„Przez rodzinne niesnaski, nauczycielka miała mnie za śmiecia. Chciałam, by mi za to zapłaciła, lecz zemsta nie była słodka..."

kobieta na pogrzebie fot. Adobe Stock, David L/peopleimages.com
„Wiele lat marzyłam, że kiedyś jej wygarnę, odpłacę za to, co mi zrobiła. Marzyłam o zemście, ale to, co się stało, przerosło moje fantazje. To nie tak miało być. Nie tak”.
/ 20.02.2023 14:30
kobieta na pogrzebie fot. Adobe Stock, David L/peopleimages.com

Mój bezpieczny, radosny dziecinny świat skończył się, gdy poszłam do szkoły. Zniszczyła go… nauczycielka. Nauczyłam się ją nienawidzić, jeszcze zanim opanowałam zasady ortografii. Dzięki tej kobiecie dość wcześnie dowiedziałam się, czym jest niesprawiedliwość.

– Nigdy nie nauczysz się pisać – mówiła z lekceważeniem, zaglądając w zeszyt, w którym pracowicie skrobałam literki. Długopis ze strachu drgał jak żywy, rysując brzydką linię w poprzek strony.

– O, proszę, spójrz, co narobiłaś – triumfowała nauczycielka. – Oto przykład, jak nie należy pisać – wyrywała mi zeszyt i podnosiła go do góry, demonstrując klasie mój błąd. Dzieciaki usłużnie chichotały, a mnie oblewał rumieniec. Bałam się jej jak ognia, ale chciałam walczyć o swoje. Raz nie wytrzymałam.

– To nie moja wina, to przez panią! – zawołałam piskliwym ze zdenerwowania głosem.

Zawołała mnie do tablicy i metodycznie zniszczyła, udowadniając, że nic nie umiem i niczego się nie nauczę, bo jestem głupia. Nie żałowała sobie, w końcu miała do czynienia z małolatami.

Jej słowo przeciwko żalom i łzom dziecka

Komu dyrektor uwierzy? W końcu dała mi spokój, postawiła lufę i kazała wyjść na korytarz. Na przerwie nie wolno mi było się bawić, mówiła, że to kara za złe zachowanie. Specjalnie mnie pilnowała, a dzieci szybko zrozumiały, że jestem osobą, z którą nie warto się zadawać. Aneta świetnie dawała sobie ze mną radę, nie potrzebowała „wsparcia”. Nigdy nie padło magiczne „przyjdziesz z rodzicami”, bo nie mogło. Nauczycielka miała na pieńku z moją rodziną, więc gdyby mój ojciec pojawił się w szkole, miałaby się z pyszna.

Aneta pochodziła z rodziny od lat skonfliktowanej z moją. Każdy S. od najwcześniejszego dzieciństwa wiedział, że nie wolno się bawić ze Sz.. O co między rodzinami przed laty poszło, nie wiedziałam, bo nie mówiono o tym. Po prostu tak było, że S. nie lubią Sz., a ja byłam jedną z klanu, którego nauczycielka nie znosiła.

Była z domu Sz., to by wiele tłumaczyło, gdybym była jej rówieśnicą, ale miałam zaledwie siedem lat, a ona była moją nauczycielką. Powinna mnie chronić, a to, co robiła, nigdy nie powinno się wydarzyć. A jednak ona, nie zważając na nic, pozwalała sobie wobec mnie na wiele.

Przy każdej okazji deptała moją dumę, stawiała złe oceny, wyśmiewała. Długo to wytrzymywałam. Bałam się, że jak powiem w domu, usłyszę, że to moja wina, bo pewnie jestem niegrzeczna. Raz jednak nie wytrzymałam i zwierzyłam się mamie. Od razu stanęła po mojej stronie. Nie miała wątpliwości, że dzieje się zło, przecież w grę wchodziła jedna ze Sz., a ci, jak wiadomo, są wredni. Ale nie umiała nic poradzić. Szkoła była jedna na kilka wsi, przeniesienie mnie do innej nie wchodziło w grę. Musiałam wytrzymać.

– Nie zwracaj na nią uwagi, to tylko kilka lat, potem będzie lepiej – szeptała, głaszcząc mnie po głowie.

