„Przyjaciółka była moją kulą u nogi. Ciągnęła mnie w dół, a ja ją ratowałam z każdej opresji. Pora zawalczyć o siebie”

Kłócące się przyjaciółki fot. iStock by GettyImages, GretaMarie
„Z Pauliną znamy się od pierwszej klasy szkoły podstawowej, czyli już dwadzieścia lat. Zawsze byłam przekonana, że jeśli nasza znajomość trwa już tak długo, to oznacza, że jest niezniszczalna i będzie trwała do końca życia. Teraz nie jestem już tego taka pewna”.
/ 13.12.2023 08:30
Kłócące się przyjaciółki fot. iStock by GettyImages, GretaMarie

Wszystko, co działo się w jej życiu, było zawsze największym dramatem na świecie, nawet jeśli w rzeczywistości było jedynie błahostką. Zupełnie nie umiała doceniać tego, co ma. Była wiecznie narzekająca i niezadowolona.

Dlaczego się z nią przyjaźniłam? Bo oczywiście miała też dużo zalet. Była bardzo zabawna, miała bardzo wiele zainteresowań, rozumiałyśmy się często bez słów. Czy można było na nią liczyć? No cóż, niekoniecznie, bo przeważnie była zafrapowana własnymi problemami, ale wliczyłam to po prostu w koszty tej znajomości. Nikt nie jest idealny.

– Słyszałaś, że Jasiek zaczął chodzić z Natalią? – zadzwoniła do mnie któregoś dnia w liceum i zaczęła szlochać w słuchawkę. – Możesz do mnie przyjść? Nie zniosę tego, potrzebuję wsparcia. Ja go przecież tak kocham! Dlaczego on tego nie widzi? – chlipała.

Oczywiście poszłam, chociaż miałam tego dnia kółko chemiczne, z którego musiałam się zerwać, aby dotrzeć do przyjaciółki jak najszybciej. Pewnie, można pomyśleć, że w liceum każdy intensywniej przeżywa rozczarowania sercowe i wszelkie konflikty, ale... Paulina zawsze miała skłonności do dramatyzowania.

Rozumiem, gdyby z Jaśkiem łączył ją wcześniej jakiś wielki romans, ale tak naprawdę to jedynie sporadycznie zamieniali ze sobą kilka zdań na korytarzu. On pewnie nawet nie wiedział, że jej się podoba, a i ta „obsesja” zaczęła się u niej dopiero z trzy miesiące wcześniej, gdy przeszło jej równie wielkie uczucie do kolegi z drużyny siatkarskiej.

Nikt nie miał tak źle, jak ona

Gdy przekroczyłam próg pokoju Pauliny, nie miałam już wątpliwości, że będę musiała zostać u niej na noc. Przygotowała mi już łóżko polowe złączone z jej łóżkiem, chociaż jeszcze nawet nie zapytała mnie, czy chcę lub mogę zostać na noc. Założyła po prostu, że jej sytuacja życiowa jest tak dramatyczna, że nie będę mogła jej odmówić.

Przez cały wieczór dyskutowałyśmy o tym, jak wielkie jest cierpienie przyjaciółki i jak już nigdy się nie zakocha, chociaż byłam absolutnie pewna, że to nieprawda, a jej kolejna miłość pojawi się na horyzoncie już za jakieś kilka miesięcy.

Gdy miałam te kilkanaście lat, faktycznie czułam się w obowiązku być zawsze tam, gdzie potrzebuje mnie Paulina. Uważałam, że na tym właśnie polega przyjaźń i czułam się winna, gdy już naprawdę, ale to naprawdę musiałam odmówić jej pomocy czy wsparcia.

Po latach poczułam się już jednak zmęczona tym wszystkim. Nie zliczę, ile razy musiałam odwołać swoje plany, żeby ratować ją z kryzysów, które tak naprawdę nie były kryzysami. Jako bardzo młoda osoba nie byłam zbyt asertywna. Zdarzało mi się nawet kończyć znajomości, które Paulina uważała za nieodpowiednie dla mnie.

– Ola, zaufaj mi, znam ten typ, sama się na takich przejechałam. Nie chcę, żebyś cierpiała. Zakończ to, zanim się zrobi poważnie – radziła mi, a ja przeważnie słuchałam.

Nie stworzyłam żadnego związku

Innych przyjaciółek nie miałam (nawet gdybym chciała je mieć, to Paulina pewnie skutecznie by temu zapobiegła), ale gdy już jakiś facet przeszedł jej kontrolę, szybko uciekał, gdy widział, ile czasu i energii wymaga ode mnie przyjaciółka.

– Ona cię ma na każde zawołanie, Ola. A czy ona jest dla ciebie dostępna tak samo? – zapytał mnie jeden z byłych.

– Ona nie do końca tak umie, ale inaczej okazuje swoje wsparcie... – tłumaczyłam Paulinę.

– To znaczy jak?

– No... Jesteśmy do siebie bardzo podobne. Rozumie mnie bez słów.

– Wyjaśniłaś, dlaczego ją lubisz, a nie w jaki sposób ona cię wspiera w trudnych momentach – odparł.

To wtedy zaczęłam się zastanawiać nad naszą relacją. Przez wiele lat poświęcałam się dla przyjaciółki i nie wymagałam od niej zupełnie niczego w zamian – poza tym, żeby dalej chciała być moją przyjaciółką. Czy tak to powinno wyglądać? Nie byłam pewna.

