Kiedy nasz nastoletni syn Łukasz zaczął się interesować kinem grozy, woleliśmy z mężem nie protestować. Od lat próbowaliśmy zaciekawić go czymś na dłużej, ale bez powodzenia. Nic go nie wciągnęło – ani jazda na deskorolce, ani rysowanie, ani gra na gitarze.
Powoli kończyły nam się pomysły, a oboje uważaliśmy, że człowiek, szczególnie młody i pełen energii, powinien mieć jakieś hobby. Dlatego kiedy zorientowaliśmy się, że coraz częściej ogląda filmy o duchach, upiorach i innych makabrach, odpuściliśmy sobie moralizatorską gadkę o tym, że przemoc na ekranie rodzi przemoc w życiu.
Zaginął uczeń
Nie minęło kilka miesięcy, a Łukasz stał się zagorzałym fanem horrorów. Minusem było to, że gdy wchodziłam do jego pokoju, musiałam patrzeć na ociekające krwią plakaty. Z drugiej strony wolałam takie widoki od gołych ścian, w które przedtem wpatrywał się bezczynnie godzinami ze słuchawkami na uszach. No i wreszcie znalazł kolegów o podobnych zainteresowaniach, więc była szansa, że nie zmieni się w odludka.
Sprawy się skomplikowały, gdy wychowawczyni Łukasza zwołała specjalną naradę rodziców, na której pojawił się również policjant. Okazało się, że zaginął Karol, jeden z uczniów tej klasy. Ani jego matka, ani jej konkubent (nieobecny na zebraniu) nie mieli pojęcia, gdzie chłopak mógł się podziać. Policja na razie też nie trafiła na żaden trop. Jako że dzieciaki nie ukończyły jeszcze osiemnastu lat, potrzebna była nasza zgoda, a także obecność, żeby można je było przesłuchać.
Oczywiście się zgodziłam, podobnie jak reszta rodziców. Zaginięcie dziecka to koszmar dla każdej matki. Co więcej, znałam Karola, bo odwiedzał nas dość regularnie, odkąd Łukasz odkrył swoje nowe hobby.
Martwiłam się więc podwójnie. Fakt, że bliski kolega Łukasza zaginął, oznaczał, że również mój syn nie jest bezpieczny, że nawet w naszym spokojnym, prowincjonalnym miasteczku może mu się coś stać.
Łukasz chyba miał coś do ukrycia
Na przesłuchaniu syn dziwnie się zachowywał. Zaskoczył mnie, bo upierał się, że znał Karola tylko pobieżnie, tyle co z klasy, i że nie miał z nim kontaktu od miesiąca. Chciałam zaprotestować, ale uznałam, że lepiej nie robić z własnego syna kłamcy przed policją. Zaczęłam się jednak zastanawiać… Czemu Łukasz nie chce się przyznać do znajomości z Karolem, skoro nie ma nic wspólnego ze zniknięciem kolegi? Bo przecież nie ma… prawda?
W ciągu następnych dni w szkole Łukasza panowała napięta atmosfera. Policja, jak to policja, szukała powiązań z narkotykami i niebezpiecznymi subkulturami. Dzieciaki wymyślały setki własnych teorii, jedną bardziej absurdalną od drugiej. Może dlatego Łukasz skłamał? Bo nie chciał się mieszać w cały ten młyn plotek, pogłosek i domysłów?
Ale potem, szukając w pokoju syna rzeczy do prania, znalazłam wciśniętą pod biurko bluzę, która z pewnością nie należała do niego. Do tego miała na przedzie brunatnoczerwoną plamę. Momentalnie przypomniałam sobie, co na spotkaniu mówił o Karolu policjant. Kiedy widziano go po raz ostatni, chłopak miał na sobie dżinsy i szarą bluzę z kapturem. Dokładnie taką, jaką trzymałam teraz w rękach…
Zrobiło mi się słabo. Zachwiałam się i usiadłam na łóżku syna, czując niemiły ucisk w żołądku. Przewinęłam w głowie kadry z kilku poprzednich dni, wszystkie podejrzane słowa i zachowania. Łukasz wyszedł gdzieś wieczorem w poniedziałek i wrócił kilka minut po północy. To samo w środę. We wtorek i w czwartek siedział w domu, ale słyszałam, jak rozmawia z kimś przez telefon. Puścił jednak głośno muzykę, więc nie zrozumiałam ani słowa. Co tu się wyprawiało, u licha?!
Musiałam poznać prawdę
Uniosłam głowę i mój wzrok padł na makabryczne plakaty wiszące na ścianach. W filmach, które Łukasz tak lubił oglądać, ludzie zabijali się bez powodu, porywali turystów i torturowali ich dla zabawy, przelewając hektolitry krwi. Czy to możliwe, że Łukaszowi było mało emocji na ekranie? Że chciał zrobić coś więcej, niż tylko patrzeć?
Nie, nie, nie! Nigdy w to nie uwierzę. Przenigdy!
Tylko ta bluza… Skąd wzięła się w pokoju Łukasza? I dlaczego kłamał na przesłuchaniu?
Musiałam poznać prawdę. Postanowiłam, że będę śledzić syna. Schowałam bluzę tam, gdzie ją znalazłam, i zamknęłam za sobą drzwi.
Łukasz wychodził gdzieś co drugi wieczór. Dziś był piątek. Wystarczyło zaczekać, aż zrobi się ciemno.
