Sobotni poranek rozpoczął się jak każdy inny. Podczas gdy mój małżonek tradycyjnie przeglądał gazety w ulubionym fotelu, ja zajmowałam się swoimi sprawami.
Musiałam kłamać
– Zuzka, możesz mi powiedzieć, co zjadłaś wczoraj w japońskiej knajpie, że rachunek wyniósł prawie 400 złotych? – niespodziewanie padło pytanie z jego strony.
– A co cię to nagle obchodzi? – parsknęłam śmiechem, starając się ukryć zmieszanie.
– Czysta ciekawość… Przez przypadek rzuciłem okiem na wyciąg z konta. Musiałaś zamówić naprawdę sporą porcję sushi, skoro tyle zapłaciłaś – zauważył niby od niechcenia.
– Ech, do rachunku doszła butelka winka. Poza tym postawiłam Ance. Wiesz przecież, że ona ledwo wiąże koniec z końcem… – wyjaśniłam pospiesznie.
– Aha, no to ok – skwitował Jurek i na powrót zagłębił się w lekturze.
Udałam się do kuchni i od razu wykonałam telefon do przyjaciółki.
– Hej Ania, słuchaj uważnie. Wczoraj wieczorem jadłyśmy razem sushi, okej? Ja stawiałam, miej to na uwadze! – powiedziałam przyciszonym głosem.
– W porządku, ale uważaj, bo w końcu się doigrasz! Powinnaś być ostrożniejsza w tym, co robisz – przestrzegła mnie przyjaciółka.
Miałam wrażenie, że jestem ignorowana i czułam się osamotniona
Dzieliła nas różnica wieku
Stanęłam na ślubnym kobiercu z wielkiej miłości, mimo iż większość moich koleżanek sądziła, że robię to dla kasy. Mój wybranek, Jerzy, był szefem przedsiębiorstwa, w którym odbywałam praktyki. Od pierwszego wejrzenia zrobił na mnie piorunujące wrażenie, choć był 20 lat starszy. Nie będę kłamać – to ja zainicjowałam flirt, a on chętnie go podjął. Zakochałam się w nim bez pamięci… Dekadę temu powiedzieliśmy sobie "tak". W tamtym momencie wydawało mi się, że nasze wspólne życie będzie przypominało bajkę o królewiczu i królewnie, pełną cudów i zachwytów.
Nasze początki można by śmiało określić jako cudowne i pełne miłości. Jurek robił wszystko, by spełniać moje pragnienia, nieustannie zapewniał mnie o swojej miłości i komplementował moją urodę. Dokładał wszelkich starań, by jak najczęściej przebywać w moim towarzystwie. Żartował nawet, że przeze mnie czeka go bankructwo, bo zamiast poświęcać odpowiednio dużo czasu firmie, woli spędzać go ze mną. Jednak po dwóch latach sielanka się skończyła i nadeszła szara rzeczywistość.
Miałam wszystko oprócz szczęścia
Mój małżonek pragnął zostać ojcem. Nie czułam się gotowa na macierzyństwo, ale postanowiłam spełnić jego marzenie, bo miał już swoje lata. Na świat przyszła najpierw nasza córeczka Jagoda, a po dwóch latach synek Kacper.
Poświęciłam się prowadzeniu domu i opiece nad dziećmi, podczas gdy Jurek z zapałem oddawał się pracy zawodowej. Rozwijał swoją działalność, inwestował w nowe projekty. Koleżanki patrzyły z zazdrością na mój piękny dom, markowe ubrania, najnowszy model auta i nieograniczony dostęp do konta bankowego, a ja mimo tego wszystkiego… czułam się nieszczęśliwa.
Mąż mnie nie zauważał
Miałam poczucie, że jestem coraz bardziej zaniedbywana, osamotniona i porzucona. Zastanawiałam się, po co mi to wszystko, skoro mąż praktycznie wcale nie poświęca mi uwagi. Wychodził z domu bladym świtem i zjawiał się z powrotem, gdy robiło się już ciemno. Zazwyczaj był wykończony i w złym humorze. Zjadł to, co mu podałam i od razu szedł do sypialni. Nie żeby uprawiać ze mną seks, ale po to, by się porządnie wyspać. Kiedy starałam się do niego przytulić, delikatnie mnie odsuwał, tłumacząc, że nie ma siły.
