„Żona zwyzywała mnie od starych dziadów, uciekła do córki, a teraz chce wracać? Spóźniła się, mam już inną na jej miejsce”

Mężczyzna, oszukany przez żonę fot. Adobe Stock, pikselstock
„Wszystko było już uporządkowane, całe nasze życie, jak się zdawało, zmierzało w kierunku spokojnego dożywania kolejnych lat. I nagle trach. Teresa wyprowadziła się do Wrocławia, gdzie nasza córka z mężem mieszkają w ogromnym domu z ogrodem. I tak zostałem sam”.
/ 31.05.2022 19:31
Mężczyzna, oszukany przez żonę fot. Adobe Stock, pikselstock

Widywałem ją w naszym sklepie. Od pierwszego spojrzenia mi się spodobała. Niewielka, uśmiechnięta i taka pełna energii kobietka z aureolą jasnych włosów.

Podpatrywałem, jak zamaszystym ruchem wkłada butelki wody mineralnej do wózka albo bierze bez zastanowienia tabliczki mlecznej czekolady z półki ze słodyczami. Podobało mi się to, bo ja sam, szczególnie ostatnimi laty, stałem się gapowaty i niezdecydowany.

Stałem przed regałem i tępo gapiłem się na rzędy paczuszek, pudełek i puszek, starając się przyporządkować któryś z produktów temu, co Teresa wypisała mi na kartce.

Kiedyś świat był jakiś prostszy

Opowiedziałem o niej Pawełkowi. To mój sąsiad i zarazem najbliższy przyjaciel. Wpadałem do niego wieczorami na kieliszeczek, niewinną partyjkę pokera i trochę wspominków z czasów, gdy obaj byliśmy młodzi.

– No proszę, Boguś jeszcze byś sobie poderwał jakąś przyjemną babeczkę…

– Nie żartuj. To taki impuls natury wyłącznie estetycznej. Ona tak ładnie się porusza i ma coś miłego w buzi.

– Rozumiem. Tylko tak uprzedzam, żebyś się nie zakochał, bo jeszcze rozrusznik może ci się rozładować, a Teresa cię znokautuje.

– Nie mam rozrusznika.

– Wiem przecież. Tak tylko gadam.

– A tobie takie coś się nie zdarza?

– Pewnie, że się zdarza, ale nie wobec starych bab.

– Ona wcale nie jest stara.

– To ile ma?

– Nie wiem. Tak z pięćdziesiąt pięć. Jakoś przed sześćdziesiątką. Trzyma się świetnie w każdym razie.

– No widzisz sam.

– Co niby widzę?

– Że to stara baba jest. Owszem, jak widzę te wiosenne krasawice, co wybiegają na ulice w leciutkich sukienkach, to mnie w dołku ściska żal, że już tylko wspomnienia mi zostały.

– Na dodatek coraz bardziej rozmazane – zarechotałem.

– I to prawda, Bogusiu. Nawet nie można do końca być pewnym, czy prawdziwe… – przyznał Pawełek.

Tak sobie dogryzamy, przepijając kieliszeczkiem pieprzówki. Trochę żartujemy, a trochę prawdy o sobie mówimy, jak to między przyjaciółmi.

– Myślisz, że ma kogoś?

– A skąd mam wiedzieć? Jak wygrzebię się wreszcie spod kasy, to jej już dawno nie ma. Może mąż czeka w samochodzie? Nie wiem nic o niej.

– To się dowiedz. Zaczep ją.

– A po co mam ją zaczepiać? Wystarcza mi to, co dla oczu.

Tereska opuściła mnie bez uprzedzenia

Wszystko było już uporządkowane, całe nasze życie, jak się zdawało, zmierzało w kierunku spokojnego dożywania kolejnych lat. I nagle trach.

– Nie histeryzuj, Bogdan, jesteś już chyba wystarczająco dorosły, żeby przyjąć to jak mężczyzna. Chyba widzisz, że od dawna nic nas nie łączy.

– Jak to nie łączy? Wszystko nas łączy. Wszystko.

– Jeśli tak uważasz, to najlepszy dowód na to, że nic nas nie łączy. Rozumiesz? Nic o mnie po tylu latach nie wiesz. Nie chciało ci się nigdy mną tak naprawdę zainteresować. Ważne było, żeby obiad był na czas i gacie uprane. I trochę seksu, ale to raczej przed laty. Prawda?

– Nieprawda. Wiem o tobie wszystko.

– To jaką książkę ostatnio czytałam?

– Wiesz co? Co ty mi z książkami wyjeżdżasz, jak właśnie chcesz mi złamać życie na pół.

