeszcze straszna z niej bałaganiara.

– Nie zamierzałam wywracać życia do góry nogami – wyjaśniłam. – Chciałam się tylko wyżalić, jak to między przyjaciółkami.

– A ja chciałam tylko pomóc – syknęła Julka. – Jak to przyjaciółka. Ale wyszło szydło z wora, nie jestem dość dobra dla hrabiny!

– Ja po prostu nie chcę z nikim mieszkać, nie ma w tym nic osobistego – wyjaśniłam, ale odpowiedziała mi cisza, bo Julka się rozłączyła.

Po powrocie z pracy zastałam wiszącą na klamce reklamówkę z koronkową bluzką. Wygląda na to, że właśnie straciłam jedyną przyjaciółkę. I sama nie wiem: powinnam czuć się winna?

Czytaj także:
„Żeby spłacić kredyt, robię nadgodziny w korpo kosztem czasu dla rodziny. Marzę, by rzucić tę pracę, ale nie mam odwagi”
„Miałam 59 lat i czekałam na śmierć. Nigdy nie znałam miłości. Była tylko praca i dzieciaki, nie miałam czasu pożyć”
„Moje życie wypełnia praca. Kiedy z niej wracam, nie mam do kogo otworzyć ust. Po co mi kariera, gdy brakuje miłości?”

Redakcja poleca

REKLAMA