Tymoteusz wpadł nieoczekiwanie. Chciałabym, by przygnała go nieopanowana tęsknota za mną, ale jak zwykle miałam wrażenie, że było mu zwyczajnie po drodze. Nie zależało mi na luźnym związku, zerwałabym z facetem, który zachowuje się z taką rezerwą, ale z Tymkiem nie mogłam. Dostosowałam się. Udawało mi się nie osaczać go, bałam się, że odejdzie, kiedy zorientuje się, co do niego czuję, jednak tego dnia miałam zły dzień.
Pokój zawalony był pudłami i torbami, do których z furią pakowałam dobytek, powstrzymując łzy bezsilności. Który to już raz się przeprowadzałam? Chyba szósty, a końca nie było widać. Miałam prawie trzydzieści lat, a wciąż dryfowałam jak okręt pozbawiony kotwicy, licząc, że los się odmieni.
– Co robisz? – spytał głupio Tymek.
– Zdzierca podwyższył mi opłatę za wynajem, wynoszę się – krzyknęłam, rzucając pudłem w Tymka. – Może mi pomożesz?
Jak tracić, to wszystko naraz
Złapał pudło w locie i rozsądnie zrezygnował z komentarza. Nawet chciałam, żeby odmówił, wtedy wiedziałabym, co robić. Rozstałabym się z nim z hukiem, tu i teraz, wreszcie wolna od wątpliwości. Jak tracić, to wszystko naraz, chłopaka i dach nad głową!
– Co mam pakować? – spytał.
– Książki – spróbowałam podnieść wypełnioną kuchennym rzeczami torbę. Ani drgnęła, więc wymierzyłam jej kopniaka, trafiłam w patelnię i aż usiadłam na podłodze, bo z bólu zobaczyłam gwiazdy.
Tymon rzucił pudło na podłogę i w sekundę znalazł się przy mnie, ale na tym skończyły mu się pomysły.
– Jakbyś powiedziała, zaniósłbym tę torbę, gdzie trzeba – powiedział cicho. – Nie musisz wszystkiego robić sama.
– A z kim? – spytałam prowokacyjnie.
Wzruszył ramionami i wstał, podając mi rękę. Dźwignęłam się z podłogi.
– Gdzie teraz będziesz mieszkać? Bo jakby co, to możesz u mnie, ukryjemy cię z kumplami przed właścicielem – powiedział, jak mi się wydawało, z wysiłkiem. Dużo musiała go ta deklaracja kosztować.
– Dzięki – powiedziałam z umiarkowaną wdzięcznością, wciąż starając się trzymać fason.
Pochyliłam się, żeby zasunąć w torbie suwak, ząbki rozjechały się, a upchana zawartość wybrzuszyła. Nic nieznaczące zdarzenie przelało czarę, łzy same poleciały, nos mi się zapchał, palec w nodze pulsował bólem, nie miałam gdzie się podziać i Tymek mnie nie kochał. Ile jeszcze można znieść?
– Marta? No, Martusia, nie płacz – usłyszałam ciepły głos Tymka. – Jeszcze będzie dobrze. Damy radę przez to przejść.
My? Z wrażenia aż przestałam płakać, użyłam chusteczki, rozmazując mascarę po policzkach, i zastanowiłam się, co powiedzieć. E, lepiej nic, chwilo, trwaj! Niech mi się dalej wydaje, że mu na mnie zależy.
Tymek został na noc, nie pierwszy raz, ale teraz było inaczej, bardziej poważnie i czulej. Coś się zmieniło, nie wiedziałam, z jakiego powodu, a mimo to nabrałam nadziei, że tak już zostanie. Rano Tymek przejrzał zawartość lodówki, rozczarował się i poleciał do sklepu. Ja wzięłam szybki prysznic i otworzyłam mu odziana tylko w ręcznik.
– Wiem, obyczaje się zmieniły, ale czasem człowiek nie wie, gdzie oczy podziać!
