„Moje życie kręci się wokół pracy. Kiedy z niej wracam, nie mam do kogo otworzyć ust. Po co mi kariera, gdy brakuje miłości?”

kobieta, która cierpi samotność fot. Adobe Stock, k8most
„Lata leciały, a ja wciąż byłam sama. Wysyłałam sygnały, że oto wolna, inteligentna, samotna szuka kogoś. I nic. Wolna oznaczało, że zaraz będzie chciała ślubu. Inteligentna, że na mecz nie pójdzie, a samotna – że widocznie coś z nią nie tak, skoro do tej pory samotna...”.
/ 01.02.2023 07:31
kobieta, która cierpi samotność fot. Adobe Stock, k8most

Historie o miłości od pierwszego wejrzenia, znane mi z kolorowych pism lub książek albo z kina lub telewizji, nie robiły na mnie wrażenia. Uważałam je za bajki dla dużych dzieci. „Pic na wodę, fotomontaż”, jak kiedyś mawiał mój dziadek. Sama jakoś nie miałam czasu się zakochać. Nie znalazłam odpowiedniego obiektu. Ani obiekt mnie.

Owszem, czasem ktoś próbował mnie podrywać, zwłaszcza w pracy. Lecz ja najpierw kończyłam jedne studia, potem uzupełniające, następnie zaczęłam drugi fakultet, a jednocześnie pięłam się w karierze na coraz wyższe piętro naszego szklanego wieżowca. Za moimi plecami gadali, że może i ładna, ale zimna jak lód. Że ma krzywe nogi, że zadaje się z wiceprezesem, może nawet z samym szefem, skoro tak się pnie i pnie.

Nie zauważyłam, kiedy stuknęła mi trzydziestka, potem wygrywałam 3:1, potem 3:2 i w końcu zremisowałam. 33 lata, a wokół pustka. Takie było moje podsumowanie, gdy samotnie piłam urodzinowe czerwone wino w modnej hiszpańskiej knajpce. Sukcesy, owszem, cieszyły, jednak... Ta próżnia dokoła zaczęła mnie odrobinę przerażać. Powinnam coś szybko zrobić ze swoim życiem.

Jakby piorun we mnie strzelił

Tyle tylko, że żadne metody poznane na szkoleniach i warsztatach mi nie pomogły. Ani asertywność w działaniu, ani poprawa komunikacji, ani umiejętność budowania zdrowych relacji. Nic nie sprawdzało się na co dzień. Wysyłałam sygnały, że oto wolna, inteligentna, samotna szuka kogoś. I nic. Wolna oznaczało, że zaraz będzie chciała ślubu. Inteligentna, że na mecz nie pójdzie, a samotna – że widocznie coś z nią nie tak, skoro do tej pory samotna...

Wielkimi krokami zbliżały się moje 34 urodziny. Mama patrzyła na mnie coraz smutniejszym wzrokiem, tata przebąkiwał coś o wnukach, babcia zaś wprost pytała, kiedy wreszcie zamierzam wyjść za mąż, bo przecież latka lecą. Zaczęłam więc jeździć do nich coraz rzadziej.

Tydzień przed urodzinami zepsuł mi się samochód. Nie chciał zapalić i już. Zostawiłam go w podziemnym garażu w moim bloku, pojechałam do firmy taksówką, a z biura zadzwoniłam do znajomego policjanta, pana Rysia. Pamiętałam, że kiedyś pomagał moim znajomym naprawić auto i głośno oferował swoje usługi. Może powinnam wezwać kogoś z serwisu, ale lubiłam tego faceta.

Wpadł wieczorem i od razu zszedł do garażu. Wrócił nieco zafrasowany.

– Chyba automat nawalił. Trzeba by tu jakiegoś fachowca... – oznajmił mi.

– Jak to? A pan się nie zna?

– No nie. Jakby kawa była, tobym od razu do jednego takiego zadzwonił...

Uśmiechnęłam się i włączyłam ekspres. W tym czasie pan Rysio z kimś gadał.

– No, automat chyba poszedł się je... – zasłonił mikrofon dłonią i spojrzał na mnie. – Przepraszam, wypsnęło się mnie… – i wrócił do rozmowy. – Czy ja wiem jaki... Wygląda, że ten od zapalania. No. Japończyk. Tak. Zaraz…

 Znowu opuścił komórkę i zapytał:

– Pani Jolu, który to rocznik?

– Dwuletni.

– No dwa lata ma, słyszałeś. Masz go czy nie masz? Przyjedziesz czy nie? Co nie możesz? To chłopaka któregoś przyślij. Ino migiem, braciak, migiem.

I po chwili:

– Zaraz ktoś przyjedzie obejrzeć – powiedział pan Rysio, siadając przy kawie.

Ten ktoś pojawił się po półgodzinie

Otworzyłam drzwi. W progu stał wysoki szatyn o łobuzerskim uśmiechu.

– ...dobry – uśmiechnął się tak pięknie, że stałam jak wmurowana.

Obok mnie pojawił się pan Rysio.

– O, Kuba, fajnie, że to ty. No co, masz ten automat? – spytał chłopaka.

– Coś tam wziąłem, jest w aucie przed blokiem. A gdzie ten pani samochód?

Nadal milczałam, przyglądając się jego twarzy, oczom, ustom. Był w moim wieku albo starszy. Obrączki nie miał, ale pewnie w warsztacie nie nosił.

– Co tak panią trzepło, pani Jolu? Zabujała się pani od pierwszego wejrzenia czy jak? – zaśmiał się pan Rysio.

