„Wyjazd z synami to był horror. Od samego rana skakali mi po głowie, więc podrzuciłem ich opiekunce, żeby mieć spokój”

Mężczyzna, który ma dość swoich dzieci fot. Adobe Stock, Antonioguillem
„Adaś i Piotrek ani myśleli zwolnić tempa. Ganiałem więc za nimi od atrakcji do atrakcji, modląc się w duchu, żeby jak najszybciej się zmęczyli i chcieli wrócić do hotelu. Nic z tego. Padali dopiero późnym wieczorem, a ja ze zmęczenia nie mogłem zmrużyć oka”.
/ 12.12.2021 05:19
Mężczyzna, który ma dość swoich dzieci fot. Adobe Stock, Antonioguillem

Moja Iwona jest na mnie wściekła i obrażona. Chodzi po mieszkaniu i burczy, że ją oszukałem, poszedłem na łatwiznę, a najgorsze, że dzieci nauczyłem kłamać. Czy mnie to martwi? Nie! Spokojnie czekam, aż jej ta złość przejdzie. Wierzę, że tak będzie, bo przecież nie zrobiłem nic złego. Wręcz przeciwnie: zafundowałem i sobie, i chłopcom wspaniałe wakacje. A nie musieliby kłamać, gdyby moja żona była trochę bardziej wyrozumiała…

To ona wymyśliła, żebym sam pojechał z synami na dwa tygodnie nad morze.

– Całymi dniami pracujesz, chłopcy prawie cię nie widują. Czas najwyższy, żeby poczuli, że mają nie tylko matkę, ale także ojca – stwierdziła stanowczym tonem.

Kocham swoje dzieci, ale na samą myśl, że od rana do wieczora będę musiał zajmować się pięciolatkiem i sześciolatkiem, zrobiło mi się słabo. Bałem się, że sobie nie poradzę. Przez następne dni wszelkimi sposobami próbowałem wybić Iwonie ten pomysł z głowy. Tłumaczyłem, że nie nadaję się na całodziennego opiekuna, że mogę o czymś zapomnieć, czegoś nie dopilnować. I nieszczęście gotowe. Ale ona była nieugięta.

– Poradzisz sobie, poradzisz… Przecież jesteś ich ojcem. Aha, i przez te dwa tygodnie nie chcę żadnych alarmujących i błagalnych telefonów. Ja też mam prawo na chwilę oderwać się od codzienności – ucięła i żeby mi ostatecznie udowodnić, że nie zmieni zdania, zabukowała sobie wyjazd do spa na Mazurach. Pod koniec czerwca zapakowałem więc synów do samochodu i ruszyliśmy nad Bałtyk.

Biegaliśmy od atrakcji do atrakcji

Horror zaczął się tuż po tym, jak dotarliśmy do hotelu. Zamierzałem sobie odpocząć trochę po podróży, bo wyjechaliśmy bladym świtem. Nic z tego. Piotrek i Adaś nie chcieli nawet o tym słyszeć. „Tatusiu, wstań”. „Tatusiu, nudzi nam się”, „Tatusiu, chodź nad morze”. Chcąc nie chcąc, ruszyłem z synami na plażę. Łudziłem się, że może tam chwilę sobie odetchnę. Ale nie. Chłopcy ani myśleli grzecznie leżeć koło mnie na kocyku. Jeden chciał się kąpać, drugi budować zamki z piasku, a potem na odwrót. A w międzyczasie jeszcze pić, siusiu, loda, frytki… I tak do obiadu. Po południu też nie miałem chwili spokoju.

Odwiedziliśmy wesołe miasteczko i minizwierzyniec. W każdym razie wieczorem ledwie trzymałem się na nogach. Miałem nadzieję, że następne dni będą spokojniejsze. Ale znowu się pomyliłem. Adaś i Piotrek ani myśleli zwolnić tempa. Ganiałem więc za nimi od atrakcji do atrakcji, modląc się w duchu, żeby jak najszybciej się zmęczyli i chcieli wrócić do hotelu. Nic z tego. Padali dopiero późnym wieczorem… Zasypiali natychmiast, tymczasem ja przewracałem się z boku na bok, bo ze zmęczenia nie mogłem oka zmrużyć.

