O tym, że jestem ostatnią deską ratunku, dowiedziałam się pewnego popołudnia, tuż przed wyjściem z pracy.
– Idź i nakarm to biedne zwierzę, inaczej Karol mnie zabije – apelowała do mojego sumienia Ela.
Było to o tyle dziwne, że znałyśmy się średnio, ona pracowała w innym dziale, rzadko się widywałyśmy. Nie wiedziałam nawet, kim jest Karol.
– Karol to mój brat – wyjaśniła Ela. – Wyjechał i zostawił mi na głowie kota. A ja się pochorowałam, trzy dni byłam nie do życia, czwartego musiałam dojść do siebie, więc sama rozumiesz. A teraz przyplątało się zapalenie zatok, znów jestem nie do użytku.
– Chcesz powiedzieć, że kot nie jadł cztery dni?!
Możliwe, że krzyczałam, ale byłam czuła na kocią krzywdę. Jeszcze rok temu dzieliłam mieszkanie z Kundzią, szarą kotką, którą zabrała mi nieuleczalna choroba. Do tej pory nie zdjęłam ochronnej siatki z balkonu, a to coś znaczyło.
Nie słuchałam nieudolnych tłumaczeń Eli, zażądałam adresu kota i kluczy, żebym nie musiała się włamywać.
– Tylko chciałam cię ostrzec przed sąsiadką Karola – powiedziała Ela. – To taka strażniczka moralności, z gatunku tych, co to zawsze na posterunku. Nie daj się przepłoszyć.
Jestem podejrzanym elementem?!
Wyszłam szybciej z pracy i pojechałam z misją ratunkową. Elka miała rację, ostrzegając mnie przed wścibską babą. Pojawiła się, ledwie przekręciłam klucz w zamku.
– Pani do kogo? – spytała.
– Do kota – odparłam, wchodząc do mieszkania.
– Tu nie ma żadnego kota – odparła z satysfakcją kobieta.
Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam jej w oczy. Stała tuż za mną, w przedpokoju, musiała wejść na bezczelnego.
– Pani odda klucze albo dzwonię po policję – wyciągnęła rękę. – Tak się składa, że właścicielka tego mieszkania upoważniła mnie do pilnowania, czy podejrzany element nie włóczy się po jej lokalu. Pani nie ma prawa tu przebywać. Klucze!
Wyszłam na klatkę i spojrzałam na numer drzwi. Nie pomyliłam się, według Elki mieszkał tu jej brat oraz jego, obecnie głodny, kot. Musiałam wyjaśnić pomyłkę i znaleźć to zwierzę.
– Tu mieszka pan Karol? – spytałam.
– A mieszka, i co z tego?
– Skoro tak, to dobrze trafiłam – powiedziałam, wyjmując saszetkę z kocim jedzeniem. – Pani dzwoni po policję, a ja tymczasem załatwię swoje sprawy.
Bezceremonialnie wypchnęłam ją za drzwi, zaskoczona nie stawiała oporu.
– Mam tuńczyka! Kici kici – zawołałam przymilnie i zaszeleściłam opakowaniem saszetki.
Kotek pojawił się jak duch
Przez chwilę mierzył mnie czujnym spojrzeniem, ale lustracja musiała wypaść pomyślnie, bo wyprężył ogon w powitalnym salucie. Patrzyłam oniemiała na dobre pięć kilo rudego zwierza. Nigdy przedtem nie widziałam tak dużego kota. I grubego, jeśli mam być szczera.
– Miau? – kot pytająco popatrzył mi w oczy.
Pokazałam mu saszetkę z tuńczykiem, a on z wielką godnością poprowadził mnie do miski. Była pusta, ale obok walały się wzgardzone przez olbrzyma kocie chrupki.
– Nie głodowałeś, łobuzie – pogładziłam jedzącego kota.
Nie przerywając konsumpcji, wyprężył się i zamruczał jeszcze głośniej. W odpowiedzi zaburczało mi w brzuchu. Koci tuńczyk pachniał bardzo jadalnie, a ja od rana nie miałam nic w ustach. Nie chciałam przeszukiwać szafek Karola, ale uznałam, że kawą mogę się poczęstować.
Usiadłam z kubkiem gorącego napoju jak najbliżej jedzącego kota, miło było znów patrzeć na mruczące zwierzę. Rudy wyczuł mój nastrój, podniósł głowę i miauknął pytająco. Po czym, z rozpędu, nie pytając o zgodę, władował mi się na kolana, podbijając kubek.
Gorąca kawa rozlała mi się po piersi. Wrzasnęłam, zrzuciłam kota z kolan, zerwałam z siebie górę garderoby i pobiegłam do łazienki. Oblałam się zimną wodą i poczułam ulgę, więc powtórzyłam zabieg, mocząc również i spódnicę. Skóra na piersi była zaczerwieniona, ale uznałam, że nie stało się nic, z czym musiałabym jechać do lekarza. Tylko że moja bluzka wyglądała jak mokra, zalana brunatną breją szmata. Musiałam ją zaprać, a potem wysuszyć,
Nagle usłyszałam w przedpokoju głosy. Pewnie policja, wścibska baba obiecała ich sprowadzić. Nie chciałam pokazywać się w biustonoszu, więc skorzystałam z wiszącego na drzwiach łazienki szlafroczka. Damskiego i frywolnego, ale nie mnie oceniać zwyczaje Karola…
Okryłam się i wyszłam z łazienki, prosto w objęcia rozwścieczonej kobiety. Była znacznie młodsza od wścibskiej baby. Nic w niej nie było naturalnego, począwszy od burzy włosów z doczepami, a skończywszy na ponętnych, obrzmiałych wargach.
