„Przyjaciel z dzieciństwa zamienił się w zgorzkniałego mruka. Gdy z nim rozmawiałem, nie wierzyłem, że to ten sam człowiek”

mężczyzna przy ognisku fot. Adobe Stock, photoschmidt
„Zrozumiałem, że moje wymarzone, wspólne wakacje z Krzyśkiem, nie mają prawa się ziścić. Bo przez tych dziesięć zwykłych, ziemskich lat, oddaliliśmy się od siebie o lata świetlne. Dawniej słuchaliśmy tej samej muzyki, mieliśmy podobne marzenia, podobały nam się te same dziewczyny. Teraz lista różnic między nami mogłaby zająć kilkanaście stron”.
/ 20.10.2022 17:15
mężczyzna przy ognisku fot. Adobe Stock, photoschmidt

Kiedy moja ciocia, Danuta, zaprosiła mnie, trochę niespodziewanie, na dwa tygodnie do siebie na wieś, bardzo się ucieszyłem. Dawniej spędzałem u niej większość moich wakacji z dzieciństwa i okresu dorastania. Potem przyjeżdżałem tam już rzadziej, a od czasu ślubu bywałem najwyżej raz, dwa razy w roku i to bez nocowania. Dlatego bardzo stęskniłem się za tym miejscem. Już nie mogłem się doczekać, kiedy znów będę mógł co dzień zbierać grzyby w pobliskim lesie i kąpać się co wieczór w niewielkim, uroczym zalewie.

Ale najistotniejsze dla mnie było to, że ponownie spędzę dużo czasu z moim kuzynem, Krzyśkiem, który wciąż mieszkał niedaleko cioci. To był mój najważniejszy przyjaciel z czasów dziecinnych eskapad. Razem wymyśliliśmy największą hecę naszego dzieciństwa.

Zaczytywaliśmy się wtedy w „Szwedach w Warszawie” Walerego Przyborowskiego, którzy byli lekturą szkolną. I na wzór jej bohaterów zaczęliśmy w okolicy szukać skarbu. Przy czym, nie mieliśmy do tego żadnych danych. Ale wmówiliśmy wszystkim naszym kolegom, że dotarliśmy do tajemniczej skrzynki, która zawierała tajemniczy list, trudny do odczytania. Ale gdy nam się to uda, to wkrótce będziemy bardzo bogaci.

To, że uwierzyli nam mali chłopcy, nie zdziwiło mnie. Wkrótce jednak do naszych poszukiwań chcieli dołączyć dorośli! Niektórzy nawet zaczęli nam grozić, że jeśli nie zdradzimy im miejsca ukrycia skarbu, to narobią nam kłopotów. Wtedy już musieliśmy przyznać, że to był tylko taki żart. Nasi koledzy byli ubawieni, dorośli jakby mniej…

Niespecjalnie się ucieszył na mój widok

– Zobaczysz, będzie super! – przekonywałem Ankę, moją żonę. – Poznasz lepiej Krzyśka, na pewno go polubisz.

– Wiem, że go lubisz, ale... mnie się wydaje… że jest trochę gburem.

– Ee, tam – machnąłem ręką. – Po prostu go nie znasz, widziałaś go tylko parę razy w przelocie. Ale to taki sympatyczny niedźwiedź. Jak przesiedzimy wspólnie kilka godzin przy ognisku, to inaczej na niego spojrzysz.

Naprawdę byłem absolutnie pewien, że tak będzie. Dlaczego zresztą miałoby być inaczej? Znałem Krzyśka świetnie, dawniej rozumieliśmy się bez słów. Pewnie trochę się zmienił, w końcu nie jesteśmy nastolatkami, którym w głowie tylko dziewczyny i możliwość wypicia taniego wina w tajemnicy przed starszymi. Mamy żony i synów, ustabilizowane pozycje zawodowe. Ale wszystko inne będzie na pewno takie samo, bo niby dlaczego miałoby się zmienić?

Pełen optymizmu przywiozłem swoją rodzinę do cioci Danuty. Zajęliśmy mój dawny pokój, który właściwie nie zmienił się przez ostatnich kilkanaście lat. Te same meble, ten sam kolor ścian, delikatny seledynek, który kończył się tuż przed bladym jak księżyc sufitem. Jedynym nowym elementem stało się turystyczne łóżeczko naszego Mariusza, które postawiliśmy na środku pokoju. Wkoło domu też niewiele się zmieniło. W takich miejscach czas płynie wolniej. Chwilami czułem się, jakby udało mi się wsiąść do jakiegoś wehikułu czasu i na moment wrócić do okresu radosnego dzieciństwa. 

Tym bardziej nie mogłem się doczekać spotkania z Krzyśkiem. Chciałem się właśnie wybrać do niego, kiedy sam przyszedł. Byłem pewien, że to ze względu na nas, ale on tylko podał mi rękę na powitanie i poszedł do ciotki, od której coś potrzebował. Bardzo mnie to rozczarowało. Wprawdzie cały czas przecież widywaliśmy się raz, dwa razy do roku, więc oczywiście nie liczyłem z jego strony na łzy szczęścia. Ale miałem jednak nadzieję, że ucieszy się bardziej. Kiedy wychodził, zaczepiłem go:

– Wpadniesz wieczorem? Rozpalimy ognisko, upieczemy kiełbasę… I bułki…

– Zobaczę… Trochę zajęty jestem…

– No co ty? Przecież są wakacje.

