Dzieci kuzynów hałaśliwie wybiegły z domu, ucieszone niespodziewaną propozycją pójścia razem do kina. Zapanowała cisza, którą większość dorosłych przywitała z ulgą, bo przed nami było spokojne popołudnie, które mogliśmy spędzić na piciu kawy i rozmowach w rodzinnym gronie. Tylko ja czułam narastające napięcie, bo moja Natalia została w domu. Wymówiła się od wspólnego wyjścia bólem głowy i zaszyła w swoim pokoju z książką.
Zawsze tak robiła. Spędzała u siebie milczące godziny, zamiast wyjść gdzieś z przyjaciółmi. Bo moja szesnastoletnia córka nie miała przyjaciół! Jak miała sobie ich znaleźć, skoro nie miała wspólnych tematów do rozmowy nawet z kuzynami, których zna od małego? Nieraz byłam świadkiem tego, jak próbowali wciągnąć ją do wspólnej zabawy, ale bez skutku.
Zastanawiam się, co zrobiłam nie tak, że wychowałam takiego odludka? Jakie popełniłam błędy? Na jakim etapie nie zauważyłam, że moja kochana, zawsze wzorowa córeczka tak naprawdę usuwa się w kąt i najbardziej lubi być niewidzialna!
Babcia nie puszczała jej na podwórko
Dobrze pamiętam, jak cieszyłam się z tego, że wszyscy o niej mówią „ale ona spokojna i grzeczna”. A przecież dzieci takie nie są! Kiedy wspominam siebie i swoje rodzeństwo, to naszym szaleństwom nie było końca! Gdy tylko spuszczono nas z oka, potrafiliśmy roznieść cały dom! A rywalizacja to był nasz żywioł. Jedno przez drugie staraliśmy się być we wszystkim najlepsi, obojętne, czy to były budowle z klocków, układanki czy malowanki. Chwaliliśmy się potem rodzicom, starając się zasłużyć na ich uznanie.
Tymczasem Natalia zawsze była pierwsza, bo… nie miała z kim rywalizować. W dodatku wychowywała ją właściwie moja mama, bo ja pochłonięta byłam pracą i zaocznymi studiami. Pamiętam moją córeczkę z tamtych lat wystrojoną codziennie w sukienkę z falbankami. Jakże była inna od tych umorusanych dzieci biegających po podwórku, na które babcia wręcz śmiertelnie bała się ją puścić! One we dwie chodziły do ogrodu botanicznego i tam, między rzędami kwitnących róż, moja Natalia łapała motyle.
Czasami sugerowałam mamie, że owady i starsi ludzie to nie jest najlepsze towarzystwo dla kilkulatki, ale ona nawet nie chciała słyszeć o posłaniu wnusi do przedszkola! Natalia tak naprawdę zetknęła się z dziećmi dopiero w szkole, jako siedmiolatka. I wtedy nagle okazało się, że kompletnie nie potrafi się wśród nich odnaleźć.
Moja mała księżniczka szybko spadła z piedestału, kiedy jej pastelowe sweterki stały się obiektem zazdrości, a zatem i kpin koleżanek. Najsilniejsze dziewczynki stanowiące grupkę przyjaciółek jeszcze z przedszkola wyśmiewały się z niej i robiły jej głupie kawały. Jak miała się wtedy zintegrować z grupą? Nauczycielka nie zwracała na to uwagi, zajęta realizacją programu. My z mężem pracowaliśmy i nie widzieliśmy problemu w tym, że mała siedzi w domu, zamiast biec na podwórko na rolki czy rower.
Mijały lata i z milczącego dziecka wyrosła nieśmiała i cicha nastolatka. Taki charakter wcale jej nie pomagał, wręcz przeciwnie, bardzo utrudniał życie.
Jeszcze nabierze pewności siebie? Kiedy?
Czasami serce mi pękało, a potem to wręcz trafiał mnie szlag, kiedy moja zdolna córeczka, zamiast brać udział w rozmaitych konkursach, wycofywała się już na samym początku z rywalizacji. Strach przed konkurencją? Publicznymi wystąpieniami? Pewnie wszystko naraz!
W każdym razie nie dziwiło mnie, kiedy nauczycielki mówiły, że Natalka znowu nie wzięła udziału w jakimś konkursie, bo wymiotowała ze stresu w ubikacji.
