„Przyjaciółka polowała na mojego męża. Ciągle chciała mu gotować i zostawać z nim i z moimi dziećmi. Fałszywa lisica!”

Przyjaciółka chciała odbić mi męża fot. Adobe Stock, deagreez
Wyszłam przed pensjonat i zamarłam. Na ławce siedział mój Piotr z Dagmarą. Opatuleni jednym kocem wpatrywali się w rozgwieżdżone niebo. Ona położyła głowę na jego ramieniu. Wyglądali jak kochankowie z romantycznych powieści. Wpadłam w szał.
/ 17.02.2022 13:36
Przyjaciółka chciała odbić mi męża fot. Adobe Stock, deagreez

Ostatnią prawdziwą przyjaciółkę, taką od serca, miałam na studiach. Byłyśmy jak papużki nierozłączki. Niestety po trzecim roku Aga wyjechała na wakacje do wujka do Nowego Jorku i już nie wróciła. Zakochała się w bardzo przystojnym Amerykaninie, wyszła za mąż.

Na początku dzwoniłyśmy do siebie, pisałyśmy

Ale po roku nasz kontakt osłabł, a po kilku latach prawie całkowicie się urwał. I nie ma się czemu dziwić. Mieszkałyśmy tysiące kilometrów od siebie, każda z nas miała swoje życie… Ja też wyszłam wkrótce za mąż, urodziłam dwoje dzieci. Praca i rodzina pochłaniały mnie bez reszty. Szkoda mi było tamtej przyjaźni…

Chociaż byłam zadowolona ze swojego życia, to jednak tęskniłam za kimś, komu mogłabym się zwierzyć z problemów, tajemnic, z kim mogłabym poplotkować, pośmiać się… Niestety, po wyjeździe Agi jakoś nie mogłam znaleźć sobie bratniej duszy. Owszem, miałam koleżanki w pracy, z którymi spotykałam się czasem na babskie pogaduszki, ale to nie były przyjaźnie. Ot, wypijałyśmy kilka kieliszków wina, ponarzekałyśmy na szefów i wracałyśmy do swoich spraw.

Niewiele o sobie wiedziałyśmy

Dwa lata temu do naszego zespołu dołączyła Dagmara. Zadbana, bardzo atrakcyjna trzydziestolatka. Długie, ciemne włosy, wielkie niebieskie oczy i nogi do samego nieba. No i singielka. Z wyboru. Koledzy aż ślinili się na jej widok, a my w duchu… pękałyśmy z zazdrości. Jej świat wydawał się taki kolorowy. Kręcił się wokół imprez, zabawy, randek z coraz to nowymi facetami. A my żony i matki skazane byłyśmy na szarą codzienność…

Nie wiem, dlaczego Dagmara akurat mnie wybrała sobie na przyjaciółkę. W zasadzie niczym szczególnym się nie wyróżniałam. Może dlatego, że byłam bardziej tolerancyjna niż inne dziewczyny i bez świętego oburzenia słuchałam o jej kolejnych miłosnych podbojach? A może wyczuła, że szukam bratniej duszy? W każdym razie przybiegała do mnie ze wszystkimi swoimi problemami, pytała o radę, po pracy wyciągała na kawę i zakupy.

Koleżanki żartowały, że Dagmara to już chyba żyć beze mnie nie może. Śmiałam się razem z nimi, choć uważałam, że przesadzają. Po prostu miło spędzałyśmy razem wolny czas. Mniej więcej po pół roku Dagmara zapytała nieśmiało, czy mogłaby mnie odwiedzić w domu.

– Wiesz, chciałabym wreszcie zobaczyć, jak wygląda takie normalne rodzinne życie – przyznała mi się.

Rozczuliła mnie tą prośbą, więc zaprosiłam ją na niedzielny obiad.

– Jest zdecydowanie nudniejsze od twojego. Żadnych fajerwerków. Ale mój mąż świetnie gotuje. Może nawet lepiej niż ci kucharze w restauracjach, do których chodzisz ze swoimi facetami – odparłam.

