„Miałam 59 lat i czekałam na śmierć. Nigdy nie znałam miłości. Była tylko praca i dzieciaki, nie miałam czasu pożyć”

60 latka która straciła radość życia fot. Adobe Stock
Gdy zapisałam się na fitness, moja siostra powiedziała, że wypinam się przed mężczyznami i sieję zgorszenie. Zawsze mną rządziła. Męża też mi wybrała, twierdząc że liczą się pieniądze i dobry byt dla dzieci, a nie żadna miłość...
/ 13.04.2021 13:49
60 latka która straciła radość życia fot. Adobe Stock

Tamtego dnia mój telefon urywał się od rana. To moi znajomi dzwonili z życzeniami urodzinowymi. Synowie z Anglii przesłali bukiety przez pocztę kwiatową, a po południu wpadły moja starsza siostra Ela i Irmina, przyjaciółka. Były tort i wino, były żarty. Urodziny prawie idealne. Prawie, bo za tymi moimi uśmiechami krył się smutek i strach, że z każdym rokiem przybliżam się do tej drugiej strony.

– Jakaś markotna jesteś, świętuj! – odezwała się Irmina.
– Co tu świętować? Starość? – zdziwiła się Elżbieta.
– Nie pleć głupot! – oburzyła się Irmina. – Milcia skończyła ledwie pięćdziesiąt dziewięć lat! Co to za wiek? Ja mam już sześćdziesiąt trzy.
– Ela ma rację. Czuję się stara, przegrana. Przychodzą mi na myśl słowa pewnej piosenki: Kiedy robię bilans życia, to wychodzi straszne manko – przyznałam szczerze.
– Ale to nie koniec, bo dalej jest tak: Byłam żoną, matką Polką, teraz pora być kochanką! – odśpiewała mi Irmina na całe gardło.
– No co ty, w tym wieku kochanką? – oburzyła się Elżbieta.
– Ha, ha, ha! – roześmiałam się gorzko. – Miłość? Nie pamiętam już tego uczucia i chyba więcej go nie zaznam. Mam wrażenie, że moje życie się kończy, a ja zostaję z niczym. Była tylko praca, dzieciaki, kłopoty. Nie miałam czasu po prostu pożyć…
– Nie narzekaj! – Irmina weszła mi w słowo. – Fajni synowie, udane wnuki. Jesteś zdrowa i wreszcie masz czas dla siebie. Wykorzystaj to, wyjdź z domu. O! Zacznij od gimnastyki! Poprawi ci się humor i kręgosłup nie będzie tak bolał! Niedaleko w klubie fitness mają odpowiednie dla nas zajęcia. Wstępny tydzień za darmo.

Spojrzałam na nią zaskoczona.

– Tak, ja chodzę tam od miesiąca – uśmiechnęła się przyjaciółka.
– W twoim wieku latać w kusych majtkach przed obcymi? – Elżbieta była wyraźnie poruszona. – Irka, ja ciebie nie poznaję.
– A co w tym złego? I nie ganiam w kusych majtkach, mam eleganckie leginsy – obruszyła się Irmina.
– No dobra, okej. Ale ty, Milcia, nigdzie się nie wybieraj. Na starość żadne sporty nie są ci potrzebne! Wyglądasz dobrze, jak na swój wiek – dodała łaskawym tonem.
– No i super – przyznałam – bo nigdzie nie zamierzam biegać.

Pierwszy tydzień za darmo. W sumie nic nie tracę

Wkrótce dziewczyny poszły, a ja zabrałam się za sprzątanie. No i podczas zmywania naczyń naszły mnie smutne myśli. Nieudane małżeństwo, samotne macierzyństwo, ciężka praca w piekarni i wieczne dobre rady Eli. Była starsza zaledwie o dwa lata, a wydawało się jej, że wszystko wie lepiej. Tak pomogła wybrać mi męża.

– Najważniejsze, żeby był bogaty, bo miłość nie istnieje – mówiła. – A Janek z rodzicami handluje na bazarze – rekomendowała.

O, kiedyś to była żyła złota. Posłuchałam jej, pragnęłam uciec z domowej biedy. No i owszem, pieniądze miałam. Tylko co z tego? Janek szybko zaczął mnie zdradzać, potrafił uderzyć, lubił wypić. Chciałam odejść, ale Elka powtarzała, że to grzech, a przy okazji, żal rezygnować z tych pieniędzy. No i dzieci bez ojca…

W końcu po piętnastu latach małżeństwa, to Janek wyszedł i nie wrócił. Po rozwodzie na otarcie łez kupił mi małe mieszkanie i zostawił z synami. Alimenty płacił przy dobrym humorze. Dzieci były mu obojętne, podobnie jak teściom. Oj, ile łez wylałam, ile nocy nie przespałam. Jednak wzięłam się z życiem za bary. Wykształciłam chłopaków, pożeniłam. Tak, to się udało, tylko mi życie uciekło.

