Jestem samotną matką. Mąż zostawił mnie prawie dwadzieścia lat temu, gdy nasza Marysia miała pięć lat. Związał się z inną kobietą i wkrótce wyjechał z nią za granicę. Od tamtej pory go nie widziałam, rozpłynął się jak we mgle. Ani razu się nie odezwał, nie napisał, nie przysłał pieniędzy czy choćby prezentu dla małej. Zapomniał, że ma dziecko. Jeździłam do teściów, pytałam, czy coś wiedzą o jego losach, ale tylko przepraszali i rozkładali ręce.
Bardzo przeżyłam ucieczkę Jarka
Marysia niestety też. Nie było dnia, by nie płakała i nie dopytywała się o tatusia. Pocieszałam ją, a w duchu przeklinałam męża. Nie potrafiłam zrozumieć, jak mógł skazać własne dziecko na takie cierpienie? Gdyby chociaż czasem zadzwonił, powiedział, że jest daleko, ale ciągle ją kocha. Może wtedy łatwiej by jej było pogodzić się z tym, co się stało.
Mijały lata. Jakoś ułożyłyśmy sobie życie, przyzwyczaiłyśmy do tego, że jesteśmy tylko we dwie. Nie związałam się z żadnym mężczyzną. Owszem, kilku panów próbowało zdobyć moje serce, ale szybko studziłam ich zapędy. Nie potrafiłam im zaufać.
Wydawało mi się, że każdy z nich wcześniej czy później wystawi mnie do wiatru, tak jak mój były mąż. A nie chciałam więcej przeżywać rozczarowań, cierpieć z powodu zdrady i rozstania… Zresztą, nie miałam czasu na randkowanie.
Każdą wolną chwilę poświęcałam Marysi, chciałam jej wynagrodzić brak ojca. A córka mi się za to odwdzięczała. Dobrze się uczyła, nie sprawiała kłopotów wychowawczych, nie kłóciła się ze mną. Traktowała mnie jak swoją powierniczkę, zwierzała mi się ze swoich smutków i radości. Moje przyjaciółki skarżyły się, że nie mają kontaktu ze swoimi dorastającymi dziećmi. My dogadywałyśmy się świetnie. Byłam przekonana, że tak będzie zawsze. Niestety…
Wszystko zaczęło się kilka lata temu
Marysia miała wtedy niespełna 18 lat i przyprowadziła do domu swojego chłopaka. Miał na imię Patryk i chodził na te same zajęcia dodatkowe co ona. O Boże, jaka ona była wtedy szczęśliwa! Po raz pierwszy się zakochała i to z wzajemnością.
Godzinami opowiadała, jaki to on jest cudowny i dobry. Powinnam cieszyć się razem z nią, ale… nie umiałam. Patrzyłam na tego Patryka, w sumie miłego i grzecznego chłopaka, i widziałam swojego byłego męża. Jarek na początku też był wpatrzony we mnie jak w obrazek, też zapewniał, że jestem miłością jego życia, uśmiechał się do mojej mamy…
A potem zdradził, oszukał i uciekł, zacierając za sobą wszystkie ślady. Im bardziej Marysia zachwycała się swoim ukochanym, tym ja coraz bardziej go nie lubiłam. Denerwowało mnie, że zawraca głowę mojej córeczce. I wszelkimi sposobami próbowałam go od niej odsunąć. Kiedy Marysia wychwalała go pod niebiosa, ja natychmiast wbijałam szpilę.
Mówiłam na przykład, że wcale jej nie kocha, bo zamiast klęczeć u jej stóp, spędza czas z kolegami. Machała ręką, tłumaczyła go, ale widziałam, że zaczyna mieć wątpliwości. Koniec nastąpił, gdy kiedyś rzuciłam mimochodem, że widziałam, jak całuje się na ulicy z inną dziewczyną.
Nie było to prawdą, ale się tym nie przejmowałam. Uważałam, że chroniąc córkę mam prawo skłamać. Na tę wiadomość Marysia zareagowała bardzo gwałtownie. Najpierw się rozpłakała, a potem zerwała z Patrykiem. Nie pozwoliła mu się nawet wytłumaczyć. Pocieszałam ją, przytulałam, a w duchu cieszyłam się, że to koniec.
Taka sytuacja powtórzyła się 3 razy
Po Patryku córka spotykała się z Arturem, Dominikiem i Maćkiem. Wszystkich mi oczywiście przedstawiła i o wszystkich dokładnie opowiedziała. Ale, choć zachowywali się nienagannie, także byli grzeczni i mili, ja byłam ciągle na nie.
Znałam przecież tę grę. Znowu więc krzywiłam się, znowu wybrzydzałam, wbijałam szpile. Córka jeszcze słuchała, ale zauważyłam, że jest coraz bardziej zniecierpliwiona i rozdrażniona. Któregoś dnia, gdy po raz kolejny przekonywałam ją, że Maciek nie zasługuje na jej uwagę, bo nie jest taki wspaniały, na jakiego wygląda, nie wytrzymała.
– Dlaczego krytykujesz wszystkich moich chłopaków? Nie chcesz, żebym była szczęśliwa, żebym ułożyła sobie życie? – zapytała z pretensją w głosie.