Po trzech dniach takiej gonitwy miałem już serdecznie dość tych wspólnych wakacji z synami. Byłem zmęczony nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Chciałem nawet zadzwonić do Iwony i poprosić, żeby jednak opuściła to spa i do nas dołączyła, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem. Duma mi na to nie pozwoliła. Przecież to tak, jakbym się przyznał do porażki. Zamiast tego zszedłem z chłopcami na dół do hotelowej restauracji. Pomyślałem, że gdy wypiję sobie piwo, nawet bez procentów, to od razu zrobi mi się trochę lepiej.

Gdy synowie byli zajęci pałaszowaniem lodów, podszedłem do baru i zamówiłem sobie taki bezalkoholowy browarek. Wypiłem duszkiem i poprosiłem o następny. Barman postawił przede mną kufel.

– Oj, coś mi się wydaje, że nie miał pan dzisiaj najlepszego dnia – zagaił.

Zazwyczaj nie zwierzam się nikomu ze swoich problemów, ale czułem się tak zmęczony i skrzywdzony, że opowiedziałem mu pokrótce, jaki to wypoczynek zafundowała mi żona.

– Tak, tak, kobiety bywają okrutne… – pokiwał głową.

– No… A to przecież dopiero początek… Boję się, że jak tak dalej pójdzie, to nie dotrwam do końca urlopu – żaliłem się.

– Czyli potrzebuje pan ratunku? 

– A żeby pan wiedział. I to natychmiast. Marzę, by ktoś choć przez chwilę zajął się moimi synami… Kocham ich, ale naprawdę nie mam już siły i cierpliwości. Boję się, że nie wytrzymam i wybuchnę… – westchnąłem.

Barman zastanawiał się przez chwilę.

– Rozumiem pana i chyba mogę pomóc – wypalił.

– Pan? – spojrzałem na niego zdziwiony.

– Dokładniej mówiąc nie ja, tylko moja siostra. Prowadzi z koleżankami coś w rodzaju dziennego pogotowia dla zmęczonych rodziców. Może pan u niej zostawić dzieci na przykład na kilka godzin i w tym czasie porządnie odetchnąć. Trzeba za to oczywiście zapłacić, ale święty spokój wart jest chyba każdego grosza… – uśmiechnął się szeroko.

W pierwszej chwili się ucieszyłem. Ale zaraz ogarnęły mnie wątpliwości. Miałem zostawić chłopców pod opieką obcych kobiet? W jakimś przypadkowym domu? Tak po prostu? To byłoby nieodpowiedzialne… No i co by na to powiedziała Iwona? Barman jakby czytał w moich myślach.

– Siostra na co dzień pracuje w szkole. Jest nauczycielką nauczania początkowego. Jej koleżanki też. A to pogotowie to legalny interes. Wszystko jest zgłoszone, zarejestrowane, opatrzone pozwoleniami i certyfikatami. Zresztą, co ja tu będę panu opowiadał. Proszę, tu jest adres. Niech pan sam pójdzie, pogada z dziewczynami i rodzicami, którzy zostawiają u nich swoje dzieci. I wtedy pan zdecyduje. Otwierają o ósmej – podał mi wizytówkę.

Dopiłem piwo, podziękowałem i wróciłem z synami na górę. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, czy zdecyduję się skorzystać z usług pogotowia, ale cieszyłem się, że w razie czego mam taką możliwość.

Następnego dnia Adaś i Piotrek obudzili się bladym świtem. I od razu zaczęli się kłócić. Jeden chciał iść na plac zabaw, drugi na plażę. Nie uspokoili się nawet podczas śniadania. Czułem, że muszę to przerwać, bo od ich krzyków rozbolała mnie głowa.

