„Narzeczony żąda podpisana intercyzy. On chce chronić biznes, a ja nie wyobrażam sobie wyjść za kogoś, kto mi nie ufa”

pewna siebie kobieta fot. Getty Images, Westend61
„Poczułam się upokorzona. Nigdy, przenigdy nie dałam mu do zrozumienia, że zależy mi na jego pieniądzach. Nie prosiłam go o nic. Kilka chwil wcześniej zapewniał mnie o swojej miłości i zaufaniu, a teraz chciał, żebym zapoznała się z intercyzą. Nie tak to sobie wyobrażałam”.
/ 28.11.2023 22:00
pewna siebie kobieta fot. Getty Images, Westend61

Uważam, że podstawą udanego małżeństwa jest zaufanie. Przecież wiążąc się na całe życie, po prostu trzeba zaufać, że ta druga osoba nigdy nas nie skrzywdzi, nie porzuci i nie da powodów do zastanawiania się nad słusznością swojej decyzji.

Tak to działa, przynajmniej moim zdaniem. Mój narzeczony też deklarował, że zaufanie jest dla niego najważniejsze. Wkrótce po wypowiedzeniu tych słów, pomachał mi przed nosem intercyzą.

Pasowałam do niego jak wół do karety

– Daj sobie z nim spokój – radziła mi Natalia, moja najlepsza przyjaciółka. – Przecież wiesz, z jakiej rodziny pochodzi. Bez urazy, kochana, ale pasujesz do jego świata tak samo, jak wół pasuje do karety.

– A więc jestem wołem, czy tak? – zapytałam z teatralnym oburzeniem.

– Nawet jeżeli, to całkiem niebrzydkim wołem – odpowiedziała i obie zaczęłyśmy się śmiać jak dzieci.

Wiedziałam, że ma sporo racji. Mateusz był synem „tytoniowego magnata”. Jego ojciec był właścicielem ogromnych pól uprawnych i suszarni. Jak dużych? Nie wiem. Wiadomo mi było natomiast, że jest jednym z największych producentów suszu w Europie. Nie interesowało mnie czy figurował na liście najbogatszych Polaków, ale nie zdziwiłabym się, gdyby tak było.

– Do twojej wiadomości, ten przystojniak zaprosił stojącego przed tobą woła, czy też wołu, na kolejną randkę i za godzinę przyjedzie tu swoją karetą – oznajmiłam z udawaną dumą.

– Naprawdę myślisz, że to ma szansę powodzenia? Dziewczyno, ty tylko podałaś mu kawę, gdy przyszedł do restauracji.

– Nie wiem. Naprawdę nie mam pojęcia. Wiem natomiast, że chcę spróbować.

Pewnie myślicie, że Natalia była zazdrosna, że to mnie poderwał najlepszy kawaler w mieście? Nic z tych rzeczy. Znam ją od zawsze i wiem, że dobrze mi życzy. Po prostu przyjęła rolę mojego głosu rozsądku.

Chcę wam dobrze przedstawić sytuację, nie ukrywając niczego. Jestem córką typowych przedstawicieli niższej klasy średniej. Mama pracowała jako pracownik socjalny w gminnym ośrodku pomocy społecznej. Tata był dekarzem. W domu nigdy przesadnie się nie przelewało, ale zawsze było w nim to, co do życia jest najbardziej potrzebne.

Nigdy nie czułam, że czegokolwiek mi brakuje i pewnie dlatego pieniądze nie miały dla mnie wielkiego znaczenia. Skończyłam politologię, czyli kierunek, który w moim mieście nie dawał żadnych perspektyw. Nie mogąc znaleźć żadnej konkretnej pracy, poprosiłam o pomoc Natalię. „Mogłabyś załatwić mi coś w restauracji, w której pracujesz?” – poprosiłam ją pewnego dnia. I załatwiła. Nie zarabiałam dużo, ale wystarczająco, by wynająć mieszkanie do spółki z moją przyjaciółką.

Rodzina Mateusza na pewno była najbogatsza w mieście, a być może nawet w województwie. Pola tytoniu znajdowały się w ich rękach od pokoleń. Odbiorcami dla ich firmy były największe koncerny. Mieszkali w barokowym dworku, a na temat ich bogactwa krążyło wiele opowieści. Niektóre były bardziej prawdopodobne, inne mniej, ale nikt nie miał wątpliwości, że mają forsy jak lodu. Mateusz pracował w rodzinnej firmie jako dyrektor ds. kontaktów międzynarodowych. Za taką pracę musiał zgarniać niezłą wypłatę.

Związek, który nie miał prawa istnieć

Nie podrywałam Mateusza. To on zaczął mnie zagadywać. Pewnego dnia przyszedł na kawę. Później bywał w restauracji regularnie i nie ustąpił, dopóki nie zgodziłam się na randkę. Był przystojny i inteligentny. W końcu uległam. To, że był bogaczem, nie miało nic do rzeczy.

Później była następna randka, kolejna i kolejna. W końcu stwierdziłam, że nie jest mi obojętny. Nie chciałam pierwsza wyznawać mu miłości i nie musiałam. Gdy pewnego dnia spacerowaliśmy leśną drogą, powiedział mi, że zakochał się we mnie od pierwszego wejrzenia. Wkrótce zaproponował, byśmy zamieszkali razem, a ja zgodziłam się.