– Nie, nie. To znaczy… Kogoś mi ten pan przypomina. Osobę, którą znam... – skłamałam, czerwieniąc się.

Szatyn znów wyszczerzył zęby w uśmiechu, a ja już wiedziałam, że będę o nim myślała cały wieczór.

– To nie pan, tylko Kuba. Z naszych policyjnych warsztatów – wyjaśnił Rysio.

– Kuba… Jakub, znaczy się… – przedstawił się piękniś i wyciągnął rękę.

– Jola… Jolanta, znaczy się… – odpowiedziałam tym samym tonem co on i podałam mu kluczyki.

Roześmialiśmy się i obaj panowie zniknęli w windzie, żeby dostać się do podziemnego garażu. Pan Rysio wrócił sam. Okazało się, że to rzeczywiście automat i Kuba zobaczy, czy ma taki w warsztacie.

– A jak nie, to trzeba będzie kupić dokończył pan Rysio i zniknął.

Wieczór rzeczywiście miałam z głowy, bo nie dość, że myślałam o Kubie, to jeszcze włączyłam telewizor i leciał jakiś film z miłością na egzotycznej wyspie!

Wszystko mi się w nim podobało

Kiedy na drugi dzień zadzwonił ktoś obcy, odebrałam, choć zazwyczaj tego nie robię. Może dzwonił przystojny szatyn… A jeśli to tylko telemarketerzy, spławię ich, ale nie zignoruję, bo sama zaczynałam w Warszawie od takiej pracy… Nie. To jednak Kuba. Nie miał potrzebnego automatu w warsztacie.

– Jestem w domu – powiedziałam, nie mając pojęcia, czemu się pocę. – Mogę iść i kupić, tylko powiedz co.

– To może ja podjadę i razem kupimy, bo wiesz – roześmiał się – ty masz kasę, a ja wiedzę. Za kwadrans, dobra?

– Jasne, wpadaj! – zawołałam, jakbyśmy umawiali się na spotkanie przy kawie.

Pojechaliśmy do hurtowni. Wszyscy tam znali Kubę i bez problemu kupił potrzebny automat „niemal za pół ceny”, jak podkreślił w drodze powrotnej.

W domu zszedł do garażu, by wymienić zepsutą część. Wychodząc, zamówił herbatę. Dźgnęło mnie, bo zapytał, czy mam może zieloną jaśminową. Moją ulubioną! Mam oryginalną z Chin i zaraz się tym pochwaliłam. Jeszcze bardziej zbił mnie z tropu, pytając, czy kupiłam w „Bombonierce”, bo on zawsze tam kupuje oryginalne herbaty. Oczywiście! Bardzo często bywam w tym sklepie. Czy to nie cudowne, że mamy tyle wspólnego?

Długo nie wracał. Zeszłam do garażu i zobaczyłam, że leży w samym podkoszulku pod moim autem wprost na gołym betonie. Zawróciłam więc do domu po koc. Zdziwił się, ale nie protestował, tylko położył się na kocu. Koszulkę miał paskudnie wybrudzoną. Postałam przy nim, bo powiedział, że szybko skończy. Potem poprosił, żebym odpaliła auto. Otworzył maskę i posłuchał, jak chodzi silnik. Włożył narzędzia do skrzynki, zabrał koc spod samochodu i po chwili czekał na mnie przy wyjściu z garażu.

Gdy wróciliśmy na górę, ledwo się pohamowałam, żeby go nie dotknąć. Był brudny, spocony i… cudowny. Wszystko mi się w nim podobało. Plotłam coś bez sensu, on był speszony i nagle w pokoju zapanowała cisza. Wtedy przypomniałam sobie, że mój brat, który niedawno, będąc przejazdem, zatrzymał się u mnie na noc, zostawił niebieską koszulkę polo. Pasowałaby na Kubę jak nic… Tylko jak mu to powiedzieć? Nie miałam pojęcia, więc po prostu poszłam po nią do pokoju, a potem podałam mu bez słowa. Byłam zaskoczona jego reakcją. Wstał, ściągnął brudną koszulkę i powiedział, patrząc mi w oczy:

– Nie wiem jak ty, ale ja mam wrażenie, jakbym czekał na ciebie całe życie.

Niestety, tak cudownie jest tylko w moich marzeniach. Oczywiście nie wstałam wówczas po koszulkę, a Kuba nie zdjął swojej. Nie umiałam. Bałam się. Zostały mi tylko marzenia. O tym, że wieczorami oboje dużo czytamy, że on zna się na polityce i samochodach. Tłumaczy mi zawiłości sportu. Jest uparty i ma zwariowane pomysły. Przed snem wyobrażam sobie, że bierze mnie do łóżka. a poza tym naprawia wszystko w naszym domu, bo mieszkamy razem u mnie.

Zakochałam się od pierwszego wejrzenia? Nie wiem, ale chyba znowu coś chrobocze w moim „japończyku”…

Czytaj także:
„Jestem dojrzalsza od matki. Lepiej zniosłam to, że ojciec nas zostawił. Ale urazę pielęgnowałam jak piękny ogród”
„Mój mąż wciąż flirtuje z innymi kobietami. Ja się denerwuję, a on robi z siebie niewiniątko i twierdzi, że się czepiam”
„Na wakacjach z przyjaciółmi wymyśliliśmy zabawę: babki przejmują męskie zajęcia, mężczyźni babskie. Finał nas zaskoczył”

Redakcja poleca

REKLAMA