„Przed śmiercią mama wyznała, że jestem owocem zdrady. Przez 18 lat żyłem z myślą, że to ja zdradziłem własnego ojca”

Mężczyzna, który odkrył prawdę fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„18 lat byłem synem taty, przez kolejne 18 nosiłem w sobie sekret mamy, że jednak nim nie jestem. Mogłem dalej trzymać język za zębami, jak chciała. Ale… cholera, czy nie po to mi powiedziała, żebym mógł się kiedyś upomnieć o spadek. Przecież takie pieniądze to jak manna z nieba”.
/ 01.08.2022 06:30
Mężczyzna, który odkrył prawdę fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Kiedy miałem osiemnaście lat, mama zdradziła mi sekret, którym nie podzieliła się z nikim innym. Tata nie był moim biologicznym ojcem. Mama zaszła w ciążę tuż przed ślubem, wdając się w szalony i, jak stwierdziła, głupi romans. Tamten mężczyzna bardzo jej się podobał, ale nie sądziła, by mogła mieć u niego szanse, poza tym już była zaręczona.

Mieszkali na wsi, nie czekała na księcia z bajki

Gdy oświadczył jej się syn sąsiadów, zgodziła się właściwie bez wahania, skoro uchodził w okolicy za doskonałą partię. Uważano wtedy, że dziewczynie matura w zupełności wystarczy. Po co więcej, skoro najlepsza kariera dla kobiety to znaleźć dobrego męża i urodzić mu gromadkę zdrowych dzieci. Też tak myślała. A że rodzice wysłali ją do Krakowa na dwa tygodnie do wujostwa, żeby pomogła wujowi w opiece nad dziećmi, gdy ciocia trafiła do szpitala, to już inna historia...

Tam mama poznała przystojniaka, który zawrócił jej w głowie. Miejskiemu lowelasowi wpadła w oko śliczna dziewczyna z prowincji, a fakt, że była nieśmiała i naiwna, niewiele wiedziała o życiu, tylko ułatwił mu sprawę. Nie miałem dobrego zdania o tym typku, niezależnie od tego, czy był moim ojcem, czy nie.

Spotkali się kilka razy wieczorem. Gdy wujek wracał z pracy, przejmował opiekę nad dzieciakami i nalegał, żeby jego siostrzenica korzystała z okazji, że jest w mieście, wyskoczyła do kina albo pozwiedzać. No i z tego wieczornego zwiedzania… powstałem ja.

Podobno byłem trochę mniejszy niż przeciętny noworodek, więc uznano mnie za wcześniaka. Wtedy nikt nie robił USG i nie obmierzał dzieci co parę tygodni. Mój tata, ten, którego zawsze uważałem za ojca, nigdy się nie domyślił. W każdym razie nie czułem różnicy w traktowaniu mnie i trójki młodszego rodzeństwa. No, poza Gośką, która ewidentnie była córeczką tatusia.

Szczerze? Wolałbym, żeby mama dalej milczała

Ujawniła swój sekret, bo uznała, że jestem dorosły i powinienem wiedzieć, a zarazem prosiła, bym zachował go dla siebie.

– On o niczym nie wie. I niech tak zostanie. Innym też nie mów. Teraz jest bogaty, ma firmę, dobrze mu się wiedzie, ale wtedy niczego od niego nie chciałam i teraz też nie chcę. Nie potrzebujemy go. 

Więc po cholerę mi powiedziała?!

– To będzie nasza tajemnica, synku…

– Jak mogłaś?! – wybuchnąłem.

Sam nie wiedziałem, co mnie bardziej złości. Ta szokująca rewelacja, której się nie spodziewałem. To, że moja mama miała romans przed ślubem i okłamywała ojca od tylu lat? Czy że mi to powiedziała? Naprawdę wolałbym, by nie wstrząsała moim światem w taki sposób. Chryste, matka zdradziła ojca! A ja nie byłem jego synem! W głowie mi się to nie mieściło.

– Kiedyś zrozumiesz, że życie nie jest takie proste, takie czarno-białe… – westchnęła ze smutkiem. – Nie chcę się usprawiedliwiać, powinnam być mądrzejsza, odporniejsza na jego gładkie słówka, ale… Dzięki temu mam ciebie, synku. Nie potrafię więc żałować. Zdawałam sobie sprawę, że to nie ma przyszłości, że on może nalegać na… no, wiesz. Dlatego nic mu nie powiedziałam. Tacie też. Nie chciałam ranić nikogo bardziej niż to konieczne. Ale teraz myślę, że masz prawo wiedzieć, że powinieneś wiedzieć.

