Upał był nieznośny, kiedy zatłoczony pociąg z łoskotem wtoczył się na peron. Czułam cieknące po plecach strużki potu, a przy życiu trzymała mnie tylko myśl, że przede mną długie trzy tygodnie błogiego lenistwa. Pociąg szarpnął, wydał przeciągły gwizd i wreszcie się zatrzymał.
Sanatorium, do którego zmierzałam, było niedaleko od stacji. Wystarczyło przeciąć ścieżką niewielki lasek, by na wzniesieniu zobaczyć wysoki, kilkupiętrowy gmach o architekturze rodem z czasów PRL-u. To był mój pierwszy pobyt w sanatorium.
– Dzień dobry! – przywitał mnie donośnym barytonem recepcjonista. Wysoki, z oryginalnie zakręconym wąsikiem. Wydał mi się zabawny, choć zarazem dziwnie deprymujący.
Uśmiechnęłam się i podeszłam do kontuaru. Pan z wąsikiem pomógł mi dopełnić formalności, a potem zabrał moją walizkę i odprowadził mnie do przydzielonego mi pokoju.
Wiele widziałam i przeżyłam
– Jeszcze tylko badanie lekarskie, żebyśmy mogli ustalić plan zabiegów – dodał, otwierając szeroko drzwi pokoju.
W środku były dwa zasłane łóżka, oba wolne. Poczułam zawód, bo liczyłam na jakieś towarzystwo. Samotności i gadania do obrazów miałam pod dostatkiem w domu. Mieszkanie w kamienicy odziedziczyłam po rodzicach.
Nigdy nie wyszłam za mąż, nie urodziłam też dzieci. Nie żebym ubolewała z tego powodu. Wprost przeciwnie – uważałam swoje dotychczasowe życie za bardzo udane.
Uwielbiałam teatr i szeroko pojętą sztukę. Byłam stałą bywalczynią wystaw, uczestniczką wernisaży, na premierach siadywałam w pierwszych rzędach, chłonąc całą sobą atmosferę teatru. Podróżowałam po Polsce i Europie.
Wiele widziałam i przeżyłam. Nie miałam na co narzekać. Kiedy jednak poczęłam się zbliżać do sześćdziesiątki, grono przyjaciół i znajomych jakoś dziwnie się uszczupliło. Większość zajęła się wnukami i nie miała dla mnie czasu. Po raz pierwszy w życiu poczułam się samotna.
W tym samym okresie zaczęłam się leczyć na kręgosłup. W końcu lekarz zaproponował sanatorium nad morzem… W dniu, w którym przyjechałam, nie wydarzyło się zbyt wiele. Pospacerowałam po ośrodku, zamieniając kilka słów z nowo poznanymi ludźmi, potem wzdłuż plaży.
– Szału nie ma… – mruknęłam do siebie wieczorem, kładąc głowę na poduszce obleczonej w sztywną, białą poszewkę.
Odczuwana do niedawna radość ustąpiła miejsca rozczarowaniu i jakiejś niewytłumaczalnej tęsknocie. Za czym lub za kim? – tego nie wiedziałam, ale w tamtym momencie nie czułam się komfortowo. Długo nie mogłam zasnąć, a kiedy już mi się udało, wydawało się, że minęło zaledwie kilka minut… Obudziło mnie pukanie do drzwi.
Na jego widok drżało mi serce
– Pobudka! – głos na zewnątrz należał do śmiesznego recepcjonisty z wąsem.
W ciągu kilku minut byłam już na dole. Jadalnię wypełniał zapach kawy zbożowej i jajecznicy. Przysiadłam się do grupki osób, z którymi dzień wcześniej wymieniłam uprzejmości. Poopowiadaliśmy sobie trochę o swoim życiu, aby lepiej się poznać.
Pomyślałam, że może jednak nie będzie tak źle. Godzinę później czekałam na swój pierwszy zabieg – zajęcia z rehabilitantem. Stałam pod gabinetem, w dłoniach ściskając ręcznik.
– Zapraszam! – rozbrzmiało tuż za moimi plecami.
