Razem z Romanem tworzyliśmy udane małżeństwo. On był hydraulikiem, ja pracowałam w niewielkim biurze rachunkowym. Chociaż z pozoru nic nas nie łączyło, mieliśmy wiele wspólnych tematów.
Oboje lubiliśmy muzykę poważną i częste wyjścia do filharmonii, Roman przepadał też za operą, ale ja nie do końca potrafiłam ją zrozumieć. Chętnie oglądaliśmy wieczorne programy rozrywkowe, śmialiśmy się z tych samych żartów i uwielbialiśmy morze. Po paru latach odkryliśmy też wspólną pasję do biegania. Pobliski park pozwalał nam ją realizować – miał dużo długich, krętych ścieżek, idealnych na jogging.
Mąż umarł młodo
Roman miał tylko jedną wadę – zawsze bagatelizował swoje problemy zdrowotne. Kiedy się przeziębił, zignorował to i oczywiście nie poszedł do lekarza. Niestety, zrobił to o jeden raz za dużo. Jego ignorancja doprowadziła do poważnego zapalenia płuc, a to w konsekwencji do śmierci.
Odszedł w wieku 45 lat. Byłam jego rówieśniczką i kompletnie nie wiedziałam, co ze sobą począć. Wszystko mi o nim przypominało, więc na początku czułam głównie rozpacz, żal i złość. Bezradna, skupiłam się na pracy. Dopiero po jakimś roku wróciłam do znajomych, zaczęłam też szukać nowych przyjaciółek.
Znalazłam je w sąsiedztwie – mieszkaliśmy z Romanem na kameralnym osiedlu, na którym stało zaledwie osiem trzypiętrowych bloków. Wszyscy tu się mniej więcej znaliśmy, choć przed śmiercią męża nie przywiązywałam do tego uwagi i nie rozwijałam żadnych relacji z sąsiadami. Z biegiem czasu wszystko się jednak zmieniło. Ja stałam się bardziej otwarta na ludzi, a oni na mnie. Tak mi się przynajmniej wydawało.
Matiego poznałam w parku
Choć zostałam sama, nie zrezygnowałam z biegania. Codziennie rano i późnym popołudniem uprawiałam jogging w parku. Któregoś razu, bliżej wieczora, też się tam wybrałam. Miałam nowe buty, jeszcze ich nie wyczułam i jakoś tak krzywo stanęłam, że w konsekwencji upadłam, a podnieść się już za bardzo nie potrafiłam ze względu na ból kostki. Kiedy tak klęczałam na brzegu ścieżki, ktoś zatrzymał się tuż obok.
– W porządku?
Uniosłam głowę i zobaczyłam mężczyznę, na oko trzydziestoletniego, może troszkę starszego. Przemknęło mi przez myśl, że jest bardzo przystojny, jednak szybko się za nią skarciłam, bo przecież to był młody facet. Gdzie mu tam do mnie, starej?
– Tak, tak – mruknęłam w odpowiedzi. – Musiałam źle stanąć.
Mimo to, miałam lekkie problemy z chodzeniem. Mężczyzna, jak się chwilę później dowiedziałam, Mateusz, pomógł mi i odprowadził do domu. Był bardzo miły i co trochę mnie zdziwiło, nie traktował mnie jak starszej pani – rozmawiał ze mną jak z równolatką.
Myślałam, że to będzie nasze jedyne spotkanie, chociaż w głębi serca czułam się mocno poruszona, bo bardzo mi się podobał. On jednak uparł się, że chce mnie zobaczyć. Z moją nogą nic poważnego się nie stało, więc mogliśmy się spokojnie umówić na spacer w parku.
I tak, od spaceru do spaceru, od kawy do kawy, od kolacji do kolacji zaczęliśmy na siebie patrzeć inaczej. Zakochałam się w nim, a i on wydawał się mną zainteresowany. Zostaliśmy więc parą i nie widzieliśmy w tym nic dziwnego.
Znajoma myślała, że to mój syn
Któregoś popołudnia wyszłam ze znajomą z bloku naprzeciwko do pobliskiej kawiarenki. Dawno nie rozmawiałam z żadną z koleżanek z osiedla, za bardzo skupiona na moim Matim. On mieszkał na innym osiedlu, ale że nasze miasto było niewielkie, miałam do niego zaledwie 10 minut drogi.
– Ostatnio masz jakoś mało czasu, Lucynko – zagaiła Krysia.
– No tak – przyznałam, unikając jej wzroku. – Trochę… trochę go brakuje rzeczywiście.
– Ale rozumiem. – Koleżanka uśmiechnęła się ciepło. – Syn do ciebie przyjechał?
Zdębiałam.
– Syn? – Nie bardzo wiedziałam, o co jej chodzi.
– No, widziałam, jak spacerujesz z takim młodym człowiekiem – wyjaśniła. – To… ktoś z dalszej rodziny?
– A, nie! – Roześmiałam się szczerze. – To Mateusz, mój partner.
Krysia zamrugała.
– Lucynko, czy ja dobrze rozumiem, że ty i ten młody mężczyzna… – urwała i popatrzyła na mnie zdezorientowana. Widziałam też w jej oczach coś na kształt obrzydzenia. – No coś takiego! Tego się po tobie nie spodziewałam!