Tak? A niby co się takiego zmieniło, że nagle ruszyło ją sumienie? Postanowiłem zignorować tę informację i żyć jak dotychczas. Nieważne, kto mnie spłodził. Miałem mojego tatę, człowieka, który uczył mnie grać w piłkę i jeździć na rowerze, który tłumaczył mi matmę i fizykę, gdy czegoś nie rozumiałem, i dawał staroświeckie rady, jak podrywać dziewczyny.

Który dwa razy dał mi pasem po dupie, gdy złapał mnie z papierosem w ręce. Nie chciałem mieć innego ojca, nawet gdyby okazał się Billem Gatesem. Nieważne, że mój kształt nosa i kolor oczu różnił się od reszty rodzeństwa, że byłem blondynem, podczas gdy oni mieli ciemne włosy. Mama zawsze tłumaczyła mi, że jestem podobny do jej taty.

Rzeczywiście, na zdjęciach dziadka, choć czarno-białych, widać było, że jestem jak jego mała kopia. A może chciałem być podobny do kogoś w rodzinie? Tak czy siak, moje DNA mogło się różnić, ale nasze serca biły jednym rytmem.

– Kocham cię, tato – powiedziałem kiedyś, tuż po jakiejś męskiej pogawędce.

Zaskoczyłem go wyraźnie. Nastoletni młodzieńcy nie zwykli wyznawać uczuć rodzicom. Oschłość wydaje im się taka dorosła.

– Ho, ho! – tata się uśmiechnął. – Dawno tego nie słyszałem. Ja ciebie też, synu, ja ciebie też.

Niedługo potem dowiedziałem się, czemu mama wyznała mi swój sekret. Czemu nie chciała dłużej milczeć. Czemu dała mi na osiemnastkę taki prezent, zamiast na przykład skuter. Już wtedy wiedziała, że jest nieuleczalnie chora, nowotwór dawał przerzuty, więc zanim przestanie kontaktować, postanowiła powierzyć mi swoją tajemnicę. Bo może kiedyś ta wiedza do czegoś mi się przyda.

Zmarła pół roku później

Nie musiała prosić, żebym nic nikomu nie mówił. Miałem świetnego ojca i rodzeństwo, które kochałem, dla którego byłem starszym bratem, nieformalnym zastępcą taty, wiceszefem, jak mówili. To oni byli moją rodziną. Sekret mamy był u mnie bezpieczny. Nie zapomniałem o nim, o czymś takim nie da się zapomnieć, ale zepchnąłem go w kąt świadomości.

Czasem tylko bezwiednie wpatrywałem się w tatę, szukając w jego twarzy, sylwetce, gestach potwierdzenia, że jednak jestem jego prawdziwym synem.

– Co mi się tak przyglądasz, jakbyś pierwszy raz mnie na oczy wiedział? – przyłapał mnie kiedyś. – Brudny jestem czy co?

Speszony, wzruszałem ramionami.

– Oj, tato… zaraz przyglądam, zamyśliłem się i tyle.

– Oho, myśliciel się znalazł! – kpiła moja siostra, jeśli akurat była w pobliżu.

Śmiałem się z nimi, choć w głębi duszy było mi ciężko. Kilka lat później straciliśmy również tatę. Wracał taksówką do domu od lekarza. Nic poważnego mu nie dolegało, zwykła grypa, ale wolał nie iść piechotą z gorączką. Uderzyła w nich jakaś kobieta, która tłumaczyła się potem, że pomyliła hamulec z gazem.

Taksówkarz się wykaraskał, a tata zmarł w szpitalu dwa dni później. Długo nie mogliśmy się pozbierać, choć przecież wszyscy byliśmy już dorośli. Ja pracowałem, Daniel kończył studia, Robert był na trzecim roku, a Gosia na pierwszym. Musieliśmy jednak sobie poradzić. Teraz mieliśmy tylko siebie.

