Przyjrzałam się krytycznie swojemu odbiciu w lustrze i pomyślałam, że czas najwyższy zapisać się do fryzjera i kosmetyczki.
— Bądź tak miły i zostaw mi trochę pieniędzy — powiedziałam do męża ze słodkim uśmiechem. Paweł spojrzał na mnie niechętnie, ale posłusznie sięgnął po portfel.
— Co masz na myśli, mówiąc "trochę"? — zapytał z wyraźną ironią.
— No wiesz... na drobne wydatki — odpowiedziałam z takim samym sarkazmem. Doskonale widziałam, że Paweł chce już coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. I dobrze, bo taka dyskusja nie miałaby sensu. Wprawdzie mój mąż już kilka razy próbował ograniczyć moje wydatki, ale za każdym razem jego plan spalał na panewce. Taki mieliśmy układ — ja tolerowałam jego zdrady, a on zapewniał mi wygodne życie.
Pierwszy raz Paweł zdradził mnie zaledwie rok po ślubie. Akurat spodziewałam się pierwszego dziecka i bardzo źle znosiłam ciążę. Tym zresztą tłumaczył swój skok w bok.
— Ja mam swoje potrzeby — mówił ze łzami w oczach, gdy przyłapałam go na zdradzie z sekretarką. Jednocześnie zapewniał, że to pierwszy i ostatni raz.
Uwierzyłam mu, ale szybko przekonałam się, że Paweł jest recydywistą. Potem była jego wspólniczka, pracownica jego firmy, przypadkowa dziewczyna poznana na jakiejś imprezie, a nawet moja dobra koleżanka. Tak naprawdę trudno zliczyć wszystkie kochanki mojego męża, które przewinęły się przez nasze życie podczas 15 lat małżeństwa.
I chociaż początkowo znosiłam to bardzo źle i każdy romans Pawła przypłacałam płaczem i wyszukiwaniem w sobie wad, to po jakimś czasie przeszłam nad tym do porządku dziennego. Zrozumiałam, że mój mąż już się nie zmieni, a ja albo to zaakceptuję, albo się z nim rozstanę.
Po co ci wiecznie zdradzający mąż?
Podczas tych wszystkich lat wielokrotnie zastanawiałam się nad rozwodem. Nawet moja najbliższa przyjaciółka nie mogła zrozumieć, że cały czas jestem z facetem, który nie podaruje żadnej kobiecie pojawiającej się na jego drodze.
— Przecież Paweł się już nie zmieni. Zawsze będzie cię zdradzał, bo taką ma naturę — mówiła mi za każdym razem, gdy opowiadałam jej o kolejnym romansie mojego niewiernego męża.
— Wiem — odpowiadałam spokojnie
— I nie przeszkadza ci to, że dzielisz się mężem z innymi kobietami? — pytała z niedowierzaniem.
Zawsze zastanawiałam się nad jej pytaniem. I odpowiedź była prosta — po tylu latach już mi to nie przeszkadzało. Z jednej strony to kwestia przyzwyczajenia, a z drugiej chyba wyczerpania się mojego uczucia do niego. Ale nie wszystko. Miałam swój bardzo ważny powód, dla którego nie rozstawałam się z mężem i tolerowałam jego regularne zdrady.
Zbierałam dowody zdrad mojego męża
W naszym małżeństwie to Paweł zarządzał finansami. Jeszcze przed naszym ślubem założył firmę, która z każdym kolejnym rokiem przynosiła coraz wyższe zyski. To właśnie dzięki temu pobudowaliśmy wspaniały dom, mieliśmy najnowsze modele aut flagowych marek i co roku jeździliśmy na zagraniczne wakacje. Nam i dzieciom niczego nie brakowało.
Jednocześnie ustaliliśmy, że ja nie wrócę do pracy i zajmę się domem oraz dziećmi. I co tu dużo mówić — bardzo mi to pasowało. Najzwyczajniej w świecie przyzwyczaiłam się do wygody i bogactwa. I nawet jak kiedyś postraszyłam Pawła rozwodem, to bardzo szybko sprowadził mnie na ziemię.
— Proszę bardzo, możesz wystąpić o rozwód nawet jutro — mówił z ironią, gdy po kolejnym romansie zagroziłam, że wniosę pozew. — Tylko ciekawe, z czego będziesz żyć? Zostaniesz z niczym — zagroził mi.
Doskonale wiedziałam, że to prawda. Paweł miał prawników, którzy zrobiliby wszystko, abym nie dostała absolutnie nic. A przecież ja nie pracowałam i nie miałam żadnych oszczędności. Nawet gdybym wywalczyła jakieś mierne alimenty, to nie wystarczyłyby one na moje potrzeby. Przyzwyczaiłam się do luksusów i nie chciałam z nich rezygnować. Dlatego odpuściłam i nie wracałam więcej do tematu.
Jednak Pawłowi chyba spodobał się pomysł rozwodu. Kiedyś przez przypadek usłyszałam jego rozmowę z prawnikiem, z której jednoznacznie wynikało, że rozważa pomysł rozstania.