– Wyrośnie z tego… – zapewniały mnie. – Nabierze pewności siebie i wszystko będzie dobrze.
Wtedy im jeszcze wierzyłam, a teraz pytam: kiedy to będzie? Kiedy wreszcie moja córka przestanie być milczącym samotnikiem, któremu chorobliwa nieśmiałość uniemożliwia pokazanie światu, jaka jest mądra i oczytana? To ją paraliżuje i krzyżuje życiowe plany.
Natalia miała duże szanse, by dostać się do renomowanego liceum w naszym mieście. I co? Zawaliła sprawę, bo na ustnym egzaminie, który był obowiązkowym dodatkowym sprawdzianem wiedzy i osobowości kandydatów, po prostu zaniemówiła! A potem, kiedy nie znalazła swojego nazwiska na liście przyjętych uczniów, wpadła w taką rozpacz, że aż się o nią zaczęłam bać. Radziłam się męża, co robić, ale on nie potrafi dotrzeć do naszej córki, ani zrozumieć jej zachowania. Podejrzewam, że w głębi duszy myśli o tym, że wolałby mieć syna…
Tymczasem porażka podkopała i tak już kruche poczucie wartości Natalii. Córka, o ile to w ogóle możliwe, jeszcze bardziej zamknęła się w sobie! Cztery ściany pokoju to jej świat i poza niego prawie nie wystawia nosa. Chodzi do szkoły, bo musi, ale zdecydowanie tego nie lubi i nie opowiada mi żadnych historii z liceum. Kiedy idę na wywiadówkę, nauczyciele czasami nawet nie mają pojęcia, o jaką uczennicę ich pytam!
– Ach, Natalia! – mówią w końcu, ale jednocześnie nerwowo zaglądają do dziennika. – Ona nie sprawia żadnych kłopotów…
Będzie jej w życiu bardzo trudno...
A szkoda! – mam ochotę krzyknąć. Bo może wtedy pokazałaby światu, że istnieje! A nie przemykała cichcem gdzieś pod ścianą, zgarbiona i usiłująca zniknąć. Bo tak właśnie wygląda moja córka – skulona, z głową wciśniętą w ramiona, smukłą sylwetkę zaś kryje pod obszernymi swetrami. Jakże się różni od swoich rówieśniczek, które roześmiane z dumą prezentują swoje nabierające kształtów ciała pod obcisłymi bluzeczkami!
Nie, żebym chciała, aby moja córka chodziła z gołym pępkiem, uwieszona na ramieniu jakiegoś pryszczatego chłopaka! Chociaż… Tak naprawdę właśnie tego bym chciała! Bo przecież w życie nastolatka wpisane są szaleństwa. Kradzież jabłek w sadzie, pieniędzy z portmonetki matki, pierwszy papieros i piwo. Moja córka prędzej by umarła, niż zrobiła coś takiego! Pewnie dlatego nie ma przyjaciół, bo… nie jest „swoja”. Nie wiadomo, jak ją traktować, czy nie pójdzie kablować dorosłym, taka stara-maleńka.
Siedzę więc teraz z rodziną i niby rozmawiam z kuzynkami, ale tak naprawdę wsłuchuję się w ciszę panującą na piętrze. „Poszła spać? Czyta? A może płacze?” – zastanawiam się. Ostatnio często przyłapuję Natalię na szlochaniu w poduszkę. Wydaje mi się, że chodzi jeszcze bardziej błędna i zamknięta w sobie. Czyżby się zakochała? A jeśli tak, to jej nie zazdroszczę, bo jak ze swoją nieśmiałością wyzna chłopakowi uczucie? Jak mu da do zrozumienia, co do niego czuje?
To nierealne. Mam tylko nadzieję, że w związku z tym nie zrobi żadnego głupstwa. Martwię się o to, a nawet zaczynam się tego bać…. Jeśli się nie zmieni, będzie jej w życiu bardzo trudno. Jak mam jej pomóc?
Czytaj także:
„Mąż latami traktował mnie jak worek treningowy. Pokornie znosiłam bicie i upokarzanie, bo bałam się go zostawić...”
„Udawałem, że rozwód spłynął po mnie jak po kaczce, a rozbiłem się na milion kawałków. Tylko nowa miłość mogła posklejać moje serce”
„Przez 15 lat prowadziłam podwójne życie, oszukiwałam męża i dzieci. Moją grę kłamstw i pozorów przerwała... choroba”