Jako najstarszy wziąłem na siebie odpowiedzialność za nasze stadło. Polegali na mnie, z zastępcy taty stałem się głową rodziny. Z podziałem niewielkiego majątku nie było problemu. Mieszkanie, stary samochód, trochę oszczędności, garść pamiątek. Starałem się, żeby było po równo, żeby nikt nie czuł się pokrzywdzony. I żyliśmy dalej. Daniel się ożenił, Robert zaręczył. Gosia na razie poświęcała się karierze bizneswoman. Założyła firmę i otwierała trzeci lokal z kosmetykami w naszym regionie. Ja pracowałem i planowałem się oświadczyć ukochanej.

I wtedy zobaczyłem artykuł w internecie. Mój ojciec… Mój biologiczny ojciec zmarł. Pozostawił po sobie prężnie działającą firmę, a ponieważ był po rozwodzie i nie miał dzieci, dalsze losy przedsiębiorstwa stały pod znakiem zapytania.

– K…wa! – wyrwało mi się.

– Co się stało? – Gosia zerknęła mi przez ramię. – A, rano coś mi mignęło. Spora firma, duża kasa, ciekawe, kto ją teraz przejmie. Przerąbane tak nie zostawić nikogo po sobie, co? Pewnie będą cyrki z przejęciem udziałów… Z drugiej strony, jakby miał kilkoro dzieci, też by były jazdy. Biłyby się o spadek jak w telenowelach.

– Im większy spadek, tym większa bijatyka. Dlatego my się w miarę szybko z tym uwinęliśmy – skomentował Daniel.

– O, przepraszam, ja jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa – zripostował Robert, smażąc kolejnego naleśnika. – Moim zdaniem kolekcję znaczków taty trzeba wycenić i dopiero wtedy podzielić, będzie bardziej sprawiedliwie!

Wszyscy się uśmialiśmy. Tata miał krótki etap bycia filatelistą. Kupił dwa klasery, z dziesięć serii… i na tym się skończyło budowanie kolekcji. Ale w duchu powtarzałem: k…wa, i co teraz? Jeśli mama mówiła prawdę, to ja byłem spadkobiercą tego gościa. Ze zwykłego szaraczka, który zarabiał średnią krajową, mogłem stać się z dnia na dzień milionerem.

Pieniądze to była jednak tylko jedna strona medalu

Drugą była moja rodzina. Jeśli się upomnę o spadek, jeśli wyciągnę rękę po fortunę biologicznego ojca, tym samym potwierdzę, że mama zdradziła tatę. Przed ślubem, ale jednak. Co gorsza, kłamała, że jestem jego dzieckiem. Moje rodzeństwo miało w głowie obraz dobrej, niemal świętej matki, która zawsze stawiała rodzinę na pierwszym miejscu, a tu nagle… romans?

Wpadka? Wrobienie ojca w cudze dziecko? W niczym jej to już nie zaszkodzi, nadal będzie ich mamą, a nasz ojciec ich tatą, ale na mnie moje rodzeństwo może zacząć patrzeć inaczej. Niby brat, ale tak nie całkiem…

Po drugie przyznałbym, że ja też o tym wiedziałem. Nie miało znaczenia od kiedy. Wiedziałem i milczałem. Traktowałem tatę jak tatę, brałem jego pieniądze, żyłem na jego koszt, a teraz chcę zgarnąć kolejny spadek? W dodatku taki, do którego miałem prawa tylko ja, a moje przyrodnie rodzeństwo już nie.

Niby mógłbym zwrócić swoją część spadku po ojcu, który mnie wychowywał, ale to jakbym odtrącił tatę i wszystko, co dla mnie całe życie robił. Poza tym może mama, już ciężko chora, coś konfabulowała? Albo chciała mnie przetestować, moją umiejętność trzymania języka za zębami. Nie wiem, po co, ale…

A nawet jeśli nie byłem synem mojego taty, to może mama pomyliła nazwiska? Gdzie pewność, że tamten bogacz mnie spłodził? Jak nic musiałbym przejść badania DNA, które to potwierdzą lub wykluczą. Już to było jakieś upokarzające… Co dalej? Mam zaryzykować spokój w rodzinie dla jakiegoś bliżej nieokreślonego majątku, firmy, o której nie mam pojęcia?