Nie bardzo wiedziałam, jak zareagować. Bo Halina naprawdę była zgorszona moim związkiem z Mateuszem. W dodatku była przekonana, że się zawstydziłam, bo powiedziała, że mówią o tym wszystkie sąsiadki, także te z kółka różańcowego. A ja tymczasem myślałam już, jaką minę będzie miał Mati, gdy opowiem mu, jak to uwiodła go bezwstydna starucha. Ostatecznie zmieniłam temat, a że rozmowa się nie kleiła, dość szybko ją zakończyłam i uciekłam.
Byliśmy na cenzurowanym
Oczywiście, opowiedziałam o wszystkim Mateuszowi. Tak, jak podejrzewałam, w ogóle się tym nie przejął, tylko roześmiał.
– No, chyba cię to nie obchodzi, Lucynko? – zapytał, przyglądając mi się z uwagą. – Wiesz, w dużych miastach nie ma takiego problemu, ale w takich miasteczkach jak tutaj takie wścibskie baby wszędzie wtykają nos i nic, co nie jest zgodne z ich przekonaniami, nie ma racji bytu.
Zgodziłam się z nim. Bo kogo w sumie obchodziło, z kim jestem i ile ten ktoś ma lat? Oboje byliśmy dorośli! Nie uwodziłam nastoletniego młokosa.
Postanowiłam wyrzucić ostatnią rozmowę z Krysią z głowy i w razie czego unikać świętoszkowatej znajomej. Szybko jednak przekonałam się, że problem sięga dużo głębiej. Kiedy pojawiłam się w osiedlowym sklepie, kobiety trochę starsze ode mnie, na pewno po sześćdziesiątce, które znałam z widzenia, zaczęły szeptać.
– Widziałaś? – szeptała jedna. – To ta, co się z tym smarkaczem prowadza.
– Wstydu nie ma – odparła jej tamta, spoglądając na mnie przez ramię. – Kto to widział, żeby taka starucha z młodym mężczyzną!
Nie wiedziałam, co robić
Nawet nie zrobiłam zakupów, tylko natychmiast stamtąd wyszłam, mocno roztrzęsiona. Nie chciałam też, żeby Mati przychodził po mnie do domu.
– Spotkamy się w parku – upierałam się. – Nie chcę, żeby ktoś znowu coś o nas gadał.
Mateusz nie posłuchał i przyszedł. Kazał mi się nie przejmować głupim gadaniem i jednocześnie oświadczył, że nie zamierza się z niczym kryć. Jemu łatwo było mówić, bo po romantycznym pocałunku na ławeczce pod moim blokiem, on się trochę pośmiał i po jakimś czasie mógł wrócić do domu. Ja natomiast wszędzie zaczęłam napotykać problemy.
Sąsiadki zatrzaskiwały mi drzwi przed nosem, w osiedlowym sklepiku jakoś nigdy nie było tego, co akurat potrzebowałam, a w skrzynce pocztowej co chwila lądowało awizo, chociaż większą część dnia spędzałam w domu i listonosz powinien mnie zastać.
Kiedy zaczynałam mieć tego dość, okazało się, że i do Matiego dotarły echa mojego problemu. Bo jemu pod górkę zaczęli robić ludzie w pracy. Koledzy podśmiewali się z jego dziewczyny-staruchy, a szef ewidentnie podkładał mu kłody pod nogi, bo zobaczył nas kiedyś razem. Podobno wezwał go nawet raz, żeby powiedzieć, że taki związek to wstyd i kpina, a przy tym kłuje w oczy porządnych mieszkańców miasta.
Musieliśmy się wyprowadzić
Uznaliśmy z Mateuszem, że nie możemy tak dalej żyć. Nie, nie zrezygnowaliśmy z siebie nawzajem, ale z ciężkim sercem postanowiliśmy zrezygnować z naszego miasteczka. Lubiliśmy je, ale niestety nie dorosło do naszego związku. Więc zostawiliśmy je za sobą.
Teraz mieszkamy razem w dużym mieście, gdzie mamy znacznie większą anonimowość. Oczywiście, nasi najbliżsi sąsiedzi wiedzą o tym, że jesteśmy razem, ale nikt nigdy nie robił nam wyrzutów z tego powodu. Nie spotkałam się też z jakimś obgadywaniem ani wytykaniem palcami.
Wreszcie nie muszę się z niczym kryć, nie mam kłopotów na osiedlu i rzeczywiście dobrze się czuję tu, gdzie jestem. No i mam u boku ukochanego mężczyznę, z którym zamierzam spędzić resztę swojego życia.
Czytaj także: „Mąż odszedł do kochanki, więc krzyż mu na drogę. Naiwniak myślał, że pozwolę mu wrócić, gdy kopnęła go w tyłek”
„Po rozwodzie zrozumiałem, że jednak kocham żonę. Myślałem, że łatwo ją odzyskam, ale była nieugięta”
„Maciek miał kochanek na pęczki, a mnie z żalu pękało serce. Libido odebrało mu wzrok i nie widział, co ukrywam”