Odwróciłam się zaskoczona, bo od razu rozpoznałam głos. Należał do faceta z wąsikiem.
– To pan? – zapytałam, wchodząc nieśmiało do środka.
Wnętrze wypełniał charakterystyczny zapach sali gimnastycznej.
– Tak, to ja. Będę z panią ćwiczył. Wczoraj musiałem zastąpić panią Irenę, naszą recepcjonistkę – wyjaśnił, przyglądając mi się badawczo.
Jego dotyk przyprawiał mnie o dreszcze
Musiałam oblać się rumieńcem, bo raptem odwrócił wzrok. Ta grzeczność i takt tylko bardziej mnie zakłopotały. Nie potrafiłam wytłumaczyć, dlaczego w jego towarzystwie stawałam się taka nieporadna i onieśmielona.
– Jestem Jacek.
Mężczyzna przerwał niezręczną ciszę, kiedy szykowałam się do ćwiczeń.
– Janina – odparłam.
Mieliśmy zacząć od rozluźniającego masażu, więc położyłam się na kozetce. Kiedy poczułam dłonie Jacka na swoich plecach, przeszył mnie dreszcz. Jego dotyk był kojący i stanowczy zarazem.
Milczeliśmy przez cały czas, lecz nagle cisza przestała być niezręczna. Poczułam, że nawiązała się między nami nić porozumienia.
Jacek nie musiał mnie instruować, co robić. Sama instynktownie poddawałam się jego dłoniom, byliśmy jak duet w tańcu. Nie powinnam tego robić, ale właśnie wtedy po raz pierwszy spojrzałam na niego jak na mężczyznę, a nie jak na śmiesznego pana z wąsem.
Był wysoki i postawny, miał niski głos i piwne oczy. Szpakowata czupryna i wąsik dodawały mu tylko uroku. Z pewnością przekroczył czterdziestkę, ale wciąż był sporo młodszy ode mnie. Odegnałam myśli, które przyprawiały mnie o szybsze bicie serca. Jeszcze tego brakowało, żebym się tu zakochała.
– Niesamowicie udana współpraca – odezwał się po skończonym zabiegu. – Spotkamy się jutro.
Skinęłam głową i podreptałam w stronę wyjścia. Czułam na sobie jego wzrok, a kiedy odwróciłam się w progu, nasze spojrzenia się spotkały. Patrzył na mnie jakoś tak, że… znowu się zarumieniłam.
– Uspokój się – powiedziałam do swojego odbicia w lustrze, gdy znalazłam się już w pokoju.
Włosy farbowałam na świetlisty blond, spojrzenie nadal miałam jasne i wesołe. Twarz nie tak pomarszczoną jak niektóre moje koleżanki. Figury ani biustu też nie musiałam się wstydzić. Właściwie tylko szyja i dłonie zdradzały mój wiek.
Zastanawiałam się, czy mogę się komuś podobać
Może… Chyba… Ale raczej nie dużo młodszemu mężczyźnie. Przecież takich jak ja widywał tu setki. Czemu akurat na mnie miałby zwrócić uwagę? Co we mnie takiego wyjątkowego? Wieczorem wybrałam się na basen. Owinięta ręcznikiem zeszłam na dół. Gładka tafla basenu odbijała migotliwe światełka. Sądziłam, że jestem sama…
– Janka? – usłyszałam.
Wysoka sylwetka wyłoniła się z półmroku i tuż przede mną stanął Jacek.
– Popływamy? – dotknął mojej dłoni, a ja nie potrafiłam wydusić z siebie słowa.
Dałam się poprowadzić. Jacek wszedł pierwszy, ujął mnie w talii i pomógł zejść do basenu. Poczułam przyjemny chłód wody. Dłonie Jacka nadal spoczywały na moich biodrach. Patrzyliśmy sobie w oczy. Po chwili roześmiał się i zanurzył. Zrobiłam to samo. Pływaliśmy jeszcze przez godzinę, rozmawiając o wszystkim i o niczym.