Jakie byłyby moje relacje z rodzeństwem, gdybym się okazał ich przyrodnim bratem, do tego z kasą po biologicznym tatusiu, którego nigdy nie poznałem? Czy wszystko zostałoby po staremu, czy jednak mieliby jakieś pretensje? Niby nie moja wina, ale zrobiłoby się dziwnie. Oczywiście testy nie muszą potwierdzić ojcostwa tamtego, a ja nie muszę nic mówić rodzeństwu, póki nie będę miał czarno na białym, że jestem spadkobiercą…

Rany, co za porąbana sytuacja!

Nie miałem pojęcia, co powinienem zrobić. Zgłosić się jak najszybciej do sądu w celu ustalenia, czy mam prawo do spadku? Czy machnąć ręką na te mityczne miliony z przedsiębiorstwa, których przecież nie zachowałbym tylko dla siebie? Moje rodzeństwo też by skorzystało. Mógłbym im pomóc, tak jak na starszego brata i głowę rodziny przystało. A jeśli zaczną mnie traktować jak bankomat? Jeśli nasze zdrowe relacje zwyrodnieją?

– Jesteś ostatnio jakiś nieobecny… – zauważyła moja prawie narzeczona.

Zamierzałem się jej oświadczyć. Tylko jako kto? Zwykły facet czy syn milionera?

– Dużo pracy mam ostatnio – zbyłem ją.

Niby nie chciałem mieć przed nią tajemnic, ale to ja musiałem podjąć tę decyzję i nie chciałem, by w jakikolwiek sposób na mnie wpływała. Kochałem ją, chciałem spędzić z nią resztę życia, jednak ta sprawa dotyczyła mojej tożsamości, moich relacji z rodzeństwem. Albo sekret stanie się jawny dla wszystkich, albo dla nikogo. Wystarczy, że ja się z nim męczyłem, Natalia nie musiała.

– Dlaczego mi to zrobiłaś, mamo? Dlaczego podrzuciłaś mi tego gorącego kartofla? Co ja mam teraz z nim zrobić? – mruczałem pod nosem, stojąc nad grobem matki.

Przyszedłem tu, szukając inspiracji, odpowiedzi, a znalazłem złość. Tak, byłem zły na mamę. Nie mogła milczeć? Zawsze mi przypominała, że muszę być odpowiedzialny i myśleć o konsekwencjach swoich słów i czynów. Ona wtedy nie pomyślała i… urodziłem się ja. Świetnie.

Nie da się zjeść ciastka i mieć ciastko

Ale czy musiałem znać historię mojego poczęcia w pełnej wersji, dla dorosłych? Niby dlaczego powinienem? Mówiąc mi to, też nie pomyślała, jakie to będzie miało dla mnie następstwa. Byłem szczęśliwy, nie wiedząc o niczym, nie musząc się zastanawiać, rozważać, denerwować. A teraz? Muszę się na coś zdecydować. Bo nie da się zjeść ciastka i mieć ciastko.

Osiemnaście lat byłem synem taty, przez kolejne osiemnaście nosiłem w sobie sekret mamy, że jednak nim nie jestem. Mogłem dalej trzymać język za zębami, jak chciała. Ale… cholera, czy nie po to mi powiedziała, żebym mógł się kiedyś upomnieć o spadek, zyskać niezależność finansową?

Przecież takie pieniądze to jak manna z nieba. Grzech je odrzucić. A jeśli nie podołam i przepuszczę tę kasę? Albo zmienię się w bogatego dupka? A jeśli któreś z nas zachoruje i będą potrzebne gigantyczne środki na leczenie?

Biję się z myślami, tworzę różne scenariusze i wciąż nie wiem, co będzie dla nas wszystkich najlepsze. Decyzję muszę podjąć wkrótce, bo za kilka dni mija wyznaczony termin zgłaszania się potencjalnych spadkobierców…

Czytaj także:
„Uciekłam od męża tyrana i wpadłam z deszczu pod rynnę. Zamieszkałam z ojcem, który hodował wnuka na męskiego szowinistę”
„Przyjaciółka używała mojego mieszkania do schadzek z kochankiem. Bezczelnie mnie wykorzystała i jeszcze wmieszała w zdradę”
„Rozkochał mnie w sobie i nagle zniknął bez śladu. Po 5 latach okazało się, że jest... księdzem”

Redakcja poleca

REKLAMA