Kiedyś ktoś się nawet pojawił, ale siostrzyczka znowu wtrąciła swoje pięć groszy i zakończyłam związek. Jeszcze gdy chodziłam do pracy, byłam między ludźmi, czułam się lepiej. Teraz od dwóch lat, po zamknięciu firmy siedziałam praktycznie sama jak palec. Żyłam książkami i ciastami, które piekłam, żeby sobie dorobić do świadczenia przedemerytalnego. Schyliłam się po ścierkę i aż jęknęłam z bólu. Rzeczywiście, kręgosłup mocno dokuczał. Może by jednak pójść na tę gimnastykę? Kusił ten bezpłatny tydzień.

I jakkolwiek byłoby to dziecinne, miałam ochotę zrobić Eli na złość. Uporządkowałam jeszcze salon i położyłam się do łóżka z książką. Od lektury oderwał mnie dźwięk esemesa. Irmina pisała: „Nie zmienisz przeszłości. Ale czy naprawdę chcesz, żeby te lata, które ci zostały, były takie same, jak wcześniejsze?”. Nie, nie chciałam. Z całego serca nie chciałam.

Dlatego następnego dnia z rana, żeby broń Boże, nie zmienić zdania, uzbrojona w pozostawione kiedyś legginsy synowej i koszulkę, zawędrowałam do klubu fitness. Dowiedziałam się wszystkiego i mogłam zacząć. Sama, bez Irminy, której zachorował wnuczek. Przed wyjściem z szatni zatrzymałam się przed wielkim lustrem. No, babciu, jest nieźle – pomyślałam. Blond piórka związałam w kucyk, obcisłe gatki podkreśliły długie nogi, a koszulka spory biust. Instruktorka Ania od razu wyłapała, że jestem nowa.

– Pierwszy raz, tak? Robisz tyle, ile dasz radę. Zmęczysz się? Odpoczywaj. Nie patrz na nikogo. Każdy ma inne możliwości. I zwracamy się do siebie na „ty” – wyjaśniła.

Byłam wdzięczna Bogu, że zajęcia się skończyły

Przez cały czas pilnowała i sprawdzała, czy wykonuję ćwiczenia poprawnie, a ja starałam się nie pogubić rąk i nóg. No i oddychać, ponieważ ciągle o tym przypominała. Na koniec Ania powiedziała:

– A teraz, moi kochani, połóżcie rękę na sercu i podziękujcie sobie, że chciało się wam tu dziś przyjść.

Nie wiem, jak inni, ja dziękowałam Bogu, że zajęcia się skończyły. Padałam na twarz. W szatni panie, widząc moje zmęczenie, pocieszały, że i one za pierwszym razem czuły się podobnie. Przebrałam się ostatnia.

– No i jak ci się podobało? – zaczepił mnie przy recepcji szpakowaty, wysoki mężczyzna.
– Nie rozumiem?
– Pytam o zajęcia.
– To ty też byłeś? – szczerze się zdziwiłam. – Nie zauważyłam…
– Stałem w rogu po prawej stronie. Jestem Janusz – uśmiechnął się.
– Emilia – uścisnęłam wyciągniętą dłoń. – Uff, ledwie żyję. Moja siostra miała rację, jestem na to za stara – westchnęłam.
– Nie żartuj, wyglądasz jak nastolatka – rzucił. – Chodź, na dole jest fajna kawiarnia. Mają pyszną kawę.

Zgodziłam się. Chyba z tego zmęczenia straciłam rozum. Nigdy nie piłam kawy z kimś, kogo widziałam pierwszy raz w życiu. Ale skoro, przychodząc tu, zrobiłam jedno głupstwo, mogłam zrobić i drugie. Janusz zamówił dwie kawy z mlekiem i dwa ciastka.

– Zasłużyliśmy – puścił do mnie oko.

Nie protestowałam. Mój nowy kolega zachęcał, żebym pojawiała się regularnie. Sam miał sześćdziesiąt jeden lat. Na zajęcia przychodził minimum cztery razy w tygodniu. Dzięki temu spadł mu cukier, cholesterol, a i kręgosłup przestał piszczeć.

W końcu zaproponował, że mnie odwiezie. Wtedy popełniłam trzecie głupstwo, nie odmówiłam.

A właśnie, że pójdę na kolejne zajęcia!