Na tych tajemnicach przyłapał nas tata, którego mama nie bez powodu chciała trzymać od tej sprawy z daleka. Dowiedział się, zapłonął gniewem i poszedł porozmawiać z mężem Anety, jak równy z równym. Skończyło się tym, że doprowadzony do ostateczności dał mu w zęby, co rozpoczęło bójkę. Po całej wsi rozniosło się, że Aneta dokucza małej S. Jedni byli oburzeni, inni wzruszali ramionami.

– Ma prawo, jest nauczycielką. Nie wiadomo, czy dziewczynka nie zmyśla, wszyscy wiemy, jak jest w szkole. Nauczycielki nikt nie lubi, jeśli jest wymagająca.

Rodzice uradzili, że sprawa zrobiła się na tyle głośna, że trzeba iść za ciosem i porozmawiać z przełożonym Anety. Poszli do dyrektora. Ten wysłuchał ich z uwagą, obiecał przyjrzeć się sprawie i tymi słowami ich spławił. Nie zrobił nic w sprawie Anety. Nauczycielka nadal była bezkarna, w moim życiu nic się nie zmieniło.

A nie, przepraszam, było jeszcze gorzej

Nauczycielka zamieniła moje życie w piekło, ledwie wytrwałam do końca ośmioletniej podstawówki. Odchodziłam z gniewem w sercu i bezwzględnym przekonaniem, że kiedyś jej odpłacę, obojętnie jak długo przyjdzie mi czekać na okazję do zemsty. Aneta Sz. z miłej dziewuszki, która została oddana pod jej pedagogiczną opiekę, zrobiła potwora rozważającego, jak by tu zrobić jej krzywdę. Miało ją boleć tak jak mnie, odebrać sen i radość życia.

Po podstawówce poszłam do technikum, ale cienie przeszłości dogoniły mnie i musiałam stamtąd uciekać. W drugim skrzydle szkoły mieściła się zawodówka, do której uczęszczał syn Anety, o rok ode mnie starszy. Jurek przejął pałeczkę po mamie i próbował mi dokuczać, ale zanim na dobre się rozkręcił, zmieniłam szkołę.

Musiałam zdecydować się na liceum, innej placówki w pobliżu nie było. Sama nigdy nie pomyślałabym o wykształceniu ogólnym, koleżanki wybierały szkoły, które umożliwiały zdobycie zawodu, chciały się szybko usamodzielnić, lecz nie dla mnie były takie marzenia. Na ich drodze stał młody Sz., skutecznie mnie do nich zniechęcając. Tylko dzięki niemu poszłam na studia. Gdyby mnie nie prześladował, skończyłabym technikum i dziś pracowałabym jako krawcowa.

Mieszkałam w bursie, miałam fajne koleżanki, świetnych nauczycieli, dobrze się uczyłam i czułam, że odżywam. Zostawiłam za sobą zły świat Anety Sz., ale nienawiść do niej wcale mnie nie opuściła. Ilekroć razy wracałam do domu, wyobrażałam sobie, co mogłabym jej zrobić, żeby odpłacić za krzywdy. Nigdy nie ośmieliłabym się zrobić tego, o czym fantazjowałam, ale sama myśl, że teraz mogę wszystko, przynosiła satysfakcję.

Ja byłam łatwym celem…

Drogi moje i byłej nauczycielki rzadko się przecinały. Jeśli widziałam ją z daleka, skręcałam, by się z nią nie spotkać. Mimo wszystko nie byłam jeszcze gotowa na konfrontację. „Dlaczego to zrobiłaś, głupia? Co z tego miałaś?” – myślałam, goniąc wzrokiem szczupłą sylwetkę nauczycielki.

Do szkoły chodziło teraz nowe, dość liczne pokolenie S., ale jakoś się nie słyszało, by Aneta szczególnie gnębiła moich kuzynów. Albo dzieciaki były silniejsze i mniej pokorne niż ja, albo straciła impet. A może nie wystarczyło jej złości na tylu młodych indywidualistów wrzeszczących na szkolnym korytarzu. W większości byli to chłopcy, z gatunku rozrabiaków, niełatwo było ich pognębić. Ja byłam inna, ze mną poszło jej łatwiej. Grzeczna, cicha dziewczynka aż się prosiła, żeby pokazać jej, gdzie raki zimują.