– Ależ skąd. Po prostu uważam, że nie powinnaś się aż tak bardzo angażować. Mężczyznom absolutnie nie można ufać. W kontaktach z nimi trzeba zachować zimną krew i zdrowy rozsądek. Uwierz mi, coś wiem na ten temat. Twój ojciec też wydawał się ideałem. A jaka była prawda, sama wiesz… Mówię ci, lepiej żyć samotnie, niż narażać się na ból rozstania – westchnęłam.
– A więc o to chodzi… Nie podejrzewałam, że ciągle jest w tobie tyle złości i żalu. Myślałam, że to już przeszłość, że rany się zagoiły – zamyśliła się.
– Takie rany nie goją się nigdy! To niemożliwe! To dlatego tak bacznie przyglądam się twoim chłopakom, szukam dziury w całym. Chcę cię uchronić przed błędem, który sama kiedyś popełniłam. I cierpieniem, którego doświadczyłam – zapewniłam ją gorąco.
Myślałam, że mnie zrozumiała, zwłaszcza że kilka dni później rozstała się z Maćkiem…
Od trzech miesięcy Marysia znowu spotyka się z jakimś mężczyzną. Niestety, nie znam nawet jego imienia, bo nie tylko mi go nie przedstawiła, ale nawet nie wspomniała, że pojawił się w jej życiu. Byłam zaskoczona, bo przecież zawsze zwierzała mi się ze swoich uczuć i nowych znajomości.
Czułam jednak, że kłamie
A teraz milczała jak zaklęta. Kilka razy ją podpytywałam, czy się przypadkiem nie zakochała, ale mnie zbywała. Twierdziła, że coś mi się przyśniło, że nie ma czasu ani ochoty na miłość. Czułam jednak, że kłamie. Przecież znikała wieczorami z domu, przed wyjściem stroiła się przed lustrem. I wracała taka rozanielona, szczęśliwa… Z ciekawości aż mnie w środku skręcało. Tydzień temu nie wytrzymałam.
– Matki nie oszukasz… Przecież widzę, że kogoś masz. Przyprowadź go do nas w niedzielę. Przygotuję obiad, upiekę ciasto – uśmiechnęłam się. Spojrzała na mnie spod oka.
– Po co? Żebyś znowu wybrzydzała? Mówiła, że na mnie nie zasługuje? I rozwaliła mi kolejny związek? Co to, to nie! Mam dość twoich dobrych rad! – wrzasnęła. Byłam w szoku. Nigdy wcześniej nie odezwała się do mnie w ten sposób.
– Ależ córeczko! O czym ty mówisz? Przecież ja to wszystko robiłam dla twojego dobra! Żebyś później nie cierpiała tak jak ja! Rozmawiałyśmy na ten temat i myślałam, że mnie zrozumiałaś! – wykrztusiłam, gdy już doszłam do siebie. Córka aż poczerwieniała ze złości.
– Jestem już dorosła i mam prawo do własnych błędów. A zresztą, nie wszyscy mężczyźni są źli! To, że tobie i ojcu nie wyszło, nie oznacza, że mnie też się nie uda. Nie wiem, czy zauważyłaś, ale na świecie jest wiele szczęśliwych małżeństw! – wysyczała i poszła do siebie. Nawet nie chciała wysłuchać, co mam do powiedzenia.
Byłam zdruzgotana i rozżalona
Nie potrafiłam pojąć, dlaczego jest dla mnie taka niesprawiedliwa i okrutna. Przecież nie zrobiłam nic złego. Tylko martwiłam się o jej przyszłość. Tak mi było z tym źle, że postanowiłam zdzwonić do najlepszej przyjaciółki. Miałam nadzieję, że gdy opowiem jej o wszystkim, to razem ponarzekamy sobie na niewdzięczność Marysi. Tymczasem ona od razu na mnie napadła.
– Twoja córka miała prawo się wściec. Przestań się wtrącać. Jeśli nie ufasz mężczyznom, twoja sprawa, ale nie zarażaj tym Marysi. Bo zamiast ją chronić, tylko ją krzywdzisz. Odbierasz jej prawo do miłości i szczęścia – wypaliła bez ogródek.
Na początku byłam wściekła na przyjaciółkę. Ale im dłużej zastanawiam się nad tym, co powiedziała, tym robi mi się coraz bardziej wstyd. Zrozumiałam, że i ona, i córka mają rację.
Zraniona przez męża wsadziłam wszystkich mężczyzn do jednej szuflady z napisem: „dranie”. I to był błąd. Muszę więc jeszcze raz porozmawiać z Marysią i ją przeprosić. Mam nadzieję, że mi uwierzy i przedstawi swojego nowego ukochanego. Nie mogę się już doczekać…
Czytaj także:
„Byłem potwornym mężem. Nie interesowałem się ani żoną, ani dziećmi. Nawet prezenty zamawiała dla nich moja sekretarka”
„Przed śmiercią mama wyznała, że jestem owocem zdrady. Przez 18 lat żyłem z myślą, że to ja zdradziłem własnego ojca”
„Sąsiadkę nazywali wariatką, bo była dziwna i stroniła od ludzi. Ale to ona uchroniła moją córkę przed niebezpieczeństwem”