Zapatrzyłam się, odruchowo chowając niezrobione paznokcie i okrywając szczelniej szlafroczkiem dodatkowe kilogramy na brzuchu. Plastikowej ten ruch się nie spodobał. Zmrużyła oczy ocienione długaśnymi rzęsami i fuknęła:
– Kim pani jest?
– A pani? – spytałam bezmyślnie, zajęta rozważaniem, co by było, gdybym i ja zrobiła sobie takie rzęsy.
– Jestem narzeczoną Karola i właścicielką tego mieszkania. Żądam wyjaśnień, skąd pani ma klucze!
Zachowywała się agresywnie, a ponadto wyglądała nienaturalnie dobrze, mimo pewnej przesady w kreowaniu wizerunku. Nie nastroiło mnie to do niej życzliwie, dałam się skusić podszeptom złego.
– Karol mi je dał, to chyba oczywiste? Mieszkam tu, częściowo z powodu kota, a trochę dlatego, że testujemy życie pod wspólnym dachem. Karol wielokrotnie nalegał, byśmy zamieszkali razem, ale ja miałam obiekcje. Nie byłam pewna, czy tego chcę.
Paplałam, obserwując z rozkoszą miny obu kobiet. Plastikowa wyglądała, jakby miał ją trafić szlag, przelotnie zaniepokoiłam się, czy nie przeginam. Bo jeśli ona naprawdę jest narzeczoną tego Karola…
Nagle coś do mnie dotarło
– Pani jest jego narzeczoną? To dlaczego ja muszę zajmować się kotem?
Pytanie zawisło w próżni, plastikowa wlepiła we mnie puste spojrzenie.
– Kotem? – spytała bezradnie. – Ale kim pani jest?
Uznałam, że jest w szoku, nic nie dotarło do niej z opowieści o moim i Karola związku. I może lepiej, że tak się stało. Nie chciałam za bardzo mieszać, tylko ją usadzić. Udało się, mogłam odpuścić.
– Jestem opiekunką kota – powiedziałam zgodnie z prawdą. – A teraz, jeśli panie pozwolą, spakuję go i zabiorę. Tylko przedtem włożę bluzkę.
No, będzie się musiał tłumaczyć…
W milczeniu obserwowały, jak szukam transportera, pakuję kota i naciągam na grzbiet mokrą szmatę. Wyniosłam się szybko, gnana wyrzutami sumienia. Karol po powrocie będzie musiał gęsto tłumaczyć się przed narzeczoną, ale na to nie miałam już wpływu. Stało się, będzie musiał się z tym zmierzyć.
Dotachałam koci ciężar do domu i zadzwoniłam do Eli. Powiedziałam jej oględnie, że zabrałam kota, bo tak będzie mi wygodniej się nim opiekować. Nie spytała o nic, ja nie zwierzałam się, w ten sposób zajście z udziałem narzeczonej Karola i wścibskiej sąsiadki pozostało tajemnicą, do której nie miałam zamiaru nigdy się przyznawać.
Dwa tygodnie później wrócił właściciel kota, i kierowany przez Elę, zawitał w moje progi. Poprzedził go wielki bukiet kwiatów i jeszcze większa bombonierka, tak więc nie od razu zobaczyłam, jak Karol wygląda.
– Miluś!
Pięć kilo olbrzymiego ruszyło kłusem, zazgrzytały pazury na terakocie, rudy odbił się i skoczył w objęcia przyjaciela. Karol złapał go w locie i wtulił w niego twarz. Mruczenie było słychać w całym pokoju. „Fajny facet” – oceniłam go na wyrost, wzruszona tym, co widzę.
Potem Karol zaczął mi dziękować. Był mi wdzięczny za wstrząs, jakiego za moją sprawą doznała plastikowa.
– Dzięki pani ta kobieta odkryła wreszcie swoje prawdziwe zamiary. Rzuciła się na mnie z pretensjami, że ją zdradzam, wreszcie mogłem zareagować. Wynajmowałem od niej mieszkanie, a ona ubzdurała sobie, że się za mnie wyda. Nachodziła mnie, stwarzała dwuznaczne sytuacje, nawet zostawiła u mnie swój szlafrok. Myślałem o wyprowadzce. Ale teraz podjąłem decyzję i uciekłem. Mieszkam u siostry, tylko że ona nie chce Milusia.
– Kot może zostać u mnie – powiedziałam szybko i znacznie wolniej dodałam: – Mam też dodatkowy pokój i właściwie mogę go wynająć…
Karol natychmiast skorzystał z okazji i teraz mieszkamy we trójkę. Muszę przyznać, że to był bardzo dobry pomysł.
Czytaj także:
„Zakochałam się w moim szefie, lecz nie mogłam ciągnąć tego romansu. Nie potrafiłam żyć z kimś, kto porzucił swoje dziecko”
„Zakochałam się w Robercie do szaleństwa, ale wylądowałam w łóżku przyjaciela. Nie żałuję. To on mnie naprawdę kochał"
„Tuż przed swoim ślubem, zakochałem się w innej kobiecie. Zaszła w ciążę, ale nie odszedłem od narzeczonej. Dziś tego żałuję"