— Tylko ma to się odbyć w taki sposób, abym nie musiał dzielić się z nią majątkiem — usłyszałam słowa Pawła. On na szczęście mnie nie widział i nie zorientował się, że poznałam jego plan. "O nie, nie dam się wykiwać" — pomyślałam.
Tego samego dnia przystąpiłam do obmyślania swojego zabezpieczenia. Wiedziałam, że mam tylko jedno wyjście — musiałam zgromadzić dowody zdrad swojego męża. W takiej sytuacji każdy sędzia orzekłby rozwód z jego winy, a ja dostałabym połowę majątku. Dlatego też wynajęłam prywatnego detektywa, który zgromadził pokaźne materiały. Na szczęście Paweł niezbyt krył się ze swoimi przelotnymi miłostkami, więc nagranie go w niedwuznacznych sytuacjach nie było zbyt trudne.
— Proszę zobaczyć, co udało mi się nagrać — powiedział detektyw kilka tygodni później. Otworzyłam kopertę, z której wypadły setki zdjęć. A na każdym z nich mój mąż z coraz to nową kochanką. Jednak ostatecznym dowodem był filmik nagrany z ukrytej kamery, na którym było widać Pawła obściskującego się z kolejną kobietą. "Mam cię" — pomyślałam z satysfakcję.
Nigdy nie dam ci rozwodu
Nie powiedziałam mężowi o tym, że zgromadziłam mocne dowody jego licznych zdrad. Tak naprawdę to miałam nadzieję, że nigdy nie będę musiała ich wykorzystywać. Jednak myliłam się.
Tego dnia odwiozłam dzieciaki do dziadków, bo chciały pobawić się z ich nowym psem. I wtedy właśnie do domu wrócił Paweł.
— Gdzie dzieci? — zapytał, rozglądając się na boki.
— U moich rodziców — odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Paweł zdjął płaszcz i przyszedł do kuchni, aby zrobić sobie kawę.
— To dobrze, bo musimy porozmawiać — powiedział po chwili.
— O czym? — zapytałam. Tak naprawdę to nie miałam ochoty prowadzić z nim dyskusji, bo za chwilę zaczynał się mój ulubiony serial.
— O nas — usłyszałam. "O, to coś nowego" — pomyślałam.
— Nas już nie ma — powiedziałam. — Wszystko zniszczyłeś.
Paweł milczał przez kilka sekund, a potem podszedł do swojej teczki i wyjął z niej jakieś dokumenty.
— Co to? — zapytałam. A potem przeczytałam napis na górze strony: "pozew rozwodowy". Jednak nie to było najgorsze. Poniżej był zapis, że rozwód nastąpi w wyniku porozumienia stron. Od razu przypomniała mi się rozmowa Pawła z prawnikiem. "Chce mnie wykiwać" — pomyślałam.
Przez kilka minut czytałam pismo i gorączkowo zastanawiałam się, jak to rozegrać. W końcu stwierdziłam, że trzeba to załatwić szybko i sprawnie. Spojrzałam na Pawła. Na jego twarzy igrał ironiczny uśmieszek, a w jego oczach czaiła się satysfakcja z dobrze wymyślonego planu. "Nie tak szybko, mój drogi" — pomyślałam.
— Nigdy nie dam ci rozwodu — powiedziałam. Na twarzy Pawła odmalowało się zdziwienie i niedowierzanie. Jednak szybko zostały zastąpione cynicznym uśmieszkiem.
— Kochanie, ja cię nie pytam, ja cię tylko informuję — powiedział z dużą pewnością siebie. A ja wiedziałam, że za chwilę zetrę z jego twarzy ten denerwujący uśmieszek.
Poszłam do garderoby, w której trzymałam swoje zabezpieczenie.
— Jeżeli myślisz, że się ze mną rozwiedziesz i zostawisz mnie z niczym, to się grubo mylisz — powiedziałam, podając Pawłowi kopertę. On ją otworzył i zaczął oglądać to, co się w niej znajdowało. Po kilku sekundach jego cała pewność siebie wyparowała, a jego mina wyrażała coraz większe zdziwienie.
— Co to ma znaczyć? — zapytał po chwili.
— Dokładnie to, co widzisz — odpowiedziałam. — Dalej chcesz wnieść pozew o rozwód? — zapytałam po chwili. Nie omieszkałam też dodać, że to są jedynie kopie, a oryginały mam ukryte w zupełnie innym miejscu.
Paweł nie odezwał się ani słowem. Potem wyszedł i nie było go całą noc. Następnego dnia ustaliliśmy warunki naszego małżeństwa. Ja nie będę wtrącać się do jego romansów, a on nie będzie domagał się rozwodu. Można powiedzieć, że zawarliśmy swego rodzaju kompromis. I chociaż żadne z nas nie jest zadowolone z takiego obrotu sprawy, to zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy na siebie skazani.
Czytaj także:
„Po ślubie moja przyjaciółka zamieniła się w pustaka. Kiedy ja opowiadam o swoich problemach, ona papla o błyskotkach”
„Mąż pomiatał mną, bo po ciąży się zaniedbałam. Dla dziecka znalazłam zastępczego tatusia, a dla siebie kochanka na boku”
„Moja sąsiadka robi mi z życia cyrk. Wali w rury i nasyła na mnie policję, bo gotuję obiad”