„Z niechęci do mnie nauczycielka postanowiła nie dopuścić mojej córki do matury. Zagrałam złośliwej babie na nosie”

mama pociesza córkę fot. Adobe Stock, Monkey Business
„Mariola po sprawdzianie Magdy miała jeszcze cztery godziny zajęć. Klasówka córki leżała w jej szafce. Jak gdyby nigdy nic weszłam do kantorka woźnych i poprosiłam o klucz do szafki o numerze 29. Nie miały pojęcia, że moja szafka oznaczona jest numerem 15”.
/ 27.05.2022 17:30
mama pociesza córkę fot. Adobe Stock, Monkey Business

Podobno nie ma nic gorszego niż mściwy nauczyciel. I kto jak kto, ale ja mam prawo to powiedzieć. Znam ten zawód od podszewki. Wiem, jacy potrafią być uczniowie. Leniwi, bez ambicji, złośliwi. Ale wiem też, co potrafią niektórzy nauczyciele. A już zwłaszcza ci z niespełnionymi ambicjami. Zdziwaczali, niezadowoleni z życia i wyżywający się na uczniach, jak by to oni byli winni ich nietrafionych wyborów.

Przyznaję uczciwie, Magda, moja córka, nigdy nie była orłem z historii. To urodzony umysł ścisły. Z języka polskiego też nie była prymuską, ale Bożena, polonistka Magdy, doceniała jej pracowitość i bystrość. Rozumiała, że w klasie o profilu matematycznym raczej nie znajdzie przyszłych poetów.

Co innego historyczka – Mariola. Dla niej jej przedmiot jest najważniejszy, a najlepszy uczeń to ten, który wkuwa na pamięć i siedzi cicho. Zupełnie mnie to nie dziwi. Ja też uczę w tej szkole, znam Mariolę od lat i wiem, że źle reaguje na każdy przejaw indywidualności u uczniów. Ostrzegałam Magdę, radziłam, by siedziała cicho i jakoś przebrnie przez to liceum. Ale stało się inaczej.

Uczyła się, a i tak miała jedynki

Z historii córka ledwo wyciągała się na trójkę. A widziałam, że spędza dużo czasu, wkuwając daty. Moim zdaniem za dużo, bo przez to nie mogła w pełni poświęcić się temu, co było jej przyszłością, czyli matematyce. Do tego historyczka traktowała ją przesadnie surowo. Najpierw myślałam, że to dlatego, że Magda nie jest pokorna i umie inteligentnym tekstem obnażyć słabe strony nauczyciela. Ale po kilku miesiącach zorientowałam się, że tu chodzi o mnie. Mariola zwyczajnie mnie nie lubiła.

Pewnego dnia, kiedy Mariola oddawała uczniom klasówki, wyciągnęła pracę Magdy i powiedziała przy całej klasie:

– Niestety, moja panno, dwója i to naciągana. Mnie to nie zaskakuje, bo jesteś leniwa, ale może tobie by się przydało przebudzenie. Nie licz na to, że wszystko załatwi ci mama, tylko weź się do nauki.

Wiem, że za tak niepedagogiczne zachowanie powinnam zrobić Marioli awanturę, ale odpuściłam. I tak nie przemówię jej do rozumu, a tylko zaszkodzę dziecku. Postanowiłam utrzymywać poprawne stosunki z historyczką. Przydały się, gdy pod koniec każdego semestru musiałam u niej interweniować. Prosiłam Mariolę, by jeszcze raz córkę odpytała. Zawsze robiła tę samą zbolałą minę i mówiła:

– A czy twoja Magda nie jest po prostu leniwa? Dlaczego mam ją traktować na innych zasadach niż resztę uczniów?

Ja też bym chciała, żeby ta zakompleksiona baba zaczęła traktować Magdę tak, jak innych, bez złośliwości. Niestety ani moje prośby, ani starania córki nie przyniosły rezultatów.

Prawdziwe piekło rozpętało się w trzeciej, maturalnej klasie. Córka od pierwszych tygodni września ostro wzięła się do pracy. Od początku nauki w liceum wiedziała, że będzie zdawać na wydział matematyki na Politechnice Warszawskiej. Nie jest łatwo dostać się na tak dobrą uczelnię. Dlatego chodziła na prywatne lekcje z matematyki i fizyki. Codziennie dziesiątki zadań do rozwiązania, wzorów i praw do wkucia. Powypisywane kolorowymi mazakami na wielkich białych kartkach pokrywały ściany w jej pokoju.

Patrzyłam na nią i myślałam, że to przesada. Ale moje prośby, by czasem wyszła z koleżanką na spacer, czy do kina, kwitowała krótkim: „po maturze”. Nie spodziewała się, że sama matura nie będzie tak straszna, jak droga do niej.

Zaczęło się już we wrześniu. Na pierwszej lekcji historii Magda została wezwana do odpowiedzi. Miała zreferować cały materiał z zeszłego roku. Co za złośliwość Marioli! Jak można na pierwszej lekcji po wakacjach wymagać, by uczeń sypał datami z takiej ilości materiału? Magda zarobiła pierwszą jedynkę.

Później nie było lepiej. Historyczka zrezygnowała z dotychczasowej formy klasówek. Zamiast testów, w których dobrą odpowiedź można obiektywnie odróżnić od złej, zarządziła sprawdziany opisowe. Okazało się, że Magda „nie potrafi wyciągać wniosków na podstawie opisywanych wydarzeń”, że „jej wypowiedzi są jałowe”. I Magda dostawała jedynkę za jedynką. Była zestresowana i zdezorientowana. Nie wiedziała, czy uczyć się matematyki, czy znienawidzonej historii.

