„Przy rozwodzie rodzina stanęła przeciwko mnie. Dla innych mąż był świętym z obrazka, a dla mnie najgorszym koszmarem”

Smutna kobieta w domu fot. iStock by Getty Images, supersizer
„Każdy dzień z nim był jak walka o przetrwanie. Ludzie nie widzieli, jak zabierał mi każdy grosz, jak kontrolował moje wyjścia, z kim rozmawiam i co robię. Nie widzieli, jak zamykał drzwi, kiedy płakałam, prosząc go o odrobinę zrozumienia”.
/ 03.07.2024 19:30
Smutna kobieta w domu fot. iStock by Getty Images, supersizer

„Nikt nie wie, jaki to drań” – powtarzałam sobie w duchu, gdy patrzyłam na sąsiadów krzywo patrzących na mnie zza firanek. Gdy zostawiłam męża, każdy chciał mnie ukamienować. Mówi się, że dom to świątynia, ale ja w swojej świątyni czułam się jak więzień. Nie żałuję, że podjęłam odważną decyzję i zawalczyłam o swoje szczęście.

Rozwód? To poważny krok

– Naprawdę chcesz to zrobić, Marta? – zapytała Anka, moja najlepsza przyjaciółka, siedząc naprzeciwko mnie przy kuchennym stole.

Spojrzałam na nią, próbując ukryć łzy.

– Muszę, Anka. Nie wytrzymam tego dłużej. Marek jest... nie do wytrzymania.

Anka westchnęła, patrząc na mnie współczująco.

Wiem, że jest ciężko, ale rozwód? To wielki krok. Może powinniście spróbować terapii małżeńskiej?

Pokręciłam głową.

– Próbowałam wszystkiego. Terapii, rozmów, kompromisów. Ale Marek zawsze wraca do swoich starych nawyków. Nie zniosę więcej jego manipulacji i kontrolowania.

Anka zamilkła na chwilę, po czym znowu się odezwała.

– Ale ludzie... Co ludzie powiedzą? Wiesz, jak to jest w małym miasteczku. Już teraz plotki krążą. A po rozwodzie...

Zacisnęłam zęby, czując, jak narasta we mnie złość.

– Ludzie? Co mnie obchodzą ludzie? Oni nie wiedzą, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami naszego domu. Widzą tylko to, co Marek im pokazuje – idealnego męża i ojca. Ale nikt nie wie, jaki to drań naprawdę.

Zacznijmy jednak od początku.

Za zamkniętymi drzwiami był zupełnie inny

Nie mogłam znieść tego, jak Marek traktował mnie na co dzień. Na zewnątrz zawsze uśmiechnięty, elegancki mężczyzna, który zdawał się być wzorem do naśladowania. Ale za zamkniętymi drzwiami był zupełnie inny.

– Marta, czy możemy porozmawiać? – zapytał Marek, kiedy wrócił z pracy pewnego wieczoru.

Spojrzałam na niego z rezygnacją.

– O czym tym razem?

Uśmiechnął się, ale jego oczy były zimne.

– Może o tym, że ciągle narzekasz na moje zachowanie. Co znowu zrobiłem nie tak?

Zacisnęłam pięści.

– Marek, chodzi o to, jak mnie traktujesz. Twoje ciągłe kontrolowanie, upokarzanie... Nie mogę już tego znieść.

Przewrócił oczami.

Przestań dramatyzować, Marta. Po prostu chcę, żebyś była lepszą żoną. To chyba nie takie trudne?

– Lepszą żoną? – wybuchłam. – A co to w ogóle znaczy? Żebym była posłuszna, cicha i robiła wszystko, co mi każesz?

Marek wzruszył ramionami.

– Może. A może po prostu przestań być taka przewrażliwiona. Wszystkie twoje problemy są w twojej głowie.

Każdy dzień z nim był jak walka o przetrwanie. Ludzie nie widzieli, jak zabierał mi każdy grosz, jak kontrolował moje wyjścia, z kim rozmawiam i co robię. Nie widzieli, jak zamykał drzwi, kiedy płakałam, prosząc go o odrobinę zrozumienia.

Wściekał się, gdy coś było nieidealne

Nie muszę długo myśleć, by przywołać jedną z takich sytuacji. Pewnego wieczoru, po powrocie z pracy, Marek wszedł do kuchni, gdzie przygotowywałam kolację. Uśmiech na jego twarzy szybko zniknął, gdy tylko zauważył, że coś jest poniżej jego zawyżonych standardów.

Co to ma być? – zapytał, wskazując na nieporządek na blacie. – Dlaczego tu jest taki bałagan?

Spojrzałam na niego, trzymając szmatkę w dłoni.

– Robiłam kilka rzeczy naraz. Zaraz posprzątam.

Marek przewrócił oczami.

– Zawsze masz jakieś wymówki. Nie mogłabyś być bardziej zorganizowana?! Jak ciężko jest utrzymać porządek? Tu jest jak w chlewie!

A to była tylko jedna z wielu takich sytuacji. Na każdym kroku krzyczał na mnie, poniżał mnie, niszczył moją pewność siebie. Co więcej, każdego dnia czułam na sobie jego kontrolę. Wszystko musiało być zrobione według jego planu. Jednej nocy, gdy wróciłam później ze spotkania z przyjaciółką, Marek czekał na mnie w salonie. Jego twarz była czerwona ze złości.

Gdzie byłaś? – zapytał zimnym tonem.