– Spokój! Mam dla was niespodziankę! – krzyknąłem. 

– Jaką? – spytał Adaś.

– Dziś spędzicie trochę czasu w takim specjalnym przedszkolu. Pracują tam bardzo miłe panie… Specjalistki od wymyślania atrakcji dla takich chłopców jak wy. Przecież lubicie chodzić do przedszkola – tłumaczyłem.

Adaś kręcił trochę nosem, bo od września szedł już do szkoły, ale w końcu się zgodził.

– W takim razie nie ma co czekać. Kończcie śniadanie i wyruszamy. Jak wam się spodoba, to będziecie tam chodzić codziennie – obiecałem.

Pogotowie mieściło się w willowej części miasteczka. W pięknym starym domu, z dużym ogrodem. Bawiło się w nim już kilkoro dzieci. Przed furtką natknąłem się na matkę, która właśnie przyprowadziła swoją pociechę. Pogadałem z nią dłuższą chwilę. Okazało się, że jej córka przychodzi tu od kilku dni i jest wręcz zachwycona.

– Może pan zostawić synów bez żadnych obaw. Na pewno nie stanie im się żadna krzywda. Panie są bardzo kompetentne i kreatywne. Moja Zosia szybko się wszystkim nudzi. A tu? Ani razu nie narzekała. Jest wybawiona i zadowolona. My z mężem też, bo mamy dla siebie kilka godzin.

Zachęcony zaprowadziłem Adasia i Piotrusia do innych dzieci, a potem przystąpiłem do załatwiania formalności z siostrą barmana. Było mi trochę głupio, że się pozbywam dzieci w ten podstępny sposób, bo przecież miałem nadrabiać stracony czas, ale szybko odpędziłem tę myśl. Doszedłem do wniosku, że robię to dla ich dobra. Przecież lepiej, żeby bawili się z innymi dziećmi, pod opieką miłych pań, niż patrzyli na ojca, któremu za chwilę mogą puścić nerwy. Zresztą obiecałem sobie, że nic na siłę. Jeśli chłopcom nie spodoba się w tym pogotowiu, to ich więcej nie przyprowadzę.

Odebrałem ich po ośmiu godzinach. Byłem zadowolony i zrelaksowany, bo przez ten czas naprawdę odpocząłem. Oni też wyglądali na szczęśliwych. Z wypiekami na twarzy opowiadali o nowych kolegach, koleżankach i atrakcjach, jakie wymyśliły dla nich panie. O dziwo, smakowała im nawet ryba na obiad, choć w hotelu nie chcieli nawet tknąć dorsza.

– Czyli jesteście zadowoleni? – chciałem się jeszcze upewnić.

– Uhm – pokiwali głowami

– I chcecie tam jutro wrócić?

– Nooo. Baaardzo – byli zgodni.

– W porządku. Ale pod jednym warunkiem: że nigdy, przenigdy nie powiecie o tym mamie. Gdy zadzwoni i będzie pytać, jak spędzacie czas, to powiecie, że jesteśmy zawsze razem.

– Jak wrócimy do domu, to też mamy tak mówić? – zapytał Adaś.

– Oczywiście. Pamiętajcie, ani mru-mru… Nikomu. Babci i dziadkowi też nie.

– A dlaczego? – Piotruś był ciekawy.

– Mama będzie zła?

– Nie, bo nie ma o co. Ale… – gorączkowo szukałem w głowie argumentów. – Ale mężczyźni nie zawsze i nie wszystko mówią kobietom. Nawet tak kochanym jak mama. Mają swoje tajemnice. I to będzie taka nasza męska tajemnica. Dobrze?

– Dobrze! – zakrzyknęli zgodnie.

– I nie zdradzicie się nawet słowem?

– Nieee! – uderzyli się w pierś.

– W takim razie umowa stoi – uśmiechnąłem się.