Znana mi z widzenia, urocza starowinka obrzuciła mnie spojrzeniem pełnym dezaprobaty, wkraczając do mieszkania. Za nią dreptał Tymek, robiąc dziwne miny.
Widywałam tę kobietę w sklepie
– Narzuć coś, kochanie, ja poczekam. Musimy porozmawiać – rzekła kobiecina. Obróciłam w trzy minuty, dopinając w pośpiechu spodnie.
– Spotkałam twojego kawalera w sklepie, spytałam, co się z tobą dzieje, a on na to, że się wyprowadzasz. Prawda to?
Błękitne spojrzenie staruszki prześwietlało mnie na wylot, mogłabym się założyć, że działa jak wykrywacz kłamstw. Przytaknęłam. Widywałam tę kobietę w sklepie, czasem z nią rozmawiałam, pomagałam zanieść zakupy. Mieszkała dwie ulice dalej, na parterze. Raz nawet u niej byłam, ale to nie powód, bym jej się teraz spowiadała ze swoich planów.
– To dobrze się składa, bo miałabym do ciebie prośbę. Wyjeżdżam do sanatorium i chciałabym, żeby ktoś popilnował mojego mieszkania. Obcego bym nie wpuściła, ale o tobie wiem wszystko. Tu nic się nie ukryje, wiedzą sąsiedzi, jak kto siedzi… To co?
– No, nie wiem – zawahałam się.
Starowinka wcale się nie zdziwiła.
– Boisz się mieszkać sama na parterze? Dla nieprzyzwyczajonego to zawsze problem, ale od czego jest kawaler?
Błękitne światło babciowego skanera spoczęło na Tymku.
– Nie ma co udawać świętego, wszyscy wiedzą, że kawaler sypia u Marty.
– Wszyscy? – nie wytrzymał Tymek.
– Nieważne – starowinka zbyła go energicznie. – To jak będzie?
– Wprowadzamy się! Marta i tak nie ma gdzie się podziać, a ja odpocznę od wynajmowanego kołchozu – zadecydował Tymek.
Zgodziłam się i tak wylądowaliśmy w przeszłości. Dwa duże pokoje przypominały pełne bibelotów muzeum, w kuchni zachowano nawet nieczynny piec kaflowy. Staruszka miała na imię Hanna i mimo wieku była bardzo żywotna. Miała też sprecyzowane oczekiwania.
– Z tego pokoju nie będziecie korzystać – oznajmiła, zamykając jedno pomieszczenie. – Zgromadziłam tu wszystkie cenne rzeczy, ale mam do was zaufanie, a poza tym zaraz zapiszę wasze dane z dowodów – uśmiechnęła się ujmująco i skromnie. – A kawaler to do Martusi na poważnie czy tylko dobiegacz? – spytała nagle Tymka.
Tego wieczoru wyjaśniliśmy sobie wszystko
Z trudem powstrzymałam parsknięcie, ale Tymek się nie dał.
– Jak panna Marta pozwoli – odparł podobnym tonem.
Hanna spojrzała na niego z nowym zaciekawieniem i pokiwała głową. Tydzień później wyjechała, zostawiając nas na włościach. Niespodziewanie, bez wcześniejszych rozmów i uzgodnień, zaczęliśmy życie we dwójkę wymuszone przez okoliczności. Dziwnie się z tym czułam, za to Tymek doskonale odnalazł się w nowej rzeczywistości. Już nie wpadał przy okazji, nie zostawał na noc, by rano zniknąć. Z dobiegacza stał się moim chłopakiem, partnerem i czułym kochankiem. Zmienił się, wreszcie poczułam, że nie jestem w przelotnym związku i mogę pozbyć się ochronnej rezerwy.
– To mieszkanie jest magiczne, odmieniło cię – powiedział pewnego wieczoru. – Byłaś taka nieprzystępna, jakbyś nikogo nie potrzebowała. Męczyło mnie to. Chciałem z tobą zerwać, ale chcieć a móc to dwie różne rzeczy… I proszę, starsza pani zaczepiła mnie w sklepie. Tak mogłoby już zostać, my dwoje razem, co ty na to?
– Jestem za – powiedziałam szybko, a potem się poprawiłam: – Od dawna tego chcę, tylko nie wiedziałam, jak to powiedzieć. Myślałam, że nie traktujesz mnie poważnie.
Tego wieczoru wyjaśniliśmy sobie wszystko, zniknęła niepewność i chyba ze szczęścia zrobiłam coś głupiego, co normalnie nie przyszłoby mi do głowy. Weszłam do zakazanego pokoju. Chciałam tylko popatrzeć, nie zamierzałam myszkować, no, najwyżej zajrzeć do szuflady sekretarzyka. Spodziewałam się zobaczyć korespondencję, a ujrzałam pudełka, w jakich przechowuje się biżuterię. Dużo ich było.
Otworzyłam tylko jedno, leżał w nim pierścionek z koralem. Złote kółko było cienkie, wytarte od noszenia, świecidełko nie wyglądało na cenne, miało swoje lata.
Założyłam pierścionek na palec, pasował idealnie
Tak zastał mnie Tymek, zrobiło mi się głupio, że przyłapał mnie na szperaniu, szybko zdjęłam cacko i schowałam na miejsce. Nic nie powiedział, za co byłam mu bardzo wdzięczna, jednak tuż przed terminem powrotu pani Hanny z sanatorium zaciągnął mnie do jubilera. Słabe to były oświadczyny, ale innych nie wymyślił. Kupiliśmy dużo ładniejszy pierścionek, który od razu założyłam na palec. Trochę uwierał, nie to co tamten, ale postanowiłam, że się przyzwyczaję.
Wtedy wróciła właścicielka.
Zaproponowała, byśmy zostali z nią, dopóki sobie czegoś nie znajdziemy. Od razu zauważyła mój nowy nabytek, odsunęła szufladę i wyciągnęła znane mi pudełko.
– Ten pierścionek przynosi szczęście, wiem, co mówię, przeżyłam z jego ofiarodawcą całe życie i nie żałuję ani chwili. Spodobał ci się, jest twój – podała mi je.
– O rany, skąd pani wie, zamontowała pani kamery? – zawołał Tymek, rozglądając się po ścianach.
Starowinka zachichotała cichutko.
– Jakie tam kamery, nitkę przycięłam szufladą. A teraz jej nie ma, stąd wiem, że była otwierana. I wiem, że nic nie zginęło. No, nie bocz się, weź pierścionek, należy ci się za uczciwość – wetknęła mi pudełeczko w rękę. – Życie zatoczyło koło, znowu będzie zdobił palec młodej dziewczyny.
– Naprawdę jest pani niesamowita – powiedział szczerze Tymek, patrząc, jak zakładam pierścionek.
– Już mi to mówiono – przytaknęła ze spokojem staruszka. – Ale przyznajcie, moje mieszkanie przyniosło wam szczęście?
– Trudno zaprzeczyć – przytaknęliśmy oboje, wymieniając spojrzenia.
Pierścionek mam do dziś, nigdy się z nim nie rozstaję, jest moim talizmanem. Tymek twierdzi, że nie potrzebuję zaklinać rzeczywistości, ale lepiej dmuchać na zimne.
Czytaj także:
„Mój brat potrącił moją przyjaciółkę na ulicy. Gówniarz był pijany, pędził autem, a matka prawniczka jeszcze go broni…”
„Szef wywalił mnie na zbity pysk, bo miałem czelność prosić o podwyżkę na leki dla córki. Karma wróciła szybciej niż myślał"
„Ojciec poleciał za spódniczką, bo miał dość humorów matki. Teraz ona zalewa się łzami, a ja muszę kłamać, że jej współczuję”