– Spotkałam się z Anką, mówiłam ci, że wrócę później – odpowiedziałam spokojnie, próbując nie pokazywać strachu.

– Mówiłaś? – roześmiał się bez humoru. – Powinnaś mnie informować dokładniej. Nie wiedziałem, gdzie jesteś. Masz telefon, prawda? Mogłaś zadzwonić.

Zamknęłam oczy, czując, jak narasta we mnie frustracja.

– Marek, mówiłam ci, gdzie idę. Nie muszę raportować każdej minuty mojego dnia.

Zbliżył się do mnie, patrząc mi prosto w oczy.

– Owszem, musisz. Jesteś moją żoną i chcę wiedzieć dokładnie, co robisz i z kim.

Każdego dnia czułam na sobie jego kontrolę

Sprawdzał nawet moje finanse. Pamiętam, jak kiedyś chciałam kupić nową sukienkę. Poszłam do sklepu, zobaczyłam ją na wystawie i zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia. Po prostu chciałam ją mieć, było mnie na to stać. Ale kiedy wróciłam do domu i mąż zobaczył rachunek, jego twarz stężała.

Dlaczego wydałaś tyle pieniędzy na sukienkę? – zapytał zimno.

– Marek, potrzebowałam czegoś nowego na jutrzejszą uroczystość w pracy. Ta sukienka jest idealna – próbowałam tłumaczyć.

– Idealna? – Marek podniósł głos. – Idealne jest to, żebyś nie marnowała naszych pieniędzy na głupoty. Oddasz ją jutro.

Zamknął się w gabinecie na resztę wieczoru, a ja siedziałam na kanapie, czując się mała i bezradna.

Jednej nocy, kiedy leżałam w łóżku, próbując stłumić łzy, Marek wszedł do sypialni.

Dlaczego płaczesz? – zapytał, choć wiedział dobrze, co jest powodem.

– Marek, ja po prostu... czuję się taka samotna. Chcę, żebyś mnie zrozumiał, żebyś...

Przerwał mi, podnosząc rękę. 

– Przestań dramatyzować. Masz wszystko, czego potrzebujesz. Po prostu przestań być taka przewrażliwiona.

Jego słowa były jak lodowaty prysznic. Zamknęłam oczy, starając się uspokoić, ale w środku czułam się kompletnie rozbita.

Codziennie walczyłam z jego kontrolą, manipulacją i brakiem szacunku. I nikt, absolutnie nikt, nie widział tego, co działo się za zamkniętymi drzwiami naszego domu. Coraz bardziej traciłam w tym wszystkim samą siebie.

Nagle wszyscy się ode mnie odsunęli

Kiedy w końcu postanowiłam odejść, reakcje były natychmiastowe. Rodzina, przyjaciele, nawet sąsiedzi – wszyscy mieli swoje zdanie. Każdy wiedział lepiej, co powinnam zrobić. Miałam wrażenie, że nagle wszyscy się ode mnie odsunęli. A przecież kiedyś byli dla mnie tacy wspierający...

Jak mogłaś zostawić Marka? – zapytała mnie matka, z wyrzutem w głosie. – Taki dobry mąż, zarabiał na dom, a ty... Po prostu go zostawiłaś.

Zamknęłam oczy, próbując powstrzymać łzy.

– Mamo, nie wiesz, co się tam działo. To nie było życie, to było piekło.

Matka skrzywiła się, jakby nie mogła uwierzyć w to, co mówię.

– Piekło? Przesadzasz, Marta. Powinnaś była bardziej się postarać. Małżeństwo to praca.

Spojrzałam na nią z bólem w oczach.

– Starałam się. Pracowałam nad tym związkiem, ale to nie miało znaczenia. Marek mnie niszczył, kawałek po kawałku.

Nikt nie chciał słuchać mojej wersji wydarzeń. Dla wszystkich byłam tą złą, która rozbiła rodzinę. Ale ja wiedziałam, że musiałam to zrobić dla siebie, dla swojego zdrowia psychicznego, dla przyszłości, która nie była naznaczona jego gniewem i kontrolą.

Jedyną osobą, która stała po mojej stronie, była Anka. Kiedy przyszłam do niej z walizką w ręce, nie zadawała pytań, tylko otworzyła drzwi i przytuliła mnie mocno.

– Zrobiłaś to, co musiałaś zrobić – westchnęła. – I jestem z ciebie dumna.

Dzięki niej zaczęłam wierzyć, że może jednak mam szansę na nowe życie, ale już tym razem bez strachu i bólu. Musiałam tylko przetrwać ten trudny czas, znaleźć siłę w sobie i zbudować coś nowego. Coś, co było naprawdę moje.

Ludzie nadal wieszali na mnie psy i pokazywali palcami, ale ja już się tym nie przejmowałam. Wierzyłam, że zrobiłam to, co było dla mnie najlepsze. Ja o tym wiem. I to jest dla mnie najważniejsze.

Marta, 36 lat

Czytaj także:
„Do miłości zabierałam się dwa razy, a i tak poległam. Mam narzeczonego, ale wciąż jestem samotna jak kołek w polu”
„Mój 40-letni facet to maminsynek. Jego matka ciągle knuła, jak się mnie pozbyć i w końcu jej się udało”
„Byłam silną singielką, a ślub kojarzył mi się z zakuciem w kajdany i praniem męskich gaci. Gdy poznałam Piotra, zmiękłam”

Redakcja poleca

REKLAMA