– Dla ciebie może tak – wzruszył ramionami. – A ja tu po prostu mieszkam i pracuję.

Nie miał ochoty na ognisko? Jak to możliwe?

No tak, zapomniałem. Dawniej, kiedy przyjeżdżałem tu na wakacje, to on je też po prostu miał. Ale przecież był piątek, weekend przed nami, słońce mocno przygrzewało, woda w zalewie się nagrzała. Nie rozumiałem, dlaczego nie chce sobie zrobić małych wakacji, powspominać starych czasów…

Wieczorem rozpaliłem ognisko, usiadłem przy nim z żoną i synem. Było naprawdę fajnie. Anka zabrała Mariusza spać koło dziesiątej, ja postanowiłem posiedzieć trochę dłużej. Dorzuciłem do ognia parę większych polan, oparłem się wygodnie na leżaku i patrzyłem w niebo, obserwując gwiazdy. Szukałem wśród nich „szpionów”, czyli satelitów, które przesuwały się z jednego krańca nieba na drugi. Zawsze tak robiliśmy z Krzyśkiem, gdy byliśmy dziećmi.

Jak zwykle siedzisz do końca – głos Krzyśka mnie zaskoczył. – Widzę, że tak jak dawniej to lubisz.

– A ty już nie? Dawniej siedziałeś prawie tak długo jak ja.

– Bo dawniej mi zabraniali, gonili, żebym się poszedł umyć, poszedł spać w czystym łóżku, a nie w namiocie. A teraz mogę siedzieć przy ogniu całe noce i… nie chce mi się.

– To po co tu przyszedłeś? – zapytałem lekko poirytowany.

– Zobaczyłem z okien, że u was ognisko. Zresztą sam mnie zapraszałeś.

– No tak – było mi trochę głupio, że na niego naskoczyłem. – Usiądź, jest jeszcze trochę kiełbasy…

– Nie, dzięki, jestem już po kolacji.

Dawniej by tak na pewno nie powiedział. Dawniej usmażenie kiełbasy na ognisku było najważniejszym rytuałem dnia… Ale nie było sensu teraz mu tego wypominać. Najwyraźniej, w odróżnieniu ode mnie, wspomnienia z przeszłości wywoływały u niego głównie rozdrażnienie. Przynajmniej na poziomie świadomości. Bo przecież coś go tu do mnie, do tego ogniska, przyciągnęło o jedenastej w nocy.

Dlatego pomyślałem, że najpierw, dla rozładowania atmosfery trochę wspólnie pomilczymy. Przez następny kwadrans wpatrywaliśmy się bez słowa w płomienie. Kiedy jednak otworzyłem usta, żeby o coś zapytać, Krzysiek podniósł się.

Bardzo się od siebie oddaliliśmy

– Pójdę już…

– Poczekaj.

– Po co?

– Pogadajmy. Powiedz, co u ciebie?

Skrzywił się, ale zaczął mówić, dość niechętnie. Swoje życiowe dokonania okraszał gorzkim wyrazem twarzy. Krótkie, urywane zdania. Tak jakby wstydził się, że nie spełniły się jego młodzieńcze plany. Potem, chyba bardziej z grzeczności niż przez ciekawość, zapytał, co u mnie. Opowiedziałem, ale czułem, że go to nie interesuje, a nawet drażni. Nie da się ukryć, że mnie udało się zrealizować więcej moich dawnych planów. Ale pomyślałem, że w tej sytuacji nie ma sensu się nad tym rozwodzić, więc ogólnikowo tylko wspomniałem o paru rzeczach.

Później zaczęliśmy trochę wspominać stare czasy. To jakby trochę odprężyło Krzyśka, kilka razy nawet uśmiechnął się półgębkiem, szczególnie gdy przypominaliśmy sobie perypetie dotyczące poszukiwania skarbu. A jeszcze potem zaczęliśmy mówić o naszym dniu codziennym, co robimy, czego pragniemy, jakie mamy poglądy na różne sprawy.

Wtedy właśnie ostatecznie zrozumiałem, że moje wymarzone, wspólne wakacje z Krzyśkiem, nie mają prawa się ziścić. Bo przez tych dziesięć zwykłych, ziemskich lat, oddaliliśmy się od siebie o lata świetlne. Dawniej słuchaliśmy tej samej muzyki, mieliśmy podobne marzenia, podobały nam się te same dziewczyny. Teraz lista różnic między nami mogłaby zająć kilkanaście stron.

Kiedy Krzysiek po raz drugi powiedział, że już pójdzie, nie protestowałem. Zapewniliśmy się zdawkowo, że jeszcze się zobaczymy. Choć chyba obydwaj wiedzieliśmy, że to pewnie ostatnia nasza tak długa rozmowa. Odczułem na własnej skórze, co to znaczy, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Bo nic nie stoi w miejscu, wszystko płynie.

Czytaj także:
„Gdy mąż wyjeżdża, w moim łóżku wcale nie wieje chłodem. Mam swoje potrzeby, więc musiałam nauczyć się zaspokajać je inaczej"
„Porzuciłem dom i rodzinę dla dziewczyny, która szybko się mną znudziła. Wróciłem na wieś, jak pies z podkulonym ogonem”
„Chciałam, by ukochany zobaczył we mnie partnerkę, a nie kochankę na jedną noc. Pewna staruszka pomogła mi to osiągnąć”

Redakcja poleca

REKLAMA