– Jesteś niesamowitą kobietą – powiedział Jacek, odgarniając mi z czoła mokry kosmyk włosów.
Staliśmy pod drzwiami mojego pokoju. Mój nowy przyjaciel rozejrzał się dokoła, a potem zbliżył swoją twarz do mojej i… pocałował mnie. Nie protestowałam. Ani mi to było w głowie. Nagle poczułam się tak, jakbym magicznie odmłodniała, jak gdyby to nie było sanatorium dla schorowanych emerytów, lecz kolonie dla młodzieży. Dopiero gdy się odsunął, pojawiło się zawstydzenie.
Dał się ponieść chwili i tyle
Speszona szybko wślizgnęłam się do pokoju i położyłam dłonie na piersiach. Serce galopowało, tętno szalało. Nie wierzyłam, że to stało się naprawdę. Mężczyzna z krwi i kości skradł mi pocałunek… Naprawdę, nie we śnie.
Nazajutrz podczas ćwiczeń pierwsza zagaiłam rozmowę. Nie chciałam, by myślał, że wyobrażam sobie za wiele, że zacznę mu się narzucać czy coś. Dał się ponieść chwili i tyle. Rozumiem.
– Słuchaj, Jacek, to wczoraj… – zaczęłam, ale nie dał mi dokończyć.
Od razu się przysunął i namiętnie mnie pocałował. Potem pogładził moje włosy.
– Nie jestem dla ciebie za stara? Masz taki fetysz, że lubisz zmarszczki?
Jacek wybuchnął śmiechem.
– Wiek to tylko nic nieznaczące cyferki. Jesteś wspaniałą kobietą. Masz w sobie radość życia. Widzę to, czuję. Może tylko gdzieś ją zagubiłaś – dodał po chwili, masując moje ramiona.
Poczułam, jakby ktoś mocno mną potrząsnął. Albo krzyknął mi prosto do ucha. Dotarło do mnie, że Jacek ma rację. Dawna radość uszła ze mnie jak powietrze z przekłutego balonika. Dzień przed końcem turnusu masażysta Jacek zapukał do drzwi mojego pokoju.
To było jak olśnienie
– Chodź, coś ci pokażę.
Wyciągnął rękę, a ja bez wahania złapałam jego dłoń. Przemknęliśmy korytarzami i wbiegliśmy po schodach na górę. Tak, właśnie tak, wbiegliśmy, jak nastolatki. Do ściany przymocowana była drabinka.
Jacek wyjął z kieszeni klucz i otworzył klapę w suficie. Kilka minut później siedzieliśmy na dachu ośrodka, pod rozgwieżdżonym niebem. Letni wietrzyk bawił się moimi włosami, a Jacek całował mnie po dłoniach, twarzy i szeptał:
– Napiszę do ciebie, Ninko, przyjadę, jesteś taka cudna, taka piękna, taka boska… Jak ambrozja…
W tę ostatnią noc pozwoliliśmy sobie na coś więcej niż pocałunki.
Następnego ranka wyjechałam. Jacka nie było w pracy. Nigdy też do mnie nie napisał ani nie przyjechał. Nie miałam mu jednak tego za złe, ponieważ dał mi coś bezcennego – sprawił, że poczułam się wyjątkowo, nawet jeśli byłam jedną z wielu w sercu tego sanatoryjnego donżuana.
Podbudował moje poczucie własnej wartości, pokazał, że mogę jeszcze żyć pełnią życia, udowodnił, że wiek to tylko nic nieznaczące cyferki, a ja wciąż jestem wartą grzechu kobietą.
Czytaj także:
„Męża sprzątnęła mi przyjaciółka, a nowego kochanka zgarnęła kuzynka. Czy żaden facet nie zagrzeje przy mnie miejsca?”
„Żona zwyzywała mnie od starych dziadów, uciekła do córki, a teraz chce wracać? Spóźniła się, mam już inną na jej miejsce”
„Mąż zostawił mnie z dziećmi i założył nową rodzinę. Teraz chce wrócić, w dodatku nie sam... Mam go przyjąć z powrotem?”