„Przeżyłam wakacyjny romans z Grekiem, a ten drań mnie oszukał. Ukradł mi biżuterię, ekspres do kawy i... moje serce”

Kobieta, którą oszukał kochanek fot. Adobe Stock, davit85
„Nie wiedziałam – śmiać się czy płakać. Ech, głupia babo, potrzeba ci było tego do szczęścia… Tej nocy znowu nie spałam. Czy to możliwe, że ktoś tak bliski mnie oszukał? Z drugiej strony, co ja niby o nim wiedziałam...”.
/ 19.12.2021 08:35
Kobieta, którą oszukał kochanek fot. Adobe Stock, davit85

Gośka, moja koleżanka z pracy, wpadła do mnie jak burza, dzwoniąc do drzwi z taką siłą, jakby się co najmniej paliło. Nie żebym się zdziwiła, bo nasze sobotnie spotkania były już tradycją, ale tym razem zauważyłam, że jest wyjątkowo podekscytowana.

– Kawki, kawki! – zakrzyknęła, moszcząc się przy kuchennym stole. – I masz! – wręczyła mi jakiś folder.

– Co to? – zapytałam, podając kawę i wyciągając ciasto.

– Śmoto – zaśmiała się. – Patrz i tyle.

No więc popatrzyłam. Oczom moim ukazały się oferty jakiegoś biura podróży.

– I co niby mam z tym zrobić?

– Przewinąć na stronę piętnastą, zachwycić się. A potem utwierdzić mnie w przekonaniu, że właśnie tam jedziemy!

– Zwariowałaś? Gdzie niby? Grecja? – nie wierzyłam własnym oczom, kiedy dotarłam do wskazanej strony.

– Tak jest, Grecja! Mamy urlop niedługo, prawda? Ja nie zamierzam się kisić ani w domu, ani na jakimś za przeproszeniem zadupiu na Mazurach. Chcę słońca, drinków, palm i morza.

– Ale to przecież kosztuje fortunę…

– Guzik tam fortunę. Teraz są promocje, już się dowiadywałam. Wierz mi, że więcej wydamy jadąc nad Bałtyk. I bardzo cię proszę, nie jojcz, tylko po prostu się decyduj.

I tak właśnie, nieco przyparta do muru, pełna obaw, uznałam, że może faktycznie coś w tym jest. Za granicą nie byłam od wieków. Kiedyś wprawdzie jeździliśmy z mężem, ale to było z dziesięć lat temu, mąż odpłynął w siną dal, a ja zostałam w pustym mieszkaniu, z którego ruszałam się od czasu do czasu tylko po to, żeby pojechać na zakupy, na grzyby, a w przypływie szaleństwa na weekend na wieś.

Trzy tygodnie później, otoczone tłumem turystów, odbierałyśmy z Gośką bagaże na lotnisku w Grecji i pakowałyśmy się do autokaru, który miał nas zawieźć do raju na ziemi, czyli naszego hotelu. Faktycznie, wrażenia były niesamowite. Morze jak okiem sięgnąć, palmy – jak nieba sięgnąć, baseny, bary, pokój luksusowy.

– Rany, dziękuję, że mnie tu przywiozłaś, dziewczyno, sama bym tego nie wymyśliła! – aż uściskałam Gośkę.

Wtedy właśnie pojawił się ON

Pierwsze dwa dni spędziłyśmy nad basenem, gapiąc się w przestrzeń, sącząc wino i plotkując o turystach. Jadłyśmy, śmiałyśmy się, było cudnie. Trzeciego dnia postanowiłyśmy przejść się po okolicy. Gorąco było jak w piekle, więc nasze stroje były co najmniej skąpe. Zmęczone spacerem, usiadłyśmy w pobliskim barze i zamówiłyśmy jedzenie i napoje. Wtedy właśnie pojawił się ON. Kelner. Najpierw uprzejmie przyjął zamówienie, podał posiłek, a potem…

– Czy panie są może z Polski? – zapytał po angielsku.

– O rany – niemal się zakrztusiłam krewetką. – To aż tak widać?

– Nie, to nie tak – roześmiał się. – Ja po prostu trochę mówię po polsku, bo moja babcia stamtąd pochodziła i podsłuchałem, jak rozmawiacie.

– Zgadza się, z Polski, a dokładnie z Warszawy. Zapraszamy do nas – Gośka najwyraźniej się dobrze bawiła.

– W takim razie zapraszam na wino. Ja stawiam! I mam na imię Gorgos.

Przedstawiłyśmy się i… prawda jest taka, że spędziłyśmy w tej tawernie pół dnia. Ponieważ była usytuowana w bocznej uliczce, turystów nie było wielu. Gorgos odchodził na parę chwil, żeby się nimi zająć, ale przez większość czasu towarzyszył nam. Było naprawdę miło i śmiesznie. Upał, wino, świetne nastroje i ta dziwaczna rozmowa ni to po polsku, ni po angielsku. Wróciłyśmy z Gośką do hotelu radosne jak skowronki.

– Fajny, co? – zapytała, wychodząc spod prysznica.

– Kto?

– Matko święta, Dorka, no ten Grek przecież! A jak na ciebie patrzył!

– Gorgos? – zdziwiłam się. – No fakt, sympatyczny, ale co niby masz na myśli?

– Idiotka! – prychnęła. – Jakby na mnie tak facet patrzył, to bym już dawno była z nim na romantycznej kolacji albo spacerze nad morzem – mrugnęła okiem.

– Jasne, on ma z dziesięć lat mniej!