Pomyślałem wtedy, że jeszcze wczoraj byłem przekonany, że w czasie urlopu nie odetchnę nawet przez chwilę. A tu taka miła odmiana… Wieczorem, gdy synowie zasnęli, zszedłem na chwilę do hotelowego baru, zamówiłem sobie piwo i zostawiłem barmanowi sowity napiwek. Należał mu się za to, że wybawił mnie z tej trudnej sytuacji.

Przypomniałem chłopcom, by nic nie mówili mamie

Chłopcy chodzili do pogotowia prawie codziennie do końca naszego pobytu nad morzem. Zostawali tam zawsze osiem godzin. Słono mnie to kosztowało, ale co tam. Najważniejsze, że pozostały czas spędzałem z nimi z przyjemnością i nie zabrakło mi pomysłów, jak razem się dobrze bawić. Gdy ruszyliśmy w drogę powrotną do domu, jeszcze raz przypomniałem im o naszej męskiej tajemnicy.

– Mama na pewno będzie was wypytywać o szczegóły, wrażenia… Pamiętacie, co macie mówić?

– No jasne. Nie martw się. Nie powiemy ani słowa o przedszkolu – obiecał za siebie i za brata Adaś.

Gdy dotarliśmy do domu, tak jak się spodziewałem, Iwona wzięła synów na spytki. Usłyszała tylko, że było bardzo fajnie, a tata wymyślał im mnóstwo zabaw i atrakcji. Gdy w końcu położyła ich spać, przyszła do mnie do salonu.

– Wiesz, jestem z ciebie naprawdę dumna. Nie spodziewałam się – powiedziała.

– Czego? – udałem zdziwienie.

– Że sobie poradzisz. Prawdę mówiąc, byłam pewna, że już po trzech dniach zadzwonisz i będziesz błagał, żebym przyjechała. Tak się przecież broniłeś przed tym wyjazdem. A tu cisza… Przez całe dwa tygodnie. A teraz od chłopców słyszę, że świetnie się bawili – Iwona patrzyła na mnie z podziwem.

– Przyznaję, że miałem na początku maleńki kryzys, ale go przezwyciężyłem. I wiesz co? W przyszłym roku też możemy pojechać na wakacje tylko we trzech. To żaden problem – wzruszyłem ramionami.

A w duchu aż zacierałem ręce z zadowolenia. Cieszyłem się, bo nie dość, że miałem udamy urlop, to jeszcze porządnie zapunktowałem u żony. Chodziłem w glorii i chwale przez tydzień. Ale potem nasza męska tajemnica się wydała. Nie wiem, który z synów pierwszy puścił parę…

W każdym razie Iwona chwyciła koniec nitki i dotarła do kłębka. Gdy wróciłem z pracy do domu, przywitała mnie ze sztyletami w oczach. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz była tak wkurzona. Krzyczała, że ją oszukałem, poszedłem na łatwiznę i zamiast zacieśniać więzi z dziećmi, pozbywałem się ich na cały dzień i jeszcze do kłamstwa namówiłem. Wysłuchałem tej tyrady spokojnie, a potem wziąłem głęboki oddech i wypaliłem, że zamiast mnie ochrzaniać, powinna mnie pochwalić. Bo gdyby nie to pogotowie, to nasze wakacje zamieniłyby się horror. A tak wszyscy się świetnie bawiliśmy i odpoczęliśmy.

Na razie to jeszcze do niej nie dotarło, więc stroi fochy i warczy. Ale myślę, że jak sobie to wszystko ułoży w głowie, przemyśli, to przyzna mi rację… 

Czytaj także:
„Teściowa tresowała mnie jak psa, a mąż zdawał jej relacje nawet z naszej sypialni. Czułam się, jakbym żyła w cyrku”
„Mama odeszła od ojca, bo nie mogła znieść jego złośliwości. Pierwszy raz spędziliśmy święta jako rozbita rodzina”
„Chodziłam jak w zegarku, a mój mąż, pan i władca, tylko narzekał. Miałam dość i w końcu trzasnęłam drzwiami”

Redakcja poleca

REKLAMA