– Tobie złamać życie.

– No mnie, a komu innemu?

– Ty masz już je nie tylko złamane, ale zdruzgotane. Jak przeszedłeś na emeryturę, stałeś się takim upierdliwym dziadygą, że nie chcę już dłużej tego znosić. Marudzisz, stękasz, szurasz kapciami, mlaskasz, jak jesz, zamykasz na noc okno, chorujesz na wszystko, co tylko wynajdziesz w internecie, boreliozę, zapalenie stawów, raka płuc i opryszczkę. Mam tego dość. Rozmawiałam z Zosią i ona chce, żebym wprowadziła się do nich, pomogła przy dzieciakach, tak więc na razie mieszkaj tu i zobaczymy, co dalej.

Dlaczego od razu mi nie powiedziałeś?!

Teresa wyprowadziła się do Wrocławia, gdzie nasza córka z mężem i dwójką dzieci mieszkają w ogromnym domu z ogrodem. I tak zostałem sam.

– Jedyne, co dobre, to że teraz możemy się spotykać także u ciebie bez narażenia na żonine szykany.

– Nie drwij ze mnie, Pawełku. Ja naprawdę cierpię. Po tylu latach! Moja kobieta poszła sobie, ot tak. Ja nawet nie wiem, jak teraz mam żyć.

– Normalnie. Tak jak ja. Ugotujesz sobie, upierzesz, posprzątasz, wypijesz kieloneczek.

– Ty miałeś czas się przyzwyczaić, nauczyć, a ja?

– No to musisz sobie poderwać tę blondyneczkę.

– Oszalałeś! Ja mam w sobie ranę, która się nie zabliźni już do końca mojego życia.

– To po maluszku!

– Zdrowie!

Następnego dnia poprosiłem Pawełka, żeby poszedł ze mną do sklepu i pomógł mi zrobić zakupy.

– Weź pomidory.

– Po co?

– Nie lubisz?

– Lubię.

– No to weź. Kilogram.

– Na jedną osobę?

– Jak nie dasz rady, to wpadnę i zjem resztę.

– Nie patrz tam! To ona.

– Kto?

– Ciszej. Ta blondynka.

– Ta przy pieczywie?

– Nie gap się. Chodź, spadamy.

– Daj popatrzeć.

Pociągnąłem Pawełka w stronę kasy. Łobuz zatrzymywał się co chwilę i dorzucał mi coś do wózka.

– Nie chcę tych ciasteczek. Nie lubię. Po co mi one?

– Jak dopadnie cię głód, to będziesz mi wdzięczny.

Wreszcie stanęliśmy przy kasie zaraz za dwoma facetami, którzy kupowali piwo, bułki i kiełbasę.

– Chwileczkę, kasa mi się zablokowała. Pani kierowniczko! – kasjerka wrzasnęła w stronę zaplecza.

– Chodź do tej drugiej.

– Paweł! Nie!

Przy drugiej kasie stała blondynka i układała zakupy na taśmie. Pokazałem mu wzrokiem. Zrozumiał.

– Dobra, dasz już sobie radę – powiedział. – Idę na zewnątrz, zapalić.

Kierowniczka majstrowała przy kasie. Wreszcie się udało. Kątem oka widziałem, że blondi wyszła ze sklepu. Odetchnąłem z ulgą. Zapakowałem jedzenie łącznie z nieszczęsnymi ciasteczkami i ruszyłem na zewnątrz. 

Pawełek stał z blond obiektem moich westchnień

– O! O wilku mowa. Aniu, pozwól, to jest mój nieśmiały przyjaciel, Boguś.

– Bogdan – powiedziałem przez ściśnięte gardło.

– Ania – roześmiała się – a ja pana… Ja ciebie przecież znam. Z widzenia. Zawsze podpatruję, jak się męczysz przy tych półkach… Taki nieporadny, zaaferowany. Czasami miałam ochotę ci pomóc, ale jakoś nie śmiałam.

– To teraz już będziesz mogła. Znacie się. A tak przy okazji, Aniu, może wpadniesz dziś do mnie wieczorem na… małą kolacyjkę? Przygotujemy coś z Bogusiem.

– Och, pewnie. Z przyjemnością. Wiesz, jak to jest siedzieć codziennie samej wieczorami.
Ania pomachała nam i wsiadła do małego czerwonego autka.

Otworzyła szybę i krzyknęła:

– Mam coś przynieść?

– Nie! Mamy wszystko.

Szarpnąłem kumpla za ramię.

– Skąd ją znasz, bydlaku? Znałeś ją już przedtem!