„Nie daruję ci tego, zniszczyłaś moje dzieciństwo. Chcę, żebyś cierpiała tak jak ja” – myślałam, zaciskając pięści.

Zawsze tak reagowałam, gdy myślałam o Anecie. Nie było na świecie osoby, której nienawidziłabym bardziej. Do domu przyjechałam z paką książek, by przygotować się do ostatniej sesji egzaminacyjnej. Kończyłam studia, rodzice byli ze mnie bardzo dumni. Mama chodziła koło mnie na paluszkach, podtykając smakołyki. Pilnowała, żeby nikt mi nie przeszkadzał, ale tego dnia wparowała jak burza do mojego pokoju. Usiadła na łóżku i przyłożyła dłoń do piersi.

– Zadyszałam się, biegnąc po schodach – wysapała.

Spojrzałam na nią ze zdziwieniem. To było do niej niepodobne, miała doskonałą kondycję, wypracowaną podczas codziennej pracy w gospodarstwie.

– Właściwie to się zdenerwowałam – zdecydowała się powiedzieć prawdę. – Właśnie się dowiedziałam, że Jurek Sz. umiera. Taki młody człowiek, niewiele starszy od ciebie! Co za szkoda! Wykryto u niego raka w zaawansowanym stadium. Lekarze robią, co mogą, ale już za późno na ratunek.

Przed oczami stanął mi młody łobuz, przez którego musiałam zmienić szkołę.

– Wiem, że to syn Anety, pamiętam, jakie miałaś przez nich kłopoty, ale co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr – mama objęła mnie. – Odpuść im, w obliczu śmierci nic nie jest ważne.

– Nawet moja krzywda? – odsunęłam się od niej. – Aneta wyżywała się na mnie latami, jej syn wypłoszył mnie z technikum, a ja mam ot, tak zapomnieć?

– Źle robili, ale nie warto nosić urazy. Szkoda twojego zdrowia.

– Potulna już byłam, wiem, że to w życiu nie pomaga. Łagodnego zdepczą, silny się obroni.

– Więc bądź silna. Zemsta jest dla słabeuszy – powiedziała zagadkowo mama, podnosząc się i wygładzając spódnicę.

Dlaczego jej tak na tym zależy?

Wtedy jej nie zrozumiałam. Wróciłam do swoich książek, uczyłam się dniami i nocami, niewiele myśląc o Jurku i Anecie. Nie obchodzili mnie. Jeśli dotknęło ich nieszczęście, to nie przypadkiem, zasłużyli sobie na nie. Szczególnie Aneta. Jurka trochę szkoda, musiałam przyznać, że bezwiednie przyczynił się do wyboru właściwej dla mnie szkoły, a poza tym był młody, pewnie chciał żyć. Szkoda, że nie było mu dane.

Wieści od Sz. przychodziły coraz gorsze. Jurek leżał w szpitalu, Aneta go doglądała. Potem został przeniesiony do hospicjum, matka pojechała za nim. Podobno chciał wrócić do domu, Sz. szykowali dla niego pokój z udogodnieniami potrzebnymi choremu. Nie doczekałam się powrotu Jurka, wyjechałam zdawać egzaminy, potem zajęłam się własnymi sprawami. Po kilku miesiącach dowiedziałam się od mamy, że Jurek odszedł.

– Pochowają go na naszym cmentarzu, przyjedziesz na pogrzeb?

W pierwszym odruchu chciałam zapytać, po co. Nie przyjaźniliśmy się z rodziną Sz., a co do Anety… to wiadomo. Nie wiem nawet, czy chciałaby mnie widzieć na cmentarzu.

– Będzie cała wieś, w obliczu śmierci trzeba schować urazy – powiedziała stanowczo mama.

Mogłam tylko podziwiać jej postawę, ale nie podzielałam jej. Nie umiałam. Uważałam, że namawia mnie do słabości, ale rozmawiać z nią o tym nie było sposobu. Nie przyjmowała racjonalnych argumentów, powtarzała jak katarynka, że powinnam przyjechać na pogrzeb. Zgodziłam się wyłącznie dla świętego spokoju.