Desperacko pragnęłam odmienić tę sytuację, na nowo rozniecić wygasłe uczucie. Zaopatrywałam się w zmysłową bieliznę, katowałam się treningami, by przywrócić figurze ponętne kształty sprzed ciąży. Eksperymentowałam z uczesaniem, zapachami, odcieniami paznokci. Wszystko na darmo. Mój mężczyzna zdawał się być kompletnie nieświadomy tych starań.
Nie rozumiał mnie
W jeden z wieczorów nerwy mi puściły i spytałam wprost, czy nadal mnie kocha.
– Co to za głupie pytanie? – odpowiedział wyraźnie zdumiony.
– Więc czemu nigdy o tym nie wspominasz ani tego nie pokazujesz! Czy nie dostrzegasz, że sprawiasz mi ból? – wykrzyczałam.
Kompletnie go zamurowało.
– No to już zdecydowanie przegięłaś – oznajmił oschle.
Następnie bez chwili zastanowienia zaczął mi wytykać, że nie umiem być wdzięczna i traktuję go nie fair. Podobno robi wszystko, żebyśmy wiedli dostatnie życie, pozwala mi dysponować pieniędzmi bez rozliczania każdej złotówki, mimo że nigdzie nie pracuję. A ja tego w ogóle nie dostrzegam. Wytknął mi też, że większość kobiet marzy o tym, by być na moim miejscu. Od tamtej pory nie wracałam już do tego wątku. Miałam świadomość, że i tak do niego nie dotrę…
Marcina poznałam przypadkiem
Nic nie zapowiadało tej historii. Wszystko potoczyło się zupełnie niespodziewanie. Wybierałam się w odwiedziny do koleżanki mieszkającej pod miastem. Pogoda była paskudna. Nagle, parę kilometrów za rogatkami, mój wóz odmówił posłuszeństwa. Kompletnie bezradna stałam przy drodze, dając znaki przejeżdżającym samochodom, bo jakby tego było mało, padła mi też bateria w telefonie. Marcin okazał się jedynym kierowcą, który zareagował.
– Z przyjemnością udzielę pomocy tak uroczej kobiecie – powiedział z uśmiechem.
Przestraszona, przejechałam dłonią po fryzurze. Pewnie prezentowałam się jak prosto spod prysznica, a dostrzegłam, że ten sympatyczny facet jest w młody i niezwykle atrakcyjny. Zaopiekował się mną. Skontaktował się z pomocą drogową, towarzyszył mi do serwisu samochodowego, a na koniec podrzucił mnie do domu. Przez cały czas trwania podróży gawędziliśmy. Dowiedziałam się, że studiuje, mieszka w akademiku i dorabia w knajpie. Gdy się żegnaliśmy, poprosił mnie o podanie numeru komórki. Chce mieć pewność, czy z autem wszystko ok. Wyrecytowałam mu go bez zająknięcia. Kiedy odjechał, przyłapałam się na tym, że mam nadzieję, iż zadzwoni.
Zaczęliśmy się spotykać
Minął tydzień, gdy nieoczekiwanie zadzwonił i zaprosił mnie na kawę. Przystałam na propozycję. Nasze pierwsze wspólne chwile były doprawdy bez podtekstów. Po prostu przesiadywaliśmy w kafejce, sącząc napoje i gawędząc. Zapomniałam już, jak cudownie jest z kimś tak długo rozmawiać. Mój mąż przeważnie kontaktował się tylko w istotnych kwestiach i reagował monosylabami. Z kolei Marcin potrafił dyskutować na dowolny temat. Poza tym wypowiadał się pełnymi zdaniami...
Minęło kilkanaście tygodni, kiedy niespodziewanie usłyszałam dzwonek telefonu. To był on. Zaproponował mi wspólny wypad poza miasto, do domku należącego do jego przyjaciela. Akurat byłam sama w domu. Dzieci spędzały lato u babci, a mój mężczyzna tradycyjnie był pochłonięty obowiązkami służbowymi.