– Znałem, ale skąd mogłem wiedzieć, że zabujałeś się w Ani? Miła kobitka, ale żeby zaraz takie emocje?

– Ale skąd?

– Z biblioteki. Ania podróżuje, robi świetne zdjęcia i po różnych wyjazdach opowiada i pokazuje te swoje zdjęcia.

– I ty chodzisz do tej biblioteki?

– Chodzę. Mam dużo czasu, to chodzę. Ty miałeś Teresę, a ja bibliotekę.

– No ale… To co ja teraz mam zrobić?

– Sałatkę z pomidorów? Ja zajmę się czymś treściwszym.

Stałem przed lustrem i zastanawiałem się, jak się ubrać, żeby nie było zbyt oficjalnie. I żeby jakoś zaczesać te prześwity między ostatnimi już włosami. Wreszcie zrezygnowany poddałem się.

Co ma być, to będzie

– Dobrze, że jesteś, Boguś. Poczekaj tu, muszę wyskoczyć po jeszcze jedno wino, przecież nie będziemy jej proponować pieprzówki.

Pawełek wybiegł, zanim zdążyłem zaprotestować. A chwilę potem zadzwonił dzwonek do drzwi.

– Cześć, Boguś!

– Cześć… Pawełek musiał jeszcze wyjść, coś dokupić, ale zaraz wróci.

– Nie wyobrażasz sobie, jak się cieszę, że cię poznałam.

– Mnie? Ale dlaczego?

– Zawsze mi się podobałeś! Wiesz, jak to działa, ludzie się widzą i coś czują. Mnie te przeczucia nigdy nie zmyliły. Paweł powiedział dziś pod sklepem, że wpadłam ci w oko, więc nie powinno cię to dziwić. Może jesteśmy dla siebie stworzeni?

– Żartujesz, prawda?

– Ale tylko trochę. Naprawdę gapiłam się na ciebie i naprawdę chciałam cię zaczepić, ale nie miałam śmiałości. W innych sprawach działam jak rakieta, a w uczuciach… zamieniam się w małą dziewczynkę. Podobno rozstałeś się z żoną?

– Też zdążył ci opowiedzieć?

– Nie chciałam cię zranić. Tak tylko przyszło mi do głowy, że to może znak. Dla nas. Nie chcę cię przestraszyć, nie chcę niczego poganiać. Jeśli coś ma się stać, to się stanie. Najważniejsze, że już się znamy, prawda?

– Chyba tak.

Wszedł Pawełek.

– No już? Pogruchaliście sobie gołąbeczki? Aniu, winko?

– Jeśli już, to może raczej jakaś czysta wódka. Jeżeli masz, oczywiście?

– Pieprzówka?

– Uwielbiam.

To był taki miły wieczór!

Najmilszy ze wszystkich wieczorów ostatnich lat. Czułem się jak młody koziołek. Ania śmiała się i opowiadała historie ze swoich podróży. Pawełek zachwycał nas swoją kulinarną maestrią. Ja zrobiłem coś, czego nie robiłem już od lat. Zatańczyłem.

Odprowadziłem Anię do domu. Było chłodno, więc okryłem ją moją bluzą. Mnie było gorąco. Ania pocałowała mnie w policzek i wbiegła na schodki. Wracałem, śmiejąc się do siebie.
Zadzwonił mój telefon. Czyżby już się stęskniła?

– Przepraszam, że o tej porze, mam nadzieję, nie śpisz? Wiem, że to idiotyczne, ale tak się zdarza… Napadło mnie coś i tyle. Zapomnijmy o tym oboje. Jutro wracam popołudniowym pociągiem. Możesz przyjechać po mnie? Czy mam wziąć taksówkę? Zosia jest beznadziejna i nie potrafi wychowywać dzieci. Ten jej Marcel to zupełny kretyn. Wrocław wcale mi się nie podoba… No i tak to wygląda. Przepraszam za to, co wtedy wygadywałam. Cieszysz się?

Spojrzałem w szybę wystawy. Zobaczyłem starego, przygarbionego faceta z komórką przy uchu. Poczułem ból w kolanach. Te cholerne stawy. 

Czytaj także:
„Na własnej piersi wychowałam malkontentkę. 5-letnia córka marudziła i dyrygowała nami, jak kukłami w teatrze”
„Córka nachapała się naszymi pieniędzmi i wyparła się rodziny. >>Uśmierciła<< matkę i ojca, bo wstydziła się, że jest ze wsi”
„Myślałam, że mój szef to samolubny drań, który zdradza żonę z głupoty czy dla rozrywki. Ale on to robi, bo... ma powód”

Redakcja poleca

REKLAMA