– Kiedyś byłem kierowcą rajdowym, uwielbiam prowadzić – zdradził, kiedy już siedzieliśmy w aucie.
Ja nawet nie mam prawa jazdy. Mąż uważał, że nie potrzebuję, a po rozwodzie w ogóle nie było mi to w głowie – jakoś tak mi się wyrwało.
– Ja jestem wdowcem – powiedział.
– Mój były zmarł rok temu. Tylko dla mnie to on nie żyje od dawna…
– Tak bywa z rozwodami. Ale nie smucimy się. Jutro będziesz, prawda? – zapytał, kiedy wysiadałam z auta.

Pokiwałam głową, uśmiechnęłam się, przekonana, że Janusza więcej nie zobaczę. Nigdzie się nie wybierałam. Planowałam leżeć plackiem, jak to zrobiłam zaraz po wejściu do domu. Z drzemki wyrwał mnie ostry sygnał telefonu.

– Z kim byłaś w kawiarni? – usłyszałam głos Eli. – Moja koleżanka cię widziała. Co ty wyprawiasz?
– Wiesz, byłam też na gimnastyce – wypaliłam. – Jutro też tam pójdę, bo mi się podoba! Są fajni faceci!
– O Boże! To nie jest gimnastyka tylko dla pań? Wypinasz się przed mężczyznami? Siejesz zgorszenie…
–Trudno. W sumie to warto przed śmiercią zostać gorszycielką!

Rozłączyłam się, bo nie miałam siły słuchać gadania mojej siostry. W ten sposób dzięki Eli, ja, gorszycielka, następnego dnia poszłam na gimnastykę. Nie było wcale lżej, podobnie jak na kolejnych zajęciach. Obserwując jednak, jak dziewczyny w okolicach siedemdziesiątki machają nogami, zaparłam się. Po tygodniu w tym zmęczeniu poczułam przyjemność wyginania, rozciągania ciała. Bliżej poznałam inne panie.

Jakoś też tak się złożyło, że Janusz codziennie czekał na mnie i odwoził do domu. Tłumaczył, że mieszka w pobliżu. Lubiłam go słuchać, barwnie opowiadał o rajdach, wyścigach, o adrenalinie, jaka temu towarzyszyła. Może dlatego po tym bezpłatnym tygodniu zdecydowałam się wykupić karnet. Dni mijały błyskawicznie.

Rano szłam na fitness, później piekłam zamówione ciasta. Ela obrażona nie dzwoniła. Irmina zajęta chorymi wnukami odzywała się sporadycznie, choć pochwaliła, że podjęłam mądrą decyzję. Wreszcie wyznałam również synom, co wyprawia ich matka bezwstydnica. Jednak o Januszu nie wspominałam. Był tylko znajomym z gimnastyki.

Po dwóch miesiącach Janusz zaprosił mnie do kina. Odmówiłam

Wkrótce ponowił zaproszenie. Też się czymś wykręciłam. Nie czułam się gotowa na takie wyjścia. Przyznałam się do wszystkiego Irminie. Ta popatrzyła na mnie dziwnie.

– Ile ty masz lat, Emilka? Piętnaście? A może potrzebujesz specjalnej zgody Elżbiety, co?

No i tą Elą mnie załatwiła. Dlatego kolejnego zaproszenia nie odrzuciłam. Spędziliśmy z Januszem naprawdę uroczy wieczór, a kiedy odwiózł mnie do domu, rzucił:

– Co byś powiedziała na to, żebyśmy ugotowali wspólnie obiad. U mnie?
– Dobrze – zgodziłam bez wahania.
– Świetnie. To w sobotę przyjadę po ciebie w południe.

Tylko że znowu miałam ochotę się wycofać. No bo jak to? W tym wieku takie spotkania? Jak jakieś nastolatki? Nie wypada. Wątpliwościami podzieliłam się z przyjaciółką.

– Lubisz go? – zapytała Irmina.
– Owszem. Świetnie nam się rozmawia, miło na niego się patrzy.
– To jedź.

I coś mi przypomniała.

– Zobacz, mąż Eli zmarł dziesięć lat temu, wtedy umarła w niej kobieta. Jest złośliwa, smutna i nic jej nie cieszy. Ty nosisz rozmiar 38, ona 48… Twoja siostra chyba chce, żebyś stała się taka jak ona.
– Mylisz się – słabo zaprotestowałam.
– Nie. Ostatnio dzwoniła, próbując skłonić mnie, bym zniechęciła ciebie do gimnastyki.

Najpierw poczułam złość, a po chwili zrobiło mi się szkoda siostry. Biedna Ela. Mąż, z którym się ciągle kłóciła, był jej całym światem, nie mieli dzieci… Czy chcę być jak ona?