Wrócił ze szkoły o normalnej godzinie i spytał, co na obiad. Starałam się zachowywać normalnie i nie przyglądać mu się zbyt natarczywie, ale ręce lekko mi drżały, gdy nakładałam ziemniaki. Na szczęście nic nie zauważył.
O dwudziestej Łukasz oznajmił, że idzie do Bartka. To był drugi jego kolega kinoman.
– Co będziecie robić?
– Oglądać filmy – odpowiedział krótko. – Wrócę późno.
Filmy… W obecnej sytuacji nabierało to zupełnie nowego znaczenia. Nie mogłam pozbyć się z głowy obrazu Karola przywiązanego do krzesła w ciemnej piwnicy, narzędzi tortur rozłożonych na podłodze i włączonej kamery stojącej na statywie. Ich własny film grozy… Nie, to przecież nie mogła być prawda!
Ruszyłam do przedpokoju, gdy tylko zatrzasnęły się drzwi. Odczekałam chwilę, a potem wybiegłam za synem. Szłam w oddaleniu, w butach na płaskiej podeszwie, żeby nie zdradziło mnie
Zaczynało się już ściemnieć, ale nadal było na tyle jasno, by rozpoznał rodzoną matkę, więc jak szpieg chowałam się za krzakami albo za rogiem.
Przecież miał iść do Bartka, a nie na działki…
To głupie, myślałam. Czułam się jak idiotka. Albo raczej jak paranoiczka. Co ty robisz, kobieto? Śledzisz własnego syna?! Odbiło ci? Ale nie mogłam się teraz zatrzymać. Musiałam poznać prawdę.
Łukasz wstąpił do osiedlowego sklepu i wyszedł pięć minut później z reklamówką zakupów. Następnie skierował się na obrzeża miasta. Maszerował jakieś dziesięć minut, aż dotarł do ogródków działkowych. Zatrzymał się przed bramą jednego z nich i wyciągnął klucz. Zanim zdążyłam się zastanowić, co to może oznaczać, wszedł do środka.
Podążyłam za nim i podkradłam się pod okno domku. W środku świeciło się światło. Oddychając ciężko, z duszą na ramieniu, zajrzałam do środka.
Bałam się, że ujrzę coś okropnego – folię malarską na podłodze, stół z uchwytami na ręce i nogi, narzędzia tortur i tak dalej, jak w filmach o seryjnych mordercach. Tymczasem patrzyłam na zagracony pokój i dwójkę chłopców. Mój syn i zaginiony Karol.
Nie przejmując się tym, co sobie pomyślą, wparowałam do środka i zażądałam wyjaśnień. Mało nie wyskoczyli z butów na mój widok, ale pozbierali się w kilka sekund.
Karol opowiedział łamiącym się głosem, że uciekł z domu, bo pobił go nowy facet matki, gdy ona była w pracy. Stąd plamy krwi na bluzie. Mężczyzna zagroził Karolowi, że jeśli komuś o tym powie, to tak oberwie, że własna matka go nie pozna, więc dzieciak wybiegł z domu i pognał prosto do Bartka. Łukasz akurat tam był.
Razem postanowili, że Karol zatrzyma się w domku letniskowym rodziców Bartka, gdzie zostanie tak długo, jak będzie chciał. Łukasz zabrał jego bluzę, żeby ją wyprać, kiedy nikogo nie będzie w domu. Na zmianę z Bartkiem przynosili koledze jedzenie do domku.
Zwątpiłam we własnego syna
Teraz naprawdę poczułam się głupio. Podejrzewałam syna o najgorsze, a tymczasem on pomagał koledze w potrzebie! Tylko czemu nic nie powiedział? Dlaczego nastolatki myślą, że wszyscy dorośli to ich wrogowie?
– Chodźcie, chłopcy – powiedziałam. – Załatwimy tę sprawę tak, jak należy.
Wyjaśnienie wszystkich szczegółów zajęło kilka godzin następnego dnia. Karol spędził noc u nas w domu. Udało mi się zaangażować w sprawę wychowawczynię, policję i rzecz jasna matkę Karola. Z miejsca zadzwoniła do swojego partnera i kazała mu się wynosić. Odetchnęłam z ulgą, że tak zareagowała, bo niestety różnie to bywa. Czasem partner bywa dla kobiety ważniejszy niż dzieci.
Rytm życia znów zwolnił, choć trochę czasu minie, nim ja się otrząsnę ze wstydu i poczucia winy. W końcu zwątpiłam w swojego syna… Chciał pomóc koledze, a ja pomyślałam, że mógłby go skrzywdzić, bo się naoglądał krwawych filmów.
Mąż wciąż się ze mnie wyśmiewa i mówi, że matki są jak policjanci: zawsze o coś podejrzewają. Łukasz nazywa mnie mamą na tropie zbrodni. Niech mu będzie. Grunt, że nie myli fikcji z rzeczywistością. Cieszę się, że jest dobrym chłopcem, że ma przyjaciół, których chce chronić. Choć jak to nastolatki – nieźle skomplikowali całą sprawę.
Czytaj także:
„Dałam się nabrać jak mała dziewczynka. Gdyby nie mój syn, mogłabym stracić wszystkie oszczędności”
„Patrzyłem z niedowierzaniem, jak rodzeni bracia kłócą się o majątek zmarłego ojca. Staruszek wywinął im niezły numer”
„Zaczęłam się martwić, że mój przystojny syn przedwcześnie zostanie tatusiem. Musiałam go pilnować"