– Robię to tylko dla ciebie, chociaż nie rozumiem, dlaczego ci tak na tym zależy. Nagle polubiłaś Sz., po tym wszystkim, co nam zrobili?

– Wcale nie – zaprzeczyła żywo.

Całkiem zgłupiałam od tej pokręconej logiki.

– Wyjaśnisz mi to jakoś? – poprosiłam.

– Nie umiem. Po prostu przyjedź.

Spakowałam niezbędne rzeczy, złapałam autobus i pojechałam do domu, do mojej upartej, tajemniczej mamy. W sieni wpadłam na wystrojonego w garnitur tatę.

– W samą porę! – krzyknął zdenerwowany. – Szykuj się, zaraz podjeżdżam samochodem.

– Ojciec też idzie na pogrzeb Jurka? – spytałam.

Pamiętałam o bójce z mężem Anety,  trudno było o niej zapomnieć…

– Wszyscy idziemy – odparła mama.

– Włóż coś stosownego i pośpiesz się.

Nie miałam wyboru, zdecydowano za mnie. Narzuciłam czarną kieckę i pobiegłam do samochodu, w którym siedział niecierpliwiący się tata. Na cmentarzu była cała wieś. Tłum ludzi rozlał się między nagrobkami. Stanęłam z tyłu, zadowolona z anonimowości. Z nieba siąpił rzadki deszcz, wiele osób płakało. Nie podeszłam do Anety, nie złożyłam jej kondolencji, nie byłam w stanie tego zrobić i nie wiedziałam, czy by tego chciała.

Kiedy opuszczaliśmy już cmentarz, mignęła mi jej twarz. Wyglądała jak blada maska z zastygniętymi rysami. Aneta nie płakała, podejrzewałam, że nie miała już łez. Wiele lat marzyłam, że kiedyś jej wygarnę, odpłacę za to, co mi zrobiła. Marzyłam o zemście, ale to, co się stało, przerosło moje fantazje. To nie tak miało być. Nie tak. Na widok przybitej kobiety coś we mnie sklęsło. Hodowana latami chęć odegrania się stała się nagle nieważna, a nawet śmieszna.

Zrobiło mi się jej żal

Pochowawszy syna, Aneta nigdy już nie zdjęła żałoby. Zrezygnowała z pracy, nie doczekawszy emerytury, ale po wsi chodziła wyprostowana, z dumnie uniesioną głową, okazując hart ducha.
Spotkałam ją kiedyś przypadkowo w sklepie. Zdziwiłam się, kiedy odezwała się do mnie.

– Robisz zakupy dla mamy, to bardzo ładnie – pochwaliła mnie, jakbym była dzieckiem.

Nie odpowiedziałam. Odchodziłam już, kiedy mnie zawołała. Odwróciłam głowę, ale nie podeszłam.

– Nie masz o mnie dobrych wspomnień, prawda? No cóż, nie będę przepraszać, co by to teraz dało. Chciałam tylko, żebyś wiedziała, że ja nigdy nie chciałam być nauczycielką. Nigdy, rozumiesz

Powoli skinęłam głową, nie odrywając od niej oczu. Stała przede mną nieszczęśliwa, złamana przez los kobieta. Nie ułożyło jej się w życiu, nie umiała zawalczyć o siebie, a potem odszedł jej syn. Mściła się za to na wszystkich wokół, a ja zwyczajnie znalazłam się pod ręką. Czy to ją usprawiedliwiało? Nie. Ale zrobiło mi się jej żal. Nie chciałam się już mścić, byłam na to zbyt silna.

Czytaj także:
„Moja córka jest grzeczna, posłuszna, cicha, nie sprawia żadnych kłopotów wychowawczych. I to mnie właśnie martwi...”
„Po 35 latach dowiedziałam się, kto jest moim prawdziwym ojcem. Moja matka miała kochanka, z którym była w ciąży”
„Z niechęci do mnie nauczycielka postanowiła nie dopuścić mojej córki do matury. Zagrałam złośliwej babie na nosie”

Redakcja poleca

REKLAMA