Gdy Natalia znalazła nową współlokatorkę, przeprowadziłam się do jego apartamentu. „Całe szczęście, że nie mieszka w tym onieśmielającym dworku” – pomyślałam wtedy. Myślicie pewnie, że jako dziewczyna bogatego faceta nie musiałam pracować? Owszem, nie musiałam. Ale chciałam. Weźcie mnie za szaloną, ale lubiłam pracę kelnerki. Poza tym nie chciałam być zależna od mojego chłopaka.

Mateusz wielokrotnie powtarzał mi, że na pewno znajdzie się coś dla mnie w firmie jego ojca. Ja jednak nigdy nie skorzystałam z tej propozycji. Uważałam (zresztą, uważam tak do dziś), że droga nepotyzmu nie jest tą, którą chcę podążać. Co innego załatwić sobie po znajomości pracę kelnerki, a co innego wprosić się do tak dużej firmy bez żadnych realnych kompetencji.

Kochałam jego, a nie jego pieniądze

Dwa lata po przeprowadzce w urzędzie gminy zwolniło się stanowisko sekretarki burmistrza. Złożyłam aplikację i dostałam tę pracę. Byłam z siebie dumna. Mateusz też i z tej okazji zabrał mnie na obiad. Tego dnia zachowywał się inaczej niż zwykle. Był małomówny, jakby wystraszony.

– Co się dzieje? – zapytałam go.

– Kompletnie nic. Dlaczego pytasz?

– Bo przez cały czas tylko ja mówię, a ty odpowiadasz mi monosylabami. Daj spokój, przecież cię znam i widzę, że coś ci leży na sercu.

– Masz rację, coś leży. Obawa, czy się zgodzisz.

– Na co miałabym się zgodzić?

W tym momencie Mateusz wstał od stolika, uklęknął przede mną i poprosił mnie o rękę, a ja... co miałam zrobić? Kochałam go, więc zgodziłam się.

Następnego dnia zadzwoniłam do Natalii.

– Nie uwierzysz, jak ci powiem!

– Co, pan bogacz chce się z tobą ożenić? – zapytała bardziej żartem niż na serio.

– No... tak!

– Masz rację, nie wierzę! To wspaniała wiadomość! Nie mów mi tylko, że nie chcesz mnie poprosić, żebym była twoją druhną, bo słowo daję, że cię uduszę!

– A kogo niby miałabym poprosić, jak nie ciebie, moja wariatko?

Tydzień później zaczęliśmy planować ślub.

– Zanim zajmiemy się szczegółami, zapoznaj się z tym – powiedział Mateusz i wyciągnął z teczki pokaźny plik dokumentów.

– A co to? – zapytałam zdziwiona.

– Wstępny zarys intercyzy.

– Niby dlaczego miałaby być nam potrzebna?

– Rodzinny prawnik na to nalega.

– Prawnik?

– I ja też.

Byłam po prostu w szoku

Poczułam się upokorzona. Nigdy, przenigdy nie dałam mu do zrozumienia, że zależy mi na jego pieniądzach. Nie prosiłam go o nic, sama na siebie zarabiałam, a gdy wręczał mi prezenty, których cena wykraczała poza granice zdrowego rozsądku, zawsze czułam się głupio. Kilka chwil wcześniej zapewniał mnie o swojej miłości i zaufaniu, a teraz chciał, żebym zapoznała się z intercyzą. Nie tak to sobie wyobrażałam.

– Czy ja kiedykolwiek zachowałam się, jakbym była z tobą dla pieniędzy? – zapytałam z rozczarowaniem w głosie.

– Oczywiście, że nie! – odpowiedział autentycznie oburzony.

– Więc nie traktuj mnie, jakbym była jakąś manipulantką, która poluje na twoją kasę.

– Przecież wiesz, że to nie tak...

– A jak? Machasz mi tym przed nosem, jakby małżeństwo było dla ciebie umową biznesową.

– Ja po prostu muszę zabezpieczyć interesy rodziny.

– Uważasz, że zagrażam waszemu majątkowi? Więc po prostu nie ufasz mi. Mowy nie ma. Nie podpiszę tego.

– Więc chyba jednak muszę zastanowić się, czy twoje intencje rzeczywiście są szczere.

– Nad niczym nie musisz się zastanawiać.

Po tych słowach zdjęłam z palca pierścionek zaręczynowy i wyszłam. Tego dnia przez kilka godzin wypłakiwałam się Natalii w ramię.

– Myślisz, że postąpiłam zbyt pochopnie? – zapytałam ją.

– Nie! Nie znam uczciwszej osoby niż ty, a on, jako twój narzeczony, też powinien cię tak postrzegać. Zachował się jak świnia.

– Natalia, ja nie mogę do niego wrócić. Nie po tym, jak mnie potraktował.

– Więc wprowadź się do mnie. Przecież twój pokój znów jest wolny.

I tak zrobiłam. Następnego dnia wróciłam do jego apartamentu po swoje rzeczy. Otworzyła mi gosposia. Jego nie było, mimo że wcześniej poinformowałam go, o której godzinie przyjadę. Cóż, widać nie mógł spojrzeć mi w oczy. A może po prostu byłam mu już obojętna? Nie wiem. To i tak bez znaczenia.  

Czytaj także:
„Moja klientka uciekła z salonu w środku zabiegu bez płacenia. Przez nią prawie straciłam pracę”
„Kumpel miał dość wyścigu szczurów i chciał się z niego uwolnić. Z dyrektorskiego stołka uciekł do więziennej celi”
„Byłam zagrożeniem dla szefa, więc się mnie pozbył. Jednym słowem mogłam go wtrącić do więzienia na wiele lat”

Redakcja poleca

REKLAMA