Nie chciała jej dopuścić do Matury

Na początku grudnia poprosiła mnie o pieniądze na korepetycje z historii. Zgodziłam się. Prywatny nauczyciel po lekcji powiedział mi, że nie widzi sensu w tych zajęciach. Magda jest ukierunkowana na zupełnie inne przedmioty, a i tak jej wiedza jak na licealistkę w klasie matematyczno-fizycznej jest imponująca. Dałyśmy więc spokój.

Bomba wybuchła tuż po świętach Bożego Narodzenia. Mariola oznajmiła, że nie widzi podstaw, by wystawić Magdzie pozytywny stopień. To był ostatni semestr historii dla klasy mojej córki, więc oznaczało to jedno – Magda nie zostanie dopuszczona do matury. Kiedy córka powiedziała mi o tym, łykając łzy i trzęsąc się jak osika, pomyślałam: „Dość tego!

Nazajutrz poprosiłam o rozmowę dyrektorkę szkoły. Stwierdziła, że przecież są obiektywne kryteria, które udowodnią, czy nauczycielka uwzięła się na Magdę. Po rozmowie z historyczką, która oczywiście nazwała mnie „urażoną mamusią z klapkami na oczach”, zapadła decyzja: Magda napisze test z całego semestru, który przygotuje Mariola, ale zostanie sprawdzony przez wszystkie nauczycielki historii z naszej szkoły.

Magda prawie w ogóle nie spała. Zadania z matematyki przestały dla niej istnieć. Tylko podręczniki do historii. Czytała, powtarzała, wkuwała na pamięć.

– Mamusiu, jeśli to przejdę, już nigdy nie dotknę książki od historii! – mówiła załamana.

Nadszedł dzień klasówki. Pierwsza złośliwość Marioli: zamiast umówionego testu, sprawdzian opisowy. Ale pal sześć, w końcu będą go sprawdzać niezależne nauczycielki. Ale aż cztery przekrojowe tematy do napisania w 45 minut?! Historia powszechna, historia Polski. Magda wyszła z sali roztrzęsiona. Przybiegła do pokoju nauczycielskiego i, łkając, próbowała mi cokolwiek wyjaśnić:

– Mamo, to koniec, nie zdam tego. Nie zdążyłam nic napisać na dwa pytania. Nikt z  klasy by tego nie zaliczył. Nie przystąpię w tym roku do matury.

Teraz i mnie ogarnął prawdziwy strach. „A może jednak to prawda – pomyślałam – że z nauczycielem się nie wygra." Ale w ułamku sekundy wpadła mi do głowy myśl. Wyszłam z Magdą z pokoju nauczycielskiego. Postanowiłam działać natychmiast.

– Pisałaś na zwykłej kartce? – zapytałam.

– Tak... Na swoim papierze kancelaryjnym. A co?

– Pamiętasz pytania?

– No jasne. Nigdy ich nie zapomnę – odpowiedziała.

– W takim razie idź natychmiast do biblioteki za rogiem, weź podręczniki i napisz sprawdzian od nowa.

Zrobiłam, co musiałam zrobić

Każda z nas, nauczycielek, ma w pokoju nauczycielskim szafkę. Trzymamy w nich różne materiały dydaktyczne i klasówki uczniów. Wiedziałam, że zapasowe klucze do szafek trzymają woźne w swoim kantorku. Mariola po sprawdzianie Magdy miała jeszcze cztery godziny zajęć. Przypuszczałam, że klasówka Magdy już dawno leży w jej szafce. Jakby nigdy nic weszłam do kantorka woźnych i poprosiłam o klucz do szafki o numerze 29. Nie miały pojęcia, że moja szafka jest z numerem 15.

Po dwóch godzinach Magda czekała na mnie z nową klasówką. Pobiegłam do szkoły. Akurat zaczęła się nowa godzina lekcyjna, więc w pokoju nauczycielskim nie było nikogo. Kazałam Magdzie stać na czatach. Błyskawicznie otworzyłam szafkę Marioli i… podmieniłam sprawdziany córki.

Nie wiem, czy większą radość sprawiła mi piątka Magdy, czy czerwona ze złości twarz Marioli. Oczywiście domyśliła się, że coś jest nie tak. Nawet syknęła mi na osobności, że wydaje jej się, że sprawdzian mojej córki był napisany na trzech stronach, a nagle zrobiło się ich pięć. Ale zaśmiałam się jej w twarz. Wiedziałam, że nic mi nie udowodni.

Ostatecznie decyzją komisji córka zakończyła edukację z historii z czwórką na świadectwie. Od dwóch lat studiuje na wymarzonej politechnice i jest w czołówce swojego rocznika.

A Mariola? Klasa Magdy była ostatnią o profilu matematyczno-fizycznym, którą uczyła. Dyrektorka powiedziała, że do emerytury będzie uczyć tylko klasy humanistyczne, które pasjonują się jej przedmiotem. Uznałam to za kolejny sukces. I nie mam nawet cienia wyrzutów sumienia.

Czytaj także:
„Oglądamy każdą złotówkę, ale przed znajomymi udajemy, że na wszystko nas stać. Najwyżej weźmiemy kolejny kredyt”
„Ukrywamy przed rodzicami, że adoptowaliśmy córkę. Poznali wnuczkę, gdy miała 3 lata, bo wcześniej musieliśmy kłamać”
„Nawyki synowej doprowadzały mnie do szału. Gderałam jej nad głową jak katarynka. Na szczęście w porę się opamiętałam”

Redakcja poleca

REKLAMA