– Możemy pochodzić po lesie, zaczerpnąć świeżego powietrza, popływać w jeziorze – zachęcał mnie kusząco.
Byłam pewna, do czego to doprowadzi.
– Przyjedź za godzinę – powiedziałam mu.
Ruszyłam prosto do szafy i z jednej z szuflad wyjęłam swoją najpiękniejszą bieliznę. Dawno nie miałam w sobie tyle pozytywnej energii.
Poszliśmy na całość
Sytuacja potoczyła się zgodnie z moimi przewidywaniami. Spacer nie doszedł do skutku. Tuż po przekroczeniu progu domu Marcin przycisnął mnie do ściany i zaczął namiętnie całować.
– Jesteś miłością mojego życia – wymruczał.
– Daj spokój, jestem mężatką, mam rodzinę – usiłowałam protestować.
– Szzzz – uciszył mnie.
Następnie przeniósł mnie na łóżko. Było niesamowicie, przeżyliśmy naprawdę szalone chwile bliskości. Spontaniczny, żarliwy seks... Gdy Marcin poszedł przygotować mi potem coś do picia, prawie się rozkleiłam. Ale nie dlatego, że czułam wyrzuty sumienia z powodu zdrady męża. Byłam po prostu szczęśliwa! Już od dłuższego czasu nikt nie obdarzył mnie taką dawką czułości i nie dał mi aż tyle satysfakcji.
Kiedy dotarłam do domu, Jerzego nadal nie było. Od razu wskoczyłam do łóżka. Dręczyły mnie smutek i poczucie winy. Moja druga połówka wróciła do domu grubo po dwunastej. Kiedy przekroczył próg naszej sypialni, poczułam się tak zażenowana, że nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy. W duchu obawiałam się, że zorientuje się, do czego doszło, tylko patrząc na moją twarz. On jednak nawet nie zerknął w moim kierunku i nie zainteresował się, jak spędziłam czas...
Mąż się nie domyśla
Nasza znajomość trwa już ponad rok. Regularnie widujemy się co dwa tygodnie i za każdym razem niecierpliwie wyczekuję tego momentu. To dla mnie wyjątkowa chwila, dlatego zawsze starannie się do niej przygotowuję – odwiedzam salon fryzjerski, relaksuję się na masażu. Uwielbiam zabierać Marcina do knajp albo na zakupy. Choć twierdzi, że nie chce, abym go sponsorowała, zawsze udaje mi się go do tego namówić. Sprawia mi ogromną radość, gdy mogę z nim gdzieś wyjść, sprawić mu jakieś modne ciuchy i widzieć, jak bardzo mu się podobają… Później jedziemy zazwyczaj do pewnego niewielkiego, acz bardzo eleganckiego hotelu na obrzeżach. Nocleg tam sporo kosztuje, ale personel cechuje się ogromną dyskrecją.
Na te wszystkie eskapady kasę wykładam nie do końca ja, tylko Jurek. No bo w końcu to on pracuje i przynosi do domu pieniądze. Właśnie dlatego tak się pilnuję, żeby nikt się nie dowiedział o tym moim skoku w bok. Gdyby się dowiedział, że go zdradzam, to już byłby cios, a co dopiero jakby się zorientował, że jego kasa idzie na jedzenie i ciuchy dla mojego kochasia… Muszę się bardziej pilnować, Anka ma rację.
Krzywdzenie męża to ostatnia rzecz, na którą miałabym ochotę. W głębi serca wciąż żywię do niego uczucia. Wmawiam sobie, że dopóki pozostaje nieświadomy, to niczego złego mu nie robię...
Zuzanna, 40 lat
Czytaj także: „Po śmierci męża teść chodził za mną jak cień. Myślałam, że to z troski, a on miał zupełnie inne powody do wizyt”
„Pierwszy raz nie było nas stać na wakacje. Dzieci zamiast wypoczynku dostały lekcję od życia”
„Synowa wyciąga od nas kasę metodą na wnuczka. Sama ma kasy jak lodu, a i tak chce ciągnąć od nas”