Przyszła i była zachwycona

Kuchnią Piotra, dziećmi, wspólnym oglądaniem telewizji. Przesiedziała u nas całe popołudnie. Od tamtej pory stała się częstym gościem w naszym domu. Pomagała mi taszczyć zakupy, wieszać pranie, zmywać. Często powtarzała, że znalazła w nas prawdziwą rodzinę. Trochę to rozumiałam, bo Dagmara nie miała właściwie nikogo bliskiego. Jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym, a ciotki i kuzyni mieszkali na drugim końcu Polski. Widywała się z nimi tylko w święta.

– Wiesz, chwilami zazdroszczę ci tej normalności. Masz takiego ciepłego, troskliwego męża… Kochacie się, jesteście szczęśliwi. A ja? Na pierwszy rzut oka mam bardzo wiele, a tak naprawdę nie mam nic – wyznała mi któregoś dnia ze łzami w oczach.

– Nie martw się, ty też spotkasz tego swojego jedynego – przytuliłam ją.

Wtedy nie widziałam w jej słowach niczego złego. Po prostu uznałam, że tęskni za stałym związkiem. Nawet do głowy mi nie przyszło, że obiektem jej uczuć może stać się Piotr.

Pierwszy raz światełko ostrzegawcze zapaliło mi się tydzień później.

Musiałam zostać dłużej w pracy

Poprosiłam Dagmarę, by odebrała Zuzię z przedszkola a Maćka ze szkoły i posiedziała z nimi do powrotu Piotra.

– Nie ma sprawy, wszystko załatwię jak trzeba. O nic się nie martw i spokojnie dokończ robotę – odparła.

W pracy trochę mi zeszło i wróciłam do domu dopiero przed siódmą. O dziwo Dagmara jeszcze była. Budowała z moim mężem, Zuzią i Maćkiem zamek z klocków. Byli tak zajęci, że nawet nie zauważyli, że już jestem. Stanęłam w przedpokoju i przyglądałam im się przez chwilę. Wyglądali jak szczęśliwa rodzinka z reklamy czekoladek. Poczułam dziwny niepokój.

– Cześć! Widzę, że się świetnie bawicie! – weszłam do pokoju.

Dagmara podniosła głowę.

– O, już jesteś? – w jej głosie wyczułam nutę rozczarowania.

Po chwili jednak zerwała się z podłogi i zaciągnęła mnie do kuchni.

– Naczynia masz pozmywane i pochowane do szafek. A w piekarniku czeka pyszna zapiekanka. Zrobiłam ją, bo Piotr mówił, że uwielbia zapiekanki – uśmiechnęła się.

Nałożyłam sobie sporą porcję i wróciłyśmy do salonu.

– Wiesz, kiedy tak teraz patrzyłam, jak bawisz się z moimi dziećmi, to doszłam do wniosku, że byłabyś świetną matką. Koniecznie musisz jak najszybciej znaleźć odpowiedniego kandydata na tatusia – rzuciłam niby od niechcenia i zabrałam się za jedzenie.

Dagmara machnęła ręką.

– Eee tam, ze świecą takiego szukać. Zostali sami egoiści! Wszyscy troskliwi i porządni są już zajęci! – spojrzała wymownie na Piotra.

Spłonął rumieńcem niczym pensjonarka

Patrząc na to, zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy ich relacje są tylko przyjacielskie… I czy Dagmara nie chce przypadkiem zająć mojego miejsca. Oczywiście z nikim nie podzieliłam się swoimi przemyśleniami. Nie chciałam wyjść na jakąś chorą z zazdrości idiotkę. Ale przez następne tygodnie bacznie przyglądałam się Dagmarze i Piotrowi, zwłaszcza, że przyjaciółka jeszcze kilkukrotnie zaoferowała się, że pomoże mojej rodzinie pod moją nieobecność. Chętnie ugotuje, zajmie się dziećmi...

Nie zauważyłam nic podejrzanego. Owszem, byli dla siebie mili, grzeczni, ale nic więcej. Żadnych czułych spojrzeń, dwuznacznych gestów. Aż do tego wyjazdu w góry. To Dagmara wymyśliła wspólny wypad na narty.

– Po czeskiej stronie Tatr spadł śnieg! Trzeba korzystać, póki się jeszcze nie roztopił! Jedźmy, chociaż na kilka dni! Znalazłam super pensjonat – namawiała.

