„Mąż zostawił mnie z dziećmi i założył nową rodzinę. Teraz chce wrócić, w dodatku nie sam. Mam go przyjąć z powrotem?”

kobieta, którą zostawił mąż fot. Adobe Stock, michaelheim
„Siedzieliśmy długo i rozmawialiśmy. Żył z tą kobietą prawie tyle lat co ze mną. A teraz miał ją stracić. Razem z dziećmi pomagałam więc Pawłowi w opiece nad Natalią i Justynką. Aż w końcu w pewien mroźny lutowy dzień wszyscy poszliśmy na pogrzeb”.
/ 31.05.2022 16:15
kobieta, którą zostawił mąż fot. Adobe Stock, michaelheim

Wielkanoc 8 lat temu miała być taka jak zwykle.  A tu nadciągała katastrofa. Zajęta przedświątecznym rozgardiaszem nic nie zauważyłam. Cieszyłam się tylko, że w Wielką Sobotę Paweł zabrał Anię i Damiana z koszyczkiem do kościoła, bo mogłam dokończyć mazurki. W niedzielę po obiedzie był spacer po wierzbowe bazie. Wieczorem Paweł bawił się z Damianem w budowanie zoo dla jego zwierzątek, jednak robił to tak jakby mechanicznie. Potem położył dzieci spać i poczytał im książeczkę. A gdy dzieci zasnęły, powiedział do mnie:

– Kasiu, czy możesz usiąść? Muszę z tobą porozmawiać.

Jego poważny ton sprawił, że zostawiłam mycie prodiża.

– Stało się coś?

– Zupełnie nie wiem, jak ci mam powiedzieć… Jest mi potwornie głupio. Nie spędzę z wami drugiego dnia świąt.

– Żartujesz? A gdzie będziesz?

Popatrzyłam na mojego męża trochę zdziwiona.

– Nie żartuję, to poważna sprawa – odparł. – Powinienem ci to powiedzieć wcześniej, ale jakoś nie mogłem. Ja… odchodzę.

O dziwo, polubiłam tę małą

– Nie rozumiem – wyszeptałam nagle zdrętwiałymi wargami.

Mam kogoś. Od roku. Natalia jest w ciąży. Pracuje w mojej firmie, dlatego nie było mi trudno tę znajomość ukryć. Moje wyjazdy w teren też były częściowo fikcyjne.

– Przestań! Nie mogę tego słuchać! – krzyczałam.

– Nie myśl, że było mi łatwo...

Patrzyłam na niego skamieniała. O czym chciał mnie przekonać? Że się z tym męczył? Że ona go kocha, jest samotna i będzie miała dziecko? A ja?! Co ze mną?! Co z naszymi dziećmi?!

Gdy to wykrzyczałam, Paweł wyszedł, zostawiając mnie samą.

– Nigdy ci nie wybaczę! Nigdy, nie licz na to! – wrzeszczałam podczas następnego spotkania. – I nie pokazuj mi się więcej na oczy! Nie przychodź, nie dzwoń!

Posłuchał mnie.

Z czasem moja wrogość wobec Pawła zmalała. Dobrze wywiązywał się z roli ojca. Nawet gdy Natalia urodziła mu Justynkę. Ku mojemu zdziwieniu zbliżyło to moje dzieci do nowej rodziny ich ojca. Ania przepadała za nową siostrą i z zapałem się z nią bawiła. Damian również szybko do niej przylgnął.

Nie próbowałam manipulować dziećmi. Jeżeli już się stało, co się stało, to po co jeszcze obciążać ich psychikę wrogimi emocjami wobec ojca i jego nowej rodziny? Jednak nieraz zaciskałam zęby i myślałam ze złością, że to ja najbardziej cierpię, choć jestem bez winy. Paweł niczego nie stracił: utrzymał miłość swoich dzieci, paradoksalnie przy mojej pomocy. No i zyskał nową rodzinę...

Gdy Justynka skończyła dwa lata, moje dzieci spytały, czy tata może ją do nas przyprowadzić.

– Mamo, proszę cię! Ona jest taka słodziutka! – z nadzieją patrzyła na mnie Ania. – Zobaczysz, że ją polubisz.

Miała rację, polubiłam małą Justynkę. Była słodką przylepką – ale przecież także przyrodnią siostrą moich dzieci. Natalia chyba też polubiła Damiana i Anię, bo z ich ust nie słyszałam nigdy nic złego na temat kobiety, która zabrała im z domu ojca. Tylko ja nie mogłam się przemóc i jej zaakceptować. 

I co ja mam teraz zrobić?

Aż w pewną jesienną sobotę przyszedł do mnie Paweł zmarznięty i przemoczony. Dzieci były u kolegów. Minęło 7 lat od rozwodu i moje rany zdążyły się już zabliźnić. Wiadomość, z którą się zjawił, bardzo mnie poruszyła.

– Kasiu, muszę ci powiedzieć o Natalii. Ona jest chora na raka… Lekarze nie dają jej dużo czasu. Najwyżej rok, może jeszcze mniej. Podobno nie ma ratunku.

Siedzieliśmy długo i tym razem pozwoliłam mu mówić. Żył z tą kobietą prawie tyle lat co ze mną. A teraz miał ją stracić. Razem z dziećmi pomagałam więc Pawłowi w opiece nad Natalią i Justynką. Aż w końcu w pewien mroźny lutowy dzień wszyscy poszliśmy na pogrzeb Natalii.

Minęło kilka tygodni. Któregoś dnia Ania zadała mi pytanie:

Mamo, co ty czujesz do taty?

– O co ci chodzi? – spłoszyłam się. – Żal mi go.

– Przestałaś go nienawidzić?

Siedziałam zaskoczona.

– Chyba tak – odparłam w końcu. – Trochę to ostygło. Nienawiść nie trwa wiecznie, jeśli się jej nie podsyca.

Wtedy Ania powiedziała:

– Bo my z Damianem bardzo byśmy chcieli, żeby tata z Justynką zamieszkał u nas.

Serce mi łomotało, a ona patrzyła na mnie niespokojnie.

– Omówiliście to już między sobą i z ojcem, prawda? – spytałam spokojnie.

– Tak, przedwczoraj.

Sprawa nie była prosta. Jeżeli na to przystanę, czy nie będzie się we mnie odzywać żal do Pawła za ból, jaki mi sprawił?

Niedawno Paweł zaproponował, byśmy wszyscy na wielkanocny tydzień wyjechali w góry. Zgodziłam się. Może wspólny pobyt pomoże mi podjąć życiową decyzję? Znów miałabym zostać matką malucha! No i czy zdołam przyjąć do mojego życia marnotrawnego męża? Nie wiem. Ale może warto spróbować?

Czytaj także:
„Robert zapłacił kilkaset złotych za randkę, podczas której flirtowałam z kelnerem. Był we mnie zakochany do szaleństwa”
„Wiejska dziewucha wlazła mojemu synowi do łóżka i zaciążyła. A ja marzyłam, by został księdzem. Teraz wszystko stracone…”
„Mój pierwszy mąż był tyranem, drugi nałogowym hazardzistą. Nic dziwnego, że nie śpieszy mi się do kolejnego ślubu”

Redakcja poleca

REKLAMA