Po przejażdżce robiłam różne niegrzeczne rzeczy

W sobotę w południe wsiadałam do auta Janusza z pudłem, do którego zapakowałam upieczony tort Pavlowej. Szybko okazało się, że wcale nie mieszka tak blisko, jak twierdził. Wyjechaliśmy daleko za Warszawę. Willa robiła wrażenie nie tylko z zewnątrz. Trochę się speszyłam, bo ja szara myszka w takich pałacach bywać nie nawykłam.

Janusz, widząc moje onieśmielenie, zaproponował kieliszek wina. Sam nie pił, planował potem wsiąść za kierownicę. Wino plus anegdotki o wnuczętach, sprawiły, że poczułam się swobodniej. Zabraliśmy się za przygotowanie domowej pizzy. Tak, tak, jak nastolatki. Rozmawialiśmy cały czas. Ja opowiedziałam mu o swoim nieudanym małżeństwie, on o chorobie żony. Walce, jaką stoczyli, by ją uratować. Najlepsze kliniki w Europie nie zdołały jej pomóc. Mówił o rozpaczy córki. O rajdach, w których pędził jak szalony, szukając własnego końca. I głupiej śmierci na przejeździe kolejowym jego najlepszego przyjaciela, też kierowcy rajdowego.

– Tych śmierci wokół mnie było dużo. Po kilku stratach doszedłem do wniosku, że skoro ja ciągle żyję, to znaczy, że tam na górze mają inny plan. I bez względu na to, ile mi tego życia zostało, będę cieszył się każdym jego dniem – stwierdził.

A ja czekałam już tylko choroby i śmierci. Gdyby nie te zajęcia fitnessowe, nic by się w moim życiu nie zmieniło – odważyłam się wyznać.

Janusz spojrzał na mnie poważnie.

– Nie masz pojęcia, Mila, jak się cieszę, że przyszłaś.

Spłoszona zajrzałam do piekarnika. Pizza była gotowa. Sądziłam, że potem zjemy upieczone przeze mnie ciasto, jednak Janusz miał inny plan.

– Ubieraj się. Jedziemy do lasu! – oświadczył stanowczo.

Ciekawe, zamorduje mnie czy tylko zgwałci? – w głowie usłyszałam jakby głos Elki. Szybko odgoniłam tego nieproszonego gościa. Raz kozie śmierć! Pojechaliśmy. A tam… zaproponował, bym przesiadła się na miejsce kierowcy!

– Nie umiem! Nigdy tego nie robiłam – broniłam się.
– Czas najwyższy, abyś spróbowała. Wskakuj za kierownicę! – poganiał.

Usiadłam. Janusz cierpliwie tłumaczył, gdzie jest gaz, hamulec, do czego służą biegi. Ruszyłam. Przejechałam leśną drogą niezły kawałek. Ależ mi się to podobało. Przestało, kiedy wylądowałam w rowie. Janusz tylko głośno się śmiał.

– Mam swoją szkołę nauki jazdy, w poniedziałek zapiszę cię na kurs – powiedział.
– Po co mi to? Na starość?
– Po to, żeby udowodnić sobie, że lepiej zrobić coś późno niż za późno.

Do domu wróciłam jak grzeczna dziewczynka o dwudziestej drugiej. Chociaż wcześniej robiłam ogromnie niegrzeczne rzeczy. Przypomniały mi się słowa piosenki: „Teraz pora być kochanką”. Czyżbym się zakochała?

Na prawko zdałam uczciwie, bez znajomości

Moi synowie i córka Janusza z radością przyjęli informację, że zamieszkaliśmy razem. Ja robię prawo jazdy. Kiedy jednak dowiedziała się o tym Ela, odwiedziła mojego proboszcza. Usiłowała wymóc na nim, by jako pasterz parafii, kategorycznie mi tego zabronił. Proboszcz, który mnie znał, zadzwonił i zainteresował się, w jakiej szkole uczę się jeździć, gdyż szuka dobrego instruktora dla siostrzenicy. Większym kłopotem było mieszkanie na kocią łapę.

– Planujecie ślub? – wydusił w końcu.
– Musimy! – stwierdziłam. – Życie jest zbyt krótkie, by żyć byle jak.

Egzamin na prawo jazdy zdałam za pierwszym razem. A po sześćdziesiątce się rozkręcę. I wam pokażę!

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Nad naszą rodziną ciążyła klątwa. Wszystkie kobiety wcześnie zostawały matkami. I to samotnymi
Moja żona miała obsesję na punkcie porządku. Potrafiła wstać o 4 i myć podłogi
Mój 18-letni syn zmarnował sobie życie. Miał zostać adwokatem, a zrobił dziecko prostej dziewczynie

Redakcja poleca

REKLAMA