Przeżyliśmy istny armagedon. A potem straciliśmy przyjaciół... Wszystko przez ten pośpiech, w którym żyjemy. Dawniej szliśmy na piwo ze znajomymi i potrafiliśmy przegadać kilka godzin. Potem wpadliśmy w kierat. Kiedy wracam z biura, to ostatnią rzeczą na jaką mam ochotę jest wyjście na miasto. Nawet mój mąż woli usiąść z puszką piwa przed telewizorem.
Ale muszę przyznać, że w głębi duszy brakuje mi tych wspólnych wieczorów z przyjaciółmi. Dlatego kiedy mój mąż zaproponował, abyśmy na długi weekend zaprosili Jolę i Marcina na naszą działkę za miastem, po krótkim namyśle uznałam, że to doskonały pomysł. Co prawda marzyło mi się wylegiwanie na kocu w ciszy i spokoju z jakąś fajną książką, podczas gdy nasi znajomi na pewno...
Dla mnie Filipek był rozpuszczony i tyle!
– ...będą chcieli zabrać tego swojego psa – dokończyłam na głos.
– Masz to jak w banku – zgodził się ze mną mój mąż.
Nie przepadałam za jamnikiem Joli i Marcina, bo była z niego złośliwa bestia. Nigdy nie zapomnę jak pewnego razu zjadł mi kawał swetra. Siedziałam sobie spokojnie przy stole i rozmawiałam. Nie zwracałam uwagi na psa, który siedział obok mojego krzesła. Dopiero gdy zrobiło mi się nieco chłodniej i chciałam się otulić połami swojego wełnianego blezera...
– O mój Boże! – wykrzyknęłam zdumiona, patrząc na smętne szczątki prawej poły. Ten paskudny pies musiał ją memłać ją w zębach przez dobrych kilka godzin, aż zostały z niej tylko strzępy. Sweter był wygryziony aż po kieszeń i co tu dużo mówić, nadawał się tylko na śmietnik.
– To wszystko przez to, że nasz Filipek jest taki zazdrosny! Widzi, że cię lubię, i dlatego zrobił coś takiego – zaczęła mi tłumaczyć moja przyjaciółka.
Nienawidzę, kiedy ktoś daje ludzkie imiona psom. I jeszcze potem usprawiedliwia ich złe zachowanie. Dla mnie Filipek był zwyczajnie rozpuszczony i tyle! Ale lubiłam Jolę i mogłam się dla niej poświęcić. Niech już przyjeżdża z tym swoim potworem. Krzysiek zadzwonił do dawno niewidzianych przyjaciół i zaprosił ich na weekend. Jola bardzo się ucieszyła i zapewniła mojego męża, że chętnie do nas wpadną.
Tuż przed weekendem odebrałam telefon od przyjaciółki.
Pożałowałam tej decyzji bardzo szybko
– Słuchaj, kochana, tak mi przykro, ale zachorowała moja teściowa. Musimy do niej natychmiast jechać.
– No trudno… – było mi smutno, ale wiadomo, siła wyższa.
– Mamy do was jednak małą prośbę. Nie możemy tam jechać z Filipkiem, bo ona ma na niego uczulenie. A teraz w ostatniej chwili nigdzie nie znajdę dla niego opieki…
Przeczuwałam, co za chwilę usłyszę i aż mnie zmroziło... No ale czego nie robi się dla przyjaciół w potrzebie.
– No dobra, możemy go zabrać na te kilka dni – zgodziłam się.
– Jesteś cudowna! – Jola była wniebowzięta. – To my go wam niedługo przywieziemy.
Gdy Filipek wpadł do naszego mieszkania, to do razu wskoczył na nieposłane łóżko i obsikał pościel. Podczas podróży na działkę szalał, jakby mu ktoś podał dopalacze. Na działce z miejsca zaczął kopać i już pierwszego dnia działka wyglądała jak po inwazji kretów z kosmosu.
– Twoja matka dostanie zawału, jak to zobaczy... – powiedziałam do męża.
– To ty się zgodziłaś zabrać tego psa! – wypomniał mi.
– A ty zaprosiłeś ich na działkę. Inaczej pewnie by im do głowy nie przyszło wcisnąć nam tego potwora!
Przez cały weekend atmosfera była nieciekawa. Mieliśmy z mężem zszarpane nerwy i kłóciliśmy się co chwilę.
No ale przynajmniej zrobiliśmy dobry uczynek – myślałam.
– Jak się czuje teściowa? – zagadnęłam Monikę, gdy odbierała psa.
– Teściowa? A, dobrze… – rzuciła. Zauważyłam, że jest wypoczęta i oczy jej błyszczą. Nie wyglądała jak ktoś przejęty chorobą bliskiej osoby.
Myślałam, że się przesłyszałam
Wszystko się wyjaśniło kilka dni później, gdy spotkałam naszą wspólną przyjaciółkę. Zaczęła rozmowę o wakacjach, pytała gdzie jedziemy.
– My chyba wybierzemy się do tego hotelu nad morzem, w którym na długi weekend byli Jola z Marcinem.
Okazało się, że nasi przyjaciele postanowili paskudnie nas wykorzystać. Mieli wcześniej wykupiony wyjazd na długi weekend. Kiedy mój mąż zadzwonił do nich z zaproszeniem na działkę, od razu wiedzieli, że nie będą mogli przyjechać, ale… umyślili sobie, że wepchną nam Filipka. Zmyślili historyjkę o teściowej, że niby w ostatniej chwili dowiedzieli się o jej chorobie. I tak moja działka stała się hotelem dla ich złośliwego pupilka.
Sprytny to był plan, ale jak widać miał nogi krótkie jak ich jamnik. Zadzwoniłam do Moniki, żeby wyjaśnić sprawę. Przyznała się do intrygi.
– Przepraszam, ale Filipka nikt nie lubi… – zaczęła się tłumaczyć.
Ciekawe dlaczego? – pomyślałam. I tak rozwydrzony jamnik zakończył naszą wieloletnią przyjaźń.
Czytaj także:
„Żonę zdradziłem po raz pierwszy w podróży poślubnej. Potem były kolejne zdrady... Gdy odchodziła, kazała mi się leczyć”
„Mąż z dnia na dzień wyrzucił mnie z domu z dziećmi. Nie przejmował się, że mieszkamy w ruderze do gruntownego remontu”
„Toksyczna teściowa zaszczuła mi żonę. Alicja to piękna i mądra kobieta, a przez matkę nie ma za grosz pewności siebie”