– Na wakacjach jesteś! Aha, ja jutro się umówiłam na masaż, a tobie radzę skoczyć jeszcze raz na obiadek tam…

Tej nocy trudno mi było zasnąć, bo faktycznie nie mogłam zapomnieć o tym mężczyźnie. Zastanawiałam się, czy rzeczywiście mogę mu się podobać, czy może to tylko był to efekt słońca i wina.
Nieco wbrew sobie postanowiłam jednak pójść jeszcze raz do tej tawerny. Kiedy Gorgos mnie zobaczył, na jego ustach pojawił się płomienny uśmiech.

– Jak się cieszę! – powiedział. – Siadaj, zaraz przyniosę ci coś dobrego i pogadamy.

I pogadaliśmy. A po zmierzchu odprowadził mnie do hotelu.

– Pójdziemy jutro na spacer? Znam piękne miejsce na plaży – wziął mnie za rękę.

Zgodziłam się i spędziłam kolejną bezsenną noc

A następną… Lepiej o tym nie mówić. Były gwiazdy, wino, pocałunki i cała reszta. Poczułam się znów pożądana, atrakcyjna. Kiedy wyjeżdżałyśmy, wymieniliśmy się z Gorgosem numerami telefonów i wszystkimi innymi kontaktami. Wtedy pomyślałam, że to bez sensu, bo przecież nawet jak będzie pisał czy dzwonił, to co z tego, skoro dzieli nas tyle kilometrów, ale miałam nadzieję, że czasem choć porozmawiamy.

I faktycznie kontakt się nie urwał. Dzwonił do mnie, kiedy tylko mógł, a ja czułam, że z tygodnia na tydzień coraz bardziej się w tę dziwną znajomość na odległość angażuję. A kiedy dwa miesiące później poinformował mnie, że może przyjechać, i to na dłużej, byłam wniebowzięta. Zjawił się z walizkami, uściskał mnie, a ja nie mogłam złapać oddechu. Spędziliśmy razem dwa cudowne tygodnie. Potem Gogros uznał, że czas, by czymś się zająć. Zaczął szukać pracy. Na szczęście w knajpce greckiej, która znajdowała się wcale nie tak daleko, potrzebowali kierownika sali.

Moje życie zaczęło nabierać nowych barw. Ja pracowałam z domu, Gorgos codziennie wychodził do swoich obowiązków. Czułam, że to coś niesamowitego. Gośka śmiała się ze mnie, że złapałam pana Boga za nogi, a raczej Greka. Co tu więcej mówić, byłam zakochana i szczęśliwa. Ale wszystko co dobre, prędzej czy później się kończy. Bo któregoś dnia moja firma wysłała mnie w delegację. Pracowałam jako konsultant w jednym z farmaceutycznych przedsiębiorstw i tego akurat zlecenia nie dało się załatwić na odległość. Pojechałam, zrobiłam, co było trzeba, wróciłam i…

Gorgosa nie było. Nie było też pieniędzy, biżuterii, ekspresu do kawy, na który zbierałam pieniądze z pół roku… Na ten widok aż mnie zatkało. W pierwszej chwili pomyślałam, że do mieszkania wparowali złodzieje, ale przecież drzwi wyglądały na nietknięte. Obeszłam dom. Jasny gwint, zginął nawet porcelanowy serwis, który odziedziczyłam po babci! W panice wybrałam numer Gośki.

– Nie wiem, co się dzieje! – wykrzyczałam. – Nie ma pieniędzy, pamiątek, jego też nie ma i w dodatku nie odbiera telefonu!

– Musisz to zgłosić, nie masz wyjścia

– przekonywała. – Nie wiem, czy to robota złodziei, czy… – tu zawiesiła głos.

– Co niby masz na myśli?! – żachnęłam się. – Uważasz, że to Gorgos?

– Kochana, nie wiem, ale… Kurczę… Bo kto inny miał klucze do mieszkania? Sama widziałaś, że zamki są nienaruszone. Więc…

Ech, głupia babo, potrzeba ci było tego do szczęścia…

Tej nocy znowu nie spałam. Czy to możliwe, że ktoś tak bliski mnie oszukał? Z drugiej strony, co ja niby o nim wiedziałam? Kelner w greckiej tawernie i tyle. Zapewniał o miłości? Jasne, lecz cóż z tego. Z samego rana zadzwoniłam na policję i zgłosiłam sprawę. Po dwóch tygodniach do drzwi zapukała funkcjonariuszka, po jej minie wiedziałam, że nie jest dobrze.

– Niech pani nie owija w bawełnę…

– Dobrze – odparła, siadając. – Więc niejaki pan Gorgos Newrozis to znany policji oszust, który już niejedną panią doprowadził do ruiny. Zawsze ten sam schemat. Romans na wakacjach, zawsze w innym miejscu, przyjazd do kraju, a potem ani słychu, ani widu. Plus jest taki, że już go namierzyliśmy w Grecji, bo tam się zabunkrował, ale na odzyskanie pani rzeczy nie ma raczej szans, bo nie wiadomo, gdzie je sprzedał, przykro mi…

Nie wiedziałam – śmiać się czy płakać. Ech, głupia babo, potrzeba ci było tego do szczęścia… Ekspres czy inne pierdoły odkupię, kwestia czasu. Zaufania już nie. I następnym razem, kiedy Gośka wpadnie na kolejny rewelacyjny pomysł, zastanowię się tysiąc razy.

Czytaj także:
„Podejrzewałam, że mąż mnie zdradza. Musiałam go śledzić męża, trafiłam do jego jaskini rozpusty”
„Ojciec uczył mojego 12-letniego jeździć autem. To niebezpieczne, ale dzięki temu Jasiek uratował dziadkowi życie”
„Wyjazd z synami to był horror. Od samego rana skakali mi po głowie, więc podrzuciłem ich opiekunce, żeby mieć spokój”

Redakcja poleca

REKLAMA