Spodobał nam się ten pomysł. Oboje uwielbiamy jeździć na nartach, ale odkąd urodziły się dzieci, wyjeżdżaliśmy na wakacje tylko w lecie, nad morze. Teraz mieliśmy okazję przypomnieć sobie, jak to wspaniale jest szusować po zaśnieżonym stoku.

– Jeśli dziadkowie zaopiekują się Maćkiem i Zuzią, to jedziemy – powiedziałam Dagmarze.

Zaopiekowali się. Tuż po Nowym Roku spakowaliśmy więc sprzęt i ruszyliśmy w góry. Na miejsce dotarliśmy późnym popołudniem. Właściciel pensjonatu powiedział, że mamy szczęście, bo przez ostatnie dwa dni padało i warunki do jazdy będą znakomite. Rzeczywiście, były. Szaleliśmy na stoku jak wariaci przez cały dzień. Wieczorem tak bolały mnie nogi, że nawet nie zeszłam na kolację. Od razu położyłam się do łóżka. Piotr przyniósł mi kanapki.

– Ty spokojnie odpoczywaj, a ja pójdę jeszcze przewietrzyć się przed snem – postawił talerzyk na nocnym stoliku.

Wbił się puchówkę, naciągnął na głowę czapkę i zniknął za drzwiami. Zjadłam kanapki, wypiłam herbatę. Piotra wciąż nie było, więc postanowiłam wstać i się przejść. Nie, nie zamierzałam szpiegować męża ani przyjaciółki. Po prostu uświadomiłam sobie, że jeśli teraz nie rozchodzę nóg, to do końca pobytu o jeździe na nartach będę mogła zapomnieć.

Wyszłam przed pensjonat i zamarłam. Na ławce siedział mój Piotr z Dagmarą. Opatuleni jednym kocem wpatrywali się w rozgwieżdżone niebo. Ona położyła głowę na jego ramieniu. Wyglądali jak kochankowie z romantycznych powieści. Oczami wyobraźni już widziałam, jak on bierze ją na ręce i zanosi do łóżka… Aż zagotowałam się z wściekłości.

– Ooo, widzę, że znowu się świetnie razem bawicie! Ale tym razem bez dzieci! – ryknęłam.

Nie muszę chyba mówić, co się potem działo

Dagmara odskoczyła od Piotra jak oparzona, czmychnęła do swojego pokoju. Choć waliłam w drzwi, nie chciała mi otworzyć. Następnego dnia dowiedziałam się od właściciela pensjonatu, że z samego rana wyjechała. Pomyślałam, że policzę się z nią po powrocie do pracy.

Piotr się obraził. Nie rozumiał, dlaczego zrobiłam aferę. Przecież nic złego się nie działo. Tylko siedzieli i rozmawiali. Dagmara zwierzała mu się ze swoich problemów. A ja ubzdurałam sobie nie wiadomo co. Nie próbowałam mu tłumaczyć, bo wiedziałam, że nie zrozumie. A swoje i tak wiedziałam. Zapowiedziałam mu więc tylko, że jej noga więcej u nas nie postanie.

– Nic mnie to nie obchodzi i… wcale mi na tym nie zależy. Przecież to twoja przyjaciółka – burknął.

Miałam jednak wrażenie, że zrobiło mu się przykro. W ogóle do końca pobytu był jakiś przygaszony. Ja natomiast bawiłam się świetnie. Nawet nogi mnie nie bolały! Po powrocie do pracy od razu chciałam rozmówić się z Dagmarą. Spotkała mnie jednak niespodzianka. Okazało się, że od dnia naszego wspólnego wyjazdu nie pokazała się w firmie. Dziewczyny powiedziały, że jest na zwolnieniu lekarskim.

Była na nim przez dwa miesiące, a potem przysłała pocztą wypowiedzenie. Fałszywa lisica…

Gdyby czuła się niewinna, nie zachowywałaby się w ten sposób. Próbowałaby wyjaśnić, zaprzeczać… A ona jakby zapadła się pod ziemię. Co do mojego męża, to wolę myśleć, że dochowałby mi wierności Nawet wtedy, gdybym tamtego wieczoru jednak nie zwlokła się z łóżka. I w ogóle, że jest odporny na zaloty innych kobiet. Na wszelki wypadek zapraszam jednak do naszego domu tylko szczęśliwe mężatki. Lepiej dmuchać na zimne…

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA