„Przyjaciel traktował mnie jak tanią siłę roboczą. Wykorzystał to, że straciłem pracę i płacił mi grosze za moją harówkę"

zły mężczyzna fot. iStock, dusanpetkovic
„Im dłużej trwała ta sytuacja, tym bardziej zaczęło mi to doskwierać. Zamiast aktywnie poszukiwać nowej pracy, zacząłem być postrzegany jako >>ten, co zawsze pomoże<<”.
/ 06.12.2023 12:31
zły mężczyzna fot. iStock, dusanpetkovic

To był trudny okres w moim życiu. Rzuciła mnie dziewczyna, a do tego straciłem robotę... Czułem się jak życiowy nieudacznik. Mój współlokator, którego uważałem za przyjaciela, niestety wykorzystał moją chwilową słabość i zaczął mnie wykorzystywać. Teraz jestem mądrzejszy o pewne doświadczenia, ale co przeżyłem, to moje... Dziś Arek nie jest moim kumplem. Chcę zapomnieć o tym człowieku raz na zawsze.

Byłem załamany

Nie spodziewałem się, że wszystko potoczy się tak szybko w tak niewłaściwym kierunku. A zaczęło się od tego, że rzuciła mnie moja dziewczyna. Byliśmy razem trzy lata i myślałem, że to ta jedyna. Cóż... myliłem się. Na domiar złego wkrótce szef wezwał mnie na rozmowę do swojego biura.

— Panie Michale — powiedział do mnie z niezbyt przyjaznym wyrazem twarzy. — Niestety prawdopodobnie będziemy likwidować pana stanowisko.

— Czy to oznacza, że... Chcecie mnie zwolnić?

— Ma pan trzymiesięczny okres wypowiedzenia. Na pewno coś sobie pan znajdzie...

Ale ja już go nie słuchałem. Pozostałe zdania dobiegały do mnie jak przez szybę. Jak to możliwe, że jako lojalny i przydatny pracownik w jednej chwili stałem się  dla firmy balastem, którego trzeba się jak najszybciej pozbyć? Byłem załamany. Naprawdę załamany.

Kolejne dni mijały mi w bardzo grobowej atmosferze. Niby chodziłem do pracy, ale już kompletnie bez żadnej satysfakcji, tylko z ogromnym smutkiem w sercu. Trzy miesiące minęły bardzo szybko, a mnie nie udało znaleźć się nowego zatrudnienia.

Sądziłem, że to osoba na dobre i na złe...

— Szukałeś na tym portalu, o którym ci mówiłem — zagadnął mnie mój kumpel i zarazem współlokator, Arek. Zawsze mogłem na niego liczyć. Również wtedy.

— Tak... Daj spokój, nic nie ma.

— Przykro mi. Jakby co... Wiesz, gdzie mnie szukać.

— Tak, tuż za ścianą — uśmiechnęliśmy się do siebie. Jakoś tak lepiej było mi ze świadomością, że mam obok siebie przyjaciela. Przynajmniej nie cierpiałem w samotności. Wtedy jeszcze sądziłem, że to osoba na dobre i na złe...

Po jakimś czasie zarejestrowałem się w urzędzie pracy. Oficjalnie stałem się bezrobotnym, po raz pierwszy w życiu. I wtedy się zaczęło. Najpierw od drobnych przysług.

— Możesz w tym tygodniu ty wyrzucać śmieci? Wiem, ze inaczej się umawialiśmy, ale... No nie dam rady, a ty... Znaczy... Nie chciałem, żeby tak to zabrzmiało.

— Nie przejmuj się — odpowiedziałem wyrozumiale. — W końcu i tak nic innego nie mam do roboty. Zajmę się tym.

Potem jednak te przysługi stawały się coraz bardziej uciążliwe. Arek zaczął mi „zlecać” mycie naczyń, odkurzanie, a nawet... pomoc w formalnościach. Z dnia na dzień stałem się jedyną osobą, która zarządzała mieszkaniem i wykonywała obowiązki.

Im dłużej trwała ta sytuacja, tym bardziej zaczęło mi to doskwierać. Zamiast aktywnie poszukiwać nowej pracy, zacząłem być postrzegany jako „ten, co zawsze pomoże”. Nie tylko przy sprzątaniu czy wynoszeniu śmieci, ale i przy przeprowadzkach, naprawach domowych, a nawet opiece nad dziećmi. Z każdym kolejnym dniem stawałem się coraz bardziej wykorzystywany.

Stawka, była śmiesznie niska

Ale to nie wszystko. W miarę jak poszukiwania pracy nie przynosiły skutku, Arek coraz bardziej nakłaniał mnie do tego, żebym zaczął dla niego pracować. Prowadził firmę budowlaną i miałem być pomocnikiem. Niby tylko na początek i na chwilę, żeby nie spędzać bezproduktywnie czasu, tylko sobie dorobić. Przy czym „dorobić” to było dobre słowo. Bo stawka, jaką mi zaproponował, była śmiesznie niska, nawet jak na prostego robotnika.

— To tylko tak przez jakiś czas, jak się sprawdzisz, pogadamy o większych pieniądzach. Ale wiesz, póki ty nie masz pracy, a ja potrzebuję pomocy... To możemy sobie pomóc — mówił mój ówczesny przyjaciel.

— Hm... sam nie wiem. Może masz rację.

— Nie narzekaj, tylko bierz się do roboty, praca nie będzie czekać.

Wiedziałem, że on tylko tak żartuje, ale tego typu uwagi brzmiały dość dziwnie. Tak jakby miał mnie za podczłowieka, jakbym był jego służbą, darmową siłą roboczą.

Zgodnie z moimi przypuszczeniami, stawka nie uległa zmianie. Ani po pierwszym miesiącu, ani po dwóch, ani po trzech. Było mi bardzo przykro i byłem wściekły na Arka. Czułem się potwornie wykorzystywany, szczególnie że praca była ciężka i czasochłonna. Nieraz robiłem nadgodziny, pracowałem w trudnych warunkach pogodowych. A on tylko klepał mnie po ramieniu i bagatelizował moje uwagi. Oczywiście po przyjściu do mieszkania to w dalszym ciągu ja zajmowałem się większością obowiązków. Bo tak się jakoś przyjęło...

Wykorzystał moją chwilową słabość

Po jakimś czasie zrozumiałem, że jestem dla niego nikim. Wykorzystał moją chwilową słabość i trudną sytuację życiową, by podbudować swoje ego, a przy okazji także własny biznes.

Przez cały ten czas zastanawiałem się, jak mogłem dopuścić do tego typu sytuacji. Co mnie podkusiło, by zaufać Arkowi? Czy dało się jakoś inaczej, lepiej, wybrnąć z tej sytuacji? Doszedłem do wniosku, że to od samego początku była kwestia asertywności, a raczej jej braku po mojej stronie.

Koniec końców, udało mi się znaleźć nową pracę. Bardzo mnie to ucieszyło, bo zyskałem większą niezależność. Od razu też zacząłem sobie szukać nowego mieszkania do wynajęcia. Udało się to po kilku tygodniach. Byłem przeszczęśliwy, że się to udało. Wreszcie uwolniłem się od mojego potwornego współlokatora i mogłem zacząć zupełnie nowe życie. Na własnych warunkach, ze świadomością, że nie jestem wyzyskiwany.

Byłem zmotywowany

Znalezienie nowej pracy i wynajęcie własnego mieszkania oznaczało dla mnie nie tylko nowy etap w życiu, ale także wyzwolenie. Byłem zmotywowany, by przewartościować swoje życie i pozbyć się toksycznych relacji. Postanowiłem zakończyć kontakt z Arkiem raz na zawsze.

Pewnego dnia zebrałem odwagę i zadzwoniłem do niego. Musiałem wyartykułować swoje uczucia i powody, dla których musimy iść każdy w swoją stronę. Arek brzmiał na zaskoczonego, a potem próbował się tłumaczyć, ale już nie zamierzałem słuchać jego wymówek.

— Prawda jest taka, że zacząłem rozumieć, jak mnie wykorzystywałeś — powiedziałem. — Byłeś przyjacielem tylko wtedy, gdy tobie coś było potrzebne. Nie mogę tak dłużej funkcjonować. Muszę iść dalej. Chcę, by był to nasz ostatni kontakt. Nie pisz, nie dzwoń.

Rozmowa była trudna, ale po jej zakończeniu poczułem, że zdjąłem z siebie ciężar. Teraz mogłem skupić się na budowaniu swojej nowej ścieżki życiowej. Wiedziałem, że są wokół mnie ludzie, którzy cenią mnie za to, kim jestem, a nie za to, co mogę dla nich zrobić. I co dzięki mnie zyskają tanim kosztem.

Był to ważny etap mojego rozwoju. Nauczyłem się, że asertywność to klucz do zachowania równowagi w relacjach. Teraz kiedy patrzyłem w przeszłość, widziałem, jakie lekcje życia przyniosły mi te trudne doświadczenia z Arkiem. Decyzja o zerwaniu z nim kontaktu była kluczowa dla mojego szczęścia i samorealizacji. Teraz byłem gotów otworzyć nowy rozdział, pełen pozytywnych zmian i zdobytych umiejętności.

Czytaj także:
„Głowiłem się, dlaczego nie idzie mi w interesach. Okazało się, że to grubymi nićmi szyta intryga, by mnie pogrążyć”
„Narzeczony żąda podpisana intercyzy. On chce chronić biznes, a ja nie wyobrażam sobie wyjść za kogoś, kto mi nie ufa”
„Wyrwałam się ze wsi i wpadłam w łapy obleśnych dziadów. Traktowali moje ciało jak własność i robili z nim co chcieli”

Redakcja poleca

REKLAMA