Postanowiłam, że czas zacząć stawiać, chociaż delikatne granice. Nie miałyśmy już kilkunastu lat, nie powinnam rzucać wszystkiego i biec do przyjaciółki za każdym razem, kiedy szef powie jej coś niemiłego, albo będzie miała doła, bo facet z Tindera zniknął po pierwszej randce.

– Paula, nie mogę dziś, przepraszam, muszę pracować – odparłam któregoś razu na kolejną prośbę stawienia się u niej w mieszkaniu.

Oczywiście, zawsze to musiało być jej mieszkanie, do którego musiałam podróżować komunikacją miejską przez godzinę. Paulina miała samochód, ale bardzo rzadko wyrażała chęć odwiedzenia mnie, gdy była w potrzebie.

– Ale... jak to? – zdziwiła się. – Mam kryzys, potrzebuję cię!

– Rozumiem, ale ja naprawdę nie mogę, mam obowiązki. Możemy się spotkać jutro albo pojutrze, chyba że chciałabyś wpaść późniejszym wieczorem do mnie na wino.

– Nie, dzięki – odparła i rozłączyła się.

Czułam się strasznie

Paulina ewidentnie się obraziła, a ja nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Czułam się winna, chociaż coś w środku mówiło mi, że nie powinnam.

– No cóż, przynajmniej może na chwilę mamy spokój... – skwitował Kuba, mój obecny partner, gdy wypłakiwałam mu się w rękaw.

Nie pocieszyło mnie to, ale faktycznie, spowodowało u mnie pewne poczucie ulgi. Niestety, Paulina umiała się obrazić i nie przeprosić mnie za swój wybuch, ale nie przeszkadzało jej to w ponownym proszeniu mnie o pomoc, tylko w znacznie mniej uprzejmy sposób niż zwykle.

– Hej, miałam straszny dzień, chyba wyleciałam dziś z pracy – zaczęła, a ja natychmiast się zestresowałam.

„O rany, to faktycznie poważne! Nie mogę jej teraz zostawić!”, pomyślałam.

– Wpadniesz, czy jesteś zbyt zajęta? – zapytała dość chłodno.

– Tak, oczywiście, będę za godzinę! – odpowiedziałam i natychmiast zaczęłam się ubierać.

Kuba spojrzał na mnie wzrokiem pełnym wyrzutu. Wzruszyłam tylko ramionami.

– Paula straciła pracę – rzuciłam krótko, wychodząc, a on tylko westchnął głęboko.

Gdy dotarłam na miejsce, przyjaciółka natychmiast zaczęła opowiadać o swoim „strasznym dniu”, który... wcale nie był straszny i wcale nie zwiastował utraty pracy. To był najzwyklejszy w świecie drobny konflikt, który dało się wyjaśnić w kilku zdaniach! Szef Pauliny musiałby być jakimś kompletnie niepoważnym klaunem, żeby kogoś zwolnić za taką bzdetę!

Ona mną manipuluje!

– Paula, wybacz, ale to w ogóle nie brzmi jak poważny kryzys, który wymagałby rzucenia wszystkiego i ratowania cię z opresji? Czy ty w ogóle wiesz, czym jest poważny kryzys? – zdenerwowałam się.

– Poważny kryzys to to, co uważam za poważny kryzys!

– Nie. Mam tego dosyć! Czy ty uważasz, że moja znajomość z tobą to moja darmowa praca na cały etat? Powiedz mi, ile razy rezygnowałam z czegoś, co było dla mnie ważne, żeby zajmować się jakąś kompletną pierdołą, którą sobie wymyśliłaś? – słyszałam, jak z moich ust wylewają się słowa, których kompletnie nie kontrolowałam.

Tak, jakby nagle puściła jakaś tama.

– Może i znosiłabym to dalej, ale powiedz mi, kiedy ja mogłam liczyć na takie samo wsparcie z twojej strony?

– Ale przecież... Wiesz, że możesz na mnie liczyć... – jąkała się Paulina.

– Nie mogę. Tylko tak mówisz. Rok temu zmarła moja babcia. Nie zapytałaś nawet, czy czegoś mi potrzeba, nie przyjechałaś na pogrzeb, nic. Jak uważasz, co się bardziej kwalifikuje do kryzysu? Śmierć kogoś bliskiego czy podejrzenie, że facet z Tindera cię olał? – kontynuowałam.

– No... Ale nigdy nie mówiłaś, że masz z tym jakiś problem...

– Ostatnio ci powiedziałam, że nie mam czasu i zaproponowałam dwie inne daty, to się obraziłaś i rzuciłaś słuchawką! Dosyć tego! Zachowujesz się jak rozpuszczona licealistka, a już od dawna nią nie jesteś!

Paulina przez chwilę milczała, a potem zaczęła głośno szlochać.

– Ola, ja przepraszam... Przecież wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza, nie mogę cię stracić! Co ja zrobię bez ciebie? Nie przetrwam nawet tygodnia! – chlipała.

No tak, mogłam się tego spodziewać. W całej tej sytuacji Paulinę obchodziło tylko to, że zostanie bez darmowej terapeutki i towarzyszki na telefon. Spojrzałam na nią z politowaniem, głęboko westchnęłam i wyszłam z jej mieszkania. W końcu poczułam się wolna.

Czytaj także:
„Córka oznajmiła, że nie ochrzci dziecka. Chcę po kryjomu zabrać Stasia do księdza i zmyć z niego grzech pierworodny”
„Uwiodłem dziewczynę mojego syna. Kiedy patrzyłem na jej jędrne, młode ciało, nie mogłem się opanować”
„Mężczyzna jest dla mnie bankomatem, a ja towarem. Lepiej płakać w willi, niż pod mostem”

Redakcja poleca

REKLAMA