Piszę do was, ponieważ moja najlepsza przyjaciółka uwielbiała kiedyś wasz portal. Mam nadzieję, że mimo wielu zmian w swoim życiu pozostała wierna temu przyzwyczajeniu i trafi na moje słowa, bo bardzo za nią tęsknię.
Kasię poznałam w internacie należącym do renomowanego liceum. Ona była w drugiej klasie, ja właśnie dostałam się do pierwszej, ale od razu połączyła nas bliska więź. Kasia stała się dla mnie starszą siostrą, przewodniczką i pocieszycielką, ja (tak mówiła) dodawałam jej odwagi, sprawiałam, że nie było dla nas rzeczy niemożliwych. Nie przypominałyśmy papużek nierozłączek i nie musiałyśmy przebywać ze sobą 24 godziny na dobę, żeby wiedzieć, co czuje ta druga. Zawsze mogłyśmy na siebie liczyć.
Była obok zawsze, gdy jej potrzebowałam
Byłam przy Kasi, gdy jej mąż zatrzymany przez sztorm nie mógł opuścić platformy wiertniczej i dotrzeć na narodziny swojego pierwszego dziecka. Mieszkałam wtedy w Szczecinie, a ona w Łodzi, ale wystarczył jeden telefon z nieśmiałym pytaniem: „Czy mogłabyś…?”, a natychmiast zwolniłam się z pracy, odwołałam randkę i popędziłam do niej samochodem. Gdy wpadłam na oddział, krążyła po nim, żeby przyśpieszyć poród. Podniosła głowę, spojrzała na mnie i nagle odeszły jej wody.
– Jesteś bezpieczna – powtarzałam jej, gdy z trudem łapała oddech.
Pocieszałam ją też później, kiedy po drugim dziecku przyznała w końcu, że moje podejrzenia nie są bezpodstawne, i bardzo boi się swojego porywczego męża. Choć uważałam, że życie z damskim bokserem nie ma sensu, wspierałam Kasię, gdy Franek zgodził się na terapię małżeńską. Cieszyłam się, że zaczęli wszystko od nowa, i szukałam adwokata, kiedy ponownie przestał panować nad sobą i wyrzucił Kasię z dziećmi w środku nocy z mieszkania. Wspólnie z jej rodzicami znaleźliśmy nowy dach nad głową i pomagaliśmy Kasi przetrwać pierwsze, trudne miesiące po rozwodzie.
Kasia była przy mnie, gdy po nagłej śmierci taty moja mama zapadła na depresję. Wymyśliła, że zamieszkamy razem z naszymi rodzinami, ale nie zdążyłyśmy wprowadzić jej planu w czyn. Moja mama zmarła pięć miesięcy po tacie, a starszy syn Kasi zaczął sprawiać problemy wychowawcze.
Chciałam ściągnąć ich do siebie w nadziei, że w nowym miejscu łatwiej znajdą wspólny język, ale odmówili. Odtąd co weekend jechałam do Łodzi, żeby być przy przyjaciółce i chrześniaku, aż wreszcie doszli do porozumienia.
Mimo swoich trudnych doświadczeń, Kasia nie kryła radości na wieść, że się zakochałam. Była jednak czujna i podczas spotkania z Andrzejem zlustrowała go lepiej niż państwowe służby. Odetchnął z ulgą, gdy życząc nam wszystkiego najlepszego, podała mu dłoń.
– Masz wielkie szczęście – powiedziała.
Cieszyła się każdym moim sukcesem, opłakiwała porażki, ale wierzyła, że z każdej sytuacji wyjdę jeszcze bardziej wzmocniona. Bez względu na odległość i ilość obowiązków zawsze znajdywałyśmy dla siebie godzinę w tygodniu. Czasami wcześnie rano, innym razem późno w nocy siadałyśmy z telefonami tam, gdzie nikt nie mógł nas usłyszeć i dzieliłyśmy się przemyśleniami na temat pracy, dzieci, mężczyzn i siebie nawzajem.
Nie zastanawiałam się, czy zawsze nasza relacja będzie wyglądać w ten sposób, bo przez 17 lat tak właśnie było. Nie potrzebowałam innych bliskich znajomych, nie szukałam przyjaciółek ani grup wsparcia. Nie pomyślałam, że powinnam zadbać o siebie i zabezpieczyć się na wypadek, gdyby Kasia zmieniła zdanie co do naszej relacji.
Nie rozumiem, dlaczego mnie odtrąciła
Nie potrafię powiedzieć, kiedy zaczęła się odsuwać. Być może tuż po poznaniu Marka? Czułam, że boi się mi go przedstawić i odetchnęła z ulgą, słysząc moje błogosławieństwo. Samotny ojciec i zaradny przedsiębiorca idealnie nadawał się na partnera dla Kasi i opiekuna jej synów. Nie zaskoczyło mnie, gdy przestała dzwonić co tydzień. To zrozumiałe, kiedy ktoś jest zakochany i próbuje ułożyć sobie życie.
Co prawda chciałam dzielić się z nią moimi lękami ze starań o dziecko, ale rozumiałam, że poskładanie patchworkowej rodziny wymaga czasu. Zdziwiłam się jedynie, kiedy moja przedsiębiorcza i niezależna przyjaciółka oznajmiła niby od niechcenia, że rzuca pracę i z przyjemnością zajmie się prowadzeniem domu.
– Wreszcie mogę pozwolić sobie na odpoczynek – westchnęła.
– Nie chcesz mieć własnych pieniędzy? – zapytałam, mając w pamięci jej doświadczenia z poprzednim mężem.
– Będę miała pieniądze mojego męża – żachnęła się obrażona.
To było pół roku temu. Wtedy po raz ostatni rozmawiałyśmy ze sobą. Od tamtej pory wielokrotnie próbowałam skontaktować się z Kasią, a nawet wprosić do niej, ale nigdy nie znajdowała czasu na rozmowę. Równie niechętnie odpisywała na moje wiadomości i zawsze ignorowała prośbę o spotkanie. Pisze, że wszystko u niej dobrze.
Podsyła zdjęcia dzieci i siebie sprzed domu i z wakacji. Zeszczuplała, rozjaśniła włosy, częściej nosi spódniczki – wygląda na szczęśliwą w roli gospodyni domowej. Od jej rodziców wiem, że tak też się czuje, ale dlaczego mnie odtrąciła? Mam nadzieję, Kasiu, że przeczytasz moje słowa, odbierzesz telefon i wszystko sobie wyjaśnimy.
Czytaj także:
„Porzuciłam karierę w korpo, żeby budować szkoły w Afryce. Ledwo starcza mi na chleb, ale mam czas na pasję i miłość”
„Moje auto utknęło w rowie na kompletnym odludziu. Ja byłam w ciąży, mój mąż za granicą, a telefon stracił zasięg”
„Kobieta jak ze snów flirtuje ze mną na całego, a ja jestem skołowany. Nie mam wyglądu ani kasy, czy to jakiś zakład?”